Ten klub chce zadziwić Europę! Został mistrzem po 90 latach, teraz Liga Mistrzów

Ten klub chce zadziwić Europę! Został mistrzem po 90 latach, teraz Liga Mistrzów
Belga / pressfocus
Piotrek - Przyborowski
Piotrek Przyborowski15 Sep · 13:52
Choć to klub o jednej z najbogatszych historii w kraju, przez dekady pozostawiał poza elitą. Kiedy Royale Union Saint-Gilloise wreszcie do niej powrócił, szybko sięgnął po mistrzostwo, a teraz zadebiutuje w Lidze Mistrzów. W niej - podobnie jak na krajowym podwórku - powinniśmy zobaczyć drużynę bez jakichkolwiek kompleksów.
W dzisiejszym futbolu, kiedy czołowy klub danej ligi czeka na mistrzostwo przez kilka sezonów, jego kibice mogą już mówić o głębokim kryzysie. Co w takiej sytuacji mają powiedzieć fani Royale Union Saint-Gilloise? Absolutny dominator belgijskiego futbolu w pierwszych latach ubiegłego wieku na kolejne tytuły musiał czekać blisko sto lat! Całe pokolenia kibiców brukselskiego zespołu mogły jedynie snuć marzenia o nawiązaniu do przepięknych tradycji. Aż wreszcie zjawił się "gość od cyfr", który zrewolucjonizował cały belgijski futbol. I w tym przypadku kluczem wcale nie okazały się wyłącznie pieniądze, lecz przede wszystkim - innowacyjne know-how.
Dalsza część tekstu pod wideo

Normalne, ale wyjątkowe

Union, bo w rzeczywistości tak powinniśmy nazywać ten klub ("Royale" jest przedrostkiem nadawanym z automatu przez belgijską federację - kiedyś po 25, a teraz 50 latach istnienia) ma bardzo bogatą historię. U zarania ligi belgijskiej to właśnie "Unioniści" rządzili tamtejszym futbolem. Na początku XX wieku i w okresie międzywojennym sięgali seryjnie po kolejne mistrzostwa. Do 1935 roku uzbierali ich łącznie 11 - dziś więcej tytułów od nich mają jedynie Anderlecht i Club Brugge. A przecież ten dorobek mógł być znacznie okazalszy, tyle tylko, że po II wojnie światowej Union popadł w zupełny marazm. Przez lata tułał się po niższych ligach i wydawało się, że już na zawsze pozostanie jedynie historyczną ciekawostką. Przed być może zupełnym upadkiem uratował go w 2014 roku niemiecki biznesmen Juergen Baatzsch, ale te naprawdę złote czasy miały dopiero nadejść.
- Faktycznie klub przez cztery dekady miotał się po niższych ligach. W 2018 roku jego właścicielem został Tony Bloom, który zarządza też Brighton. Co prawda, potem te udziały przejął Alex Muzio, czyli obecny prezydent, ale to dobry kumpel Blooma. Wraz z nadejściem nowej władzy, do Unionu wprowadzono też nową filozofię. Klub postawił na gromadzenie danych, lecz w nieco inny sposób niż to robią pozostałe kluby. Bloom dorobił się fortuny na algorytmach związanych z obstawianiem, więc miał dostęp do tego typu technologii. Wiedział, w jaki sposób należy prześwietlać nowych zawodników, co szybko przyniosło efekty - mówi nam Tjorven Messiaen, dziennikarz Nieuwsblad Sport.
Nie minęło bowiem dużo czasu od momentu przejęcia Unionu przez Blooma, kiedy klub zaczął znów - tj. po prawie wieku przerwy - odnosić sukcesy. W 2021 roku wygrał drugą ligę i po niemal 40 latach powrócił do belgijskiej elity. W niej "Unioniści" już jako beniaminek nie zamierzali jedynie bić się o utrzymanie i w swoim pierwszym sezonie po awansie byli blisko sensacji. W składającej się z dwóch części Jupiler Pro League okazali się najlepsi w fazie zasadniczej, ale w rundzie mistrzowskiej wyprzedził ich Club Brugge. W kolejnych latach zespół nie schodził już z podium i na stałe dołączył do ligowej czołówki.
- Na Union przez lata rzeczywiście nikt nie zwracał uwagi. To był taki klub z dalekiej przeszłości. Potem nastąpiło przejęcie przez Blooma i jego ludzi, w tym Muzio, który wraz ze swoją ekipą w ostatnich latach dokonali kilku naprawdę dobrych transferów. Wydaje się, że kluczowym ruchem ze strony właścicieli było ściągnięcie do klubu dyrektora generalnego Philippe’a Bormansa i dyrektora sportowego Chrisa O'Loughlina. Wcześniej razem pracowali w Sint-Truidense i w Unionie dokonali czegoś, co wydaje się normalnie, ale nie zawsze ma miejsce w piłce: obrali pewną filozofię i sprowadzili piłkarzy oraz trenerów, którzy idealnie do niej pasują. To zapewniło klubowi stabilizację - opowiada nam z kolei Claudio Reulens, belgijski dziennikarz piłkarski.

