Terminator bohaterem walki o awans! Cztery razy zrywał więzadła i dalej gra

Terminator bohaterem walki o awans! Cztery razy zrywał więzadła i dalej gra
Icon Sport / pressfocus
Adam - Kowalczyk
Adam Kowalczyk03 Jun · 12:10
Na świecie jest wielu piłkarzy, który przez zerwane więzadła krzyżowe już nigdy nie byli w stanie wrócić na swój optymalny poziom. Bohater tego tekstu to nie tylko wyjątek od reguły, ale i ewenement na międzynarodową skalę. Przez piekło, które dotknęło wielu piłkarskich karier, przechodził cztery razy. Mimo tego, wyrasta na żywą legendę w swoim ukochanym klubie. Przed wami historia Matthieu Udola.
Jest niechlubnym rekordzistą - z zerwanymi więzadłami krzyżowymi w kolanie mierzył się aż czterokrotnie. Siłę do walki z kruchym zdrowiem bez wątpienia dały mu krzyż lotaryński na piersi i krzyż chrześcijański w sercu, choć nie da się ukryć, że bardzo wiele wyniósł także z twardej, trenerskiej szkoły. Matthieu Udol to gość nie do zajechania. Wyczyny lewego obrońcy Metz w tegorocznych play-offach o awans do Ligue 1 są zdumiewające, gdy pomyśli się o jego wieloletnich przejściach zdrowotnych. Łącznie spędził ponad dwa i pół roku na rehabilitacjach, ale z każdej wracał coraz silniejszy.
Dalsza część tekstu pod wideo

Dwaj przyjaciele z boiska

29 maja 2025 roku. Baraże o awans do Ligue 1. Wielki finał. O obecność we francuskiej elicie w sezonie 2025/26 walczą Stade de Reims i FC Metz. Pierwszy mecz skończył się remisem 1:1, przyszedł czas na rewanż w Reims.
Na prowadzenie dość szybko wyszli gospodarze. I nie da się ukryć, nie wzbudziło to entuzjazmu nawet wśród neutralnych kibiców - z budzącej westchnienia, rewelacyjnej, chodzącej jak w zegarku ekipy dowodzonej przez Willa Stilla, pozostały zaledwie ochłapy dawnej idei, a gdy promujący bardziej pragmatyczne podejście Luka Elsner został zwolniony po kilku miesiącach pracy, sytuacja zmieniła się tylko na gorsze.
Po drugiej stronie mieliśmy Metz, czyli drużynę, która na przestrzeni ostatnich lat stała się synonimem nijakości. We Francji są jak Bruk-Bet Termalica Nieciecza, przeplatająca spadki na zaplecze ponownymi awansami niedługo później. Z jednej strony, niespecjalnie więc na nią w Ligue 1 czekano. Z drugiej zaś, akurat tego dnia smętne oblicze klubu jakoś przeskoczyło w tę bardziej atrakcyjną wersję.
Wzorowo spisali się bowiem liderzy - Matthieu Udol i Gauthier Hein. Pierwszy doprowadził do dogrywki, drugi w kapitalnym stylu ją rozstrzygnął, najpierw asystując piętką przy bramce na 2:1, a później zdobywając cudownego gola z połowy boiska, przy wykorzystaniu złego ustawienia Yehvanna Dioufa.
To dwaj wychowankowie, którzy są przyjaciółmi. 12 lat temu kopali piłkę w tym samym miejscu, co dzisiaj, jednak ich kariery podążyły zupełnie innymi ścieżkami. Słynny “Gotcho”, prawy skrzydłowy, w sile wieku trafił do Auxerre, gdzie został gwiazdą zespołu i podbił serca kibiców. W sezonie 2021/22 pod okiem Jean-Marca Furlana poprowadził klub do Ligue 1, zdobywając 11 bramek i notując dziewięć asyst. Jest przebojowy i zjawiskowy, przynajmniej na drugim poziomie rozgrywek we Francji, jednak mimo udziału przy dwóch golach nie zgarnął w czwartek nagrody dla najlepszego piłkarza meczu.
MVP został okrzyknięty drugi z wymienionych graczy, Matthieu Udol. Hein w rozmowie dla SoFoot nazwał go kiedyś “maszyną wojenną” ze względu na jego wolę walki o powrót do gry po kilkukrotnym zerwaniu więzadeł krzyżowych. To właśnie on wyrównał stan spotkania w 78. minucie, przedłużając czas gry o kolejne pół godziny. Było to jego drugie trafienie w tym dwumeczu i drugie rewelacyjne pod względem efektowności. Tym razem jednak zamiast pięknego szczupaka zapodał świetną, indywidualną akcję, zakończoną soczystym strzałem w samo okienko bramki.
Na takie obrazki patrzy się z przyjemnością, tym bardziej, że mowa o człowieku po przejściach, który całą dotychczasową karierę spędził w jednym klubie, a obecnie jako jego kapitan zanotował najlepszy sezon w życiu. Między innymi dlatego warto przypomnieć tę niewiarygodną historię.

