Real Madryt ściągnął absolutnego kozaka. Już został bohaterem. "Zawodnik kompletny"
Za jakość trzeba płacić, na piłkarskim rynku transferowym nawet bardzo słono. Real Madryt wydał 50 mln euro na lewego obrońcę i na razie nie może żałować ani centa z tej kwoty. Alvaro Carreras z rozmachem wkroczył do pierwszego składu.
Domowy mecz z Mallorką pewnie nie zapisze się złotymi zgłoskami w annałach Realu Madryt. "Królewscy" odnieśli zwycięstwo 2:1, chociaż nie przyszło im to tak łatwo, jak powinno. Niewiele zabrakło, aby Samu Costa strzelił gola, który być może poskutkowałby urwaniem punktów faworytom ze stolicy. W decydującym momencie na linii bramkowej objawił się jednak nowy bohater Santiago Bernabeu. Interwencja Alvaro Carrerasa ratująca komplet oczek była jednym z dowodów na to, że "Los Blancos" dokonali słusznej inwestycji.
- Moja interwencja? Obiecałem, że oddałbym życie dla Realu i staram się pokazywać to na boisku - ocenił 22-latek.
Problematyczna pozycja
Przez wiele lat Real nie miał żadnego problemu na lewej obronie. W sztafecie pokoleń trudno byłoby postarać się o bardziej płynną zmianę niż przejście z Roberto Carlosa na Marcelo. Po zakończeniu brazylijskiej ery pojawił się jednak problem. Nie tak oczywisty, ponieważ "Królewscy" potrafili odnosić sukcesy z Ferlandem Mendym w pierwszym składzie. Carlo Ancelotti był ogromnym fanem talentu Francuza, mówił, że pod względem gry defensywnej jest on najlepszy na świecie wśród graczy ze swojej pozycji. Sęk w tym, że piłkarz ten zdecydowanie zbyt rzadko może prezentować umiejętności.
Pod względem zdrowotnym Mendy jest chodzącą bombą zegarową. Od sezonu 2020/21 pauzował przez ponad 500 dni, stracił w tym czasie 81 meczów. I liczby te będą tylko wzrastać. Od połowy marca wystąpił w zaledwie jednym spotkaniu. Kiedy wyleczył jeden uraz, został wystawiony w pierwszym składzie na finał Pucharu Króla. Po dziesięciu minutach rywalizacji z Barceloną usiadł na murawie i zgłosił kolejną kontuzję. Niedługo powinien wrócić do gry, ale przy jego nazwisku już zawsze będą pojawiać się znaki zapytania.
Warto też podkreślić, że kiedy wychowanek PSG już jest na boisku, to faktycznie, idąc za słowami Ancelottiego, świetnie sprawdza się w obronie. Ale praktycznie nie istnieje po drugiej stronie boiska. W całym poprzednim sezonie ligowym Mendy posłał trzy kluczowe podania i ani jednego celnego dośrodkowania. Alvaro Carreras przebił ten dorobek w ciągu zaledwie dwóch tygodni. W klubie wciąż znajduje się jeszcze Fran Garcia, jednak raczej nie mówimy tutaj o materiale na podstawowego gracza "Królewskich". To idealny rezerwowy, wybiegany, szybki, akurat do wprowadzenia w końcówce na podmęczonego rywala. Ale przez większą część meczu Real potrzebuje jakości, przekonania i piłkarskiej klasy. To oferuje gracz ściągnięty z Benfiki.
Cierpliwość popłaca
Dla Carrerasa gra w stolicy Hiszpanii nie stanowi żadnej nowości. W latach 2017-2020 reprezentował barwy Realu na poziomie młodzieżowym. Zbierał wówczas dobre noty, zwykle był chwalony za potencjał i przygotowanie techniczne.
