Rekord Ekstraklasy coraz bliżej! Ten transfer działa na wyobraźnię
Zaledwie trzy miesiące temu zadebiutował w Ekstraklasie, a zaraz może pobić jej transferowy rekord. Bright Ede budzi ogromne zainteresowanie. Zagłębie Lubin może pluć sobie w brodę, Motor Lublin zaciera ręce, a Chelsea… ma swój własny plan.
To była prawdziwa transferowa bomba. Na początku tego tygodnia na Meczyki.pl informowaliśmy o tym (TUTAJ), że Bright Ede, młodziutki stoper Motoru Lublin, piłkarz urodzony w 2007 roku, może trafić do Chelsea. Dla wielu kibiców, nie tylko beniaminka, była to wiadomość szokująca, bowiem mówimy tu o zawodniku, który na poziomie Ekstraklasy rozegrał zaledwie sześć spotkań. Jak to się stało, że stoper bez większego doświadczenia w ligowej elicie może zaraz zostać kupiony za ponad 10 milionów euro? Odpowiedzi na to pytanie postanowiliśmy szukać w trzech miastach na “L”: Lubinie, Lublinie oraz Londynie.
Oddany za czapkę gruszek
Bright Ede spędził dzieciństwo w rodzinnej Warszawie. Jego tata, Lucky, pochodzi z Nigerii, gdzie też był zawodowym piłkarzem. Na początku XXI wieku przyjechał do Polski, aby kontynuować tu karierę, ale na miejscu okazało się, że menedżer, który miał się nim zająć, zmarł. To właśnie jednak w tym czasie poznał Beatę, czyli swoją przyszłą żonę. Para doczekała się trójki dzieci i wszyscy związali się ze sportem. Amara zaczęła trenować gimnastykę, a Bright i jego brat Valentine rozpoczęli przygodę z piłką nożną w Delcie, z którą ten pierwszy był związany aż do 2022 roku. To właśnie wtedy trafił do Zagłębia Lubin, ale jego przygodę z “Miedziowymi” trudno określić jako udaną. Nigdy nie przebił się do pierwszego składu, ostatniej jesieni zagrał tylko trzy mecze w rezerwach, a większość rundy spędził w Centralnej Lidze Juniorów.
- Kiedy mówimy o Ede, ja mam przed oczami Kamila Piątkowskiego. Obaj grają na mniej więcej tej samej pozycji, do tego świetnie czują się przy wyprowadzaniu piłki i w pewnym momencie Zagłębie ich po prostu odpuściło. Pamiętam, że kiedy zimą pytałem o kwestię Brighta, kuluarowo usłyszałem, że piłkarz i jego menedżer mieli wymagania odnośnie minut w pierwszym zespole. A przecież wtedy były to dość wygórowane warunki, skoro mowa była o piłkarzu lawirującym między ekipami U-19 i rezerwami. On nawet regularnie nie trenował z pierwszą drużyną - przypomina w rozmowie z nami Filip Trokielewicz, dziennikarz tygodnika Piłka Nożna.
To nie jest tak, że Ede dopiero po transferze do Motoru został uznany za ogromny talent. Już za czasów gry w Lubinie był obserwowany przez skautów innych klubów. Z jednej strony, nie można winić “Miedziowych”, że postawili wtedy ostatecznie na Igora Orlikowskiego. Z drugiej zaś, ciężko też powiedzieć, aby Bright odbił się od Zagłębia. Polak nie został przetestowany ani przez Waldemara Fornalika, ani Marcina Włodarskiego. Wydaje się, że w Lubinie trochę nie mieli pomysłu na zagospodarowanie umiejętności młodego stopera. Dlatego też zimą klub z Dolnego Śląska bez większego żalu oddał go do beniaminka za 100 tysięcy euro.
- Zagłębie oczywiście się ośmieszyło, bo oddało Ede do Motoru praktycznie za czapkę gruszek, a Motor teraz może zarobić na nim krocie. Z perspektywy czasu po części rozumiem tamto podejście działaczy z Lubina, bo argumentowali swoją decyzję tym, że musieli wybierać i postawili na Orlikowskiego. Nie ulega jednak wątpliwości, że ta sytuacja jest groteskowa i poniekąd świetnie podsumowuje to, w jaki sposób zarządzane jest Zagłębie przez prezesa Pawła Jeża oraz jego ludzi. A już brak wpisania jakiegokolwiek procentu od kolejnego transferu jest czystą amatorką - zauważa nasz rozmówca.
