Nikt po nich nie płakał, teraz znów pędzą do elity. W 2024 wygrali wszystko. "Tam mieli gigantyczny rozmach"

Nikt po nich nie płakał, teraz znów pędzą do elity. W 2024 wygrali wszystko. "Tam mieli gigantyczny rozmach"
Jeremy Landey / pressfocus
Jan - Piekutowski
Jan Piekutowski28 Feb · 12:02
Spadek dla wielu klubów Premier League jest koszmarem. Zasłużone Blackburn Rovers od 2012 roku bezskutecznie próbuje wrócić do piłkarskiej elity. Wygląda jednak na to, że taki los nie grozi Leeds United. "Pawie" wyciągnęły lekcję, doszło tam do błyskawicznego przeorganizowania, które procentuje na kluczowym etapie sezonu. W 2024 nie ma w Championship lepszego klubu.
Po Leeds United nikt specjalnie nie płakał. Drużyna ta kompletnie zawiodła na samym końcu ubiegłych rozgrywek, w ostatnich pięciu meczach uciułała zaledwie punkt. W ostatecznym rozrachunku gorsze okazało się jedynie Southampton. "Pawiom" brakowało charakteru, brakowało boiskowych osobistości, brakowało też porządnego trenera, żaden z wyborów zarządu nie okazał się specjalnie przekonujący. W tej sytuacji zastanawiano się, czy trzykrotni mistrzowie kraju poradzą sobie w rzeczywistości, do której wracali po tłustych latach kadencji Marcelo Bielsy. Obawy okazały się jednak przesadzone.
Dalsza część tekstu pod wideo
Na Elland Road postanowiono działać, nikt nie pozwolił sobie na załamywanie rąk. W związku ze świadomością, że obecna kadra jest przede wszystkim zbyt kosztowna w utrzymaniu, dokonano szeregu zmian personalnych. Niemniej, kluczowym elementem wydaje się powierzenie losów drużyny w ręce nowego szkoleniowca. Ryba psuje się od głowy, zaś Leeds zaczęło się od niej uzdrawiać. Nie będzie żadnym wyolbrzymieniem, jeśli stwierdzimy, że za sukcesem klubu, który w 2024 roku wygrał wszystkie mecze i awansował do 1/8 finału Pucharu Anglii, stoi przede wszystkim Daniel Farke. Specjalista od demolowania rywali w Championship.

