Niechciany zbawiciel na ratunek rozbitej Barcelonie. Ozłocony Coutinho wraca przepędzić katalońskie koszmary

Niechciany zbawiciel na ratunek rozbitej Barcelonie. Ozłocony Coutinho wraca przepędzić katalońskie koszmary
Ververidis Vasilis/Shutterstock
Witany jak król, żegnany jak banita. Philippe Coutinho przeszedł w Barcelonie długą i wyboistą drogę od bohatera do zera. Ale przygoda Brazylijczyka w stolicy Katalonii nie dobiegła końca. Pomimo wielu niesnasek, 28-latek ma jeszcze jedną szansę, aby podbić Camp Nou. Zapewne ostatnią.
Wracając do Barcelony, Coutinho musiał czuć się nieco specyficznie. Pod jego nieobecność klub upadł na każdej możliwej płaszczyźnie. Klęski sportowe poszły w parze z wizerunkowymi strzałami w kolano. Było zamieszanie na ławce trenerskiej, kapitan katalońskiego okrętu wszedł w stan wojny z prezydentem, a tu nagle zza winkla wychylił się człowiek, któremu rok temu pokazano drzwi wyjściowe. Ten sam zawodnik wrócił do Hiszpanii z potrójną koroną w kieszeni.
Dalsza część tekstu pod wideo

Pochopne wypożyczenie

Transferowe wpadki Barcelony to materiał na pokaźnych rozmiarów książkę. I to tylko biorąc pod uwagę ostatnich kilka lat. Wydatek rzędu prawie 150 milionów euro za Philippe Coutinho również trzeba rozpatrywać w kategorii porażki. Sęk w tym, że Josep Maria Bartomeu i spółka sami doprowadzili do takiej sytuacji, odsyłając reprezentanta “Canarinhos” do Monachium. Ten niepotrzebny ruch wiele namieszał.
Oczywiście, filigranowy pomocnik zawiódł oczekiwania, zwłaszcza w sezonie 2018/19, ale nawet nie dostał okazji na poprawę, odbicie się od dna. Warto przypomnieć, że jego początki na Camp Nou były niezwykle udane. Po przyjściu w styczniu 2018 r. zakończył rozgrywki ligowe z dorobkiem ośmiu bramek i pięciu asyst w 18 spotkaniach. Na starcie faktycznie wyglądał jak gotowy następca legendarnego Andresa Iniesty. Znakomity technicznie, skuteczny pod bramką, jednocześnie zwinny i kreatywny. Na jego lekką grę patrzyło się z przyjemnością.
Problem pojawił się rok później, gdy Coutinho znacznie obniżył loty. W pewnym momencie grał tak słabo, że kibice na Camp Nou zaczęli go wygwizdywać. W starciu z Getafe przez kilkadziesiąt minut wysłuchiwał kakofonii gwizdów. Ernesto Valverde także nie zamierzał mu pomóc w powrocie do formy. W pierwszej kolejce sezonu 2019/20 wolał postawić na Rafinhę. Coutinho opuścił klub, będąc niechcianym, zbrukanym, odrzuconym. A nawet Paco Alcacer czy Andre Gomes, którzy byli niewypałami przez wielkie “N”, dostali przynajmniej dwa lata na pokazanie się. Philippe po półtora roku musiał szukać szczęścia na wygnaniu. Chyba sam nie przypuszczał, ile zyska na epizodzie w Monachium.

