Oto kluczowy mecz dla przyszłości Lecha Poznań. Porażka postawi krzyżyk. "Przyjadą nakręceni"

Oto kluczowy mecz dla przyszłości Lecha. Porażka postawi krzyżyk. "Przyjadą nakręceni"
Piotr Matusewicz / pressfocus
Dawid - Dobrasz
Dawid DobraszWczoraj · 20:30
Kolejny mecz i kolejne rozczarowanie dla kibiców Lecha. Właściwie przerwa na kadrę to dla piłkarzy nie tyle oddech od siebie i od kiepskich wyników, ale też wytchnienie dla fanów, którzy przed każdym meczem myślą, że tym razem zaskoczy. No i nie zaskakuje.
Coraz więcej osób zastanawia się, czy Niels Frederiksen panuje jeszcze nad zespołem oraz czy ma pomysł na błyskawiczne wyjście z kryzysu, bo tego dzisiaj potrzebuje “Kolejorz”. Od początku sezonu Lech ma problemy. Nie jest to nic nowego, biorąc pod uwagę historię i losy lechitów po najważniejszym triumfie w Polsce. Lech w 2025 roku przegrał Superpuchar Polski, eliminacje do Ligi Mistrzów i do Ligi Europy, a także dwa z trzech meczów w fazie ligowej Ligi Konferencji. Jednak przy sporej liczbie kontuzji, transferów, natłoku meczów, Frederiksena broniła realizacja celu “minimum”.
Dalsza część tekstu pod wideo
Jasne, od Lecha powinniśmy wymagać więcej, natomiast 55-letniego trenera do momentu meczu z Arką broniły okoliczności wymienione powyżej oraz przede wszystkim zdobyty tytuł, czego Duńczyk dokonał jako pierwszy zagraniczny trener w historii Lecha. Poza tym - Lech był najlepiej punktującym zespołem w 2025 roku. Do spotkania w Gdyni.
Wygrana w “meczu przyjaźni” byłaby dla Lecha “ligową kroplówką”. Zwycięstwo dałoby po 14 meczach bilans 24 punktów, czwarte miejsce, tylko pięć oczek straty do Górnika, który rozegrał ponadto mecz więcej i ma z “Kolejorzem” gorszy bilans po bezpośrednim starciu.
Tego jednak nie ma, a Lech irytuje swoich kibiców tym, że w takich meczach jak z Rayo czy Arką prowadzi do przerwy 2:0 i 1:0, a ostatecznie traci po trzy gole w każdym spotkaniu i przegrywa. Na to składa się wiele przyczyn (wprowadzanie przez Rayo podstawowych piłkarzy, czerwona kartka dla Oumy, błędna zmiana), ale takie sytuacje nie przystoją mistrzowi Polski. Po niedzielnym meczu w CANAL+ mówił o tym Robert Gumny, tłumacząc, że “nawet w dziewięciu powinniśmy wygrać z Arką”. I to jest prawda, a efekty wszyscy widzimy.
Nie chodzi o to, żeby teraz pisać o liczbie błędów w defensywie, liczbie traconych goli itd. Jaki jest “koń”, każdy widzi. Pytanie nasuwa się natomiast jedno: czy metody Frederiksena jeszcze działają, czy ma on wpływ na zespół i czy jest w stanie opanować kryzys? Najważniejsze osoby w Lechu chcą wytrzymać do zimy i wtedy ewentualnie podjąć decyzję w sprawie Frederiksena (ma kontrakt do końca sezonu). Po meczu z Arką problemem jest jednak właśnie to, że drużyna za często rozpada się na kawałki i przestała realizować wspomniany cel minimum. To jest coś, na co ma wpływ nie tylko Duńczyk, ale i sami piłkarze.
Dodatkowo spotkanie w Gdyni pozwala myśleć, że zespół traci wiarę w trenera, a szkoleniowiec nie potrafi wymyślić niczego, żeby przynajmniej ograniczyć liczbę traconych goli. Jasne, Lech ma na dzisiaj sześć kontuzji piłkarzy pierwszego zespołu (Ishak, Douglas, Murawski, Ali, Hakans, Walemark), a z ich jakością oraz zdrowiem, byłby zapewne w innym miejscu. Frederiksen jest natomiast naiwny, bo od słabszego obecnie zespołu niż w zeszłym sezonie, wymaga się teraz więcej.
Zresztą nie ma się co dziwić, bo sam Duńczyk odbierając nagrodę na Gali Ekstraklasy wspominał: “uważajcie na nas w kolejnym sezonie, bo zawsze drugi sezon mam lepszy niż pierwszy”.
Na dzisiaj jest odwrotnie. Winą Frederiksena jest zmiana w sztabie (Uglebjerg w miejsce Dudki), która dzisiaj się nie broni. Forma takich piłkarzy jak Mrozek, Skrzypczak czy Gumny też płynie na jego konto. Jednak cały czas wskazujemy, że brak rywalizacji dla Mrozka, “posprzątanie” w szatni charakterów, takich jak Salamon czy Bednarek, przeciętne transfery, to wina także innych ludzi w klubie. Duńczyk się jednak pod tym podpisywał. Wiele błędów i problemów. Wszystko spina się w całość, dlaczego jest tak, jak jest.
Lech jest pogubiony. Wygląda, jakby dogorywał. Jedna wygrana na siedem meczów to oznaka, że problemy rosną, a nie są kasowane. Ta przerwa dla Frederiksena to ostatnia szansa, żeby z tego potencjału zespołu wycisnąć więcej. Duńczyk czeka na powrót kontuzjowanych, ale pytanie, czy doczeka. Za dwa tygodnie przyjedzie nakręcony Radomiak z Goncalo Feio. Porażka z radomskim klubem postawi krzyżyk na tym projekcie, bo to będzie kierunek w dół tabeli, a nie w górę. Pacjent jest chory i nadchodzi ostatni moment, żeby go uleczyć, bo wtedy do tej operacji będzie potrzebny inny “lekarz”.

Przeczytaj również