"Mój Boże, co za zawodnik". Guardiola jest nim zachwycony. Nie bez powodu

"Mój Boże, co za zawodnik". Guardiola jest nim zachwycony. Nie bez powodu
News Images / pressfocus
Mateusz - Jankowski
Mateusz JankowskiDzisiaj · 11:21
Real Madryt vs Manchester City to hit, szlagier i europejski klasyk w jednym. W środowy wieczór na Santiago Bernabeu dojdzie do kolejnej odsłony bitwy gigantów. Oto, kto powinien odgrywać pierwsze skrzypce w nadchodzącej batalii.
Znają się jak łyse konie i to nie za sprawą fryzury Pepa Guardioli. Los chce, że Real Madryt i Manchester City nieustannie trafiają na siebie w Lidze Mistrzów. Trwający sezon jest piątym z rzędu, w którym dojdzie do takiego starcia. Historyczny bilans pokazuje, z jak mocno wyrównaną rywalizacją mamy do czynienia. “Królewscy” mają na koncie pięć zwycięstw, “Obywatele” cztery, a kolejne cztery mecze kończyły się remisami. Obie ekipy strzelały sobie nawzajem po 24 gole. Każda z tych drużyn ma swoje argumenty, które w ostatecznym rozrachunku mogą przesądzić o końcowym triumfie. A co by się stało, gdyby połączyć oba składy? Zapewne powstałby zespół gotów stawić czoła dosłownie każdemu przeciwnikowi.
Dalsza część tekstu pod wideo

Bramka - Thibaut Courtois

Pierwsza pozycja i od razu pojedynek dwóch piłkarskich kolosów. Od wielu lat Gianluigi Donnarumma i Thibaut Courtois spokojnie mogą być zaliczani do ścisłej czołówki bramkarzy. Poprzedni sezon należał do Włocha, który wraz z PSG sięgnął po potrójną koronę, za co otrzymał nagrodę im. Lwa Jaszyna na ostatniej gali Złotej Piłki. W City też miał momenty, jak np. znakomita interwencja przy strzale Bryana Mbeumo w wygranych derbach. W ostatnich tygodniach lepiej spisuje się jednak zawodnik Realu.
Po wielu spotkaniach można zastanawiać się, gdzie byliby “Królewscy” bez swojego golkipera. Courtois wielokrotnie potrafił ratować punkty interwencjami z Realem Sociedad, Getafe czy Elche. Na początku listopada uchronił zespół przed blamażem na Anfield, wpuszczając tylko jednego gola. W tym sezonie Belg średnio broni 79% strzałów, a Donnarumma tylko 67%. Co nie zmienia oczywiście faktu, że wychowanek Milanu również zasługuje na miano klasowego fachowca.

Prawa obrona - Fede Valverde

Pep Guardiola może zazdrościć Realowi tego zawodnika. Katalończyk z braku laku też musiał przesunąć nominalnego pomocnika na prawą obronę. Matheus Nunes to nie jest jednak ta skala jakości w porównaniu z madrycką “ósemką”. Urugwajczyk w paru wywiadach podkreślał, że woli grać w środku pola, ale ewidentnie dostrzega też potrzeby zespołu. Dani Carvajal i Trent nieustannie zmagają się z urazami, więc ktoś musi zabezpieczyć prawą flankę. I tu na scenie pojawia się 27-latek, który potrafi bronić, rozgrywać, notować progresywne rajdy z piłką, a nade wszystko strzelać cudowne gole.

Środek obrony - Ruben Dias i Josko Gvardiol

Tu mógł znaleźć się Dean Huijsen, ale jest kontuzjowany. Podobnie jak Eder Militao. Z kolei Antonio Ruediger i Raul Asencio w tym sezonie grali zbyt mało lub zbyt słabo, aby zasłużyć na wyróżnienie. Stawiamy zatem na duet stoperów “The Citizens”. W miniony weekend obaj potwierdzili klasę, strzelając gole z Sunderlandem. Szczególnie piękna była bramka Rubena Diasa z dalekiego dystansu. Kibicom na Etihad mogło przypomnieć się ikoniczne uderzenie Vincenta Kompany’ego z Leicester, które w ostatecznym rozrachunku pomogło w wywalczeniu mistrzostwa. Wtedy koledzy z drużyny mieli krzyczeć do Belga, żeby nie strzelał, tylko rozegrał akcję. Nie posłuchał. Portugalczyk też nie zamierzał tracić czasu na tiki-takę.
Gvardiol również ma za sobą udane tygodnie. To od jego nazwiska Guardiola zaczyna ustalanie defensywy w kolejnych spotkaniach. Chorwat gra solidnie, skutecznie i powtarzalnie. Średnio wygrywa ponad 70% pojedynków w obronie, jest piekielnie groźny przy stałych fragmentach gry w ofensywie. Na uwagę zasługuje też jego widoczna boiskowa inteligencja. Kosztowne transfery z RB Lipsk nie zawsze się opłacają, co potwierdzają przykłady Naby’ego Keity, Timo Wernera czy Christophera Nkunku. Ale akurat Manchester nie może żałować transakcji z “Bykami”.