“Tajna” baza danych

Starlizard, bo tak nazywa się firma należąca do Blooma (ponoć jej właściciel ma ksywkę "Lizard", czyli "Jaszczurka", ponieważ w interesach bywa bezlitosny jak ten gad), zajmuje się analizą danych wykorzystywanych potem przez bukmacherów. Anglik słusznie uznał, że taką technologię można z powodzeniem wykorzystać również w piłce. Artur Kopyt, który od 2020 roku pracuje w sztabie szkoleniowym Unionu jako asystent, w wywiadzie nam udzielonym przyznał bowiem, że kluczem do sukcesu tego klubu jest świetna rekrutacja (więcej TUTAJ). Owa analiza wraz z ogromną bazą danych przydaje się właśnie do wyboru odpowiednich ludzi - i to na różne stanowiska.
- Ta rekrutacja bez wątpienia jest arcyważna. Union kupuje zawodników z mniej znanych krajów takich jak Łotwa czy Estonia oraz niższych lig europejskich. Chce ich rozwijać, aby potem sprzedać za duże pieniądze. Bloom zainwestował w klub i wprowadził zupełnie nowy system skautingowy. Opiera się nie tylko na analizie umiejętności poszczególnych piłkarzy, ale również ich charakteru, inteligencji i tego, w jaki sposób są w stanie zaaklimatyzować się do zespołu. Inwestycje Blooma oczywiście wyraźnie pomogły, ale to nie jest tak, że Union znajduje się w gronie najbogatszych w lidze - jest wręcz odwrotnie. Ich sukces opiera się na mądrych wydatkach, a nie wyrzucaniu forsy - mówi Rob Francis, karnetowicz Unionu.
Odpowiedzialne finanse to jedna z podstaw piramidy wartości klubu. W Brukseli nie chcą wydawać dużych pieniędzy za zbędne zachcianki. I nie dotyczy to jedynie transferów. Klub na początku września otworzył nowe centrum treningowe w Zaventem, które jest oczywiście nowoczesne, ale nie ma tam przepychu czy luksusów. Union rozsądnie podchodzi też do kontraktów z nowymi zawodnikami. Podstawa zapisana w umowie jest stosunkowo niska, natomiast piłkarze mogą sporo zarobić z tytułu ewentualnych bonusów wyniesionych z boiska. To stanowi dla nich dodatkową motywację do dobrej postawy na boisku, co również ma wpływ na wyniki całego zespołu.
- Rekrutacja oparta jest w dużym stopniu na danych, choć w Unionie zwracają również oczywiście uwagę na mentalność zawodników. O każdym mają zebranych mnóstwo informacji. Przy czym starają się zachować odpowiednią równowagę między doświadczonymi i młodymi graczami. Victor Boniface, Deniz Undav, Mohamed Amoura, Franjo Ivanović, Noah Sadiki, Koki Machida. Lista jest bardzo długa. Zawsze sprowadzają szerzej nieznanych zawodników, których potem sprzedają za duże pieniądze. Ale to nie powstrzymuje ich przed walką o tytuły. Robią to dzięki tej swojej “tajnej” bazie danych, co stanowi taki prawdziwy Święty Graal - śmieje się Reulens.

