Pułapka Macieja Skorży. Japończycy mają przewagę nad PZPN-em. "Więcej niż trener"

Pułapka Macieja Skorży. Japończycy mają przewagę nad PZPN-em. "Więcej niż trener"
Eurasia Sport Images / pressfocus
Piotrek - Przyborowski
Piotrek PrzyborowskiDzisiaj · 09:23
Dla wielu kibiców Maciej Skorża to wymarzony selekcjoner reprezentacji Polski. PZPN też chętnie widziałby go na tym stanowisku. 53-latek zbudował jednak sobie bardzo mocną pozycję w Japonii, gdzie zyskał tak rzadko obecną w świecie trenerskim stabilizację. Czy dla misji godnej kamikadze zdecyduje się ją teraz porzucić?
Nie ma drugiego aktualnie pracującego polskiego trenera o takim statusie. Czterokrotny mistrz Polski, trzykrotny zdobywca pucharu. Jego dokonania na krajowym podwórku można by długo wymieniać, ale Maciej Skorża przede wszystkim jako jeden z nielicznych Polaków potrafił w ostatnich latach zrobić solidną karierę poza ojczyzną. Dla tych nieśledzących na co dzień azjatyckiej piłki jego praca w Japonii mogła wydawać się dość egzotyczna. Udział Urawy Red Diamonds w Klubowych Mistrzostwach Świata nawet im musiał otworzyć oczy. Skorża stał się naszą trenerską wizytówką i faworytem do przejęcia schedy po Michale Probierzu. Pytanie tylko, czy to mu się w ogóle teraz opłaca.
Dalsza część tekstu pod wideo

Historyczny sukces na start

Dokonania Skorży w Polsce są oczywiście ważne dla kibiców Lecha Poznań, Wisły Kraków czy Legii Warszawa, ale nawet one bledną przy tym, czego dokonał z Urawą. Do Japonii trafił w listopadzie 2022 roku i już po pół roku cieszył się z triumfu w Azjatyckiej Lidze Mistrzów, czyli najważniejszym turnieju klubowym na całym kontynencie. W finałowym dwumeczu z Al-Hilal obejrzeliśmy futbol doskonale znany fanom zespołów, które wcześniej prowadził - do bólu skuteczny i nastawiony na końcowy sukces. W pierwszym meczu padł remis 1:1, a w rewanżu jego zespół nie oddał nawet celnego strzału, a mimo to wygrał 1:0 po samobóju. W ten oto sposób “Czerwone Diabły” sięgnęły po swoją trzecią Ligę Mistrzów w dziejach, a Polak już na zawsze zapisał się na kartach historii japońskiego klubu.
- Al-Hilal rzeczywiście zasługiwało wtedy na zwycięstwo - grali efektownie i z rozmachem, robili jedną sztuczkę techniczną za drugą, ale Skorża miał na to “wywalone”. Po prostu wytrzymał napór rywali i wygrał tamten finał, co w Japonii traktowane jest na równi ze zdobyciem mistrzostwa kraju. I już wtedy wyrobił sobie tam bardzo dobrą opinię. Po sukcesie w Azjatyckiej Lidze Mistrzów był szeroko komentowany w mediach - jako trener taktycznie kompetentny, który dobrze komunikuje się z zawodnikami i szanuje lokalną kulturę. To ważne, bo nie każdy zagraniczny szkoleniowiec potrafi odnaleźć się w japońskim systemie - opowiada w rozmowie z nami Adam Błoński, twórca strony AzjaGola.com.
Pierwsza kadencja Skorży w Urawie zakończyła się niespodziewanie po nieco ponad roku. Zespół zajął wtedy czwarte miejsce w lidze - najlepsze od sezonu 2016. Do tego doszedł do finału J.League Cup, a czwarty był też na Klubowych Mistrzostwach Świata. Następcą Polaka został Per-Mathias Hogmo, za którego kadencji drużyna zanotowała ogromny regres. Były selekcjoner reprezentacji Norwegii nie poradził sobie w Japonii, gra kompletnie się rozjechała i w pewnym momencie Urawa zbliżyła się niepokojąco blisko strefy spadkowej. Szatnia, w tym bramkarz i kapitan Shusaku Nishikawa, jasno dała do zrozumienia, że chciałaby powrotu Skorży. Ten naturalny ruch dokonał się ostatecznie w sierpniu ubiegłego roku.
- Skorża odszedł z klubu z bliżej nieokreślonych powodów rodzinnych. Pod wodzą Hogmo gra Urawy kompletnie się jednak nie kleiła i dlatego postanowiono znów sięgnąć po Polaka. Temu najpierw udało się ustabilizować drużynę i w poprzednim sezonie utrzymał ją w J1. Teraz Urawa zajmuje z kolei szóste miejsce i celuje w mistrzostwo. O to łatwo nie będzie, bo faworytem pozostaje Kashima Antlers. Skorża, tak jak za swojej pierwszej kadencji, przede wszystkim skutecznie poprawił grę obronną. Wciąż nierozwiązany jest jednak problem z obsadą ataku, co wpływa na brak skuteczności pod bramką rywali. Taki styl może przyciągnąć kibiców reprezentacji Polski, choć nadal wymaga pewnych poprawek - mówi w rozmowie z nami Klemens Przybył, prowadzący twitterowe konto “Piłka nożna w Japonii”.