Lewa obrona - Alvaro Carreras

W minioną niedzielę lewi defensorzy Realu pokazali się z absurdalnej strony. Zarówno Fran Garcia, jak i Alvaro Carreras obejrzeli czerwone kartki w przegranym 0:2 meczu z Celtą. Pojedyncze błędne zachowania nie mogą jednak wymazać obrazu z całych rozgrywek. I trzeba otwarcie przyznać, że Carreras zanotował udany start na Bernabeu. W pierwszych miesiącach pokazał, że stać go na bycie “titularem” w Realu. Dysponuje dobrymi warunkami fizycznymi, umie zabezpieczyć flankę (w El Clasico schował Yamala do kieszeni), ma ciągoty do gry ofensywnej (piękny gol z Valencią). Generalnie nikogo nie powinno zdziwić, jeśli za kilka lat występy lewego defensora w barwach “Los Blancos” będą liczone w setkach.
- Byłem bardzo pozytywnie nastawiony do transferu Alvaro, a on jeszcze przerasta moje oczekiwania. Popełnia bardzo mało błędów, pomaga w obronie i ataku, jest niezwykle ambitny, ma odpowiednią mentalność. Bardzo dobrze jest mieć go w składzie - mówił kilka tygodni temu Alonso.
Carreras na tę chwilę zdaje się być lepszym piłkarzem od Nico O’Reilly’ego, który został etatowym lewym obrońcą City. Latem klub wydał ponad 35 mln euro na Rayana Ait-Nouriego, jednak ten z powodu urazów na razie nie podbił Etihad. Tymczasem 20-letni Anglik prezentuje się z solidnej strony, w 14 kolejkach Premier League zebrał gola i trzy asysty. W listopadzie zadebiutował w seniorskiej kadrze “Synów Albionu”. Zapowiada się na to, że czeka go świetlana przyszłość.

Środek pola - Nico Gonzalez i Aurelien Tchouameni

Postawny Hiszpan brylujący w drugiej linii Manchesteru City to żadna nowość. Sęk w tym, że filarem “Obywateli” nie jest już Rodri, który ponownie zmaga się z problemami zdrowotnymi. Przedłużającą się nieobecność ubiegłorocznego triumfatora Złotej Piłki znakomicie wykorzystuje jego rodak, Nico Gonzalez. Wychowanek Barcelony gra w podobnym stylu, notuje mnóstwo kontaktów z piłką, stawia stempel na praktycznie każdej akcji w ataku pozycyjnym. W Anglii zaczęto nazywać go “mini-Rodrim”. Kibice City mogą tylko cieszyć się, że absencja starszego z Hiszpanów nie oznacza już całkowitego rozkładu całej drużyny, jak to miało miejsce w poprzednim sezonie. Warto było zapłacić za Nico 60 mln euro.
Do tego dokładamy pewniaka w osobie Aureliena Tchouameniego. Biorąc pod lupę cały ten rok, Francuz zdaje się być najrówniej grającym pomocnikiem Realu. Naturalnie nie jest bezbłędny, nawet w ostatnim meczu delikatnie zaspał przy pierwszym golu Swedberga dla Celty. Trudno jednak byłoby wyobrazić sobie drugą linię “Los Blancos” bez wicemistrza świata. Kosztował sporo, około 80 mln euro, ale zdecydowanie było warto.
- Najlepszy defensywny pomocnik na świecie? Jest wielu dobrych, ale ja wybieram Tchouameniego. To jeden z najlepszych graczy w Realu, a to już wiele mówi - powiedział na łamach dziennika AS Chema Andres, wychowanek Realu, którego latem sprzedano do Stuttgartu.
W pomocy nie zmieściło się kilka głośnych nazwisk. Tijjani Reijnders zaliczył mocny start w Premier League, w debiucie posłał gola i asystę przeciwko Wolverhampton, aczkolwiek później nie było już tak efektownie. Na razie nie ma tak dużego wpływu na grę City, jak to miało miejsce w Milanie. Idąc dalej, Eduardo Camavinga pewnie dysponuje równie dużym potencjałem, jak Tchouameni, ale nie ma szczęścia do zdrowia. Jego występ w środowym meczu stoi pod znakiem zapytania. Można spodziewać się za to występu Ardy Gulera. Nie umieściliśmy jednak Turka, ponieważ dotychczas nie przekonywał w najważniejszych spotkaniach. Z Liverpoolem zagrał słabo, w El Clasico popełnił błąd, który zakończył się golem Fermina. Z Atletico trafił do siatki, ale też sprokurował karnego. Nie można jednocześnie wykluczyć, że akurat z City pokaże pełnię potencjału, ponieważ na pewno go na to stać. Po prostu dotychczas błyszczał przeciwko mniej renomowanym rywalom.

