Trener-cudotwórca i największa sensacja Ekstraklasy. Tłumy na stadionie, wróciła moda. "Pracuje na pomnik"
Jacek Magiera to trener, który mocno pracuje na postawienie pomnika na wrocławskim rynku. "Magic" udowadnia, że jego pseudonim nie wziął się znikąd - wiosną uratował Ekstraklasę dla Śląska, a teraz sprawia, że klub bije się o najwyższe miejsca w ligowej tabeli.
Śląsk Wrocław to zaraz obok Jagiellonii Białystok największe objawienie tego sezonu Ekstraklasy. Stoi za tym przede wszystkim Jacek Magiera, który jeszcze kilka miesięcy temu nie spodziewał się, że w ogóle będzie u steru wrocławskiego klubu. Tymczasem szkoleniowiec nie dość, że jest w miejscu, w którym nie planował być, to sprawił, że Wrocław na nowo zakochał się w piłce. Jak do tego doszło i czego spodziewać się po przyszłości?
Wszystko się sypało
Przypomnijmy - Jacek Magiera został poproszony o ponowne prowadzenie Śląska pod koniec ubiegłego sezonu. Do końca rozgrywek było zaledwie sześć kolejek, a sytuacja w klubie robiła się coraz gorętsza. Przyjechał do Wrocławia na kilkadziesiąt godzin przed pierwszym meczem z Górnikiem Zabrze. Nie miał czasu na taktyczny wpływ na drużyn i jedyne co mógł, to odpowiednio nastawić zespół pod kątem mentalnym. Nie dało to rezultatów. Zespół Jana Urbana wygrał 2:0.
Rozmawialiśmy w tamtym czasie z trenerem. Mówił wtedy: - Ja w tych dniach w klubie doznałem tylu sytuacji, że nie nauczę się tego na żadnym kursie trenerskim! Nie przeczytałem jeszcze nigdy takiej książki. Dowiedziałem się o tym, że Olsen złapał ospę, gdy byłem w drodze z Warszawy do Wrocławia… w okolicach Skierniewic. Zaraz po tym dowiedziałem się, że Erik Exposito ma złamanego palca, a po chwili już drugiego. Do tego dochodziły inne sytuacje, o których nie chcę mówić ze względu na tajemnicę szatni.
W kolejnych spotkaniach Śląsk przegrał 0:1 z Radomiakiem Radom, zremisował 1:1 z Jagiellonią Białystok i wygrał 3:1 w starciu “o życie” z Wisłą Płock. Z meczu na mecz widać było postęp: - Mówiłem na odprawach, że widoczny jest progres, lepsza gra, lepsza energia, większa intensywność na zajęciach i coraz większa jakość, ale… to wszystko jest za mało. Należy to przenieść na boisko - powtarzał pokornie “Magic”.
Śląsk wygrał potem z Miedzią Legnica i przegrał z Legią Warszawa. To wystarczyło, by utrzymać Ekstraklasę dla Śląska i zachęcić fanów do częstszego odwiedzania stadionu. Już w ostatnich meczach sezonu zauważalny był wzrost frekwencji na Tarczyński Arena, jak np. 16 tysięcy kibiców w starciu z Miedzią. Klub dążył wtedy do zmobilizowania kibicowskiej społeczności i zbudowania przekonania, że o utrzymanie walczą wszyscy.
"Magic", zostań i czaruj
Po sezonie nie do końca było wiadomo kto poprowadzi Śląska w kolejnej kampanii. Klub bardzo chciał, by Magiera został, ale ten miał oferty z innych miejsc, jak chociażby ze Stali Rzeszów, która próbowała skusić szkoleniowca wizją budowania zespołu na miarę Ekstraklasy.
Ostatecznie popularny “Magic” postanowił, że zostanie we Wrocławiu. Niewielu jednak spodziewało się, że forma Śląska w pierwszej części sezonu aż tak eksploduje. Oczekiwano raczej normalności i stabilizacji, a tymczasem zespół daje sygnał kibicom, że chce walczyć o najwyższe laury. “Wojskowi” razem z Jagiellonią patrzą na resztę ligi z samej góry tabeli, choć trzeba pamiętać, że nami dopiero 12 kolejek. Przez kolejne 22 rundy gier może się jeszcze wiele zmienić, ale jasnym jest, że apetyty we Wrocławiu mocno się rozbudziły.