Szukają na peryferiach

Wspomniany Undav był jednym z pierwszych, który dzięki zdrowej strategii Unionu, potem wypłynął na szerokie wody. Belgowie ściągnęli go w 2020 roku za darmo z SV Mappen. Choć ten trafił do Brukseli z niemieckiego trzecioligowca, szybko stał się prawdziwą rewelacją. Został królem strzelców Jupiler Pro League i za siedem milionów euro kupiło go Brighton. W Anglii może aż takiej furory nie zrobił, ale później stał się jednym z liderów Stuttgartu, trafił do reprezentacji Niemiec. Jego historia pokazała, że w Unionie znają się na rzeczy. Zwłaszcza, że później podobny los spotkał też innych.
- Dzięki Bloomowi Union ma dostęp do naprawdę ogromnej bazy danych i chętnie z niej skorzysta przy poszukiwaniu nowych zawodników. Oczywiście w obecnych czasach większość klubów dokonuje szczegółowej analizy przed dokonaniem transferów, ale w przypadku Unionu sprawa jest dużo głębsza. Spójrzmy choćby na historię Promise’a Davida, obecnie jednego z gwiazdorów zespołu. Pochodzi z Kanady, a w Europie grał bez powodzenia na Malcie, potem zanotował tylko jeden dobry sezon w Estonii. To wystarczyło, bo algorytm wykorzystywany przez Belgów wykazał, że już teraz jest napastnikiem z potencjałem na gwiazdę Jupiler Pro League - zauważa Messiaen.
24-latek za chwilę może pójść w ślady swoich kolegów, którzy praktycznie co okienko transferowe przenoszą się do Anglii, Niemiec czy innych ekip aspirujących do grona europejskiej czołówki. Tylko tego lata klub z tytułu transferów zainkasował blisko 60 milionów euro. Franjo Ivanović przeszedł za ponad 22 miliony do Benfiki, Noah Sadiki za 17 do Sunderlandu, a Mohamed Amoura za 15 do Wolfsburga. Na każdym z tych zawodników Union zarobił ogromne sumy, szczególnie biorąc pod uwagę, ile sam za nich ich wcześniej zapłacił - Ivanović i Amoura kosztowali bowiem po cztery miliony, a Sadiki zaledwie 900 tysięcy.
- Spośród nowych zawodników nieźle prezentuje się Adem Zorgane, który przyszedł latem z Charleroi i już teraz pokazał, że może być jednym z liderów tego zespołu. Na pewno trzeba też zwrócić uwagę na Anana Khalailiego, który gra już w Unionie od zeszłego roku. To młody chłopak z ogromnym potencjałem, taki skrzydłowy z krwi i kości - silny fizycznie, dobry z piłką przy nodze, ale też odpowiednio reagujący w defensywie. I do tego oczywiście jest jeszcze właśnie David, który tego lata miał mnóstwo ofert, ale chciał zostać i pokazać się w Lidze Mistrzów - dodaje.

Pierwszy raz od awansu

Brukselczycy byli blisko bram Ligi Mistrzów już kilkukrotnie. W sezonie 2022/2023 w III rundzie eliminacji wygrali w pierwszym meczu z Rangersami 2:0, ale w rewanżu przegrali ze Szkotami 0:3 i ostatecznie zagrali tylko w Lidze Europy (dotarli do ćwierćfinału). Natomiast w minionych rozgrywkach na tym samym etapie eliminacji lepsza od nich okazała się Slavia Praga. Union od momentu awansu do krajowej elity niemal za każdym razem ocierał się o mistrzostwo, które zapewniłoby mu bezpośredni awans do LM. W ciągu ostatnich pięciu sezonów trzy razy kończył fazę zasadniczą na pozycji lidera. Zawsze był o włos od triumfu, przełamał się w 2024 roku poprzez zdobycie Pucharu Belgii, a później superpucharu. Mistrzostwo z minionego sezonu było ukoronowaniem długiej drogi, którą przeszedł.
- Union teraz zagra w Lidze Mistrzów, bo dzięki zdobyciu mistrzostwa Belgii bezpośrednio do niej awansował. To właściwie jedyna przewaga obecnego zespołu. Moim zdaniem, ekipa z Mohamedem Amourą, Cameronem Puertasem czy Koki Machidą z sezonu 2023/2024 była jednak ciut lepsza. Niemniej, Union ogólnie rozwija się jako klub i zbiera to niezbędne doświadczenie w europejskich pucharach. I to pomimo tego, że praktycznie co roku traci swoich najlepszych graczy - opowiada nam Mariusz Moński, obserwator belgijskiego futbolu, prowadzący twitterowe konto Belgijska piłka.
Starta piłkarzy to jedno, ale Union niemal co sezon żegna też kolejnych trenerów. Awans zrobił z nim Felice Mazzu, który po sezon spędzonym w elicie postanowił odejść do Anderlechtu. W kolejnych rozgrywkach do trzeciego miejsca w lidze doprowadził Karel Geraerts, późniejszy szkoleniowiec Schalke, a obecnie Reims. Po nim schedę przejął Alexander Blessin, ale też tylko na sezon, bo przeniósł się do St. Pauli. Dopiero teraz Sebastien Pocognoli - kiedyś reprezentant Belgii i zawodnik m.in. West Bromu czy Brighton - właśnie rozpoczął swój drugi sezon w roli trenera "Unionistów".
- Zauważmy, że od momentu awansu do Jupiler Pro League zespół co roku przystępował do sezonu z nowym trenerem. Dopiero teraz mamy do czynienia z sytuacją, w której ten sam szkoleniowiec - Sebastien Pocognoli - zakończył poprzednie rozgrywki i rozpoczął również te kolejne. Klub wyszedł z założenia, że pierwsi trenerzy się zmieniają, ale by zachować DNA, rdzeń sztabu musi pozostać taki sam. I to widzimy, ponieważ asystenci rzeczywiście pozostają w dużej mierze tacy sami. Nie ma sytuacji, w której nowy trener wymienia cały sztab - wszystko po to, aby zachowana była pewna ciągłość - dodaje nasz rozmówca.