Przeklęte prawe kolano

Lipiec 2016 roku. Po opuszczeniu boiska podczas meczu przygotowawczego do sezonu 2016/17, Matthieu Udol usłyszał najgorszą możliwą diagnozę - zerwane więzadła krzyżowe w prawym kolanie. Ciężko sobie wyobrazić większy dramat dla piłkarza w takim momencie kariery. Utalentowany 20-latek, tuż po sezonie, w którym stawiał pierwsze kroki w seniorskim futbolu, z zabetonowanym miejscem w pierwszym składzie oraz cegiełką dołożoną do wywalczonego dzielnie awansu do Ligue 1. Marzenia o debiucie na najwyższym poziomie rozgrywkowym w kraju prysły w moment, a priorytetem stała się żmudna rehabilitacja.
Powrót do zdrowia trwał siedem miesięcy. Całkiem imponujący wynik, szczególnie, że w marcu Udol ostatecznie zanotował swój wymarzony, premierowy występ na poziomie francuskiej ekstraklasy. Zagrał 90 minut, na dodatek nie z byle kim, bo z Paris Saint-Germain, przeciwko któremu Metz pokazało się z bardzo dobrej strony (przegrało dopiero 2:3 po golu w końcówce).
Czyżby los uśmiechnął się do obrońcy po fatalnej kontuzji? Nic bardziej mylnego. Więzadła krzyżowe stały się dla niego absolutnym przekleństwem, a kolejne złe wieści przyszły na jesień 2017 roku, podczas drugiego profesjonalnego sezonu w karierze. Ten sam niepokojący ból na treningu, ta sama diagnoza, to samo kolano. 2018 rok? Jeszcze brutalniejszy. Wiosną wrócił na boisko, w sierpniu naciągnął więzadło podczas meczu i wypadł z gry na kolejne kilka tygodni.
Ale to nie koniec, bo przynajmniej wtedy jeszcze udało się uniknąć najgorszego. W trakcie grudniowego spotkania z Grenoble Foot prawe kolano Udola gruchnęło już całkowicie, po raz trzeci w ciągu trzech sezonów.
22 lata, trzy operacje, czas spędzony w szpitalu, który aż strach porównywać do liczby minut na murawie. Krew w żyłach mrozi myśl o tym, jak wielu piłkarskich geniuszy w takim wieku całkowicie załamałoby się po takim bagażu niefortunnych doświadczeń. Udol zdołał się podnieść - w dużej mierze dzięki systematyczności i determinacji, choć przy takim pechu nawet największy tytan pracy mógłby okazać się wrakiem poprzedniego wcielenia po wytyranym powrocie do gry. No ale dobra, od tego momentu mogło być już tylko lepiej, prawda?

Uczeń twardej szkoły

Listopad 2021 roku. Francuskie media rzucają skopiowanymi z artykułów sprzed lat nagłówkami - “Matthieu Udol zerwał więzadła krzyżowe w prawym kolanie”. Z dopiskiem: “już po raz czwarty”. Ta przerwa bolała najbardziej, w dużej mierze dlatego, że wszystko powoli zaczęło się układać. 25-letni wówczas obrońca z czasem stał się ważnym elementem zespołu, zaczął nosić opaskę kapitańską, ogólnie miał za sobą dwa lata gry na naprawdę solidnym poziomie. Nie zakłóciła mu tego nawet pandemia - wtedy tylko utwierdził się w przekonaniu, jak ważna jest samodzielna praca.
Mimo to, trener Metz, Frederic Antonetti, pytany o stan zdrowia swojego podopiecznego, zdawał się być pewny, że będzie z nim wszystko w porządku.
- Matthieu oferował nam wiele opcji taktycznych, był też w dobrej formie fizycznej. Może ostatnio trochę słabiej psychicznie... ale mimo kilku głupich błędów grał na bardzo wysokim poziomie. [...] Jestem pewien, że wróci. Wrócił trzy razy, więc wróci po raz czwarty - rzekł.
Próbując wydedukować, czyje wsparcie mogło mieć największy wpływ na silną wolę i determinację Udola, trudno nie wspomnieć o 63-letnim szkoleniowcu. We Francji znają go wszyscy - to prawdziwy “zadymiarz”, który zasłynął swoim zachowaniem na konferencjach oraz ekspresją przy linii bocznej. Słynne, polskie “kto nie zap***dala, ten nie gra”, we Francji ma twarz i zacięcie Frederica Antonettiego. Nieważne, jakie morale panuje w klubie, nieważne, jak źle gra drużyna, to charakterny Korsykanin swoimi ostrymi metodami potrafi odmienić grę każdej drużyny w kraju.
Ktoś spyta: “czyli po prostu strażak?”. Taki, który zamiast węża z wodą używa miotacza ognia - na pewno, chociaż i to chyba nie jest do końca adekwatny opis. Przypomnijmy, że ten człowiek podczas czteroletniej kadencji w Metz zdążył dostać multum czerwonych kartek za pyskówki, rozsierdzić się na wcale nie mniejszej ilości konferencji prasowych, a nawet pobić się z kierownikiem sportowym drużyny przeciwnej. Niemniej, wciąż potrafił dokonać historycznego osiągnięcia. Utrzymał się z klubem na poziomie Ligue 1 aż przez trzy sezony, co nie udało się nikomu od 2006 roku.
Jakkolwiek by to nie brzmiało, to w tym całym szaleństwie jest metoda - mimo swojej impulsywności, Antonetti pokazał też, że wie, jak nakrzyczeć i kiedy nakrzyczeć. Działało to zarówno w Metz, jak i później w Strasbourgu, który w sezonie 2022/23 został wyciągnięty przez niego za uszy ze strefy spadkowej. Czyżby Udol tak bardzo wchłonął bojowe nastawienie zmobilizowanej do walki o każdy punkt drużyny, że pomogło mu ono w rehabilitacji? Niewykluczone.