Zdobywca

Od czasów Marcelo Bielsy nie było w Leeds United skutecznego trenera. Zwolnienie Argentyńczyka przyjęto jako konieczność, po historycznym awansie do Premier League i udanym debiutanckim sezonie pojawiła się bowiem realna obawa dotycząca ponownego spadku do drugiej ligi. Tym samym w miejsce człowieka, który na Elland Road doczekał się statusu niekwestionowanej legendy, ściągnięto Jessego Marscha. Amerykanin miał dobre recenzje zebrane podczas pracy w Niemczech i Austrii, ceniono go między innymi za ofensywny styl gry. Jednocześnie uchodził za szkoleniowca nieco bardziej pragmatycznego niż pompatyczny Bielsa, celem stało się poprawienie defensywy zespołu, co miało skutkować utrzymaniem. Początkowo plan ten wypalił, "Pawie" zostały w lidze na dłużej. Weryfikacja jednak czyhała tuż za rogiem.
Marsch wytrzymał na stanowisku niespełna rok. W swoich ostatnich dziesięciu meczach w Premier League wygrał raptem dwa razy. Zwolniono go ze średnią 1,16 punktu na mecz. Dla porównania Bielsa na najwyższym poziomie miał 1,28 przy znacznie większej liczbie spotkań. Kluczowym jednak, że chociaż wyniki Amerykanina i Argentyńczyka nie rzucają na kolana, to są zdecydowanie najlepsze w porównaniu z ich następcami. Tymczasowy trener Michael Skubala, mający swoją drogą polskie korzenie, wykręcił zaledwie 0,33. Później zarząd zatrudnił Javiego Gracię, skończyło się na 0,92. Ostatnią deską ratunku okazał się zaś Sam Allardyce. Weteran zainkasował pokaźny czek, wywalczył remis z Newcastle United, pozostałe trzy mecze przegrał i tyle go widzieli. "Strażak Sam" tym razem poległ, a działacze udowodnili, że potrafią wykazać się większą konsekwencją w podejmowaniu fatalnych decyzji niż zawodnicy w regularnym zdobywaniu punktów.
Sam Allardyce
fot. Daniel Chesterton/Pressfocus.pl
Tym samym z jeszcze większym strachem obserwowano doniesienia dotyczące kolejnego trenera. W gronie kandydatów do poprowadzenia drużyny w Championship wymieniano między innymi Stevena Gerrarda oraz Rafaela Beniteza. Doniesienia te zbiegły się w czasie z przejęciem pakietu większościowego przez firmę 49ers Enterprises. Zanim jednak doszło do wykupienia 56% udziałów w klubie, najważniejsza decyzja została podjęta. Finałowy wyścig rozstrzygał się między Patrickiem Vieirą oraz Danielem Farke. Wygrał Niemiec, który w Anglii zbudował sobie zaskakująco silną pozycję. Niewielu szkoleniowców może w końcu pochwalić się wygraniem Championship dwa razy z jednym klubem. Farke osiągnął to z Norwich City.
Trener pracował z "Kanarkami" od 2017 do 2021 roku. W tym czasie do jego zespołu na dobre przylgnęła łatka klubu jo-jo. Drużyna była zbyt mocna, jak na standardy drugiej ligi, ale jednocześnie kompletnie nie potrafiła przełożyć tego na Premier League. Chociaż na najwyższy poziom Norwich City wchodziło jako mistrzowie, to kończyło na 20. miejscu w tabeli. Niemniej osiągnięcia w Championship imponowały, Farke słusznie został określony jako specjalista od awansów. W sezonie 2018/19 zespół wywalczył 94 punkty, natomiast w rozgrywkach 2020/21 miał ich już 97. Drugi z wyników był dziesiątym najlepszym w historii Championship, niewiele zabrakło do legendarnej setki.
- Najważniejszą rzeczą jest ponowne stworzenie wspólnoty i jedności w tym klubie. Od dzisiaj będę nad tym pracować z moim sztabem i zawodnikami. Ufam, że nasi kibice przybędą, kiedy ich będziemy potrzebować. Nie mogę się doczekać pierwszego meczu w sezonie - mówił Niemiec zaraz po ogłoszeniu decyzji angielskiego klubu. Te okrągłe słowa nie mogły jednak zmienić podejścia. Głównym celem od samego początku stało się ponowne zagoszczenie w Premier League. Pośrednio podkreślali to między innymi członkowie zarządu, którzy zwracali uwagę na to, jak dobrze Farke wypadał w Championship. Dwa awanse z Norwich City stały się dla niego nie tylko kartą przetargową w rozmowach z włodarzami, ale też sporą odpowiedzialnością.