Choć trzeba pamiętać, że tak jak misja ratowania zeszłego sezonu miała swoje trudne początki, tak nadzwyczajnie świetny start w lidze również nie był łatwy. No bo jak ocenić trzy pierwsze mecze, w których zespół remisuje na wyjeździe z Koroną Kielce, przegrywa u siebie mecz derbowy z Zagłębiem Lubin, a następnie "dostaje baty" ze Stalą w Mielcu? Wydawać by się mogło, że zespół wpada w dołek, choć ledwo co rozpoczął się sezon. Kluczowa okazała się cierpliwość.
Magiera zwykł mawiać “chcę odpowiedzi”, gdy pyta się czego oczekuje po swoim zespole w gorszym momencie. I takowa przyszła, bo Śląsk wygrał siedem (!) ligowych meczów z rzędu:
vs. Lech Poznań 3:1
vs. Widzew Łódź 2:0
vs. Pogoń Szczecin 2:0
vs. Jagiellonia Białystok 2:1
vs. Puszcza Niepołomice 3:1
vs. Piast Gliwice 1:0
vs. Warta Poznań 1:0
Znakomitą passę przerwał remis z Górnikiem Zabrze 1:1, po którym przyszła efektowna wygrana przed własną publicznością z Legią Warszawa stosunkiem 4:0. Tak, czy siak, nie skłamiemy jeśli powiemy, że Śląsk jest niepokonany w naszej lidze już od dziewięciu kolejek. Całkiem nieźle jak na poważnego kandydata do spadku sprzed kilku miesięcy, prawda?
Klucz do sukcesu
Za miejsce, w którym jest zespół Magiery, odpowiada między innymi bardzo dobra gra obronna. Śląsk stracił zaledwie dziesięć goli w rywalizacji ligowej - równie dobry wynik w tej statystyce ma tylko Piast Gliwice. Kolejny atut to umiejętność gry z kontrataku. Drużyna z Wrocławia w tym sezonie oddaje średnio 2,25 strzałów po kontrze w przeliczeniu na mecz, podczas gdy rywal zaledwie 0,9.
Sposób na grę potwierdza także średnie posiadanie piłki w tym sezonie - 42,86%. Śląsk jest kolejnym przykładem w futbolu, że częstsze przebywanie przy piłce ma się nijak do odnoszonych rezultatów. Choćby w wygranym spotkaniu z Lechem Poznań (3:1), piłkarze Magiery posiadali piłkę przez… 27,21%. Bardzo dobrze na tle rywali wyglądają także stałe fragmenty gry - po rzutach rożnych i wolnych udaje się statystycznie częściej doprowadzić do strzału, niż robią to przeciwnicy - współczynnik uderzeń wynosi odpowiednio 38% i 26%, a rywali 21% i 18.8%.
Bardzo ważna jest także umiejętność trafienia do głów piłkarzy, na czele z Erikiem Exposito, który w tej chwili wyrasta na najlepszego piłkarza Ekstraklasy. To nie pierwszy raz, kiedy Magiera potrafi znaleźć wspólny język z trudnym charakterem. Więcej o przemianie i formie napastnika piszemy TUTAJ.
Mówi się, że statystyki nie grają i to prawda, ale prawdą jest także to, że statystyki o tej grze po prostu świadczą. Bez dwóch zdań, Jacek Magiera i jego sztab wykonują na ten moment świetną robotą na Dolnym Śląsku. We Wrocławiu ponownie nastała “moda na Śląska”, a na Tarczyński Arena przychodzą tłumy, które pamiętają, co wydarzyło się w 2013 roku. Za wcześnie, by mówić o tym głośno, ale zapewne w głowie niejednego kibica kiełkuje mistrzowskie marzenie.