Szok, gdzie zagra Lech. Jak UEFA na to pozwoliła? "Potrzebowaliśmy latarki"

Kilka dni po losowaniu rywali dla polskich drużyn w Lidze Konferencji to właśnie mistrz Polski miał najwięcej zagadek względem tego, na jakich stadionach przyjdzie mu grać. Spośród trzech wyjazdów aż dwa były zagadkowe. To Gibraltar - Lincoln Red Imps i Hiszpania - Rayo Vallecano.

Ostatecznie oba stadiony zostały dopuszczone do rywalizacji. O ile w przypadku obiektu na Gibraltarze można to jeszcze zrozumieć, bo mowa o lidze jednak dość "egzotycznej", to pozwolenie rozgrywania meczów europejskich na Estadio de Vallecas trąci groteską.

Długo trwała walka Rayo o to, aby jednak spotkanie rozgrywać u siebie i jakimś cudem się udało. Decyzja zapadła po wyznaczonym terminie - 5 września. W grę wchodziły także stadiony Leganes i Atletico. Rayo ostatecznie zagra jednak w domu, na obiekcie, który nie spełnia prawie żadnych norm UEFA. Warto dodać, że ostatnio władze La Liga ze względów bezpieczeństwa zakazały wejścia fanom Barcelony na sektor gości w meczu z Rayo.

Wchodząc w szczegóły - biletów nie można kupić online. Na stadion jest jedno wejście dla całej sekcji piłkarskiej - sędziów, działaczy, piłkarzy, mediów i pracowników klubu. W dzień meczu z Lechem (starcie określono jako mecz podwyższonego ryzyka) cała ulica dojazdowa jest zamknięta, a samochody, które nie zdążyły odjechać, są odholowywane.

Wejście dla kibiców i mediów? Potrzebowaliśmy latarki. Nie chodzi o to, żeby śmiać się z Rayo. Mówimy natomiast o klubie z lig TOP5, który gra w Europie. To jednak nie powinno mieć miejsca, szczególnie biorąc pod uwagę temat stadionu Rakowa, który nie został dopuszczony do Ligi Konferencji. Zestawiając to z obiektem przy Limanowskiego - trudno zauważyć tu równe traktowanie.

Boisko boiskiem, ale...

No właśnie, ale co dalej? Lech nie ma prawa narzekać, bo jednak jako mistrz Polski odpadł najpierw z eliminacji Ligi Mistrzów, potem także Ligi Europy, dopiero w efekcie “spadając” do Ligi Konferencji. Najważniejsze z całego tego anturażu z lat słusznie minionych jest to, by wyjść i zagrać dobry mecz oraz pokazać właściwą reakcję na wstydliwą porażkę z Lincoln Red Imps.

Lech po przerwie na kadrę wygrał tylko jeden na pięć meczów. I to ten z Gryfem Słupsk... Kiedy "Kolejorz" grał z Rapidem, przed samym spotkaniem mówiliśmy, że potrzebuje mocnego meczu na odbicie. To nie pomogło na długo. Teraz lechici znowu są w momencie, gdy wszyscy - zarówno sztab i piłkarze - muszą udowodnić, iż projekt "Lech - sezon 2025/26" zmierza we właściwym kierunku, a nie na kurs kolizyjny. Potrzeba solidnej defensywy oraz poprawy formy poszczególnych piłkarzy, a przyszłościowo zdrowia dla Walemarka, Gholizadeha, Hakansa, Murawskiego czy Douglasa, bo praktycznie każdy z nich (może oprócz Hakansa) grałby dzisiaj w pierwszym składzie.

Jeśli Lech przegra z Rayo - nie odpadnie ani nie oddali się od mistrzostwa Polski. Pogorszy sobie jednak nastroje i zamiast uśmiechów pojawi się znak zapytania. Lechici muszą zagrać w czwartek na maksa, bez oszczędzania sił na mecz z Arką. Wygrana na hiszpańskiej ziemi zawsze będzie czymś dużym dla polskiego klubu, nie mówiąc o 400 tysiącach euro dla wygranego tego meczu.

Rayo mecz w weekend mecz z Realem Madryt. Kto wie, czy Lech i dziennikarze punktujący ogromne problemy infrastrukturalne, nie będą najlepszą motywacją dla miejscowych do udowodnienia, że może macie porządek i ładne stadiony, ale na boisku jeszcze trochę brakuje.

Mrozek - Pereira, Skrzypczak, Milić, Gurgul - Ouma, Jagiełło - Palma, Rodriguez, Ismaheel - Agnero (Ishak)