Ruszają amp futbolowe ME w Polsce. "Ludzie się w tym zakochali. To trwa do dziś" [NASZ WYWIAD]

Ruszają amp futbolowe ME w Polsce. "Ludzie się w tym zakochali. To trwa do dziś" [NASZ WYWIAD]
Adam Starszynski /PressFocus
W dniach od 12 do 19 września w Krakowie rozegrane zostaną mistrzostwa Europy w amp futbolu, czyli odmianie piłki nożnej dla osób po amputacjach. Z selekcjonerem reprezentacji Polski, Markiem Dragoszem, porozmawialiśmy o medalowych marzeniach, rozwoju amp futbolu na przestrzeni ostatnich 10 lat, wyjątkowej atmosferze w naszej kadrze, a także momentami zaskakujących przepisach gry. Dlaczego kibice oglądający mecz amp futbolu po raz pierwszy zwykli denerwować się na bramkarzy?
WOJCIECH FALENTA: Jak dużym wydarzeniem z perspektywy rozwoju amp futbolu będą nadchodzące mistrzostwa Europy?
Dalsza część tekstu pod wideo
MAREK DRAGOSZ: To będą drugie mistrzostwa Europy w amp futbolu. Te pierwsze były zrobione ze sporym rozmachem, w Turcji. Mecz finałowy rozegrano na stadionie Besiktasu, który został wtedy wypełniony w 100%. Finał mistrzostw Europy w amp futbolu oglądało 41 tysięcy ludzi! Kolejnych 10 tysięcy stało pod stadionem, czekając na rezultat tego, co wydarzy się w środku. Razem dało to 51 tysięcy rozentuzjazmowanych, fanatycznych, tureckich kibiców. To jest taki punkt odniesienia. Z racji tego, że stadion Cracovii pomieści mniej ludzi, na meczu otwarcia czy finale nie zapełnimy tego 14-tysięcznego obiektu w takiej skali, jak tam. Ale mam przeczucie, że zainteresowanie będzie bardzo duże. Patrząc na nasze podwórko, o ile wynik sportowy będzie pewnie determinował mnóstwo rzeczy, to może być ogromny kop do tego, żeby w amp futbolu zaczęło się dziać jeszcze bardziej i jeszcze szybciej.
Co konkretnie masz na myśli?
Myślę o dwóch przestrzeniach, które z jednej strony są moimi marzeniami, a z drugiej są strategicznie wytyczone. W sposobie spożytkowania tych mistrzostw chodzi, po pierwsze, o pewnego rodzaju masowość, czyli tzw. “grassroots” ampfutbolowy. Byłoby super, gdyby, mówiąc brutalnie, ludzie powychodzili z szaf i pokonali barierę wstydu związaną z niepełnosprawnością. Dzięki temu ten czy jakikolwiek inny sport trenowałoby więcej ludzi. Piramida na pewno jeszcze bardziej by się rozrosła, miałaby jeszcze bardziej solidną podstawę. Być może dzięki temu, a wiem, że takie ruchy są dość mocno zaawansowane, powstałyby kolejne kluby na ampfutbolowej mapie. W ślad za tym poszłyby zarówno ranga, jak i skala rozgrywek, selekcja do kadry byłaby na jeszcze innym poziomie. Drugi obszar, o którym myślę i który jest takim moim “oczkiem” w głowie, to dzieciaki. Byłoby również super, gdyby spożytkowanie tych mistrzostw mogło przynieść taki efekt, że więcej dzieci i młodzieży znajdzie się w juniorskim, ampfutbolowym projekcie. Taką mam nadzieję.
Jak rozrósł się w Polsce amp futbol na przestrzeni ostatnich 10 lat?
Skala jest dla mnie bardzo prosta. I nie chodzi tylko o liczbę “brandów” [sponsorów - dop. red.] na koszulce. Chodzi o zasięg i rozwój projektów, takich jak ten juniorski, kadry, kluby, Ekstraklasa, rozgrywki międzynarodowe, w których bierzemy udział czy najbardziej prestiżowy turniej poza rangą mistrzowską, który odbywa się rokrocznie w czerwcu. Chodzi też o współpracę z PZPN-em, rozgłos w mediach, programy szkoleniowe. To jest dziś. Tymczasem w październiku 2011 roku, czyli niemal równo 10 lat temu, spotkaliśmy się na salce przy ulicy Polnej w Warszawie, na którą przyjechali zupełnie przypadkowi, nieznani sobie nigdy wcześniej ludzie. Każdy z nich był zupełnie inaczej ubrany i zupełnie inaczej przystosowany do próby uprawiania sportu. Mieliśmy też trzy piłki. To było wszystko. Absolutnie wszystko.
