"Nowy Messi" nie podbił Barcelony. Trudno uwierzyć, jaki zjazd zaliczył. "Nawet tam nie gra"

Kiedy trafił na Camp Nou, dziennikarze porównywali go do Leo Messiego i wróżyli mu równie wielką karierę. Tyle tylko, że ostatecznie Yusuf Demir spędził w Barcelonie jedynie pół roku. Hiszpanii nie podbił, choć niekoniecznie ze względu na umiejętności. Okres, który wiele karier pchnąłby do przodu, tę Austriaka jednak mocno wyhamował.
Gdy latem 2021 roku kibice Barcelony coraz bardziej godzili się z faktem, że Leo Messi po ponad dwóch dekadach opuści stolicę Katalonii, do sezonu z drużyną Ronalda Koemana szykował jeden z nowych nabytków “Blaugrany”. Yusuf Demir przez niektórych był wtedy nawet anonsowany jako potencjalny następca argentyńskiej legendy. Ostatecznie jego przygoda z Primera Division skończyła się tylko na tych hucznych zapowiedziach. Skrzydłowy nie został nowym liderem drużyny. Co gorsza - od momentu rozstania z nią, notuje już tylko regres.
Miał w sobie coś z Messiego
23 listopada 2021 roku przez wielu traktowany jest jako dzień, który zdefiniował późniejsze losy Demira. Barcelona, prowadzona od kilku tygodni przez Xaviego, podejmowała u siebie Benficę w przedostatniej kolejce fazy grupowej Ligi Mistrzów. Aby nie martwić się kwestią awansu w ostatniej serii gier, kiedy “Barcę” czekał pojedynek z Bayernem, trzeba było pokonać Portugalczyków. Pod koniec pierwszej połowy Sergio Busquets posłał kapitalną piłkę do Yusufa. Młodzian pognał w kierunku bramki gości, oddał świetny strzał, ale ten tylko obił poprzeczkę. Barcelona ostatecznie bezbramkowo zremisowała, a z Bawarczykami przegrała 0:3 i sensacyjnie pożegnała się w rozgrywkami. W tamtym meczu Demir został zmieniony po 66 minutach przez... Ousmane'a Dembele.
- Czasem naprawdę brakuje kilku centymetrów - gdyby piłka po strzale Demira w tym meczu z Benficą na Camp Nou nie odbiła się od poprzeczki, tylko wpadła do siatki, być może cała historia potoczyłaby się inaczej. A szczerze przyznam, że po jego pierwszych występach mało kto tak bardzo przypominał mi pod względem ruchów, czystej fizyki, stylu prowadzenia piłki czy nawet samego wyglądu - Leo Messiego. Oczywiście, zachowując wszelkie proporcje, ale te drobne kroczki, zejście na lewą nogę czy nawet ten słynny strzał z Benficą były niemal identyczne - opowiada nam Mateusz Doniec z FCBarca.com.
Demir jako młody talent wejście do nowego, wymagającego przecież środowiska miał naprawdę obiecujące. Już podczas okresu przygotowawczego zanotował kilka całkiem udanych epizodów. W meczu ze Stuttgartem strzelił nawet gola, a niektórzy zaczęli go porównywać do Pedriego, który rok wcześniej w trakcie letnich przygotowań również zaprezentował się z dobrej strony. Zaczytu oficjalnego debiutu Austriak dostąpił już w drugiej ligowej kolejce, kiedy wszedł na ostatnie pół godziny meczu z Athletikiem. Po kolejnych dwóch tygodniach miał na swoim koncie pierwsze minuty w Lidze Mistrzów. Wydawało się, że wszystko idzie zgodnie z planem.
- Problem w tym, że trafił na Barcelonę w kryzysie. Klub gasił pożary po odejściu Leo Messiego i Yusuf zamiast stopniowego wejścia poprzez rezerwy został wrzucony do pierwszej drużyny w roli “łaty” na kontuzje Ansu Fatiego czy Ousmane’a Dembele. Na początku grał bez kompleksów, ale z czasem przytłoczyła go presja. Przestał ryzykować, a na dodatek w tle wisiała rzekoma klauzula automatycznego wykupu po rozegranych dziesięciu meczach. Barcelona nie mogła sobie wtedy pozwolić na taki wydatek - tłumaczy Doniec.