Krzyż, który leczy krzyżowe

Po odniesieniu się do czwartej kontuzji więzadeł krzyżowych doznanej przez Udola, Antonetti wypowiedział kolejne bardzo ważne słowa: - Być może Matthieu całą karierę spędzi w FC Metz z powodu lub dzięki kolanu, to zależy. Tak, widzę go jako filar zespołu! - stwierdził.
Minęły trzy lata i okazało się, że wcale się nie pomylił, mimo że pół roku po tej wypowiedzi nie było go już w klubie. Wraz z początkiem sezonu 2022/23 Udol z miejsca został mianowany kapitanem “Les Grenats” i praktycznie wszystkie mecze rozgrywał od początku do końca. Nawet czwarta, wielomiesięczna przerwa od gry go nie złamała, choć - jak sam wspomina - było blisko.
- To było trudne do zaakceptowania. Myślałem, że to wszystko już za mną. Moje ciało wreszcie dało mi spokój na dwa lata i… bum! Stało się, więc przyjąłem na siebie ten cios - opowiadał w długiej rozmowie dla Le Parisien.
- Moja wiara w Boga pomogła mi wytrwać. Jestem bardzo religijny. Przyjmowałem te niepowodzenia jako próby, z którymi musiałem sobie poradzić. Moja rodzina również mnie wspierała, niekoniecznie naciskając na powrót do futbolu za wszelką cenę. Od momentu, gdy zdecydowałem się przejść operację po raz czwarty, postanowiłem wprowadzić się w tryb maszyny, by móc wrócić silniejszym. Później oczywiście nie byłbym uparty. Gdyby powrót do poprzedniego poziomu okazał się niemożliwy, ułożyłbym sobie życie w inny sposób - wyjaśnił.
matthieu udol historia kontuzji fc metz - 03.06.25
transfermarkt
Miniony sezon był trzecim z rzędu, który Udol rozegrał z opaską kapitańską na ramieniu. We wszystkich rozgrywkach wystąpił w 35 meczach, jako lewy obrońca zdobywając aż pięć bramek i sześć asyst. Jeszcze nigdy w karierze nie było u niego pod tym względem lepiej. Kibice “Les Grenats” traktują go jak wzór i legendę, a już za kilka miesięcy wybije dekada, odkąd po raz pierwszy założył na siebie koszulkę z krzyżem lotaryńskim w oficjalnym meczu. W sierpniu 2023 roku stwierdził, że nadal chce pisać tu swoją historię, przedłużając umowę z klubem do 2027 roku.
- Ludzie często pytają mnie, czy będę Tottim lub Maldinim dla Metz. Czemu nie. Zawsze stawiałem swoje sportowe ambicje na pierwszym miejscu. Nie zamierzam odchodzić dla samego odejścia. [...] Czuję się tutaj naprawdę dobrze. Nigdy nie wiadomo, co przyniesie jutro, ale ta wspaniała historia potrwa jeszcze kilka lat - stwierdził.
Sinusoidalna ścieżka kariery wreszcie utorowała obrońcy szansę na pierwszy pełny sezon w rozgrywkach, w których jeszcze nigdy nie zdążył się w pełni się pokazać - Ligue 1. Jak do tej pory, jedynie w sezonie 2020/21 występował bez żadnych komplikacji zdrowotnych. Matthieu Udola z tamtego okresu nie ma jednak sensu porównywać do Matthieu Udola z dzisiaj. Obecnie możemy mówić o piłkarzu dojrzalszym, bardziej kompletnym, a przede wszystkim o będącym niezastąpionym liderem, którego kruche zdrowie nie dręczy już od trzech lat. I nawet, jeśli teraz pech znów go dotknie, to wiadomo, że spróbuje wygrzebać się z dołka po raz kolejny.

Przeczytaj również