Wielki koniec w Liverpoolu! Pozostało tylko jedno pytanie

Wielki koniec w Liverpoolu! Pozostało tylko jedno pytanie
MD_Photography / shutterstock
Radosław  - Przybysz
Radosław PrzybyszDzisiaj · 08:54
Trzęsienia ziemi w północno-zachodniej Anglii zdarzają się raczej rzadko. Jedno z nich właśnie wywołał Mohamed Salah. Teraz pytanie, kto z tej klęski wyjdzie żywy.
Ten sezon w Liverpoolu podlega prawu Murphy'ego. Dotychczas wszystko, co mogło pójść źle, poszło źle. Gdy Arne Slot zdecydował się posadzić na ławce Mohameda Salaha, też można było podejrzewać, że Egipcjanin prędzej czy później strzeli focha. Ale chyba nikt się nie spodziewał, że aż tak dołoży do pieca.
Dalsza część tekstu pod wideo
Po meczu z Leeds United (3:3) - trzecim z rzędu, który zaczął na ławce - Salah wyszedł do dziennikarzy. Od początku widać było, że ma coś mocnego do przekazania. Udzielił kilkuminutowej wypowiedzi, w której zaatakował trenera, klub i zasugerował, że sobotni mecz z Brighton może być jego ostatnim na Anfield. Najważniejsze wątki z tego niemalże monologu spisaliśmy TUTAJ. Poniżej spróbuję osadzić w kontekście i zinterpretować najważniejsze z nich. Zacznijmy od początku:
- Trzy mecze z rzędu na ławce - to zdarzyło mi się pierwszy raz w karierze. Jestem bardzo, bardzo rozczarowany. Zrobiłem tak wiele dla tego klubu przez lata, a zwłaszcza w zeszłym sezonie. Teraz siedzę na ławce rezerwowych i nie wiem, dlaczego.
To akurat dość proste. Bo grasz bardzo słabo. W zeszłym sezonie Salah był bezapelacyjnie najlepszym piłkarzem w lidze. Wykręcił historyczny rekord goli i asyst. We wszystkich rozgrywkach zanotował 34 trafienia i 23 asysty. Najbardziej ze wszystkich piłkarzy przyczynił się do mistrzostwa zdobytego w imponującym stylu.
Teraz od początku sezonu strzelił tylko cztery gole. W żadnym z poprzednich ośmiu sezonów w Anglii nie oddawał tak mało strzałów, tak rzadko nie wchodził w pojedynki, nie miał tak mało kontaktów z piłką w polu karnym rywala. W zasadzie nie dochodzi do korzystnych sytuacji, a procent celnych strzałów zjechał u niego ze średniej ponad 41 do 29 procent.

Nie ma świętych krów?

- Mam wrażenie, że klub mnie poświęcił. Tak właśnie się czuję. Dla mnie to jest jasne, że ktoś chciał, abym to ja poniósł całą winę. Latem dostałem wiele obietnic, a ostatnio w trzech kolejnych meczach byłem na ławce rezerwowych, więc nie mogę powiedzieć, by te obietnice zostały dotrzymane.
Nie najlepiej to świadczy o klubie. Przez te osiem lat fenomenalnej zazwyczaj gry trzeci najlepszy strzelec w historii klubu zapracował na bardzo mocny status. Jak widać zagwarantował go sobie (obok 400 tys. funtów tygodniówki) w nowym kontrakcie. Ale przecież nikt nie powinien być nietykalny. Nikt nie powinien być ważniejszy niż dobro drużyny.
(No chyba, że nazywa się Ibrahima Konate i Cody Gakpo, którzy w tym sezonie prezentują się beznadziejnie [Konate] lub bardzo słabo [Gakpo], a Slot uparcie ich wystawia).
Przecież już w tym zeszłym sezonie Slot musiał tak kombinować taktycznie, by ukrywać słabości Salaha. Tak zmieniać role niektórych swoich zawodników w fazie bez piłki, by przeciwnicy nie wykorzystali faktu, że Egipcjanin nie lubi się przepracowywać w obronie. Kiedy "dostarczał" z przodu, nie było problemu. Teraz jednak, gdy w ofensywie wygląda to tak źle, trzymanie na boisku takiej "świętej krowy" przestało się opłacać.

