Szukał butów w śmieciach, teraz strzela gola za golem w Premier League. Następny cel: Manchester United

Szukał butów w śmieciach, teraz strzela gola za golem w Premier League. Następny cel: Manchester United
MB Media / PressFocus
Żył w skrajnej biedzie, a jego droga do zawodowej piłki była kręta i wyboista. Ale kiedy już dostał szansę gry w Premier League, czerpie z niej pełnymi garściami. Bije rekordy i rzuca wyzwanie topowym napastnikom. Oto Taiwo Awoniyi.
Na początku tego sezonu Nottingham Forest nie wzbudza większych sensacji. W pierwszych dwóch kolejkach ekipa z City Ground zdobyła skromny jeden punkt, rywalizując z Arsenalem i Sheffield United. Podopieczni Steve’a Coopera mogą jednak nadal cieszyć się z samego faktu obecności w angielskiej ekstraklasie. Już w minionych rozgrywkach zespół ten niechybnie spadłby do Championship, gdyby nie obecność Taiwo Awoniyiego. Nigeryjczyk najpierw zapewnił Forest dalszy byt w elicie, a teraz utrzymuje wysoką formę i nie spuszcza z tonu.
Dalsza część tekstu pod wideo

Kot w butach

Dziś Taiwo Awoniyi jest uznanym piłkarzem, który regularnie zbiera minuty na poziomie Premier League. Na początku kariery perspektywa gry w najlepszej lidze świata była jednak co najwyżej niedoścignioną ułudą. Chłopiec urodzony w nigeryjskiej miejscowości Ilorin nie mógł sobie pozwolić nawet na buty, dzięki którym miałby szansę spełniać największą pasję.
- Zawsze będę dziękował Bogu za to, co mogłem osiągnąć. Pamiętam, kiedy mieszkałem w stanie Kwara i jeździłem do miejsca, gdzie składowano śmieci, żeby poszukać butów, w których mógłbym grać w piłkę - opowiadał Awoniyi w wywiadzie dla "Premium Times".
Aby zarobić na pierwsze obuwie, Nigeryjczyk imał się wielu różnych zawodów. Dorabiał w sklepie, chodził swoim sąsiadom po wodę czy nawet pomagał jako murarz w piekarni. W końcu udało mu się zdobyć pierwsze buty sportowe, które po kilku miesiącach uległy uszkodzeniu. Wtedy Taiwo posiadł kolejną umiejętność, czyli szycie. Igłą posługiwał się na tyle sprawnie, że później naprawiał również buty kolegom, ponieważ oni również nie mogli sobie pozwolić na nowe modele Mercuriali czy Predatorów.
Dopiero po dołączeniu do Imperial Soccer Academy Taiwo otrzymał profesjonalny sprzęt piłkarski. Więcej nie trzeba mu było do zrobienia wrażenia na skautach z Europy. W 2015 roku Liverpool zapłacił za wyróżniającego się dzieciaka nieco ponad milion euro. Niestety, przez kilka lat napastnik miał ogromny problem z otrzymaniem pozwolenia na pracę w Wielkiej Brytanii. W efekcie “The Reds” siedem razy musieli go oddawać na różnorakie wypożyczenia. Dopiero przed sezonem 2021/22 Union Berlin pozyskał go na zasadzie transferu definitywnego. W stolicy Niemiec Taiwo strzelił 25 goli, co otworzyło mu bramy Premier League. W ubiegłym roku podpisał kontrakt z Nottingham Forest i wreszcie spełnił marzenie.
- Patrząc wstecz na wszystkie wypożyczenia, myślę, że każdy klub w pewien sposób mnie ukształtował. Ciężko pracowałem na to, aby móc wreszcie spełnić swoje marzenie. Zawsze powtarzałem ludziom wokół, że pewnego dnia zagram w Premier League. Niektórzy koledzy żartowali ze mnie z tego powodu, ale ja ciągle wierzyłem i dążyłem do osiągnięcia celu - powiedział Awoniyi na antenie "BBC", kiedy już podpisał kontrakt z Nottingham.

Gwarancja bezpieczeństwa

- Awoniyi to zawodnik, w którego wierzymy, ponieważ jeśli wykorzysta swój potencjał, zostanie czołowym napastnikiem w Premier League. Wzbudzał wielkie zainteresowanie innych klubów z całej Europy, dlatego bardzo cieszymy się, że wybrał nasz projekt - chwalił piłkarza Steve Cooper na początku poprzedniego sezonu.
Transfer Awoniyiego przeszedł właściwie bez większego echa. W trakcie tamtego okienka Nottingham sprowadziło przecież prawie 30 nowych nazwisk. Tak naprawdę nie było tygodnia, w którym klub z City Ground nie potwierdziłby jakiegoś krzykliwego zakupu. Z perspektywy czasu można bezsprzecznie stwierdzić, że to właśnie pozyskanie napastnika z Unionu Berlin okazało się najlepszym ruchem.
Już w rundzie jesiennej Nigeryjczyk potwierdził, że może być liderem tego zespołu. Strzelił co prawda tylko cztery gole, ale aż trzy z nich były na wagę zwycięstwa. Następnie doznał kontuzji, która zbiegła się w czasie z drastycznym regresem całego Nottingham. Kiedy Awoniyi wrócił do zdrowia, drużyna znajdowała się w strefie spadkowej z marnymi perspektywami na lepsze jutro. Na finiszu rozgrywek 26-latek niemal w pojedynkę zapewnił jej utrzymanie. W czterech ostatnich kolejkach strzelił sześć goli, które w ostatecznym rozrachunku zagwarantowały siedem punktów. Bez nich Forest już dziś grałoby w Championship.
- Szczerze mówiąc, to był bardzo wymagający sezon. Ale nawet, kiedy znajdowaliśmy się w trudnej sytuacji, zawsze zadawałem sobie pytanie: "Czy robię wystarczająco wiele dla zespołu?". Ciągle to sobie powtarzałem i starałem się zrobić wszystko, aby móc odpowiedzieć twierdząco. Ale to nie tylko ja uchroniłem zespół przed spadkiem. To był wspólny wysiłek całego zespołu, a także wszystkich trenerów - skromnie przyznał Awoniyi w rozmowie z portalem "Soccernet.ng".