Długodystansowiec

Skorża w końcówce poprzedniego sezonu może i uratował J1 dla Urawy, ale start kolejnych rozgrywek wcale nie był dla niego taki udany. Mimo kilku ciekawych wzmocnień zespół po pięciu kolejkach znajdował się w strefie spadkowej. W sieci zawrzało, kibice domagali się nawet… dymisji Polaka. Klub wykazał się jednak cierpliwością i spokojem. Nie chciał dokonywać żadnych nerwowych ruchów i po prostu zapewnił mu odpowiednio dużo czasu na wcielenie własnych pomysłów. Podczas gdy pierwsza kadencja była placem budowy, druga okazała się szansą na stabilizację i rozwój. Po pewnym czasie pojawiło się więcej automatyzmów i dojrzałości w grze. Urawa przestała być skupiona tylko na defensywie i zaczęła grać odważniej również w ataku.
- Ten czas okazał się kluczowy, bo chwilę później Skorża zaliczył serię meczów bez porażki i wyciągnął zespół w górę. Urawa przez moment zajmowała przecież nawet fotel wicelidera. Polak pokazał, że jest jak żółw w wyścigu z królikiem - może na początku wygląda powolnie, topornie, ale jeśli pozwoli mu się rozwinąć, potrafi wygrać z każdym - zauważa Błoński. - Problem w tym, że w reprezentacji Polski może nie być takiej cierpliwości, jaką okazała mu Urawa i całe jej otoczenie. Skorża potrzebuje czasu, by ułożyć wszystko po swojemu - czasem musi się pomylić, przegrać czy zremisować, aby potem się poprawić. A w kadrze? Tam już po jednym 0:2 z Islandią potrafi być nerwowo. Jeśli Kulesza i PZPN nie są gotowi na to, by dać mu minimum kilkanaście miesięcy spokoju, to może być zły wybór, bo Skorża działa na długim dystansie - zaznacza nasz rozmówca.
Musiało upłynąć dobrych kilka miesięcy, zanim Urawa zdołała ustabilizować swoją pozycję. W pierwszych ośmiu meczach tego sezonu wygrała tylko dwa razy, dlatego być może rzeczywiście słuszne były obawy części kibiców, że powrót Skorży okaże się niewypałem. W kwietniu “Czerwone Diabły” złapały jednak wiatr w żagle i wygrały w sumie pięć spotkań z rzędu. Skorża otrzymał nagrodę dla najlepszego trenera miesiąca. I nie po raz pierwszy okazało się, że jego praca jest w Kraju Kwitnącej Wiśni naprawdę doceniana.
- Polak cieszy się w Japonii dobrą opinią. Przede wszystkim zdołał przywrócić Urawie jej dawny blask. Wykazał się dużym profesjonalizmem i umiejętnościami trenerskimi, co pozwoliło mu zyskać szacunek zarówno wśród kibiców, jak i w tamtejszych mediach. Jeśli drużyna pod jego okiem wciąż będzie prezentować tak dobrą formę, może pozostać na dłużej na tym rynku. Zwłaszcza, że zainteresowanie jego osobą w kontekście innych klubów w regionie od pewnego czasu tylko rośnie. Jego status w Urawa Red Diamonds naprawdę jest bardzo silny, a do tego wciąż obowiązuje go ważny kontrakt, co jedynie utrudnia zadanie PZPN-owi - zauważa Przybył.