Ja albo on

- Wielokrotnie mówiłem, że mamy dobre relacje z trenerem, a nagle w ogóle ich nie mamy. Nie wiem, dlaczego. Wydaje mi się, że ktoś nie chce mnie w klubie. (…) Nie ma między nami żadnej relacji. To była dobra relacja, a teraz nagle jej nie ma. W piątek powiedział mi, że nie zagram w pierwszym składzie. On zna moje odczucia. Nie akceptuję tej sytuacji, bo zrobiłem wiele dla klubu. Po tym wszystkim to naprawdę boli.
Slot liczył może, że posadzenie największej gwiazdy na ławce wywoła w zespole pozytywny wstrząs, a przy okazji umocni jego autorytet, nadwątlony ostatnimi, tragicznymi wynikami. No to ma wstrząs.
W sobotę na Anfield czeka go mecz z Brighton. Zapewne ostatni. Dla niego albo dla Salaha. Egipcjanin może nie wprost, ale postawił klubowi ultimatom.
- Zawsze będę kibicował temu klubowi, moje dzieci zawsze będą go wspierać. Bardzo kocham ten klub. Powiedziałem moim rodzicom, żeby przyjechali na mecz z Brighton. Nie wiem, co się teraz wydarzy. Chcę pożegnać się z kibicami na Anfield, a później pojadę na Puchar Narodów Afryki. Nie wiem, co się stanie, kiedy tam będę.

Nie ma już miejsca na błędy

Teraz kierujący pionem sportowym Michael Edwards i Richard Hughes stoją pod ścianą. W ostatnich miesiącach wielokrotnie podjęli ryzyko - przedłużając kontrakty Salaha i Virgila van Dijka, odpuszczając Luisa Diaza czy Darwina Nuneza, wydając blisko pół miliarda funtów na nowe nabytki, które zachwiały równowagą drużyny i które na razie kompletnie się nie sprawdzają (poza Hugo Ekitike). Na razie to ryzyko opłaciło się w bardzo małym stopniu. Na kolejną pomyłkę nie mogą sobie pozwolić.
Co zrobią? Staną po stronie klubowej legendy i zwolnią trenera? Nawet jeśli nie mają dogadanego następcy? Czy może poprą trenera, który od pewnego czasu szuka nowych rozwiązań na prawym skrzydle i pozbędą się kosztownego kłopotu. Nie ma wątpliwości, że kluby z Arabii Saudyjskiej w styczniu chętnie zaproszą do siebie najpopularniejszego bliskowschodniego piłkarza. To może być ostatnia okazja, by dobrze na nim zarobić.
Dotychczas wydawało się, że Edwards i Hughes spisali już ten sezon na straty. Może nawet wpisywali to w koszta dokonując latem transferowej rewolucji. Z Anfield płynęły sygnały, że dadzą trenerowi czas, by gra i wyniki zespołu się poprawiły. Że ten stan zawieszenia będzie trwał. Salah swoim wywiadem wszystko zmienił. Otworzył Puszkę Pandory. Argument zasług dla klubu jest zdecydowanie po jego stronie i on dobrze o tym wie. Kibice - nawet jeśli oceniają jego zachowanie za egoistyczne i dziecinne - też w większości są za nim.
Teraz przed klubem czas trudnych decyzji. Krótkofalowo - co począć ze sfrustrowaną gwiazdą w dwóch ostatnich meczach przed Pucharem Narodów Afryki. Długofalowo - czy stanąć po stronie piłkarza, który zarabia fortunę, ma 33 lata i uważa się za nietykalnego? Czy jednak poprzeć trenera, który cały czas nie potrafi wydostać drużyny z kryzysu i zdaje się, że "stracił szatnię"? I czy z tego całego bałaganu jest w ogóle jedno, dobre wyjście?

Przeczytaj również