W El Clasico w pojedynkę wygrał 10:0. "Duński Książę" był skazany na sukces

W El Clasico w pojedynkę wygrał 10:0. "Duński Książę" był skazany na sukces
Dokshin Vlad/shutterstock.com
Słynął z łatwości do szybkiego podejmowania decyzji, magicznego czucia futbolówki oraz genialnego przeglądu pola. Potrafił posłać idealnie wypieszczone prostopadłe podanie z zawiązanymi oczami, nie potrzebując żadnej sygnalizacji ze strony kolegów wychodzących na otwarte pozycje strzeleckie. Oszałamiająca technika, niesamowita elegancja przy panowaniu nad piłką i zdolność do zdobywania bramek sprawiły, że Michael Laudrup został zapamiętany jako piłkarski generał środkowej strefy boiska.
„Książę Danii” przyszedł na świat w rodzinie z wielopokoleniowymi futbolowymi tradycjami. Piłka nożna była głęboko zakorzenioną wiarą w klanie Laudrupów. Już dziadek zawodnika wyróżniał się uprawiając tę dyscyplinę sportu. Ojciec - Finn - reprezentował barwy narodowe, natomiast wujek, Ebbe Skovdahl, przez długie lata dumnie biegał po piłkarskich murawach w stroju Broendby. Zanotował też w swoim trenerskim CV prowadzenie takich drużyn, jak Benfica Lizbona czy Aberdeen.
Dalsza część tekstu pod wideo
Michael krótko zabawił w duńskiej ekstraklasie, ponieważ po upływie dwóch kampanii upomniały się o niego najznakomitsi europejscy potentaci, z Liverpoolem i Juventusem na czele. Wybór padł na „Starą Damę”. W związku z tym, że przepisy Serie A pozwalały wówczas na obecność w składzie tylko dwóch obcokrajowców (a byli to Zbigniew Boniek i Michel Platini), włodarze klubu - nie chcąc marnować potencjału piłkarza - skorzystali z opcji wypożyczenia Laudrupa do Lazio, gdzie miał zapoznawać się z realiami włoskiego futbolu.

Gdzie Rzym, gdzie prym

Reguły obowiązujące w Italii prędko zweryfikowały marzenia Michaela o grze pod jedną banderą do spółki z Bońkiem czy Platinim, ale Lazio wydawało się w tamtym momencie najrozsądniejszym rozwiązaniem. Zresztą, „Duński Książę” pięknie przedstawił się rzymskiej publiczności, strzelając dwa gole w swoim debiucie przeciwko Hellasowi Verona. Rzymianie przegrali, ale Laudrup zaprezentował pierwsze oznaki własnego fenomenu.
Trzeba nadmienić, że to były wyjątkowo chude lata w wykonaniu „Biancocelestich”. W premierowym sezonie Michaela ekipa ledwo uniknęła pożegnania z Serie A, natomiast już rok później Lazio zajęło przedostatnie miejsce w tabeli włoskiej ekstraklasy. Spadek do drugiej klasy rozgrywkowej i transfer Bońka do AS Romy, pozwoliły Duńczykowi wrócić do “Juve” i partnerować Platiniemu w ofensywie
Laudrup niesamowicie rozwinął piłkarski warsztat u boku świetnego Francuza, lecz kiedy ten opuścił „Starą Damę”, rolę playmakera powierzono Michaelowi, który nie zdołał sprostać oczekiwaniom ani zarządu klubu, ani sztabu szkoleniowego, ani przede wszystkim marzeniom fanów Juventusu. Widać było gołym okiem, że ciężar odpowiedzialności spoczywający na barkach zawodnika rodem z Frederiksberga po prostu go przytłacza.
Sześcioletni pobyt „Duńskiego Księcia” we Włoszech należy potraktować jako symbol zbierania niezbędnego doświadczenia, dzięki podpatrywaniu kunsztu futbolowych autorytetów i czerpania z ich wskazówek jak największej wiedzy. Latem 1989 roku Laudrup podpisał kontrakt z FC Barceloną, gdzie właśnie rozpoczynała się budowa wielkiego katalońskiego imperium, którą zleceniodawcy oddali w ręce Johana Cruyffa.