Cudze chwalicie, Coutinho nie znacie

Parafraza polskiej maksymy powinna zostać oprawiona w ramkę i powieszona w barcelońskich gabinetach. Bartomeu bez żalu oddał Coutinho i sprowadził Antoine’a Griezmanna, kolejną gwiazdę za ponad 100 mln. Brazylijczyk odpłacił się fantastyczną zmianą w ćwierćfinale Ligi Mistrzów. Upokorzył “Barcę”, przyczyniając się do zwycięstwa Bayernu dwoma golami i asystą.
I to był sygnał, który chyba ostatecznie przekonał katalońskich włodarzy do przyznania się do błędu. To nie jest tak, że Brazylijczyk zapomniał, jak się gra i w kilka miesięcy stracił umiejętności, niczym bohaterowie kultowego filmu “Kosmiczny Mecz”. On najzwyczajniej w świecie potrzebuje wsparcia. Takiego mentora, który go poprowadzi. A Valverde bez słowa wyrzucił go ze składu. Nie zaufał mu, nie uwierzył w jego potencjał. Jasne, Hansi Flick też czasem odsyłał Coutinho na ławkę. Ale jednocześnie podkreślał zalety brazylijskiego podopiecznego. Dawał mu do zrozumienia, że warto czekać na swoją szansę.
Były gwiazdor Liverpoolu nie zamierza spoczywać na laurach. W Bayernie miałby pewne problemy z wygryzieniem ze składu świeżo sprowadzonego Leroya Sane. Lepszą opcją jest próba odbudowania renomy w Hiszpanii. Chęci do poprawy są widoczne, co najlepiej potwierdza fakt, że Coutinho dołączył do treningów Barcelony cztery dni przed planowanym powrotem. Skrócił wakacje, aby jak najszybciej znaleźć miejsce w układance Ronalda Koemana.

Brakujący element

Wyjściowy skład “Blaugrany” na przyszły sezon to jedna wielka tajemnica. Za kilka dni ruszają rozgrywki ligowe, a ekipa z Camp Nou przypomina plac budowy. Przyszłość kilku zawodników wciąż stoi pod znakiem zapytania. Coutinho może jednak spać spokojnie. Wszechstronność i boiskowa uniwersalność sprawiają, że powinien grać niezależnie od formacji preferowanej przez holenderskiego szkoleniowca, ufającemu 28-latkowi.
Zwłaszcza, że w Barcelonie ostatnimi czasy ewidentnie brakowało pomocnika z tzw. jajem. Takiego, który nie boi się przyjąć piłki i bez zastanowienia uderzyć. W zgodzie z naturalnym instynktem, a nie filozofią tysięcznego podania w poprzek. Arthur Melo, mając przed sobą pustą bramkę, zapewne i tak szukałby Leo Messiego. Sergio Busquets pole karne rywali odwiedza równie często, co siłownię. Frenkie de Jong to pomocnik o zupełnie innym profilu. Mimo wielkiej klasy, holenderski rozgrywający nigdy nie zamieni się w maszynkę do zdobywania bramek. Z takim środkiem pola nie dało się wiele osiągnąć. Potrzeba zmian, na których zyska właśnie Coutinho. Hiszpańskie media już podały, że Koeman widzi go w centralnej strefie boiska.
Pomysł Valverde z wystawianiem klasycznej “dziesiątki” na skrzydle zakończył się katastrofą. Brazylijczyk lubi być pod grą, czuć piłkę, dyktować tempo. W Bayernie na papierze występował bliżej linii, jednak mógł ścinać do środka dzięki ofensywnym zapędom Alphonso Daviesa. Na Camp Nou ten manewr nie funkcjonował.
Za to tercet Frenkie-Pjanić-Coutinho zapowiada się ekscytująco. Mieszanka jakości, techniki, naturalnej bezczelności. Długo wyczekiwany powiew świeżości w do niedawna archaicznej formacji Katalończyków. Szykuje się nowe rozdania. Spóźniona, ale jednak rewolucja. Kia Joorabchian, agent piłkarza, powiedział na łamach “Talk Sport”, że Koeman zadzwonił do “Cou” od razu po finale Ligi Mistrzów, aby poinformować go, że znajduje się w planach na przyszły sezon.
W przypadku Brazylijczyka można mówić o pewnym paradoksie, zasługującym na miano “Coutinho Schrödingera”. Wiemy, że Philippe jednocześnie jest piłkarzem znakomitym (sezon 2017/18), ale też fatalnym (sezon 2018/19). Aktualnie 28-latek, zgodnie z zasadami słynnego eksperymentu austriackiego fizyka, znajduje się w obu tych stanach. Może być spektakularny, a może znów zawieść.
O tym, która z dwóch opcji okaże się prawdziwa, przekonamy się niebawem. Aby zweryfikować przydatność Coutinho, Ronald Koeman musi wystawić go na boisko. Poziomu Barcelony z końcówki sezonu 2019/20 filigranowy atakujący przecież nie obniży.

Przeczytaj również