Początkom musiały towarzyszyć zadziwiające historie.
Wynajęliśmy salę na dwa razy po półtorej godziny. Jeden z facetów, którzy tam wtedy przyjechali, wyszedł na boisko w bucie… niech no sobie przypomnę... do chodzenia po rafach koralowych, takim przezroczystym! Zapytałem go, dlaczego tak. Odpowiedział: “wiesz co? Żona mówiła, że taki będzie spoko, bo się nie będę ślizgał na parkiecie!” W przerwie między jednym a drugim treningiem pojawił się też człowiek, taki wielki, ogromny, “trzymetrowy” gość, który powiedział: “Szefie, ja tu wyszedłem na chwileczkę na przepusteczkę z więzienia w Białołęce. Ja bym sobie tu z wami chwilkę pokopał!” Tak było. Dzisiaj nie jest to sport zawodowy, ale na poziomie reprezentacji i projektu juniorskiego jest absolutnie profesjonalny.
Ten rozwój był bardziej schodkowy czy może był taki moment, kiedy wszystko poszło mocno do góry?
Myślę, że schodkowy, ale były też większe schody. Pierwszym z nich był rok 2014. Na pierwszych mistrzostwach świata byliśmy w Kaliningradzie w 2012 roku. Zajęliśmy “zaszczytne”, przedostatnie miejsce w stawce 12 zespołów, wygrywając mecz o 11. miejsce z Japonią po rzutach karnych. Był to dla nas ogromny poligon doświadczalny i chwytanie wiedzy. Dwa lata później, jako ciągle niemal zupełny debiutant, po raptem trzech latach funkcjonowania zajęliśmy już czwarte miejsce na kolejnych mistrzostwach świata w Meksyku. To był pierwszy “gong”, który spowodował, że powstały kluby i pojawiła się jeszcze większa piecza PZPN-u. Dało to nam mocnego szlifu organizacyjnego i pierwszych symptomów budowy prawidłowej piramidy szkoleniowej. Drugim takim mocnym momentem był brązowy medal na mistrzostwach Europy w Turcji w 2017 roku. To był kolejny kop, dzięki któremu amp futbol zaczął docierać do środowiska sportowego i kibiców. Pojawiły się pierwsze transmisje telewizyjne. Następnie był rok 2018… jak jest schodek, schód, to to było coś jeszcze więcej…
“Schodzisko”...
Wynik sportowy był być może bardzo niezadowalający, bo w fatalnych okolicznościach przegraliśmy ćwierćfinał mistrzostw świata z Angolą, prowadząc na trzy minuty przed końcem dogrywki 3:1. Przegraliśmy w rzutach karnych i zajęliśmy ostatecznie siódme miejsce. Wydźwięk tamtego turnieju był jednak taki, że, jak to wtedy nazwali wszyscy z tym sportem związani, ludzie zakochali się w amp futbolu. W jego emocjach, widowiskowości, charakterze, prawdziwości ludzi, którzy to tworzą i są na boisku. To było już takie “schodzisko”, które właściwie trwa do dziś. I pewnie rosłoby jeszcze bardziej, gdyby nie siłą rzeczy lekkie spowolnienie wywołane przez pandemię.
Jak bardzo “profesjonalny” jest zatem proces treningowy reprezentacji Polski w amp futbolu?
Jest tak profesjonalny, że mimo że zawodnicy nie otrzymują wynagrodzenia, pracują sportowo tak, jakby to był ich zawód. Życzyłbym sobie, żeby każdy sportowiec podchodził do pracy treningowej tak, jak oni robią to na co dzień. W praktyce wygląda to tak, że zawodnicy trenują w klubach. Tam częstotliwość jest różna, w zależności od poziomu organizacyjnego. Niezależnie od tego, ile treningów zawodnik wykonuje tygodniowo w klubie, ten proces jest jednak uzupełniony o program indywidualnego rozwoju, przygotowany przez sztab szkoleniowy reprezentacji. Jest on podzielony na te same obszary co w 11-osobowym futbolu. Chłopcy pracują zarówno nad częścią motoryczną, teoretyczną, taktyczną, jak i techniczną. Każdy z nich ma też własny program mentalny. Do tego podsumowujemy sobie to wszystko minimum raz w miesiącu na trzydniowej konsultacji.