Zdziesiątkowane „El Clasico”

Nikogo nie trzeba zapewniać, jaką renomą cieszył się Cruyff wśród sympatyków “Barcy”. Holender do dziś jest tam uznawany za jednego z bogów, którzy zaszczepili zespołowi innowacyjny, pionierski styl gry. Szkoleniowiec niemal od pierwszego wejrzenia zakochał się w nietuzinkowym talencie Laudrupa, po czym postanowił, że owszem będzie go instruował, lecz w głównej mierze zaufa piłkarskiej wyobraźni Michaela.
Drużyna opierała się na filarach mieszanki wybuchowej dojrzałości weteranów połączonej z nutką młodzieńczego szaleństwa. Trzon ówczesnego wyjściowego składu „Dumy Katalonii” stanowili Christo Stoiczkow, Ronald Koeman, Jose Mari Bakero czy Pep Guardiola. Jeśli dodamy do tego brakujące ogniwo, czyli Michaela Laudrupa, naszym oczom jawi się obraz zespołu aspirującego do podboju nie tyle krajowego podwórka, co całej Europy.
Tak też się wydarzyło. „Duński Książę” w koszulce Barcelony cztery razy z rzędu zwyciężał w La Liga, zdobył Copa del Rey oraz sięgnął po Puchar Europy w 1992 roku. Następnie nadeszła pora, kiedy przeniósł się do Realu Madryt, z którym przerwał panowanie Barcy w Hiszpanii podczas rozgrywek 1994/95. Gdy decydujesz się zamienić „Dumę Katalonii” na „Królewskich” (albo odwrotnie), musisz być stuprocentowo gotowy, że zostaniesz oskarżony o piłkarski zamach stanu, zdradę, ponieważ właśnie popełniasz futbolowe harakiri. Ciekawostką jest fakt przedstawiony poniżej.
- Pokonanie Realu 5:0 to dokonanie naprawdę spektakularne, wręcz wyjątkowe. Ale kiedy po upływie roku wieziesz tym samym rezultatem Barcelonę, myślisz sobie: „Jestem talizmanem obu drużyn”. Potem doznałem olśnienia i dziś wiem, że nie zwyciężyłem ani z jednymi, ani z drugimi osobno. Ograłem ich w pojedynkę 10:0 - wspomina z uśmiechem na twarzy Laudrup.
Po odejściu z załogi „Królewskich”, Michael zaliczył jeszcze epizod w japońskim zespole Vissel Kobe, by ostatecznie zawiesić buty na kołku w 1998 roku jako zawodnik Ajaksu Amsterdam. W karierze klubowej wywalczył aż czternaście trofeów na różnych frontach. Kilka lat później podążył drogą szkoleniową, trenując m.in. Broendby, Swansea City, Getafe, Spartak Moskwa oraz drużyny ligi katarskiej.

Słodko-gorzkie Euro

W 1992 roku, kiedy czempionat Starego Kontynentu rozgrywano na szwedzkich arenach, „Duński Książę” był już gwiazdą wspaniałego kalibru, więc z trudnością znajdował wspólny język z ówczesnym selekcjonerem reprezentacji Danii, Richardem Møllerem Nielsenem. Według Laudrupa szkoleniowiec kadry nie dysponował krztyną osobowości, która mogłaby przekonać rewelacyjnego playmakera do występów w jego drużynie na tamtym turnieju.
Duńczycy zostali dokooptowani do grona finalistów przez wykluczenie Jugosławii, która prowadziła działania zbrojne na bośniackiej ziemi. Większość piłkarzy musiała rezygnować z opłaconych wakacji albo wracać z urlopów, jednak ściągnięcie na imprezę Michaela graniczyło z cudem. Cuda się zdarzają, ale rzadko i nie w tym konkretnym przypadku. Laudrup kategorycznie odmówił trenerowi uczestnictwa, czego - jak podkreśla w licznych wywiadach - aktualnie żałuje.
Koniec końców, reprezentacja Danii zdobyła mistrzostwo Europy, wygrywając finałowy mecz przeciwko Niemcom 2:0. Skromne pocieszenie „Duńskiego Księcia” to fakt, że jego młodszy brat, Brian, został uhonorowany wraz z Peterem Schmeichelem wyborem do najlepszej jedenastki turnieju. W 1995 roku Michael częściowo powetował sobie najistotniejszą sportową pomyłkę, zwyciężając z kadrą narodową w czempionacie o Puchar Konfederacji.
Iście poetyckie asysty starszego z braci Laudrupów do złudzenia przypominały dotknięcie futbolówki przez iluzjonistę za pomocą czarodziejskiej różdżki. Obrońcy drużyn przeciwnych, uważnie wytężając wzrok na piłce, przyglądali się z zaciekawieniem kolejnemu trikowi przygotowanemu przez magika. Wlepiali ślepia, jakby pragnęli odgadnąć formułę piłkarsko-tajemniczych zaklęć Michaela, podczas gdy prawdziwy spektakl odbywał się zupełnie gdzie indziej. Za kulisami estrady bezinteresownie ułańskiej fantazji.
Mateusz Połuszańczyk

Przeczytaj również