Dziś nie byłoby łatwiej
To właśnie wspomniana wyżej klauzula uważana jest za jeden z głównych powodów, dla których Demir opuścił stolicę Katalonii już po zaledwie pół roku. “Barca” pierwotnie jedynie wypożyczyła go bowiem z Rapidu Wiedeń na sezon za pół miliona euro. Po rozegraniu odpowiedniej liczby spotkań - w doniesieniach prasowych najczęściej mowa była o dziesięciu - musiałaby go wykupić za dziesięć milionów euro. Dla pogrążonego w tarapatach finansowych klubu, który przez pustki w kasie chwilę wcześniej rozstał się ze swoim kapitanem i legendą, liczył się wtedy każdy eurocent. To dlatego pobyt Demira w Barcelonie ostatecznie zakończył się na tylko dziewięciu występach.
- Demir na Camp Nou miał okres, kiedy radził sobie całkiem dobrze, ale przestał grać, ponieważ inaczej uaktywniałaby się klauzula obowiązkowego wykupu. Barcelona wtedy tych pieniędzy po prostu nie miała. W końcówce pobytu Austriaka w Katalonii przytrafiła mu się jeszcze kontuzja, ale najważniejszym powodem, dla którego nie grał w ostatnich tygodniach, rzeczywiście była ta klauzula. Choć szczerze mówiąc, Yusuf mógł też nie być po prostu na tyle utalentowany, aby sprostać wymaganiom stawianym przed młodymi graczami w Barcelonie. Spotkała go po części podobna historia jak np. Trincao - tłumaczy w rozmowie z nami Jordi Cardero, kataloński dziennikarz Diari Ara.
Mimo że od tamtego czasu minęły już ponad cztery lata, Barcelona wciąż praktycznie co okienko transferowe jest jednym wielkim eksperymentem, a Joan Laporta musi chwytać się kolejnych kruczków prawnych, aby utrzymać klub na powierzchni. Teraz mimo wszystko “Blaugrana” znajduje się przynajmniej w nieco lepszej sytuacji sportowej. Pod okiem Hansiego Flicka rozwijają się młode talenty, bez których żaden kibic nie wyobraża sobie tej drużyny - jak np. wspomniany Pedri, ale też Gavi czy Lamine Yamal. Być może Demir rzeczywiście przestrzelił więc moment, w którym zawitał na Camp Nou.
- Owszem, dziś “Barca” jest jest sportowo w lepszym miejscu, ale na pozycji, na której grał Demir, mamy właśnie Yamala. W środku pola, gdzie Austriak zaskakująco dobrze radził sobie w pre-sezonie, np. w meczu o Puchar Gampera z Juventusem, konkurencja jest jeszcze większa. Dziś można powiedzieć, że mamy w kadrze Barcelony wersję Demira 2.0 w postaci Roony'ego Bardghjiego - piłkarza o niemal identycznym profilu, stylu gry i nawet sylwetce, który również pojawił się w klubie jako utalentowany, promocyjny transfer i błysnął w okrese przygotowawczym. Wydaje się, że Roony ma jednak to, czego zabrakło Demirowi - pewność siebie. Widać to dobrze już po pierwszych tygodniach w klubie - zauważa Doniec.
Człowiek widmo
Na razie jest za wcześnie, by wyrokować, jak potoczy się kariera Bardghjiego. Szwed z pewnością powinien zapoznać się z historią Demira. Być może w ten sposób uniknie błędów Austriaka. Ten po powrocie do Rapidu dokończył tam rozgrywki 2021/2022, ale w kolejnych był już zawodnikiem Galatasaray, które zapłaciło za niego sześć milionów euro. Wiedeńczyk Super Lig nie podbił. W pierwszym sezonie na przeszkodzie stanęły mu do pewnego stopnia problemy zdrowotne. Aby wrócić do formy, przed kolejną kampanią został więc wypożyczony do FC Basel. Ruch, który na papierze wydawał się niezłym pomysłem, był niewypałem.
- Miewał jakieś pojedyncze indywidualne akcje w ofensywie, ale często podejmował błędne decyzje i mało pracował w defensywie. Za dużo nie pograł, bo oprócz kontuzji podpadł trenerowi Fabio Celestiniemu. Były zarzuty, że brakuje mu zaangażowania i generalnie zachowuje się mało profesjonalnie. Basel wymieniło wtedy niemal cały skład i w wielu przypadkach mocno przestrzelili, przez co zanotowali fatalny początek sezonu i zmienili trenera. Na początku grał więcej, ale konflikt z Celestinim mocno wpłynął na jego sytuację - opowiada nam Adam Sankowski, prowadzący twitterowe konto Szwajcarska Piłka.
