Nieziemska forma byłego gracza Legii Warszawa. 14 goli w 7 ostatnich meczach! Najlepszy w lidze

Nieziemska forma byłego gracza Legii. 14 goli w 7 ostatnich meczach! Najlepszy w lidze
Rafal Oleksiewicz / pressfocus
Dominik - Budziński
Dominik BudzińskiDzisiaj · 13:05
Już kilka miesięcy temu pisaliśmy, że Waleri Kazaiszwili, były zawodnik warszawskiej Legii, błyszczy formą w Chinach. Z perspektywy czasu wiemy jedno - była to tylko rozgrzewka. W ostatnich tygodniach Gruzin gra bowiem po prostu futbol z kosmosu.
Waleri Kazaiszwili w młodości zapowiadał się na zawodnika, który może zrobić dużą karierę. Chociaż urodził się w Gruzji, rzadko wydającej na świat piłkarzy topowych, szybko wpadł w oko klubom ze zdecydowanie mocniejszych lig. Pomogła mu dobra gra w reprezentacjach młodzieżowych. Dla kadr U17, U19 i U21 strzelił łącznie 13 goli w 26 meczach.
Dalsza część tekstu pod wideo

Kozak z Eredivisie w Legii

Już w międzyczasie, jako 18-latek, ruszył podbijać Holandię, gdzie porządnie się potem zasiedział. Koszulkę Vitesse zakładał przez pięć kolejnych sezonów, najlepszą formę pokazując w trakcie dwóch ostatnich. To właśnie wtedy, po kampanii 2015/16, którą zakończył z dorobkiem 10 goli i trzech asyst w Eredivisie, wpadł w oko Legii Warszawa. Na koncie miał wówczas ponad 100 spotkań w holenderskiej elicie, kilkadziesiąt w reprezentacji, a portal Transfermarkt wyceniał go na 3,5 mln euro. Nie był to zatem gość z pierwszej lepszej łapanki.
Jakim cudem w tamtym okresie “Wojskowi” wyciągnęli zawodnika takiego kalibru? Mieli mocną kartę przetargową, bo kilka dni wcześniej zapewnili sobie awans do Ligi Mistrzów. To mogło zadziałać na wyobraźnię Gruzina, który zanim w ogóle zawitał do Warszawy, wyobrażał już sobie pewnie starcia z Realem Madryt czy Borussią Dortmund.
I faktycznie. Po niecałych dwóch tygodniach od sfinalizowania wypożyczenia, Kazaiszwili wyszedł w podstawowym składzie na mecz z BVB. Był to jego debiut w Legii, który wypadł jednak… blado. Cała drużyna mocno dała wtedy ciała. Przegrała aż 0:6.

Z Magierą nie po drodze

Pierwszą szansę Gruzinowi dawał jeszcze prowadzący wtedy zespół Besnik Hasi. Problem w tym, że po chwili już go nie było. Stery przejął Jacek Magiera, który - delikatnie rzecz ujmując - nie był wielkim fanem wychowanka FC Saburtalo. Efekt? Kazaiszwili zagrał potem tylko w jednym spotkaniu Ligi Mistrzów. Dostał 16 minut na pokazanie swoich umiejętności w Madrycie. Cztery pozostałe starcia najbardziej elitarnych rozgrywek Europy oglądał albo z ławki, albo z trybun.
Częściej występował w Ekstraklasie, ale i tam nie robił furory. Ostatecznie, przez cały sezon, rozegrał 16 spotkań. Strzelił jednego gola i zanotował dwie asysty. Pod koniec rozgrywek był już w zasadzie całkowicie pomijany i co rusz lądował poza kadrą meczową. Stało się wówczas jasne, że po okresie wypożyczenia nie będzie miał w stolicy żadnej przyszłości.
- Najgorsze było to, że nie grałem. Trener, który mnie sprowadził [Besnik Hasi - przyp. red.], został zwolniony po dwóch tygodniach, a nowy szkoleniowiec utrudniał mi życie od samego początku. Z Magierą było mi zupełnie nie po drodze. Nawet nie chciał mi dać szansy. To był jednak najważniejszy sezon w mojej karierze, bo nauczyłem się, jak sobie radzić w takich sytuacjach - tłumaczył Kazaiszwili.

Dobry w Stanach i Korei, niesamowity w Chinach

Jak potoczyły się potem jego losy? Do Vitesse wrócił tylko na moment, po kilku tygodniach pakując walizki już ostatecznie. Na zasadzie transferu definitywnego pozyskał go przedstawiciel MLS, San Jose Earthquakes. Ta przygoda była dla Kazaiszwiliego zdecydowanie bardziej udana. Za oceanem spędził aż cztery lata. Rozegrał 99 spotkań, zdobył 30 bramek, dorzucił 14 asyst. Sprawdzał się na kilku pozycjach. Jako napastnik, skrzydłowy, ofensywny pomocnik.
Po grze w Europie i Ameryce Północnej przyszedł w końcu czas na posmakowanie życia na kolejnym kontynencie. W lutym 2017 roku Kazaiszwili obrał kurs na Azję. Ruszył do Korei Południowej. Tam zasilił Ulsan Hyundai, w barwach którego zaliczył najbardziej płodny w trofea okres swojej kariery. Dwukrotnie świętował zdobycie krajowego mistrzostwa, mając spory wkład w klubowe sukcesy.
W ostatnim czasie zobaczyliśmy natomiast zupełnie inną odsłonę 32-letniego obecnie Gruzina. Przemienił się on z zawodnika dość skutecznego w prawdziwego goleadora. Od ponad półtora roku jest zawodnikiem chińskiego SD Taishan, gdzie robi niebywałą furorę. Uchodzi nie tylko za gwiazdą drużyny, ale i całej ligi.
Po 24 kolejkach trwającego sezonu ligowego Kazaiszwili ma na koncie… 22 gole i pięć asyst! To dorobek po prostu kapitalny. Samego siebie były gracz Legii przechodzi w ostatnich kilku tygodniach. Strzelał w każdym z siedmiu minionych spotkań. Ba, łącznie na listę strzelców wpisywał się w nich aż 14 razy! Dwukrotnie zaliczał hat-tricka, a raz dorzucił nawet cztery trafienia.
Waleri Kazaiszwili
Transfermarkt
Gruzin jest oczywiście najskuteczniejszym graczem całych rozgrywek. Drugiego Fabio Abreu wyprzedza o pięć bramek. Dla formalności warto podkreślić, że mowa o najwyższym szczeblu w Chinach, a Kazaiszwili nie gra dla żadnego z ligowych gigantów. Jego drużyna póki co zajmuje piąte miejsce w stawce. Tym bardziej warto docenić więc kapitalne wyczyny strzeleckie 32-latka, który… rzadko jest napastnikiem. Owszem, zdarza mu się wystąpić na tej pozycji, ale w większości spotkań gra jako “dziesiątka” czy skrzydłowy.
Nawet jeśli liga chińska nie jest dziś tak silna jak jeszcze kilka lat temu, gdy występowały tam gwiazdy dużego formatu, to forma Kazaiszwiliego i tak robi spore wrażenie. Kto wie, może doceni go selekcjoner reprezentacji Gruzji, bo na powołanie do zespołu narodowego były gracz Legii czeka od 2022 roku.

Przeczytaj również