Ten transfer to petarda. Gigant wydał fortunę i nie żałuje. A były klub cierpi
Wydanie ogromnych pieniędzy na rynku transferowym nie zawsze gwarantuje sukces. Bayern Monachium pokazał jednak, że czasem warto sięgnąć głębiej do kieszeni. Luis Diaz był najlepszą inwestycją, której mogli dokonać mistrzowie Niemiec.
Bayern nie mógł rozpocząć sezonu w bardziej okazały sposób, o czym świadczy seria dziesięciu zwycięstw. Największe pochwały zasłużenie zbiera Harry Kane, który średnio w każdym meczu bierze udział przy co najmniej dwóch golach. Anglik może jednocześnie liczyć na bardzo jakościowe wsparcie w ofensywie. Jeszcze do niedawna na Allianz Arenie dominował ruch prawostronny kierowany przez znakomicie funkcjonującego Michaela Olise. W ataku brakowało jednak równowagi - klasowego zawodnika na przeciwległej flance. Włodarze “Die Roten” zajęli się tym, ściągając prawdopodobnie najlepszą dostępną opcję na rynku. Luis Diaz gwarantuje wszystko, czego mistrzowie Niemiec potrzebowali na lewym skrzydle.
Niespełnione marzenie Barcelony
Samo odejście Diaza z Liverpoolu nie stanowiło żadnej specjalnej niespodzianki. Od dłuższego czasu można było odnieść wrażenie, że jeśli “The Reds” spieniężą ważnego piłkarza, to wybór padnie właśnie na Kolumbijczyka. Planów tych nie zmieniła nawet bardzo dobra postawa wszechstronnego zawodnika w poprzednim sezonie. Pod wodzą Arne Slota radził sobie bez zarzutu nie tylko na lewym skrzydle, ale też w roli “dziewiątki”. Wykręcił 20 G/A w 36 meczach Premier League, dokładając cegiełkę do zdobycia mistrzostwa. Ale nawet to nie wystarczyło do możliwości kontynuowania kariery w mieście Beatlesów.
Od początku okienka wiele źródeł podawało, że Liverpool zgodzi się sprzedać “Lucho” za 75 mln euro. Jak ćwierkały katalońskie ptaszki - 28-latek zajmował najwyższe miejsce na liście życzeń Deco. Sęk w tym, że targana kłopotami finansowymi Barcelona nie była w stanie przedstawić żadnej satysfakcjonującej oferty. Do akcji wkroczył zatem Bayern, który bez wahania spełnił oczekiwania włodarzy z Anfield.
- To prawda, że Luis Diaz był jednym z naszych priorytetów jeszcze za czasów mojej kadencji. Niestety z powodu problemów finansowych nie udało się osiągnąć porozumienia. Ale bez wątpienia to piłkarz światowej klasy, robi różnicę, notuje gole, asysty, jest niesamowicie szybki i pracowity - pochwalił Xavi dla Gol Caracol.
- Latem odbyły się rozmowy z Barceloną, ale to coś normalnego na rynku. Ostatecznie jestem bardzo zadowolony, że podjąłem decyzję o przenosinach do Bayernu - powiedział z kolei sam zainteresowany na antenie Movistar.
Brakujący element
Istniało pewne ryzyko dotyczące tego, jak Diaz zaaklimatyzuje się w stolicy Bawarii. Nie zna bowiem niemieckiego i według doniesień jego angielski również nie jest najbardziej zaawansowany. Monachijskie media podawały, że w pierwszych tygodniach Kolumbijczyk trzymał się blisko Joao Palhinhi, jednak ten został pod koniec okienka oddelegowany do Tottenhamu. Kiedy już ruszył sezon, zapomniano o wszelkich zawiłościach lingwistycznych. Szybko okazało się, że “Lucho” najlepiej komunikuje się z kolegami językiem dobrego futbolu.