Nieomylny

Awoniyi dał się poznać jako napastnik, którego największa zaleta to umiejętność ciągłego dochodzenia do sytuacji podbramkowych. 26-latek nie jest może najlepszym dryblerem, stroni od sztuczek technicznych, ale w polu karnym to prawdziwe monstrum. Na poziomie Premier League co trzeci jego strzał kończy się bramką. Na uwagę zasługuje też powtarzalność w kreowaniu sobie okazji. W rundzie jesiennej poprzedniego sezonu jedynie Erling Haaland i Darwin Nunez mieli wyższy współczynnik oczekiwanych goli na 90 minut. Przy czym obaj grają przecież w drużynach znacznie mocniej nastawionych na atak w porównaniu z Nottingham Forest.
Pod koniec minionego sezonu można było jedynie obawiać się o to, jak długo Awoniyi utrzyma tak wysoką dyspozycję. Teraz widać, że wcale nie musi dojść do nagłego regresu. Reprezentant Nigerii nadal z ogromną łatwością potrafi odnaleźć się w polu karnym i to nie zważając na to, czy jego zespół rywalizuje z hegemonem, czy ligowym outsiderem. W efekcie powoli zapisuje się w historii angielskiej piłki. Snajper Forest średnio trafia do siatki w Premier League co 119 rozegranych minut. Pod tym względem przebija takie legendy, jak Thierry Henry (gol co 122 minuty), Mohamed Salah (127), Harry Kane (128) i Alan Shearer (147). Oczywiście próbka umiejętności Taiwo jest znacznie mniejsza niż w przypadku powyższych zawodników. To jedynie ciekawostka, a nie żadna próba silenia się na bezzasadne stwierdzenie, że Awoniyi już przerasta najbardziej ikoniczne postacie ligi angielskiej. Wciąż warto jednak docenić tak niesamowitą regularność u zawodnika, który przez ponad siedem lat nie mógł zadebiutować na Wyspach Brytyjskich.
W sumie Awoniyi zdobył osiem bramek w sześciu ostatnich meczach w Premier League. Tym samym wyrównał klubowy rekord Stana Collymore’a, ustanowiony w 1995 roku. Dodatkowo może on stać się trzecim afrykańskim piłkarzem, który strzelał w siedmiu kolejkach z rzędu. Dotychczas udało się to jedynie Emmanuelowi Adebayorowi oraz Mohamedowi Salahowi. Wystarczy, że Nigeryjczyk w sobotę trafi z Manchesterem United, aby wyrównał wyczyn tej dwójki. A wbrew pozorom wcale nie musi to być aż tak trudne wyzwanie. Ostatnie tygodnie pokazują, że defensywa “Czerwonych Diabłów” nie jest żadnym monolitem. W meczu z Wolverhampton podopieczni Erika ten Haga pozwolili rywalom na oddanie aż 20 strzałów. Wtedy nieskuteczność “Wilków” jeszcze uratowała ekipę z Old Trafford, ale tydzień później Tottenham był mniej litościwy. Nie można wykluczyć, że teraz Awoniyi i spółka okażą się katami dla Andre Onany.
- Ludzie mówią, że Taiwo nie jest w pełni gotowy do gry, ale chciałbym, żeby inni byli tak niegotowi. Jego gol z Arsenalem był wspaniały, od dłuższego czasu utrzymuje znakomitą formę, ma wyjątkowy instynkt. Uwielbiam oglądać jego grę - chwalił niedawno napastnika Garry Birtles, legenda Forest, cytowany przez portal "Nottinghampost.com".
Teraz wszyscy kibice Nottingham powinni jedynie liczyć na końskie zdrowie Taiwo Awoniyiego. Poprzednie miesiące udowodniły, że tyle wystarczy, aby drużyna mogła liczyć na w miarę spokojny byt na poziomie Premier League. Pewnie, że w ekipie Steve’a Coopera roi się od innych ciekawych graczy pokroju Morgana Gibbsa-White’a, Anthony’ego Elangi czy Serge’a Auriera. Nikt nie oferuje jednak tak regularnej jakości, jak zawodnik z numerem 9.
Kiedyś Nigeryjczyk nie miał na buty, a dziś jest jednym z ambasadorów firmy Nike. Kiedyś marzył o debiucie w lidze angielskiej, teraz co tydzień strzela w niej gola za golem. A piękno tej historii polega na tym, że wciąż jesteśmy świadkami jej kolejnych rozdziałów.

Przeczytaj również