Tak podbija cenę
Jak na piłkarza, któremu teraz prasa przypisuje miano “wonderkida”, jego start w lubelskim zespole również był dość stonowany. Reprezentant Polski U-18 dołączył do zespołu w styczniu, ale na pierwszą szansę od trenera Mateusza Stolarskiego musiał poczekać do końcówki marca. I trzeba przyznać, że do Ekstraklasy wparował z drzwiami. W debiucie jego zespół pokonał 4:1 Stal Mielec, a on sam strzelił swojego premierowego gola. W sumie na koniec sezonu jego licznik zatrzymał się na sześciu spotkaniach. Nie ma tutaj więc mowy o jakimś filarze lubelskiej defensywy, raczej młodym talencie, który po prostu zanotował całkiem udane wejście do ligi.
- Bright wiosną przede wszystkim pokazał, że potrafi bardzo odważnie wyprowadzać piłkę, a to mocno się ceni we współczesnym futbolu. Prawonożnych środkowych obrońców mamy na pęczki, ale Ede operuje głównie lewą nogą i to też podbija jego cenę. Dysponuje dobrymi warunkami fizycznymi i jest bardzo sprawny, co daje mu sporą przewagę nad konkurencją. Przy pierwszych pogłoskach to było dla nas zaskoczenie. Niektórzy nadal zresztą nie dowierzają, ale wiem, że to jest prawda i te oferty się pojawiły. Nadal nie ma decyzji Motoru, czy go sprzedawać, czy nie. Biorąc pod uwagę, że wiosną nie był to gość, który grał od deski do deski, pewnie żaden polski klub nie odrzuciłby tak wysokiej sumy i pewnie nie ma co się za bardzo zastanawiać - opowiada nam anonimowo jeden z kibiców Motoru.
548 minut (w tym 110 na poziomie II ligi) w seniorskim futbolu rzeczywiście nikogo nie może powalić na kolana. W tym przypadku mówimy oczywiście wciąż bardziej o potencjale niż aktualnych umiejętnościach. Ede to rosły, mierzący 193 cm wzrostu, dobrze zbudowany defensor. Mimo warunków fizycznych piłka mu nie wadzi, co dla nowoczesnych stoperów jest cechą niemal obowiązkową, jeśli zawodnik chce zrobić karierę w zagranicznym klubie. To piłkarz o profilu, którego takie zespoły zresztą poszukują. Gdyby takie zainteresowanie jego osobą pojawiło się już wiosną, przed debiutem w Ekstraklasie, pewnie byłoby to dość zaskakujące. Teraz, kiedy ma już za sobą pewne przetarcie wśród ligowej elity, nie jest to jednak aż tak szokująca informacja. Szczególnie, że to na razie news mocno “grzany” głównie wśród polskich kibiców.
- Model transferowy właścicieli Chelsea i Strasbourga opiera się na kupowaniu nastoletnich piłkarzy, często bez większego doświadczenia. Czasem wystarczy tylko kilka spotkań, aby skauci londyńczyków rzucili sakiewką. Ci najzdolniejsi trafiają bezpośrednio do pierwszego składu, natomiast inni są wypożyczani, często do klubów partnerskich. Taki Andrey Santos też przeszedł przez Alzację, zanim trafił na Stamford Bridge - zauważa Maciej Łaszkiewicz z Angielskiego Espresso.
Element większej strategii
Santos jest przykładem piłkarza, który dzięki dobrej postawie w Strasbourgu, teraz najprawdopodobniej dostanie swoją szansę w Chelsea. W ostatnich latach, po zakupie obu klubów przez Todda Boehly’ego, ruchy transferowe na linii Francja - Anglia stały się czymś na porządku dziennym. “The Blues” nie zawsze kupują zawodników z myślą o grze w ich pierwszym zespole. Czasem ściągają graczy, by potem wypożyczyć ich do Ligue 1, tam odpowiednio oszlifować i później po prostu godnie zarobić. Nie można wykluczyć, że podobne plany mogą mieć również wobec Polaka.
- W Chelsea niekoniecznie muszą wierzyć w potencjał Ede pod kątem pierwszej drużyny. Prędzej traktują go jako gościa, na którym już niedługo będzie można zarobić jeszcze więcej. Strategia klubu już od jakiegoś czasu polega na tym, że płacą spore sumy za młode talenty, ale oferują tym piłkarzom niskie kontrakty. Jeśli później takie zawodnik przyda się drużynie, to super. W przeciwnym wypadku po prostu się go sprzedaje. I tak też może być w przypadku Ede - zauważa Michał Płocki, współautor podcastu Gramy na Aferę, specjalizujący się w tematyce Chelsea i Premier League.
