Wygrani i przegrani meczu z Nową Zelandią. Kilka minusów! "Negatywna, dość brutalna weryfikacja"
Kilku reprezentantów Polski może zapomnieć o czwartkowym sparingu z Nową Zelandią. Co ciekawe, zawiedli głównie ci doświadczeni kadrowicze. Oto najwięksi wygrani i przegrani meczu towarzyskiego, który zdecydowanie nie zapisze się na kartach historii niczym szczególnym.
Mecz się odbył, został odbębniony, zaraz o nim wszyscy zapomnimy. Ponure obrazki z dość pustych trybun Stadionu Śląskiego dobrze oddały to, co przez większość spotkania działo się na boisku. To był sparing nudny jak flaki z olejem, o tyle dobrze, że błysk magii Piotra Zielińskiego i kilka solidnych interwencji obronnych zapewniły Polakom wygraną nad Nową Zelandią. Punkty do rankingu FIFA zawsze w cenie, szczególnie pod kątem rozstawienia w koszykach barażowych czy eliminacyjnych. Można skupić się na kluczowym, niedzielnym starciu z Litwą - doskonale podsumował to w pomeczowej rozmowie Jan Urban, który wprost rzucił, że “nie będziemy za długo rozmawiali o tym spotkaniu”. Podpisujemy się też pod słowami jego syna, Piotra, który był gościem na kanale Meczyki.
Warto natomiast skupić się na kilku nazwiskach, które zaliczyliśmy do grona największych wygranych i przegranych tego starcia. Niektórzy - na czele z młodzieżą - wysłali jasny sygnał, że mogą sporo dać tej kadrze, inni zaniepokoili swoją grą, w tym etatowi reprezentanci, z dużym doświadczeniem.
Wygrani
Michał Skóraś
To jego gry byliśmy najciekawsi w tym meczu, bo Skóraś przyjechał na kadrę odmieniony, w gazie. Odżył po zamianie Club Brugge na KAA Gent, tuż przed przerwą reprezentacyjną strzelał, asystował, błyszczał i, co najważniejsze, grał non stop w podstawowym składzie. Jan Urban od razu wrzucił go do składu na lewe wahadło i nie pożałował.
- Dla mnie zagrał naprawdę bardzo dobre spotkanie. Cieszę się, bo potwierdził wysoką dyspozycję z klubu - zauważył selekcjoner.
Może nie był to wybitny występ Skórasia, ale na tle w większości przeciętnych kolegów i tak wyglądał solidnie. Szczególnie w pierwszej połowie, gdy momentami sam tworzył zagrożenie pod bramką gości. Miał kilka niezłych, konkretnych zrywów, oddał groźny strzał, nie bał się dryblingu, podań, gry kombinacyjnej. Po przerwie nieco zgasł, nie zawsze podejmował dobre decyzje, natomiast całościowo zaplusował, pokazał, że jest alternatywą na boki. Spodziewamy się jego minut z Litwą, choć pewnie w roli dżokera.
Jan Ziółkowski
Dźwignął ten debiut i zasłużył na pozytywne oceny, jak ta Zbigniewa Bońka, który nazwał go najlepszym tego dnia piłkarzem reprezentacji Polski.
Ziółkowski zaczął nieco nerwowo, ale szybko złapał właściwą stabilizację. Imponował szczególnie w drugiej połowie, gdy przytomnymi interwencjami powstrzymywał ofensywne zapędy Nowozelandczyków. Dobrze się ustawiał, grał ambitnie, ofiarnie, nawet na ryzykownym wślizgu, ale najważniejsze, że skutecznie. Rósł z każdą minutą, ponadto przypłacił ten występ zdrowiem, bo w jednej z akcji został brutalnie potraktowany przez przeciwnika. Pokazał się selekcjonerowi z dobrej strony i udowodnił, że może być brany pod uwagę jako pierwszy obrońca do wejścia, gdyby kłopoty mieli Kiwior, Bednarek czy Wiśniewski. Na pewno zrobił lepsze wrażenie niż bardziej doświadczony Tomasz Kędziora. Podobnie zresztą nierówny, ale aktywny Kacper Kozłowski (mały plusik przy jego nazwisku) górował w czwartkowy wieczór nad Sebastianem Szymańskim czy Jakubem Piotrowskim.