Zamiast awansu - niespodzianki

W tym gronie jest właśnie wspomniany już Kopyt, który pełnił funkcję asystenta całego wymienionego wyżej kwartetu. W ciągu ostatnich tygodni głowę Polaka z pewnością zajmowała analiza najbliższych rywali w Lidze Mistrzów. A w niej mistrzów Belgii czeka nie lada wyzwanie, bo w fazie ligowej zmierzą się z: PSV, Newcastle, Interem, Atletico, Galatasaray, Marsylią, Bayernem i Atalantą. Już inauguracyjne spotkanie w Eindhoven będzie miało ogromne znaczenie, bo to jeden z tych przeciwników, z którym Union powinien postarać się o choćby punkt, jeśli marzy o tym, aby jego pierwsza przygoda z LM nie zakończyła się po tych ośmiu spotkaniach.
- Union miał bardzo trudne losowanie. Myślę też, że drużyna jest słabsza niż w zeszłym sezonie. Straciła w ostatnim czasie kluczowych zawodników, choć w Belgii tak naprawdę jesteśmy do tego przyzwyczajeni. Muszą cieszyć się grą i postarać się o wygraną w jednym czy dwóch meczach. W ostatnich latach w Europie radzili sobie całkiem dobrze - wygrali z Liverpoolem, Unionem, Eintrachtem. Liga Mistrzów to jednak zupełnie inny poziom. W meczach z takimi rywalami jak PSV, Galatasaray, Marsylia czy Atalanta mogą powalczyć o kilka punktów. I co ciekawe, mogą tego dokonać, grając na stadionie swoich rywali z Anderlechtu, który przechodzi przez chyba najgorszy okres w historii - mówi Reulens.
To właśnie stadion jest teraz jednym z największych wyzwań stojących przed Unionem. Stade Joseph Marien to obiekt niezwykle klimatyczny i ceniony ze względu na panującą tam rodzinną atmosferę, lecz od momentu otwarcia w 1919 roku przeszedł zaledwie dwie renowacje i odbiega od współczesnych standardów. To właśnie z tego powodu "Unioniści" w LM zagrają na Stade Constant Vanden Stock. Kasa zarobiona na udziale w tych rozgrywkach może im więc znacząco pomóc w budowie nowego obiektu, który, jak sami twierdzą, ma być "najbardziej zrównoważonym stadionem w Europie". Pieniądze są miłym dodatkiem do gry wśród najlepszych.
- Jesteśmy po prostu szczęśliwi, że możemy grać w takim gronie. Nikt nawet zbytnio nie liczy na awans do fazy pucharowej. Jeśli pierwsze mecze pójdą po naszej myśli, oczekiwania mogą oczywiście wzrosnąć. Union wciąż chce zadziwiać, robi to od momentu awansu do belgijskiej elity. Nie zaskoczyłoby mnie, gdyby zespół jesienią sprawił kilka niespodzianek w Europie i zakwalifikował się do wiosennych potyczek. Kibice tak czy inaczej będą czerpali sporo radości już z samej obecności w LM - podsumowuje Francis.

Przeczytaj również