To nie żart. Oto druga drużyna tego roku w Polsce. Zdeklasowała Legię

To nie żart. Oto druga drużyna tego roku w Polsce. Zdeklasowała Legię
Marta Badowska / pressfocus
Jan - Piekutowski
Jan Piekutowski04 Oct · 06:50
Możesz przez lata być drużyną-symbolem walki o utrzymanie. Możesz stracić swojego teoretycznie najlepszego i najważniejszego zawodnika. Jednocześnie jednak jesteś Koroną Kielce, czyli drugim najlepszym zespołem w Polsce w całym 2025 roku. To nie żart.
O wynikach Korony trzeba rozprawiać w kategoriach sensacji. Bo nawet jeśli w drużynie drzemał spory potencjał - wielu kluczowych piłkarzy nie zostało sprowadzonych w ostatnich dziesięciu miesiącach - to wyniki osiągane pod batutą Jacka Zielińskiego są zaskoczeniem dla wszystkich. Sezon 2023/24 kielczanie skończyli na 14. pozycji, wcześniejszy na 13, a gdy weteran do drużyny wchodził, ta znajdowała się na ostatniej lokacie. Finalnie za kadencji Zielińskiego byli 11., a obecnie pracują nad wyśrubowaniem najlepszego wyniku od powrotu do Ekstraklasy. I to pracują bardzo wytrwale.
Dalsza część tekstu pod wideo
W całym 2025 roku Korona rozegrała 26 meczów, zdobyła w nich 45 punktów. Pod względem samych "oczek" ekipa z województwa świętokrzyskiego ustępuje jedynie Lechowi Poznań, który sięgnął przecież po mistrzostwo Polski. Pod względem średniej punktowej lepsze będą jeszcze Jagiellonia oraz Raków, ale to i tak nie umniejsza osiągniętym rezultatom. O ile bowiem należało się spodziewać, że "Kolejorz", "Jaga" i "Medaliki" znajdą się w czołówce - w tym momencie to ich niejako naturalny stan rzeczy - o tyle Korona dystansująca Pogoń, Legię, nie mówiąc już o fatalnie wyglądającym Widzewie, jest wspomnianą sensacją.
Ciężko na nią zapracowano. Chwalić można i wypada nie tylko Zielińskiego, ale też poszczególnych zawodników oraz Łukasza Maciejczyka, nowego właściciela. Lokalny przedsiębiorca przejął stery klubu w marcu, a po kilku miesiącach pobił rekord transferowy (wygranie rywalizacji z Rakowem o Tamara Svetlina i ściągnięcie go za 800 tysięcy euro) oraz, zgodnie z zapowiedziami, zrezygnował ze stanowiska prezesa, a jego miejsce zajął Leszek Czarny. W Kielcach nie tyle nadchodzi normalność, co każdy kibic otworzył przed nią drzwi i zaprosił do środka.