- Zawsze miał dobre warunki fizyczne, ale przede wszystkim wyróżniał się talentem i jakością. Od razu widać było w nim ogromny potencjał. Grał ze starszymi chłopcami, bo przerastał rówieśników pod praktycznie każdym względem. Jest przeciwieństwem wysokich zawodników, którzy bywają niezdarni, ich ruchy nie zawsze są skoordynowane. On zawsze biega i gra, zachowując elegancję - mówił dla The Athletic Juancar Fernandez, jeden z pierwszych trenerów Alvaro.
Pięć lat temu obrońca dostał dobrą ofertę finansową z Manchesteru United, którą zdecydował się przyjąć. Problem polegał na tym, że "Czerwone Diabły" nie miały na niego pomysłu. Hiszpan pokazał się z solidnej strony na wypożyczeniach w Preston i Granadzie, po czym znów pokazano mu drzwi wyjściowe. W paru wywiadach podkreślał, że Erik ten Hag nie chciał mu dać choćby jednej szansy. Pewien paradoks polega na tym, że teraz mógłby idealnie pasować do taktyki Rubena Amorima, w której wiele zależy od wahadłowych. Ale jeszcze za czasów poprzedniego trenera MU zapadła decyzja o sprzedaży do Benfiki.
Estadio da Luz ewidentnie przyciąga hiszpańskich lewych obrońców, którzy mają smykałkę do gry ofensywnej. Przed laty w Lizbonie brylował Alejandro Grimaldo, a poprzedni sezon należał właśnie do Carrerasa. W 50 występach uzbierał on cztery gole i pięć asyst, sprawdzał się nie tylko na krajowym podwórku, ale przede wszystkim w meczach Ligi Mistrzów. I to na tle topowych rywali z La Liga. W ubiegłym roku Benfica potrafiła pokonać Atletico 4:0, defensor zaliczył wówczas 73 celne podania, cztery dryblingi, osiem wygranych pojedynków i osiem przechwytów. W fazie ligowej potrafił też zanotować asystę przeciwko Barcelonie i zdać egzamin w postaci krycia Lamine’a Yamala.
Carreras wysłał jasny sygnał - jestem gotowy, aby rywalizować w Hiszpanii na najwyższym poziomie. Dość powiedzieć, że wyróżniał się na tle niemal wszystkich lewych obrońców w Europie. W poprzednich rozgrywkach lepszy pod względem progresywnych podań i napędzania akcji był jedynie Nuno Mendes, kluczowy gracz PSG, które zgarnęło potrójną koronę. Być tuż za plecami Portugalczyka to nie tyle ujma, co wręcz nobilitacja. Nic dziwnego, że Real sięgnął do kieszeni i wysupłał 50 mln euro.
Wymarzony start
- Niełatwo sformułować myśli w tym momencie. Dołączam do największego klubu świata. Jestem wdzięczny za zaufanie, jakie otrzymałem. Spełniam swoje marzenie, nie mogę doczekać się gry na Santiago Bernabeu. Do momentu podpisania kontraktu wciąż delikatnie nie dowierzałem, że to naprawdę się dzieje - powiedział na prezentacji. - Rozmawiałem już z Xabim Alonso. Jeśli chodzi o moją pozycję, to zagram tam, gdzie powie mi trener. Lubię atakować na połowie rywala, ale nie zapominam o obronie. Każdego dnia będę dawał z siebie wszystko - dodał.
22-latek bez cienia niepewności wkroczył do pierwszego składu Realu. Od początku sezonu ligowego gra w każdym meczu i to od deski do deski. Już w pierwszych spotkaniach widać było u niego dużą swobodę, luz, chęć do pokazania wysokich możliwości. Szybko zaczyna łapać automatyzmy z partnerami na lewej flance, zwykle z Viniciusem. Obserwując poszczególne starcia bez znajomości personaliów, właściwie nie dałoby się powiedzieć, że lewy obrońca stawia dopiero pierwsze kroki w seniorach "Królewskich".