“Dziesiątki” - Jude Bellingham i Phil Foden

I tu pojawił się prawdziwy dylemat. Swoimi ostatnimi występami Rayan Cherki zgłosił akces do uwzględnienia go w tego typu zestawieniu. Choćby z Sunderlandem zagrał cudownie, mijał rywali jak tyczki, zaliczył asystę raboną. Nie można wykluczyć, że na Bernabeu też błyśnie, ponieważ po prostu dysponuje zjawiskowymi umiejętnościami. Ale mimo wszystko nie zrobił jeszcze tyle, aby stawiać go ponad Jude’a Bellinghama. Anglik może mieć wahania formy, aczkolwiek każdy zespół chciałby mieć go u siebie w meczu o największym ciężarze gatunkowym. Nawet w tym sezonie, nieszczególnie wybitnym jak na jego standardy, potrafił przesądzać o zwycięstwach nad Barceloną czy Juventusem. Wychowanek Birmingham jest jednym z najlepszych piłkarzy świata, a Cherki dopiero aspiruje do tego grona.
Grzechem byłoby zaś pominięcie Phila Fodena, który odrodził się z popiołów. W poprzednim roku grał przeciętnie albo wcale. Parokrotnie sugerował, że potrzebuje resetu, ponieważ nie znajduje się w najlepszej kondycji fizycznej i mentalnej. Na szczęście wszelkiego tego rodzaju problemy zostawił za sobą. Od początku bieżących rozgrywek obserwujemy tego wirtuoza, którego już na początku kariery obwołano “Iniestą ze Stockport”. Tylko w trzech ostatnich meczach zebrał pięć goli i asystę. 25-latek znajduje się w wybornej formie, a to potencjalnie bardzo zła wiadomość dla kibiców Realu.
- Phil zawsze był liderem. W szatni nie mówi zbyt wiele, ale przemawia na boisku. Uwielbia brać na siebie odpowiedzialność. Możemy być w gorszej sytuacji, a on nie chowa się, nie ucieka, tylko ciągle prosi o piłkę. W tym sezonie oglądamy takiego Phila, jakiego zobaczyłem na pierwszych treningach, kiedy miał 16, może 17 lat. Zaczął grać i pomyślałem tylko: "O mój Boże, co za zawodnik". Z każdym sezonem tylko się rozwijał, dwa sezony temu był przecież najlepszym graczem w Premier League. Znów widzimy go w takiej formie - zachwalał Guardiola.

Środek ataku - Erling Haaland i Kylian Mbappe*

Wskazanie jakiegokolwiek innego nazwiska w tej sekcji byłoby zbędnym sileniem się na kontrowersję. Omar Marmoush w tym sezonie głównie dostaje ogony. Vinicius nie strzelił gola od 10 października. Rodrygo czeka na przełamanie w Realu od marca. Endrick prawdopodobnie kolejną szansę dostanie dopiero na wypożyczeniu w Lyonie. Cała ta grupka może tylko przyglądać się popisom wielkiej dwójki. Mbappe i Haaland musieli się tu znaleźć, ponieważ praktycznie co mecz trafiają do siatki. W tym sezonie Francuz ma 25 bramek w 21 spotkaniach Realu, a Norweg 20 trafień w 20 występach dla City. Wystawiając ich, Alonso i Guardiola mogą spodziewać się, że zaczynają z prowadzeniem 1:0. A to już coś.
Spoglądając jeszcze w statystyki, łatwo dostrzec, że to wychowanek Monaco ma bardziej imponującą historię przeciwko najbliższemu rywalowi. Mbappe rozegrał z City siedem meczów, zanotował siedem goli, cztery zwycięstwa i trzy porażki. Bilans Haalanda z Realem? Dwie bramki w pięciu meczach, zaledwie jedna wygrana, dwa remisy i dwie przegrane. W przeszłości Antonio Ruediger potrafił skutecznie zneutralizować rosłego “Wikinga”. Zobaczymy, czy ta sztuka znów mu się uda.
*Występ Mbappe stoi pod znakiem zapytania ze względu na problemy mięśniowe. Stąd gwiazdka przy nazwisku 26-latka. Jeśli faktycznie nie zagra, to ciężar odpowiedzialności za ofensywne poczynania spadnie głównie na barki Viniciusa. Real będzie musiał liczyć na to, że wychowanek Flamengo przerwie serię 14 meczów bez gola. W przeszłości Brazylijczyk wykręcił dwie bramki i pięć asyst przeciwko City, więc może znów znajdzie sposób na rozmontowanie układanki Guardioli.

Łączony skład Realu Madryt i Manchesteru City:

Courtois - Valverde, Dias, Gvardiol, Carreras - Gonzalez, Tchouameni, Bellingham, Foden - Haaland, Mbappe* (Vinicius)

Przeczytaj również