W premierowym występie na niemieckiej ziemi Diaz strzelił Stuttgartowi, pomagając w zdobyciu krajowego Superpucharu. W debiucie w Bundeslidze zagrał koncertowo na tle RB Lipsk. Zanotował wówczas gola, dwie asysty, cztery kluczowe podania i cztery dryblingi. Bayern urządził sobie brutalną corridę, rozbijając “Byki” aż 6:0. To był przedsmak dalszych popisów lewoskrzydłowego i całej drużyny. Nowy nabytek perfekcyjnie wkomponował się do układanki Kompany’ego, która kroczy od jednego efektownego zwycięstwa do drugiego. Dziś 28-latek wygląda tak, jakby występował na Allianz Arenie od co najmniej trzech lat, a nie miesięcy,
Do niedawna ofensywa Bayernu była uzależniona wyłącznie od Kane’a i Olise. Pod koniec swojej przygody w Monachium Sane oraz Coman stanowili raczej już tylko wspomnienie utraconej jakości. “Die Roten” potrzebowali zatem lewoskrzydłowego, który zapewni nie tylko zdobycze w klasyfikacji kanadyjskiej, ale też dynamikę i żywiołowość. Dokładnie takiego znaleźli. Teraz można z ogromną przyjemnością patrzeć na to, jak funkcjonuje choćby współpraca Diaza z angielskim snajperem. Wspólnie brali już udział przy czterech bramkach, a to dopiero początek.
- Który piłkarz Bayernu zrobił na mnie największe wrażenie? Zdecydowanie Harry Kane. Jestem bardzo szczęśliwy, że mogę grać u jego boku. Znałem go z czasów gry w Tottenhamie, wiedziałem, że potrafi strzelać gole. Ale kiedy zobaczyłem go podczas pierwszego wspólnego treningu, pomyślałem tylko: "Ten gość jest brutalnie dobry". Robi wszystko na boisku, zdobywa bramki, kreuje akcje, nawet pomaga w defensywie - zachwycał się Diaz na łamach Bilda. - Bardzo cieszę się z możliwości gry z Luisem. Już w Premier League pokazywał ogromną jakość. Teraz też prezentuje fantastyczny poziom - odpowiedział Kane.
Bez biegu wstecznego
Diaz w sześciu meczach ligowych dla Bayernu zebrał pięć goli i cztery asysty. Portal Opta wyliczył, że w XXI wieku tylko Kane zaliczył lepsze wejście do Bundesligi. W pierwszych sześciu występach brał bowiem udział przy zdobyciu 11 bramek. Kolumbijczyk dokłada do tego ogromną łatwość w tworzeniu przewagi w bocznych strefach. Średnio na mecz wygrywa 4,5 pojedynku. W tym sezonie wykonał 15 udanych dryblingów, co stanowi najlepszy wynik w zespole ex aequo z Michaelem Olise. Praktycznie każdy klub może zazdrościć monachijczykom takiej obsady skrzydeł.
Trzeba też podkreślić, że atuty “Lucho” nie kończą się na grze do przodu. Jest on ogromną wartością dodaną w fazie defensywnej. Stara piłkarska prawda mówi, że napastnicy muszą być pierwszymi obrońcami i tutaj mamy do czynienia z żywym potwierdzeniem słuszności tej tezy. Rywalom Bayernu trudno jest stworzyć coś konstruktywnego, kiedy od pierwszego do ostatniego gwizdka muszą mierzyć się z zawodnikiem, który o każdą piłkę walczy tak, jakby była jego ostatnią w życiu.
- Biorąc pod uwagę, że Luis stawia pierwsze kroki w lidze niemieckiej, jego występy są bardzo imponujące. Zapewnia aktywność i energię, czyli elementy, których potrzebuje nasz zespół. Bardzo ciężko pracuje na rzecz kolektywu - przyznał Vincent Kompany.
- Wykazuje się niezwykłym zaangażowaniem. Właśnie tego od niego oczekiwaliśmy. Słyszeliśmy głosy krytyki ze względu na jego wiek, ale to tylko jeden z 10-15 elementów, na które patrzymy przed dokonaniem transferu. "Lucho" ma wszystko, czego potrzebujemy. Bramki, asysty, szybkość, jakość w grze jeden na jeden, praca w obronie - wymieniał dyrektor Max Eberl w rozmowie z Kickerem. - Patrząc na Luisa, można odnieść wrażenie, że on nigdy się nie męczy - dodał Joshua Kimmich.