- Uważnie śledziłem grę Alvaro jeszcze zanim podpisaliśmy z nim kontrakt. Naprawdę chciałem go mieć w drużynie. Chciałem też, żeby był z nami podczas Klubowych Mistrzostw Świata, ale najważniejsze, że już go mamy. To bardzo dobry piłkarz - przyznał Alonso na jednej z konferencji.
Statystyki potwierdzają udane wejście do La Liga. Carreras na razie notuje średnio 64 celne podania na mecz, w tym aż 53 na połowie rywala. Wpisuje się w filozofię Alonso, która w dużej mierze opiera się na dominacji, ataku pozycyjnym, zepchnięciu rywala do możliwie jak najgłębszej defensywy. Trzeba też zwrócić uwagę na kreację. Po czterech kolejkach nominalny defensor utrzymuje średnią dwóch stworzonych okazji na 90 minut. Łącznie posłał 34 progresywne zagrania, co stanowi najlepszy wynik spośród obrońców w TOP 5 lig europejskich. Krótko mówiąc, jest dobry, a nawet znakomity.
Konkurenci na sprzedaż
Carreras wyrasta na bardzo ważny element całego kolektywu. Hiszpańskie media wyliczyły, że w tym sezonie Real przeprowadza aż 42% ataków lewą stroną. Pewnie, że wpływ na to ma choćby wyższość Viniciusa nad Franco Mastantuono czy Brahimem Diazem. Brazylijczyk wygląda jednak jeszcze lepiej, mając obok siebie innego topowego gracza.
- Carreras pokazuje, dlaczego był tyle wart. Zdecydowany, wytrwały i bohaterski, te trzy słowa najlepiej opisują jego ostatnie występy. Kibice Realu domagają się zawodników z charakterem i osobowością. Właśnie kogoś takiego sprowadzono z Benfiki. Jest jednoczesnym wzmocnieniem obrony i ofensywy, nie ma już żadnej debaty na pozycji lewego obrońcy - opisał Sergio Rodriguez z dziennika Marca. - Carreras jest wszystkim, wszędzie i naraz. To zawodnik kompletny, pewny w obronie, sprawny z piłką przy nodze i zdecydowany na połowie rywala - dodał Fernando Tavero z magazynu AS.
Wystrzał Carrerasa sprawia, że w przyszłym roku “Królewscy” raczej będą musieli odchudzić lewą obronę. Bezsensem jest trzymanie trzech graczy na jednej pozycji, kiedy występuje aż taka dysproporcja umiejętności. Ze względu na częstą niedyspozycyjność Ferland Mendy wydaje się być naturalnym kandydatem na sprzedaż. Nie wiadomo jednak, czy inne kluby zdecydowałyby się złożyć ofertę za gracza, który niestety częściej przebywa w gabinetach lekarskich niż na boisku. Niewykluczone, że wróci zatem temat transferu Frana. Już latem informowano o zainteresowaniu ze strony Bournemouth. "Wisienki" prowadzi Andoni Iraola, który współpracował z Garcią w Rayo Vallecano. Teoretycznie zgadza się tu sporo elementów.
Carreras sam nie musi szczególnie przejmować się przyszłością Mendy’ego i Frana. 22-latek niezależnie od nich powinien pozostać pewniakiem do gry. Już widać, że warto było za niego zapłacić 50 mln euro. Zwłaszcza na obecnym rynku, gdzie nierzadko nawet taka kwota nie gwarantuje ściągnięcia gotowego zawodnika.
Kiedy transfer był finalizowany, kibice Realu nieco prześmiewczo zauważyli, że ówczesny gracz Benfiki mocno przypomina aparycją Lucasa Vazqueza. Ich twarze są niemal identyczne, ale młodszy z Hiszpanów ma dłuższe włosy. Pod względem piłkarskiej jakości różnica jest znacznie bardziej zauważalna. Weteran w ostatnich latach nie gwarantował spokoju na prawej stronie obrony. Teraz to lewa flanka została zabezpieczona na długie lata.