Paweł Wszołek
Kolejne wejście z ławki i kolejne udane. Wszołek w cztery minuty zrobił więcej niż Przemysław Frankowski w 44. Zasłużył na brawa jednak nie tylko za przytomną asystę, ale za całokształt. Dał energiczną zmianę, ożywił prawą stronę boiska, radził sobie i do przodu, i do tyłu, optymalnie współpracował z kolegami. Status innego wyróżniającego się rezerwowego, Karola Świderskiego, jest jasny, natomiast 33-letni Wszołek de facto na nowo się w tej drużynie buduje. I robi to z jak najlepszym skutkiem. Nie pęka na robocie, dowozi oczekiwany poziom, obsadzi obie strony boiska. Idealny zmiennik, zadaniowiec, który nie nawali w potrzebie chwili. Takich ludzi ta kadra potrzebuje.
Przegrani
Sebastian Szymański
Blisko 50 meczów w reprezentacji, a dalej mamy wrażenie, że Sebastian Szymański rzadko się w niej odnajduje. Przy tym składzie razem z Piotrem Zielińskim powinni rozdawać karty, tymczasem pomocnik Fenerbahce co zrobił, to niemal zawsze źle. A to stracił piłkę, a to zmarnował sytuację, a to źle wybrał rozegranie. Nie dał się zapamiętać absolutnie niczym pozytywnym i należał do grona najgorszych zawodników wśród biało-czerwonych. Nie dziwi, że po jego zjeździe do bazy i wejściu Karola Świderskiego gra Polaków weszła na wyższy poziom. Naprawdę trudno znaleźć argumenty, by Szymański był podstawowym piłkarzem tej drużyny - jest nierówny, częściej słabszy (Holandia, Nowa Zelandia) niż solidny (Finlandia). Ratuje go bieda w środku pola i - na tym zgrupowaniu - brak Nicoli Zalewskiego, przez który prawdopodobnie trzeba cofnąć na wahadło Jakuba Kamińskiego. A przecież wiemy, że grać potrafi.
Jakub Piotrowski
Negatywna, dość brutalna weryfikacja - Piotrowski zupełnie nie radził sobie w środku pola. Nie było po nim widać ostatnich pochwał ze strony włoskich mediów, które chwaliły jego występy w barwach Udinese. Mocno się gubił, rywale mu uciekali, nie zaimponował niczym specjalnym w rozegraniu, może poza przytomnym, krótkim podaniem w trakcie akcji bramkowej.
Do tego jeden czy dwa odbiory to za mało, by ocenić Piotrowskiego pozytywnie. Niepewny, nie kontrolował przestrzeni, nie utrzymywał piłki, nie dynamizował gry, potwierdził surową technikę. Można chyba sobie odpuścić myślenie o nim jako o alternatywie na pozycji cofniętego pomocnika w reprezentacji Polski. Bartosz Slisz może spać spokojnie. A i numer do Tarasa Romanczuka warto mieć na górze listy kontaktów.
Przemysław Frankowski
Bardzo słabo w ostatnim czasie wygląda w kadrze Frankowski. Znowu zagrał poniżej oczekiwań, dał się zapamiętać jedną, niezłą wrzutką i… tyle. Nie ma tej mocy na wahadle, jest ślamazarny, przewidywalny, wybiera proste rozwiązania, brak mu odwagi, przebojowości, nieszablonowości. Przepaść w porównaniu do innych kandydatów do gry na tej pozycji. I nie chodzi o dynamicznych skrzydłowych jak Zalewski, Kamiński czy Skóraś, ale nawet Paweł Wszołek. W tej formie trudno znaleźć argumenty za tym, by zawodnik Rennes stanowił istotny element reprezentacji Polski. Doświadczony? Uniwersalny? Prawda, ale co może zaoferować poza tym?
Krzysztof Piątek
Piątek znalazł się na trybunach w meczu z Holandią i na ławce przeciwko Finlandii. Teraz dostał swoją szansę i nie dał pół argumentu, by selekcjoner w przyszłości obdarowywał go większą liczbą minut. Nie było śladu po niezłej skuteczności na Bliskim Wschodzie. Napastnik grał chaotycznie, niemrawo, właściwie nie dał drużynie nic wartościowego. Wyróżnił się kilkoma faulami, żółtą kartką i jednym, niemożliwie lekkim strzałem w środek bramki. Gdyby nie kontuzja Adama Buksy, pewnie mógłby zapomnieć o grze z Litwą. A tak, kto wie, może się na boisku pojawić, bo sytuacja w ataku jest nie do pozazdroszczenia. Oby był w lepszej formie niż na Śląskim. Wydaje się, że - także biorąc pod uwagę status klubowy - reprezentacyjny rozdział Piątka w roli przydatnego ogniwa raczej zmierza ku końcowi.