Jaka liczba zawodników jest objęta programem?
W ostatnim półroczu “kręciliśmy się” wokół 23 nazwisk. Następnie kadra była sukcesywnie, do czerwca, odchudzana. Finalną grupę, determinowaną przez mistrzostwa, obcięliśmy najpierw do 15 zawodników, a na ostatnim zgrupowaniu zredukowaliśmy ją do ostatecznej “trzynastki”, która pojedzie na mistrzostwa. Myślę jednak, że kiedy spotkamy się w październiku, drzwi dla wszystkich znowu się pootwierają i będzie to w okolicach 17-18 osób. W zależności oczywiście od aktualnej formy sportowej. Tutaj nie ma nikogo za zasługi.
Obserwując fragmenty treningów reprezentacji w ubiegłym tygodniu, poza licznym sztabem szkoleniowym, moją uwagę zwróciła atmosfera wewnątrz kadry. Mimo że amp futboliści zostali ciężko doświadczeni przez los, zaryzykuję stwierdzenie, że w niektórych zespołach w tej najbardziej popularnej odmianie piłki nożnej nie ma takiej ilości śmiechu.
Również mam doświadczenie z piłki jedenastoosobowej i mogę śmiało, z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że poziomu piłkarskiej szydery w szatni i poza nią mógłby pozazdrościć nam niejeden klub polskiej Ekstraklasy. To w tym zespole fascynujące, że jest w nim mnóstwo refleksyjności. Dzięki niej każdy z chłopaków wnosi do tego zespołu bardzo podobne, pasujące do pozostałych wartości. A jednocześnie są też takie mocno indywidualne, związane z własnym charakterem, osobowością i historią. W tych wartościach czymś mocnym, cementującym okazuje się absolutny dystans do siebie. Poziom tego dystansu i związanych z nim szydery, humoru i atmosfery jest rzeczywiście jednym z naszych ogromnych atutów. Co nie oznacza, że ten luz jest zawsze. W obliczu kłopotu, mobilizacji, koncentracji czy skupienia ci faceci funkcjonują zupełnie inaczej. Dziś myślę, że jest to mega, mega świadomy zespół. Atmosfera i sposób, w jaki ci ludzie okazują dystans do siebie i otoczenia, są fenomenalne. To, że znamy się wszyscy jak łyse konie, powoduje też, że wiemy, na co możemy sobie pozwolić. Jest kupa śmiechu, ale zgodzisz się ze mną, że wtedy kiedy było wesoło, było wesoło, a wtedy kiedy był czas na pracę, był czas na pracę. Nie było jakiegoś “lightu” ani zabawy, tylko każdy zaciskał zęby i zasuwał.
Intensywność treningów wydawała mi się imponująca.
Była dość duża. A potem, kiedy trzeba było sobie odpocząć, z powrotem pojawiały się uśmiechy, szybkie wrzutki, szyderki i znowu wracaliśmy do roboty. Tak jest regularnie.
Masz pod sobą wyjątkowo liczny sztab.
Mam to szczęście, że zgromadziłem wokół siebie ludzi, którzy są specjalistami w swoim obszarze. Teoretycznie można by powiedzieć, że mógłby je skondensować u siebie jeden człowiek. Możemy sobie jednak pozwolić, żeby każdy odpowiadał za swoją specyficzną przestrzeń.
Ile to łącznie osób?
Siedem. Oprócz ludzi, którzy współpracują z nami okresowo, na stałe jest fizjoterapeuta, trener przygotowania mentalnego, trener bramkarzy, asystent, w którego obszarze działania znajduje się kwestia motoryczna, kierownik drużyny, moja skromna osoba oraz trener-analityk, z którym bardzo często prowadzimy zajęcia razem, kiedy potrzebujemy skoncentrować się na działaniach związanych z organizacją gry. Jest też grono ludzi, które pomaga nam na zasadzie luźnej współpracy. Mamy na przykład człowieka, który prowadzi dla nas monitoring wysiłku. Przyjeżdża do nas regularnie robić badania też trochę dla siebie, ale korzystamy z nich bardzo mocno. To badania dotyczące bólu.
Przechodząc do samego turnieju, do Krakowa przyjadą wszystkie największe piłkarskie nacje, takie jak Anglia, Hiszpania, Francja, Niemcy czy Włochy. Czy przed polską reprezentacją jest wyznaczony konkretny cel?
