Niedoszła gwiazda FC Barcelony na zakręcie kariery. Ostatnia szansa na odbudowę. "Stracił radość z futbolu"

Niedoszła gwiazda Barcelony na zakręcie kariery. Ostatnia szansa na odbudowę. "Stracił radość z futbolu"
Xinhua/Pressfocus
Reprezentował barwy trzech topowych klubów. Współpracował z uznanymi trenerami i grał u boku Leo Messiego, Cristiano Ronaldo czy Neymara. Kariera Arthura Melo tylko pozornie wygląda tak idealnie. Od dłuższego czasu Brazylijczyk nie może znaleźć dla siebie miejsca w futbolu. Teraz znów spróbuje odwrócić złą kartę.
Arthur Melo posiada CV, którego teoretycznie mogłoby mu zazdrościć wielu piłkarzy. Nie każdy może się pochwalić występami dla Barcelony, Juventusu czy Liverpoolu i sukcesami z reprezentacją Brazylii. Zwłaszcza, że mówimy o 26-letnim zawodniku, przed którym wciąż minimum kilka sezonów gry. Mimo naprawdę pokaźnego bagażu doświadczeń musi on teraz wyjść na prostą i na nowo zbudować swoją karierę. Już zbyt długo wychowanek Gremio znajduje się na wirażu.
Dalsza część tekstu pod wideo

Rok wyjęty z życia

Z perspektywy Arthura miniony sezon właściwie mógłby się nie odbyć. Za kilka lat pewnie większość z nas będzie robiła wielkie oczy, jeśli ktoś przypomni, że taki piłkarz w ogóle grał w Liverpoolu. Chociaż słowo “grał” jest pewnym nadużyciem, biorąc pod uwagę lichy bilans 13 minut w pierwszej drużynie “The Reds”. Pomocnik zaczął i jednocześnie skończył swoją przygodę z LFC na króciutkim występie przeciwko Napoli, które wygrało wówczas 4:1.
Wypożyczenie Arthura na Anfield od początku pachniało niewypałem. Nie przez przypadek dopiero na kilka godzin przed zamknięciem okienka ktokolwiek zgodził się przyjąć zawodnika definitywnie skreślonego przez Juventus. Już sezon 2021/22 stanowił brutalny regres w wykonaniu reprezentanta Brazylii. Nic dziwnego, że Massimiliano Allegri nie miał zamiaru kontynuować tej współpracy. Niestety, to nie poziom sportowy, ale kwestie zdrowotne sprawiły, że 26-latek nie odbudował się nad Merseyside. Na początku października rozgrywający doznał kontuzji. Od samego początku informacje napływające z Liverpoolu nie napawały optymizmem. Juergen Klopp otwarcie mówił, że uraz jest bardzo poważny i nie wie dokładnie, kiedy Melo wróci do gry. Koniec końców okazało się, że już ani razu nie zdołał on wystąpić w seniorach “The Reds”. W ostatnich miesiącach jego piłkarska aktywność ograniczała się jedynie do treningów.
- Życzę Arthurowi wszystkiego najlepszego w dalszej karierze. Okoliczności sprawiły, że nie mógł grać tyle, ile by chciał, ale jego profesjonalizm i umiejętności były oczywiste dla każdego, kto z nim pracował - pochwalił go Klopp, kiedy było już wiadomo, że Arthur opuści Anfield.

Utracony uśmiech

W ostatnich latach pomocnik bardzo dobrze poznał gorzki smak rozczarowania. Z Barcelony musiał odejść ze względu na problemy finansowe klubu, który przeprowadził wówczas słynną “wymianę” z udziałem Miralema Pjanicia. Finalnie z całej tej transakcji wszystkie strony wyszły niezadowolone. Bośniak nie podbił Camp Nou, a Brazylijczyk zdecydowanie odstawał od poziomu wymaganego w ekipie Allegriego. Do tego doszły jeszcze problemy dyscyplinarne. Jeszcze za czasów pobytu w Katalonii media rozpisywały się na temat zbyt dużego zamiłowania pomocnika do nocnego trybu życia. Z kolei w Turynie wychowanek Gremio podpadł choćby udziałem w imprezie organizowanej przez Westona McKenniego, która łamała ówczesne przepisy związane z pandemią. 26-latek nie ukrywa, że do świata europejskiej piłki wszedł jako zbyt młody i jeszcze nie do końca dojrzały człowiek. To zahamowało jego sportowy rozwój.
- Kiedy przybyłem do Barcelony, byłem za młody. Być może nie dojrzałem na tyle, aby stawić czoła pewnym wyzwaniom. Odszedłem też, kiedy miałem rozpocząć swój trzeci sezon na Camp Nou, miałem wtedy już znacznie więcej doświadczenia w porównaniu z momentem, gdy przyjechałem z Brazylii. Wtedy byłem już w 100% przystosowany, byłem lepszym zawodnikiem, ale sprawy potoczyły się tak, że odszedłem. Myślę, że miałem trochę pecha, nie mogłem w pełni cieszyć się futbolem, ale to już przeszłość - wyznał w rozmowie z "Mundo Deportivo".
Przy tylu różnorakich problemach Arthur miał pełne prawo stracić naturalną radość z futbolu. Wygląda jednak na to, że nie ma on zamiaru dłużej rozdrapywać ran. Już ponad rok temu Brazylijczyk zatrudnił trenera personalnego, który pracuje z nim wyłącznie nad kwestiami mentalnymi. Powrót po poważnej kontuzji nie ogranicza się bowiem do aspektów czysto zdrowotnych. Być może to właśnie we własnej głowie przegrywał najważniejszą walkę, która skutkowała stopniowym zjazdem sportowym. Teraz pomocnik wydaje się znacznie bardziej gotowy na nadchodzące wyzwania.
- Przeszłość wiele mnie nauczyła. Myślę, że przeszedłem przez trudne chwile, ale udało mi się je wykorzystać. Widzę teraz siebie jako piłkarza bardziej dojrzałego, lepiej przygotowanego fizycznie i mentalnie. Chcę osiągnąć swój maksymalny możliwy poziom i wiem, że jestem w stanie to zrobić. Myślę, że mogę osiągnąć znacznie więcej - dodał w wywiadzie z dziennikiem "Sport".