Przebudowa

Wyprzedaż składu po spadku z Premier League nie jest niczym nietypowym, to działanie oczywiste. Klub, mimo zabezpieczenia finansowego ze strony Ligi, nie może sobie pozwolić na utrzymanie zawodników z kontraktem przystosowanym do najwyższego poziomu rozgrywkowego. Poza aspektem finansowym należy również pamiętać, że jeśli twoi najlepiej opłacani piłkarze nie byli w stanie zagwarantować utrzymania, to refleksja nad ich dalszym pobytem wydaje się bardziej niż konieczna. Niemniej, rozmach Leeds United w tej kwestii był naprawdę gigantyczny. Ogólnie wszyscy spadkowicze z sezonu 2022/23 wykazali się sporym transferowym rozmachem, co dobrze obrazują zmiany dokonane tylko w trakcie letniego okienka.
  • Southampton - ośmiu nowych zawodników / odejście 18 piłkarzy
  • Leicester City - dziewięciu nowych zawodników / odejście 14 piłkarzy
  • Leeds United - dziewięciu nowych zawodników / odejście 16 piłkarzy
Jednocześnie znamienne, że Leeds United kończyło ten okres z najgorszym wynikiem finansowym. Bilans transferowy klubu wyniósł nieco ponad dwa miliony euro na minusie. Wspomniane wcześniej Leicester City zarobiło blisko 62 miliony, zaś Southampton gargantuiczne 165 milionów. Taki wynik jest efektem wcześniejszych działań ze strony zarządu i pionu sportowego. W kadrze "Pawi" po prostu brakowało szerokiego grona piłkarzy, których można było sprzedać z dużym zyskiem. "Lisy" dorobiły się głównie dzięki Jamesowi Maddisonowi, natomiast "Święci" złapali pana boga za nogi, gdy do Chelsea trafił Romeo Lavia. Drużyna Leeds United była zaś przestarzała, a ponadto zwyczajnie słaba. Z grona 16 zawodników ośmiu znalazło zatrudnienie w europejskich ligach TOP5. W wypadku Leicester City współczynnik ten wynosi dziewięć nazwisk, zaś dla Southampton siedem.
Maddison Tottenham
Shutterstock.com
Kontrastują też kierunki największych transakcji. Wśród klubów pozyskujących trzech najdrożej sprzedanych zawodników "Świętych" znajdziemy Newcastle United, West Ham United i Chelsea. Dwóch pucharowiczów i klub z ambicją na czołową czwórkę Premier League. Jeśli idzie o "Lisy", mówimy o Fulham, Newcastle United i Tottenhamie. A Leeds United? Sunderland, Al-Rayyan SC oraz Bournemouth. Przy okazji były to jedyne trzy względnie poważne transfery wychodzące ze strony klubu z Elland Road, gdyż szereg piłkarzy albo trafił na wypożyczenia, albo rozwiązano z nimi umowy. Wobec takiej polityki trzeba było poszukać wzmocnień z kategorii tych budżetowych. Postawiono na zaledwie jeden ruch kosztujący więcej niż 10 milionów euro. Ze Swansea City wyciągnięto Joela Piroe, którego od dłuższego czasu łączono z lepszymi drużynami. Napastnik szybko okazał się dobrym wyborem, jak z resztą większość nowych nazwisk w ekipie Daniela Farke.
Mimo jasnych ograniczeń Leeds nie eksplorowało nieznanych rynków. Na dziewięciu zawodników ośmiu przyszło z zespołów angielskich. Wyjątek stanowi jedynie Ilia Gruev z Werderu Brema, lecz z bułgarskim pomocnikiem z pewnością musiał być zaznajomiony Farke. To lokalne podejście już teraz można zaklasyfikować jako trafione. "Pawie", jeśli chodzi o transfery gotówkowe powyżej miliona euro, właściwie nie przestrzeliły. Piroe to drugi najskuteczniejszy gracz w drużynie, Glen Kamara i Ethan Ampadu świetnie radzą sobie w środku pola, zaś Gruev stanowi konkretne zabezpieczenie drugiej linii. Boli właściwie jedynie Djed Spence, po półrocznym wypożyczeniu odesłano go do Tottenhamu.
Nie ulega jednak wątpliwości, że rozsądne działanie na rynku stanowiło jedynie część aktualnego sukcesu. Leeds United potrzebowało poukładania na boisku. Czegoś, czego brakowało od czasów... Marcelo Bielsy. "Pawie" zbyt często przypominały klocki rozrzucone przez wyjątkowo emocjonalnego siedmiolatka. Niemiec musiał to zmienić, a początki nie należały do najłatwiejszych.

