Transferowy pewniak Realu Madryt na 2026. To będzie wymarzony duet
Z kontraktem wygasającym w czerwcu przyszłego roku Ibrahima Konate ma wybór. Albo kontynuować grę dla Liverpoolu, gdzie ma ugruntowaną pozycję, albo odejść do innego klubu, w domyśle - Realu Madryt. Jedno jest pewne: francuski obrońca chce zrobić krok naprzód, by jeszcze bardziej podnieść swój status. Dla “Królewskich” to byłaby świetna wiadomość.
Sympatycy Liverpoolu mogli powtórzyć frazę z bardzo popularnego mema “Ah, sh**, here we go again”, gdy tylko pojawiły się najnowsze plotki dotyczące ich renomowanego obrońcy. Znowu Real Madryt i kolejna saga transferowa na horyzoncie. Po długim i przeciągającym się odejściu Trenta Alexandra-Arnolda w zeszłym sezonie, klub z Anfield ponownie zmierzy się z widmem straty kluczowego piłkarza, nie otrzymując za niego poważnych pieniądzy. Trent wprawdzie odszedł za skromne 10 milionów euro, ale tylko dlatego, że Real potrzebował go jeszcze przed upłynięciem kontraktu. Z Ibrahimą Konate będzie inaczej. Mistrzowie Anglii dostaną za niego co najwyżej figę z makiem.
Siła presji Realu Madryt poraża.
Imponujący dorobek
Tym bardziej fanom Liverpoolu będzie żal, bo francuski obrońca wyraźnie wraca do formy. Jego pierwsze, niepewne występy w meczu o Tarczę Dobroczynności i w pierwszej kolejce Premier League były jedynie wypadkami przy pracy. Dwa znakomite spotkania w reprezentacji Francji podczas niedawnej przerwy reprezentacyjnej oraz wcześniejsza postawa przeciwko Arsenalowi rozwiały wszelkie obawy związane z dyspozycją Konate. Przy Anfield oczekuje się, niezależnie od tego, co wydarzy się za dziewięć miesięcy, że odegra ważną rolę do maja. Że utrzyma profesjonalizm, tak jak stało się to w przypadku Alexandra-Arnolda.
Na dobrą sprawę, w Anglii nigdy nie był przedmiotem skarg czy narzekań. Przybywając w 2021 roku za 40 milionów euro, potrzebował zaledwie kilku miesięcy, aby zadomowić się w wyjściowym składzie Juergena Kloppa, który ciągle eksperymentował i szukał solidnej “dwójki” do pary z Virgilem van Dijkiem. Dziś reprezentant Francji ma na koncie 136 meczów, pięć tytułów, występ w finale Ligi Mistrzów i wysokie notowania w rankingu popularności.
Jego CV rozrosło się również na arenie międzynarodowej. W ostatni wtorek zaliczył 25. mecz dla “Les Bleus” i przyczynił się, może nie bezpośrednio, ale jednak, do wymęczonego zwycięstwa nad Islandią. To po faulu na nim sędzia odwołał wyrównującą bramkę Andri Gudjohnsena. Jednocześnie, pomimo doskonałej ekspozycji we wszystkich możliwych rozgrywkach, Francuz zarabia w Liverpoolu jedynie cztery miliony euro, na liście płac zajmuje miejsce w drugiej dziesiątce. Źródło uzasadnionego niezadowolenia.
Dół listy płac
To wydaje się nieprawdopodobne, ale lepsze pieniądze zgarniają od niego rezerwowi, m.in. Joe Gomez, który nie zaistniał w pierwszym składzie od co najmniej dziesięciu miesięcy, czy Federico Chiesa, mający za sobą skandalicznie słabe pół roku w barwach “The Reds”. Według danych Spotrack czy Capology.com na wyższym kontrakcie są też Conor Bradley, a za Konate lokują się już jedynie umowy 18-letniego Giovanniego Leoniego i Wataru Endo. Nic dziwnego, że obrońca mógł zwyczajnie czuć się w drużynie bardzo niedoceniany.
