Wielki problem klubu Ekstraklasy. Przez niego wszystko się sypie

Wielki problem klubu Ekstraklasy. Przez niego wszystko się sypie
Kasia Dzierzynska / pressfocus
Jan - Piekutowski
Jan PiekutowskiWczoraj · 16:30
Chwilowe uniesienie Widzewa, podyktowane dwoma zwycięstwami z rzędu, okazało się tylko chwilowe. Łodzianie wciąż bowiem mają potężny problem z kończeniem meczów. Nie ma w Ekstraklasie drużyny słabszej w tym okresie.
Ostatecznie Widzew zakończył rok w słabym stylu. Pojawiła się nadzieja, że kibice dostaną konkretny prezent w postaci trzech wygranych, co pozwoliłoby wierzyć w całkowite odrodzenie w kolejnej rundzie. Ale po meczach z Piastem i Pogonią kolejnego sukcesu już nie odniesiono. Nie było nawet remisu. Była kolejna porażka sprokurowana w ostatnich minutach.
Dalsza część tekstu pod wideo
Nie ma zespołu w Ekstraklasie, który w ostatnim kwadransie grałby gorzej. W tabeli uwzględniającej taki okres Widzew jest ostatni. Gdyby spotkania trwały tylko ostatnich 15 minut, na koncie ekipy z Łodzi byłoby 13 punktów. Tyle samo ma Motor, lecz to zespół, który rozegrał spotkanie mniej. Może więc nieco podreperować słaby bilans i uciec podopiecznym Igora Jovićevicia.
widzew tabela 75-90
Screen Transfermarkt
Widzew nie jest jednak drużyną tak beznadziejną, jak mogłaby sugerować powyższa tabela. To zespół złożony z wielu paradoksów, a przede wszystkim zespół, któremu brakuje szczęścia i koncentracji. A także planu rezerwowego, gdy pierwotny okazuje się nie działać. Łodzianie z łatwością tracą prowadzenie, natomiast nie umieją skutecznie odrabiać strat. W pięciu meczach tego sezonu drużyna utrzymała prowadzenie, w dwóch skończyło się remisem (z Wisłą Płock Widzew przegrywał, z Legią prowadził), w czterech prowadzenie zostało stracone, w sześciu to rywale utrzymali korzystny wynik, a w jednym tylko przypadku Widzew przegrywał, ale ostatecznie wyszedł z tarczą. Mowa o starciu z Bruk-Betem (4:2) za krótkiej kadencji Patryka Czubaka.
Większość tych nieudanych potyczek została rozstrzygnięta, a jakże, po 75. minucie. Gdyby spotkania trwały kwadrans krócej, łodzianie walczyliby o mistrzostwo, a nie o utrzymanie. Na szczęście dla wszystkich pozostałych 17 zespołów sugestie dotyczące obcięcia czasu meczowego pozostają wyłącznie fanaberiami. Można się też pokusić o stwierdzenie, że nawet przy 75-minutowych spotkaniach Widzew i tak traciłby gole w końcówce. Bo tu raczej nie o czas chodzi, ale postawę drużyny, gdy rywal zaczyna napierać. Widzew wystarczy nieco mocniej nacisnąć i on pęka.
widzew tabela 0-75
Screen Transfermarkt

Ach ten wzrost!