Kiedy gra się we własnym kraju, a wartość związana z orzełkiem na piersi i hymnem nie jest w tej kadrze żadnym wyświechtanym frazesem, pojawia się wręcz zobowiązanie. Wszyscy jasno mówimy o tym, że mamy coś, co jest zwyczajnie sportowym marzeniem. Zdobyć medal. Z drugiej strony, zdajemy sobie sprawę, wyrzucając ze słownika słowo presja, że uprawiamy sport i wszystko może się wydarzyć. Możemy wygrać, przegrać lub zremisować, jak mawiał trener Górski.
Które reprezentacje postrzegacie za głównych rywali w walce o medale?
Czołówka jest ukształtowana i pewnie nie będzie w niej wielkich niespodzianek. Zdecydowanie najmocniejszym zespołem w ocenie wszystkich, którzy w tym sporcie “siedzą”, jest reprezentacja Turcji. I to nie tylko w skali europejskiej, ale też światowej. W czołówce są na pewno Anglicy, Rosjanie i Hiszpanie. Myślę, że pozytywnie mogą zaskoczyć też Włosi.
W niedzielę, na stadionie Cracovii, zasiądzie prawdopodobnie sporo kibiców, którzy będą na meczu amp futbolu po raz pierwszy. Co może ich zaskoczyć?
Będzie kilka zaskoczeń. Najważniejsze to mniejsze boisko. Drużynę tworzy bramkarz i sześciu zawodników w polu. Z bramkarzem wiąże się zresztą ciekawa sprawa. Wielu kibiców będzie się denerwować, że nie wyszedł do piłki czy nie przeciął podania. Otóż może to zrobić, ale tylko i wyłącznie w obszarze własnego pola karnego. To służy pewnego rodzaju wyrównaniu szans, ponieważ zawodnicy w polu są ludźmi po amputacji lub z wrodzoną wadą kończyny dolnej, czyli nogi. Bramkarz z kolei nie ma ręki. Bardzo często, również w przypadku naszej kadry, zawodnicy, którzy występują na bramce, mają za sobą przeszłość piłkarską z gry w polu w piłce jedenastoosobowej. Stąd ograniczenie, że nie mogą opuszczać pola karnego.
Mecze są też krótsze.
Gramy dwa razy po 25 minut. Jako trener, wzorem koszykówki, mam w trakcie każdej części gry prawo do wzięcia czegoś, co nazywa się “czasem”. Mogę go wziąć na minutę. Więcej ograniczeń w zasadzie nie ma. To naturalne, że wprowadzamy piłkę do gry z autu nogą. Zawodnicy poruszają się o normalnych kulach, to nie jest żaden specjalistyczny sprzęt. Grają w korkach, a w zasadzie w jednym! Bramkarze mają z kolei tylko jedną rękawicę. Ciekawe jest to, że w amp futbolu nie ma spalonych.
Na koniec, myślisz, że gra przed własną publicznością rzeczywiście okaże się poważnym atutem?
Myślę, że tak. Przede wszystkim będzie uskrzydlać. Doświadczyliśmy gry zarówno przed krakowskimi, jak i polskimi kibicami w różnych częściach kraju. Mam przeczucie, że trybuny na Cracovii mogą być bardzo mocno wypełnione. Jestem pewien, że doping poniesie chłopaków. Doświadczyliśmy też kiedyś gry na stadionie Prądniczanki. Ten obiekt liczy “x + 500” miejsc. Dotychczas ogromna liczba ludzi stała również na zewnątrz tego stadionu. Zawodnicy sami mówią, że doping w trakcie gry to jedno, ale ten moment, kiedy wychodzi się na boisko i śpiewa hymn przy akompaniamencie tylu ludzi, jest czymś zupełnie innym.
***
W tegorocznych finałach mistrzostw Europy w amp futbolu weźmie udział aż 14 reprezentacji. Polska zagra w grupie A - z Ukrainą, Izraelem i Hiszpanią. Turniejowe spotkania zostaną rozegrane na trzech krakowskich stadionach: Cracovii, Prądniczanki oraz Garbarni. Otwarcie imprezy zaplanowano na najbliższą niedzielę, na godzinę 17:30 na ekstraklasowym obiekcie “Pasów”. Na tym samym stadionie, równo tydzień później o godzinie 20:00, odbędzie się również wielki finał Amp EURO 2021.

Przeczytaj również