Maksymalny poziom zaangażowania nie bierze się znikąd. Diaz najlepiej wie, ile musiał przetrwać, aby móc występować w jednym z najlepszych klubów świata. Wychował się w skrajnej biedzie. Kiedy jako 18-latek trafił na testy do FC Baranquilla, włodarze mieli obawy, czy dać mu szansę, ponieważ był skrajnie niedożywiony. Odstawał sylwetką od rówieśników, jednak ostatecznie dostał kontrakt. Teraz jest jednym z czołowych skrzydłowych świata, ale nie zapomina o korzeniach i trudnym starcie kariery.
- Urodziłem się w Barracas. To mała miejscowość, w której ludzie są bardzo pracowici i waleczni. Wiele osób niestety nie ma możliwości podążać za marzeniami, dlatego tym bardziej trzeba wykorzystywać każdą nadarzającą się okazję. Zawsze staram się ciężko pracować, być zdyscyplinowanym i ufać Bogu - wytłumaczył w wywiadzie dla portalu Bundesligi.
Tęsknota po stracie
Diaz nie jest oczywiście piłkarzem idealnym. Zdarzają mu się gorsze dni, kiedy potrafi irytować nieskutecznością i błędnymi wyborami. W sierpniu rozegrał słabiutkie zawody przeciwko Wehen Wiesbaden w DFB Pokal. Mistrz pokonał wówczas trzecioligowca dopiero po golu Kane’a w doliczonym czasie. W lidze Kolumbijczyk też potrafił zaliczyć małe faux pas, jak np. pudło na starcie rywalizacji z Mainz.
Koniec końców liczba atutów wyraźnie góruje nad ewentualnymi brakami. Licząc dorobek z reprezentacji, w tym sezonie zebrał już siedem bramek i sześć asyst w 13 spotkaniach. W Bayernie bierze udział przy golu średnio co 83 rozegrane minuty. Eberl, Kompany, Hainer i reszta monachijskiej świty może być zadowolona z dobrze ubitego interesu. Nieco inne nastroje panują nad Merseyside.
- Sprzedaż Diaza to ogromna strata dla Liverpoolu. Myślę, że brakuje go obecnie w drużynie. Był kluczową postacią na lewym skrzydle, jego pracowitość pomagała całemu zespołowi - stwierdził Djibril Cisse, cytowany przez Liverpool Echo. - Brakuje Diaza. Patrząc na grę drużyny w poprzednim sezonie, myślę, że to on był tym zawodnikiem, który napędzał grę w pressingu. Zawsze widać po nim głód i chęć pracy dla zespołu. Wnosił coś, czego teraz brakuje na Anfield. Teraz w Liverpoolu trzeba na nowo znaleźć gracza ofensywnego, który będzie tak poświęcał się w obronie - wtórował Daniel Sturridge na antenie Sky Sports.
Dobrze wiemy, że w futbolu wszystko zmienia się jak w kalejdoskopie. Jeszcze w trakcie letniego okienka można było sądzić, że Liverpool jest nietykalną drużyną po transferach Ekitike, Wirtza, Frimponga i Isaka. Teraz nad Anfield zebrały się czarne chmury za sprawą serii porażek z Crystal Palace, Galatasaray i Chelsea. Prawda pewnie leży gdzieś pośrodku i “The Reds” ani nie są tak mocni, jak mieli być, ani tak słabi, jak się teraz wydaje.
Natomiast nie ulega wątpliwości, że mistrzowie Anglii w tym momencie odczuwają nieobecność Diaza. Każdy zespół chciałby mieć w swoich szeregach zawodnika o takim profilu i charakterystyce. Z perspektywy czasu można spokojnie uznać, że 75 mln euro to uczciwa kwota za 28-latka. Pewnie, że Bayern w pewien sposób pomógł Liverpoolowi sfinansować zakup Wirtza czy Isaka. Ale raczej nikt w Bawarii nie powinien narzekać z tego powodu.