Nowe rozdanie

Po nieudanych wojażach w mieście Beatlesów Arthur wrócił do Juventusu. Wiadomo jednak było, że nie zdoła on zagrzać miejsca w stolicy Piemontu. Przede wszystkim “Starą Damę” nadal prowadzi Massimiliano Allegri, który nie potrzebuje w składzie zawodnika o takim profilu. Dodatkowo klub miałby ogromne problemy z utrzymaniem 26-latka. Warto przypomnieć, że “Bianconeri” przekonali Brazylijczyka do zmiany klubu pokaźną pensją. Jej rozmiary przekraczają obecne możliwości drużyny z Allianz Stadium.
Wybawieniem dla “Juve” i przede wszystkim samego Arthura okaże się Fiorentina. Rozgrywający trafi tam na zasadzie rocznego wypożyczenia. Alfredo Pedulla podał, że “Viola” zgodzi się pokryć około 30% wysokiej pensji zawodnika. Dodatkowo włodarze ze Stadio Artemi Franchi zapewnią sobie opcję wykupu za 20 mln euro.
- Arthur to piłkarz z najwyższej półki, jego umiejętności są na bardzo wysokim poziomie. Ten zawodnik podoba się wszystkim w klubie, ale zobaczymy, co przyniesie rynek - powiedział niedawno Vincenzo Italiano na antenie stacji "Sky Sports".
Sam Arthur przyznał w ostatnich wywiadach, że zależy mu na odzyskaniu formy, ponieważ to zwiększyłoby jego szanse na powrót do kadry. Jego aktualnie największym marzeniem jest udział w przyszłorocznej edycji Copa America. Na dziś powołanie dla 26-latka wydaje się bardzo odległe. Nie zapominajmy jednak o tym, że choćby w 2019 roku był on częścią mistrzowskiej drużyny “Canarinhos”. Podczas tamtego turnieju CA wystąpił w pięciu z sześciu meczów w pełnym wymiarze czasowym. Wtedy pokazywał, że może być piłkarskim królem Arthurem.
- Arthur doskonale czyta grę i przewiduje zachowania przeciwników. Swoim ustawieniem potrafi zmusić rywala do krycia kogoś, po czym oszukuje go, podając celnie w inne miejsce. Dzięki temu ułatwia nam rozgrywanie akcji, zawsze potrafi znaleźć najlepsze rozwiązanie - tak przed czterema laty opisywał go Tite.
Od tego czasu pomocnik przeżył oczywiście znacznie więcej upadków niż wzlotów. Wygląda jednak na to, że miniony sezon był punktem krytycznym, który może stanowić preludium nadchodzącej odbudowy. Chyba wreszcie zrozumiał on, że nie ma sensu dalej zwiedzać uznanych klubów, będąc w dołku formy. Znacznie lepszym rozwiązaniem jest zrobienie kroku w tył i potwierdzenie umiejętności w ekipie z nieco niższej półki. Szczególnie, że Fiorentina zdaje się być obiecującym projektem, co potwierdził m.in. udział w finałach Coppa Italia i Ligi Konferencji Europy.
W rękach Arthura pozostaje wykorzystanie tej szansy. Sam piłkarz podkreśla, że obecnie jest dojrzalszy i bardziej gotowy niż w momencie przenosin z Gremio do Barcelony. Zdobyte doświadczenia pewnie uświadomiły mu, że wysoki kontrakt w prestiżowym zespole nie wystarczy, aby móc w pełni mówić o osiągnięciu sukcesu. Czasem lepiej grać w słabszej drużynie niż być statystą w topowej. Pod słońcem Toskanii Brazylijczyk może odzyskać utracony blask.

Przeczytaj również