Konsekwencje

- Nasza sytuacja jest trochę skomplikowana przez przejęcie (...) ale nie narzekamy. (...). Skład na pewno będzie się zmieniał i inaczej będzie wyglądał na początek rozgrywek oraz na koniec okienka transferowego. Wiele decyzji przed nami i naszym zadaniem jest podjąć je mądrze. Na pewno za cztery tygodnie, kiedy startuje liga, nie będzie wszystko idealne, ale postaramy się, jak możemy. Musimy stworzyć solidne fundamenty i myślę, że w biegiem sezonu będziemy coraz lepsi - wskazał Daniel Farke podczas swojej pierwszej konferencji prasowej w klubie. Słowa szkoleniowca nie były na wyrost, Leeds United naprawdę potrzebowało rozpędu. Sezon zaczął się kiepsko, w pierwszych pięciu meczach drużyna zdobyła sześć punktów, chluby nie przynosił między innymi remis z Sheffield Wednesday, które od początku skazywano na spadek.
Od tamtego nieszczególnego spotkania na Elland Road rozpoczął się jednak stopniowy wzrost. W kolejnych 15 meczach zespół Niemca wygrał aż 11 razy. Nie wystarczyło to do wyprzedzenia Ipswich Town oraz genialnie dysponowanego Leicester City, lecz Leeds United na dobre zagościło w czołówce Championship. Z tej pozycji mogło zaś spokojnie atakować najmocniejszych rywali. Fundamenty zostały wylane, chociaż - zgodnie z założeniami szkoleniowca - podstawowy skład mocno się zmienił. Na inaugurację sezonu "Pawie" grały z Birmingham City (0:1), które było też ich pierwszym przeciwnikiem w 2024 roku. Mecze te łączy ze sobą zaledwie trzech zawodników wyjściowej jedenastki - Dan James, Ethan Ampadu oraz Sam Byram. Od biedy można też doliczyć Archiego Graya, lecz występował on na innych pozycjach.
Oczywiście nie każda z tych zmian miała stały charakter, wszak Illan Meslier pozostaje pierwszym wyborem między słupkami, zaś jego nieobecność w rewanżu z Birmingham City wynikała z czerwonej kartki. Nie można jednak nie docenić rozwoju, jaki dokonał się na przestrzeni tych kilku miesięcy. Ich kwintesencją jest zaś cały 2024 rok. W Pucharze Anglii "Pawie" miały trudności z Plymouth Argyle, konieczny okazał się drugi mecz, ale w Championship konkurencja została de facto wymieciona. Leeds, w momencie gdy wiele zespołów łapie zadyszkę, wygrało dziewięć na dziewięć spotkań. W tym czasie "Pawie" strzeliły 22 gole, co stanowi 34% ich ogólnego dorobku, zaś Meslier tylko dwa razy wyciągał piłkę z siatki. Podsumowaniem formy stało się przekonujące zwycięstwo nad Leicester City (3:1). Wcześniej "Lisy" uchodziły za ekipę niedoścignioną dla reszty stawki, teraz zaś ich gigantyczna przewaga stopniała do zaledwie sześciu punktów.
- To wspaniały wieczór dla wszystkich. Wygraliśmy dziewięć meczów z rzędu, na Elland Road jesteśmy niepokonani. Nasz zespół jest w stanie zapewnić kibicom taką rozrywkę i wyniki. To wspaniałe, jestem zachwycony. Fani z pewnością też świętują, mogą cieszyć się weekendem w należyty sposób - stwierdził sam Farke.
Georginio Rutter i inni gracze Leeds United świętują gola
Benjamin Gilbert / pressfocus
Dowodzony przez Niemca zespół może nie dominuje każdej statystyki, ale kilka liczb jest wymownych. Leeds United to zespół, który dopuszcza do najmniejszej liczby strzałów w Championship (9,2 na mecz), natomiast oddaje ich niemal najwięcej w lidze (15,5). Leeds to też druga najczęściej dryblująca drużyna w lidze (10,9) i czwarta najlepsza w celności podań (85,9%). "Pawie" znów mają szansę na piękną przyszłość, a nadchodzące starcie w 1/8 finału Pucharu Anglii z Chelsea jest dla nich nagrodą. Wobec tego, jak wyglądają sezony obu ekip, trudno wskazać, aby to "The Blues" byli wyraźnym faworytem. Jeśli przedstawiciele Premier League polegną, będzie to miało wpływ nie tylko na stabilność pozycji Mauricio Pochettino, ale też ostatecznie dowiedzie, że projekt Farke jest gotowy na awans.

Przeczytaj również