Nie ulega jednak wątpliwości, że nawet gdyby Bright Ede ostatecznie trafił właśnie do Strasbourga, byłaby to dla niego świetna opcja rozwoju. Od momentu przejęcia klubu przez konsorcjum BlueCo, przez Alzację przewinęło się kilka ciekawych talentów. Ligue 1 można potraktować jako bardzo dobre miejsce na poligon doświadczalny dla każdego młodego zawodnika. To przecież te rozgrywki uważane są powszechnie za kuźnię talentów, z której potem najlepsi trafiają do bogatszych klubów z Anglii, Hiszpanii czy Niemiec. A Strasbourg ze średnią wieku pierwszego zespołu oscylującą w granicach 22 lat to już w ogóle prawdziwy fenomen.
- Tam mocno stawiają na młodych graczy, także dla Ede byłaby to dobra opcja. Cały projekt BlueCo oparty jest o tego typu talenty. We Francji czasem spekuluje się, czy do Alzacji nie powinni nawet sprowadzić też kogoś bardziej doświadczonego, ale klub idzie swoją ścieżką. Trener Strasbourga, Liam Rosenior, powinien mieć sporą uciechę z Ede jako lewonożnego stoper. To szkoleniowiec, który lubi takie taktyczne kombinacje - tłumaczy Bartek Gabryś, obserwator francuskiego futbolu. - Latem sytuacja kadrowa klubu trochę się zmieni, Mamadou Sarr ma odejść do Chelsea, podobny kierunek może też obrać Ismael Doukoure, z kolei Andrew Omobamidele najprawdopodobniej nie zostanie wykupiony z Nottingham po okresie wypożyczenia. Dlatego pojawia się miejsce na nowego stopera - dodaje.
W Londynie już się przyzwyczaili
Kibiców Chelsea nie dziwią zaś żadne kolejne transferowe newsy. Od amerykańskiego przejęcia w 2022 roku klub wpompował w nowych zawodników ponad miliard funtów, ale nie przyniosło mu to żadnych poważnych korzyści - poza wywalczonym niedawno we Wrocławiu triumfem w Lidze Konferencji. Na Stamford Bridge fani przeszli po prostu do porządku dziennego nad masowymi zakupami.
- Być może rzeczywiście te transfery już po prostu nikogo nie dziwią. Dla kibiców “The Blues” tego typu ruchy to już bardziej wzmocnienia całego BlueCo, który regularnie ściąga do siebie takich młodych zawodników i nikt nie jest już tym w żaden sposób zaskoczony. Kibice londyńczyków w tym momencie traktują to raczej jako transfer do Strasbourga, a nie do Chelsea. Na razie nie ma mowy, aby Ede trafił bezpośrednio na Stamford Bridge. Klub ma w swojej akademii utalentowanych defensorów, w minionym sezonie do pierwszego zespołu powoli pukał np. Josh Acheampong - mówi nam Jędrzej Święcicki, kibic londyńczyków i autor Up The Blues Podcast.
Wśród zagranicznych kibiców Chelsea ten temat nie odbił się szerokim echem. Dla klubu pokroju “The Blues” przeznaczenie pięciu czy dziesięciu milionów euro nie jest żadnym wydatkiem. Na takim transferze najmocniej mogą skorzystać na razie sam zawodnik oraz Motor. Ede zyska możliwość gry na solidnym europejskim poziomie. Lubelski klub, oprócz sporego zastrzyku gotówki, w ten sposób być może zyska natomiast renomę, która pozwoli mu w niedalekim czasie sprzedawać także innych zawodników za równie pokaźne sumy. Sama Chelsea, jeśli już ma skorzystać na Ede, to raczej w dłuższej perspektywie i tak też tę inwestycję zapewne traktuje.
- Jeśli Polak zostałby kupiony przez BlueCo, pewnie najpierw pograłby tam przez sezon, dwa lub nawet trzy. Przy dobrej postawie mógłby trafić potem do Londynu jak wspomniany Santos. Na Stamford Bridge współpraca ze Strasbourgiem jest traktowana inaczej niż kiedyś np. wypożyczenia do Vitesse. Do Holandii puszczano piłkarzy na długie lata i zwykle nie wiązano z nimi nadziei. Tutaj sprawa wygląda inaczej i Brazylijczyk jest najlepszym tego typu przykładem, ale na razie i tak bym się zbytnio nie nakręcał. Przed Ede do gry w Chelsea jest jeszcze wielu innych utalentowanych chłopaków, więc póki co jest to bardzo odległa perspektywa. Choć nie można oczywiście wykluczyć, że kiedyś, przy dobrej postawie we Francji, trafi jednak do Londynu - podsumowuje Święcicki.