Demir w pierwszych spotkaniach rzeczywiście występował regularnie, ale po wdaniu się w konflikt z nowym trenerem stracił nawet miejsce w kadrze. Powrócił do “Galaty” i tam w zeszłym sezonie zagrał łącznie w 17 spotkaniach. Problem w tym, że większość z nich to kilkuminutowe epizody w końcówkach ligowych spotkań. Do tego doszło też kilka meczów w Pucharze Turcji i Lidze Europy. W aktualnych rozgrywkach Okan Buruk z kolei jeszcze nie zdecydował się skorzystać z jego umiejętności.
- Yusuf Demir nie gra w Galatasaray, bo jest po prostu za słaby. To filigranowy i niski gość, więc na tym poziomie ciężko mu przekuć w atut swój główny walor, czyli technikę. Do tego w “Galacie” rywalizacja jest ogromna. Wielu lepszych się tam odbija. Demir nie dawał dobrych sygnałów ani na treningu, ani na wypożyczeniu - przynajmniej nie na tyle, żeby dać mu szansę. Kiedy pojawiło się zainteresowanie z Ekstraklasy, to od razu mówiłem, że to człowiek widmo. I w sumie tak rzeczywiście jest - opowiada nam Krzysztof Gerlak, baczny obserwator tureckiej piłki.
Przydomki nie były na wyrost
Tym klubem była rzekomo Legia, a przynajmniej takie pogłoski pojawiły się w przestrzeni medialnej zeszłej zimy. Ostatecznie skończyło się chyba tylko na sondowaniu przez środowisko Demira możliwości przeprowadzki nad Wisłę. Na razie Austriak musi starać się na treningach, aby przekonać do siebie Buruka, by ten wreszcie dał mu szansę. Mając w pamięci jego naprawdę solidne wejście do pierwszej drużyny Barcelony, ciężko zrozumieć, w jak bardzo złym kierunku podążyła jego kariera.
- Demirowi zabrakło przede wszystkim regularności i mentalnej odporności. Talent techniczny miał ponadprzeciętny, ale gdy pierwsze dobre mecze nie przerodziły się w liczby, stracił pewność siebie i zaczął grać zachowawczo. Zabrakło też cierpliwego procesu - jego rozwój został przyspieszony przez sytuację kadrową, a potem brutalnie zahamowany przez finanse i klauzulę wykupu. Po Barcelonie nie zdołał wskoczyć na poziom, którego się po nim spodziewano - statystyki z Rapidu, Galatasaray czy Basel pokazują, że nie zrobił jakościowego przeskoku. Krótko mówiąc: nie miał warunków, by dojrzeć, a kiedy przyszła wielka szansa, zabrakło mu zimnej krwi, żeby ją wykorzystać - mówi Doniec.
Kontrakt Demira z Galatasaray wygaśnie wraz z końcem tego sezonu i niemal na pewno nie zostanie przedłużony. Nie wiadomo, co czeka dalej ten niegdyś wielki talent austriackiej piłki. Na jego korzyść działa fakt, że to wciąż stosunkowo młody, zaledwie 22-letni chłopak. Ma jeszcze kilka szczebli, z których może spaść. Musi jednak jak najszybciej się przebudzić.
- Wydaje się, że Yusuf nigdy nie był gotowy zarówno piłkarsko, jak i mentalnie na ten transfer do Barcelony. Formuła wypożyczenia i związana z nią klauzą sprawiła, że poszedł w odstawkę, a to mogło mu mocno siąść na psychice, bo przecież wcześniej nie prezentował się tak tragicznie. Jego forma spadła i po brutalnym zderzeniu z futbolem na najwyższym poziomie nie grał już tak dobrze. Przydomek “austriacki Messi” nie był jednak na wyrost. Technicznie to chyba najlepszy austriacki piłkarz, jakiego widziałem, absolutna bestia z piłką przy nodze i wspaniały drybler. Tyle że musi przede wszystkim zacząć grać. Przecież od sezonu 2022/2023 nie przekroczył łącznie 2000 minut, czyli jednego pełnego sezonu. Nie wiem, ile jeszcze jest w stanie wykrzesać jakości, ale musi łapać występy - podsumowuje Mieszko Pugowski, ekspert od austriackiego futbolu.