Zatrzymać lidera

Jednym z dowodów było zatrzymanie Zielińskiego. Już na etapie konstruowania umowy niejako zapewniono sobie dalszą współpracę ze szkoleniowcem. W umowie znalazł się zapis, że zostanie ona automatycznie przedłużona, jeśli drużyna utrzyma się w Ekstraklasie. To, jako się rzekło, osiągnięto bez żadnego wysiłku. Na koniec rozgrywek zespół miał komfortowe 14 punktów zaliczki nad strefą spadkową, co było najlepszym wynikiem od 2018 roku.
- Ja przecież walczyłem o to, żeby ta umowa się przedłużyła. (...) Szkoda by mi było zostawiać ten zespół w połowie drogi, myślę, że przed nami jeszcze dużo dobrego. To też pomaga drużynie, bo piłkarze wiedzą, na czym stoją - powiedział mi Zieliński w maju, gdy było już wiadome, że w Kielcach zostanie (więcej TUTAJ).
Kolejnym krokiem w normalność było nagrodzenie pracy Zielińskiego, ale nie w ten dosłowny sposób. Działacze zadbali bowiem o to, aby trener miał kim grać. Z jednej strony przyjęto bardzo wysoką ofertę za Mariusza Fornalczyka, ale z drugiej sprzedaż ta była wkalkulowana. Świadomość odejścia lidera mieli wszyscy z Zielińskim na czele. Jednocześnie sam szkoleniowiec zapowiadał, że pieniądze otrzymane z Widzewa muszą zostać przeznaczone na wzmocnienia. Tak też się stało.
Do Kielc trafił przede wszystkim Svetlin, ale swoje kosztowali też utalentowany Stjepan Davidović i Antonin. Ponadto zapłacono za Jakuba Budnickiego oraz Vladimira Nikolowa. Koniec końców Korona wydała więcej niż zarobiła, pierwszy raz w historii przekroczyła milion na wzmocnienia. Nie zrobiła tego na łapu-capu, wszak Svetlin już okazał się postacią kluczową, Antonin bardzo ważną, a Budnicki oraz Nikolow przydatnymi uzupełnieniami.
Jednocześnie Zieliński nie jest jedynym liderem Korony, którego udało się zatrzymać. Pod koniec września nowy kontrakt z klubem podpisał Dawid Błanik, który jeszcze mocniej rozkwitł po odejściu Fornalczyka. Błanik zobowiązał się umową ważną do 30 czerwca 2028 roku z opcją przedłużenia o kolejne 12 miesięcy. Ruch bezprecedensowy, nie tylko ze względu na zapowiedzi samego piłkarza, wszak jeszcze kilka miesięcy temu dawał on do zrozumienia, że nie wyklucza odejścia w letnim okienku.
Tak się jednak nie stało, 28-latek został i błyszczy. Już teraz ma pięć goli i asystę w meczach Ekstraklasy, co jest wynikiem nieznacznie gorszym niż w poprzednim, rekordowym dlań sezonie (cztery trafienia i sześć asyst). O ile więc na podstawie poprzednich rozgrywek można było mieć konkretne oczekiwania względem Błanika, o tyle trzeba przypomnieć, że jego współpraca z Zielińskim nie zaczęła się koncertowo. Zawodnik musiał przebić się przez drugi zespół i ostro zasuwać na treningach, aby zasłużyć na zaufanie ze strony trenera. Gdy to zrobił, stał się jednym z filarów nowej Korony.
Bo tu nie chodzi nawet o same trafienia - chociaż zapewniły one cztery punkty kielczanom - ale ogólny wpływ Błanika na postawę zespołu. Ofensywny pomocnik, trzymający się bardziej lewej strony boiska, ma aż 24 kluczowe podania oraz 21 celnych dośrodkowań, a to najlepsze wyniki w Ekstraklasie. Ponadto doświadczony zawodnik wyróżnia się pod względem liczby strzałów, co pokazuje, że zdobyte przez niego bramki nie są przypadkiem, ale konsekwencją stylu narzuconego przez Zielińskiego, w którym Błanik i Długosz odgrywają nierzadko ważniejszą rolę w ofensywie niż nominalny napastnik.

Granica możliwości

W bieżącym sezonie Korona zachwyca. Miewa oczywiście szczęście - straciła znacznie mniej goli niż wskazują na to wszelakie statystyki - ale też trudno odmówić jej uczciwego zapracowania na to szczęście. Zieliński kapitalnie dotarł do szerokiej grupy piłkarzy, na współpracy z nim skorzystali Błanik, Svetlin, lecz też Pau Resta i pechowo kontuzjowany Wiktor Długosz, który do tego momentu był jednym z najjaśniejszych punktów kielczan.
Sami piłkarze również zasługują na brawa, bo dopasowanie się do niekoniecznie oczywistej taktyki (nikt nie biega tak mało jak Korona, a tylko trzy zespoły oddają więcej strzałów na mecz) to jedno, ale umiejętności indywidualne to drugie. Nie jest tak, że Zieliński dotknął ręką drewna i zamienił je w złoto. W wielu zawodnikach drzemał wielki potencjał, a teraz został on w końcu wydobyty na powierzchnię. Konsekwencją tej pozytywnej mieszanki trzecie miejsce i seria ośmiu meczów bez porażki, mimo Lecha i Pogoni na rozkładzie.
Korona może śnić o rzeczach wielkich, taką, w obecnej sytuacji, byłoby zakończenie sezonu w TOP8. Oczywiście marzenia kibiców sięgają daleko dalej, bo dzięki wysiłkom Lecha, Jagiellonii, Legii i Rakowa, z Ekstraklasy stosunkowo łatwo dostać się do europejskich pucharów. Sam Zieliński jednak uspokaja i chyba tego nieco surowego, chłodnego podejścia warto się trzymać.
- Piąte miejsce we wrześniu, co ono daje? Jakąś tam, powiedzmy, chwilową satysfakcję, bo to się szybko zmienia. Oczywiście, cały czas patrzymy na to, żeby w każdym meczu grać jak najlepiej i zdobywać punkty. U nas nie ma czegoś takiego, żebyśmy wpadli nagle w jakieś samozadowolenie, że już się całujemy po dobrych meczach. Przed nami dużo pracy, cały czas stawiamy właśnie na to, żeby być jeszcze lepszymi z każdym spotkaniem. Tak chłopaki do tego podchodzą i ja jestem o nich spokojny, nie odpłyną - stwierdził trener w rozmowie z Radiem Kielce. Pierwsza szansa, aby utrzymać się na dobrym kursie, to potyczka z Jagiellonią. I Korony wcale nie trzeba w niej skreślać.

Przeczytaj również