Siedzi w parterze, ale wygrywa

Pozycja 53-latka w Urawie jest mocna, mimo że ten raczej nie myśli o aplauzie trybun. Gra jego drużyny nie musi być rozrywką dla kibiców. Liczy się przede wszystkim wynik, a skuteczność jest dla niego ważniejsza niż efektywność. To może być ciężka pigułka dla tych, którzy sądzili, że wraz z przyjściem Skorży reprezentacja Polski ma szansę zaprezentować atrakcyjniejszą twarz. Powinna za to przede wszystkim zacząć realizować postawione przed nią cele - a o to w ostatnich miesiącach też raczej było trudno.
- Po powrocie Skorży, Urawa gra bardzo zdyscyplinowany, nowoczesny futbol. To nie jest tiki-taka, ale dobrze zorganizowany pressing, szybka faza przejściowa i mocna gra w drugiej linii. Charakterystyczne są elastyczne ustawienia - Skorża potrafi płynnie zmieniać strukturę między 4-2-3-1 a 3-4-2-1, dostosowując się do rywala. To styl, który mógłby spodobać się kibicom reprezentacji Polski martwiących się “brakiem talentów”. Gra Urawy nie jest bowiem oparta na indywidualnościach, tylko na schematach i organizacji, a mimo to potrafi dawać ofensywną radość z gry, zwłaszcza przy zamaszystych kontrach. Widać w nim europejski sznyt, ale dostosowany do japońskiej dynamiki - opisuje Błoński.
Spośród ekip z ligowej czołówki jedynie Sanfrecce Hiroszima strzeliło w obecnym sezonie mniej goli od Urawy, ale nie oznacza to, że Skorża nastawia swój zespół na ultradefensywny futbol. Widać to choćby na Klubowych Mistrzostwach Świata. W spotkaniu z River Plate (1:3) to piłkarze Skorży oddali więcej celnych strzałów na bramkę. W meczu z Interem Mediolan (1:2) to Włosi dominowali, ale okazali się w tej samej statystyce tylko minimalnie lepsi. Urawa potrafiła trafić do bramki w obu spotkaniach, choć przecież mierzyła się z rywalami z dużo wyższej półki.
- Urawa po powrocie Skorży gra znów konsekwentnie, momentami wręcz klinicznie. To zespół ustawiony, zdyscyplinowany, dobrze reagujący w fazach przejściowych. To ogólnie nie jest futbol, który porwie tłumy. Skorża potrafi jednak skutecznie zneutralizować rywala i przez to go zdominować - czasem kosztem widowiska. Przez większość jego pierwszej kadencji mecze Urawy były po prostu nudne - zdominowane przez pragmatyzm, grę na wynik i eliminowanie błędów. Gdyby przełożyć to na język MMA, to byłby zawodnik, który przez trzy rundy leży w zwarciu w parterze, przyciska rywala do siatki, publika buczy, ale on i tak kończy z ręką w górze i spokojnym uśmiechem. W Japonii, podobnie jak wcześniej w Zjednoczonych Emiratach Arabskich - Skorża żyje w przekonaniu, że cel uświęca środki - mówi Błoński.

Trzeci raz ręki się nie podaje

Pod pewnymi względami reprezentacja Probierza też miała właśnie taka być, jednak z czasem zabrakło i stylu, i wyników. A Skorża w większości miejsc, w których się meldował, był gwarantem sukcesu. I takiego selekcjonera kadra teraz potrzebuje. Pytanie brzmi, czy tej kadry potrzebuje też dziś Maciej Skorża. Jego pozycja w Japonii, a zwłaszcza w Urawie, jest naprawdę mocna. Gdyby kiedyś odszedł z klubu, rynek azjatycki stoi przed nim otworem. Z drugiej strony, zawsze marzył, aby kiedyś zostać selekcjonerem biało-czerwonych. Tylko czy poświęci dla reprezentacji miejsce, w którym wszyscy go tak mocno uwielbiają i przede wszystkim szanują?
- Urawa oczywiście łatwo mogłaby znaleźć sobie innego trenera. To klub z budżetem, renomą i kontaktami, który może sięgnąć po trenera z Ligue 1 czy Serie A, jeśli tylko zechce. Ale trzeba pamiętać, że Skorża to nie jest dla nich po prostu trener. To człowiek, który przeszedł z klubem bardzo osobistą drogę. Urawa zachowała się wobec niego z niezwykłą klasą, kiedy musiał odejść z powodów rodzinnych. A potem - co w japońskiej piłce naprawdę się nie zdarza - zaprosiła go z powrotem. To nie był ruch pod presją. To był gest zaufania. Powrót Skorży nie był tylko ruchem sportowym - był wyrazem relacji, którą zbudował z ludźmi w klubie. Może nawet nie szacunku, ale wręcz przyjaźni - podkreśla Adam Błoński.
Skorża zyskał w Japonii stabilizację, o którą tak trudno w trenerskim świecie. Urawa się od niego nie odwróciła, kiedy musiał ją po raz pierwszy opuścić. Takie gesty są w tym kraju bardzo ważne i nie każdy może być ich adresatem. 53-latek doskonale zdaje sobie z tego sprawę, a dodatkowo z pewnością śledzi też sytuację w Polsce i musi doskonale wiedzieć o gęstej atmosferze zarówno wokół reprezentacji, jak i PZPN-u. Tu nie chodzi tylko o porzucenie cieplutkiej posady w klubie, aby udać się na prawdziwą ścieżkę zdrowia w polskim piekiełku. Ważniejszym aspektem rozważanym przez samego Skorżę pozostaje raczej kwestia jego lojalności wobec osób, które mu naprawdę zaufały.
- Jeśli Skorża teraz się z tego wszystko wypisze, może być po wszystkim. W Japonii takie decyzje traktują bardzo serio. Trzeci raz ręki się po prostu nie podaje. Dla nich to może być odebrane nie jako awans, tylko policzek i dyshonor. Trzeba też pamiętać, jak specyficzna jest rola selekcjonera reprezentacji Polski. W razie porażki, nie ma u nas bardziej samotnego i znienawidzonego stanowiska. W kadrze się nie pracuje, tylko walczy od pierwszego dnia o przetrwanie. Urawa może go oczywiście puścić, Skorża może nawet chcieć. Pytanie brzmi jednak, czy naprawdę powinien. I czy będzie gotów poświęcić pewność i lojalność dla nowej szansy, która równie dobrze może się okazać pułapką - zastanawia się Błoński.

Przeczytaj również