Tę anomalię jeszcze przed zakończeniem ostatniego sezonu próbowali naprawić wszyscy - klub, agenci i piłkarz. W maju odbyły się rozmowy między jego przedstawicielami a Liverpoolem. Latem padły pierwsze oferty przedłużenia kontraktu i podniesienia wynagrodzenia, ale zostały odrzucone. Teraz wiemy, dzięki dziennikarzom Timesa, że klan Konate domagał się podwyżki do ok. 12 milionów euro rocznie. To honorarium podobnej skali co Floriana Wirtza i gdyby zostało zaakceptowane przez działaczy “The Reds”, Francuza wyprzedzaliby w piramidzie płac tylko Salah, Van Dijk, Hugo Ekitike i Alexander Isak.
Liverpool wyraźnie chce go zatrzymać, ale czy zgodzi się na ponad dwukrotne podniesienie pensji? Biorąc pod uwagę, że ostatnio klub wpędził się w niezłe koszta, może będzie chciał gdzieś zaoszczędzić. Gdyby Konate zdecydował się odejść, są inne opcje. Latem na Anfield zainteresowali się Markiem Guehim i choć Crystal Palace odmówiło sprzedaży stopera w ostatnich godzinach okna transferowego, reprezentant Anglii wciąż może dołączyć do LFC na zasadzie wolnego transferu w kolejnym letnim oknie. To scenariusz więcej niż realny. Zabezpieczenie ostatniej linii zresztą już się dokonuje. W tym celu z Parmy został kupiony wspomniany już Leoni.
Punkt zwrotny i wielki dylemat
Niedawno Marca donosiła, że Konate skłania się ku przeprowadzce do Madrytu. Podczas zgrupowania kadry podpytywany przez dziennikarza Telefoot, były gracz Lipska odpowiedział, nie wiadomo, czy żartem, że Kylian Mbappe dzwoni do niego “co dwie godziny” i namawia na Real. Obecność sporej francuskiej kolonii w stolicy Hiszpanii powinna jedynie przyspieszyć negocjacje. W kompleksie Valdebebas bardzo sobie cenią współpracę nie tylko z Mbappe, ale również z Aurelienem Tchouamenim, Eduardo Camavingą i Ferlandem Mendym.
Ponadto Konate wpisuje się w tradycyjny model transferowy “Królewskich”, którzy od jakiegoś czasu stawiają na sprowadzanie młodych, utalentowanych zawodników, najlepiej z dużym doświadczeniem na najwyższym poziomie, często wchodzących w ostatni rok kontraktu, co pozwala na obniżenie kosztów. Ibrahima miałby w sztafecie pokoleń zmienić Antonio Ruedigera i Davida Alabę, którzy zawitali na Santiago Bernabeu w identyczny sposób. Real nie zapłacił za nich ani złotówki.
Byłby naturalnym następcą tej dwójki. Silny jak tur, wysoki, szybki i bezwzględny w rozprawianiu się z napastnikami. Świetnie sprawdziłby się w szybkich kontratakach i w grze z wysoko ustawioną linią, którą preferuje Xabi Alonso. Mógłby stanowić doskonałą parę środkowych obrońców z Deanem Huijsenem, skoncentrowanym na wyprowadzaniu piłkę ze swojej połowy. Wymarzony duet stoperów na długie lata.
W wieku 26 lat “Ibou” osiąga punkt zwrotny w swojej karierze. Zostać w Liverpoolu, aby stać się legendą wielkiej drużyny? Czy włożyć na siebie koszulkę Realu Madryt i napisać nową kartę w historii największego klubu na świecie? Dylemat, który raczej nigdy nie dotyczy byle kogo.
Przeszłość uczy nas, że gdy piłkarze z Anglii dostają wezwania od Florentino Pereza, rzadko potrafią mu się oprzeć. Najbardziej znanym przykładem jest Steven Gerrard, który mając konkretne oferty, postanowił jednak kontynuować karierę na Anfield. Ulegli m.in. Steve McManaman, Michael Owen, Xabi Alonso i ostatnio właśnie Alexander-Arnold. Dwóch z nich dzięki temu ma na koncie Ligę Mistrzów, ostatni będzie celował w drugi “uszaty puchar”. Konate nadal czeka na swój pierwszy europejski triumf.