Po sobotnim spotkaniu z Zagłębiem przedstawiciele Widzewa byli zgodni w jednej rzeczy - do kolejnej porażki w końcówce nie powinno dojść. Wiedzą przy tym, co jest jedną z jej przyczyn, wskazują na wrzucanie piłek w pole karne i przewagą wzrostu "Miedziowych" starają się tłumaczyć wydarzenia z Lubina.
- Pod koniec szukali wrzutek na swoich wysokich piłkarzy i to zaowocowało nie tylko remisem, ale i wygraniem tego spotkania. Gol Diaza był piękny, ale wydaje mi się, że można było mu zapobiec. Po prostu nie przystoi prowadzić na wyjeździe i stracić dwie bramki w kilka minut. Będę musiał pomyśleć, co dzieje się z nami w końcówkach meczów. (...) W trakcie okresu przygotowawczego musimy poprawić bronienie się w polu karnym w takich sytuacjach jak te z końcówki tego meczu. Jest sporo rzeczy do poprawy - operowanie piłką, dogrywanie do napastników… - powiedział Bartłomiej Pawłowski (nasz wywiad z kapitanem Widzewa znajdziecie TUTAJ).
- Nie wiem, naprawdę nie wiem… Któryś raz z kolei tracimy bramki w doliczonym czasie gry, choć do pewnego momentu kontrolowaliśmy przebieg spotkania, ale punkty uciekają z rąk. (...) Mam również swoje przemyślenia, dlaczego tak często mamy problem z utrzymywaniem wyniku, ale może lepiej będzie, jeśli o nich nie powiem. Rocha ma dwa metry, więc powinien być zaopiekowany w polu karnym. Gdy byłem na boisku, próbowałem go brać na siebie, mimo że jest wyższy. Myślę, że tego zabrakło w końcówce. Z nim główki się nie wygra, ale zawsze można mu utrudnić sprawę - dodał Sebastian Bergier.
- Musimy jednak pamiętać, że spotkanie trwa 95 minut, trzeba grać od pierwszej do ostatniej i finiszować tak, żeby zdobyć punkty. Zagłębie nie prezentowało niczego kombinacyjnego, grało bezpośrednio, wykorzystało przewagę wzrostu i wytworzyło przewagę w naszych szeregach obronnych - podsumował Jovićević.
Szkopuł w tym, że to nie pojedyncze wydarzenie. To nie tak, że łodzianie tylko z Zagłębiem nie potrafili upilnować rosłego zawodnika rywala.
Prześwietlmy wszystkie porażki, jakich Widzew doświadczył z pozycji drużyny wygrywającej - Lechia: dwa gole stracone z pola karnego, jedno trafienie głową, Pogoń: dwa gole stracone, jeden z pola karnego, głową, Jagiellonia: trzy gole stracone, trzy z pola karnego, jeden głową. Trudno mówić o przypadku, raczej o powtarzającym się schemacie i to występującym u każdego dotychczasowego trenera. Trudno mówić też o nieumiejętności powstrzymania wyłącznie kolosów - kluczowe zagrania głową w opisanych spotkaniach posłali Bernardo Vital i Tomas Bobcek, mający według Transfermarktu po 187 centymetrów. Łodzianie bronią źle, a już przede wszystkim nie radzą sobie z dośrodkowaniami i zagęszczeniem "szesnastki" przez rywala.

Będzie się działo

Rozwiązaniem tego problemu mogą okazać się transfery. A przynajmniej z takiego założenia wychodzi część osób. Mówi się, że Widzewowi brakuje centymetrów, zwłaszcza w końcówkach. Faktycznie, Jovićević nie ma dużego pola manewru, jeśli chodzi o wpuszczenie wysokich zawodników na końcówki. W ostatnim meczu jedyny taki zawodnik - Polydefkis Volanakis - nie wszedł na boisko. Ale niespodzianki nie ma, bo Grek w ogóle nie gra. Od początku sezonu nie uzbierał choćby minuty w pierwszej drużynie i niewykluczone, że zimą odejdzie z klubu.
Nie jest przy tym jedynym zawodnikiem, z którym Widzew prawdopodobnie się rozstanie. Rewolucja to za duże słowo, ale możemy potwierdzić, że należy się spodziewać około czterech transferów wychodzących w trakcie zimowego okienka. Zagrożeni są Volanakis, Tonio Teklić, Pape Meissa Ba, ale też kilku innych zawodników, między innymi Peter Therkildsen.
A skoro Widzew zamierza się pozbywać, to Widzew zamierza kupować. Wcześniej myślano o uzupełnieniu składu, dodaniu dwóch zawodników. Wydaje się jednak, że pogląd na sytuację się zmienił. Już wcześniej Łukasz Olkowicz poinformował o możliwości sprowadzeniu nawet sześciu piłkarzy, co teraz wydaje się liczbą całkiem prawdopodobną. Jednocześnie bardzo dużą, ale w Łodzi już chyba zaakceptowano, że ten sezon nie będzie spokojny nawet przez moment. A przynajmniej włodarze są pogodzeni z taką myślą. Placu zabaw nikt nie zamierza zakopywać.
Pytanie, jak przełoży się to na funkcjonowanie zespołu. Część zawodników, choćby Pawłowski, nie kryje się z poglądami, wspiera inne metody budowania drużyny. Zazębienie się wszystkich mechanizmów trwa, a Widzew nie ma komfortowej sytuacji. W ciągu jednego meczu ekipę Jovićevicia może dogonić właściwie każdy. Widmo spadku wciąż unosi się nad przepłaconą drużyną.

Przeczytaj również