Najlepszy wynik, najgorsze spotkanie. Kadra Sousy znów dostarcza powodów do niepokoju
Za nami dziewiąte spotkanie polskiej kadry za kadencji Paulo Sousy. Sam fakt, że biało-czerwoni odnieśli dopiero drugie zwycięstwo daje pewne powody do niepokoju. O wiele gorsze jest to, że dziś Polacy wygrali, ale projekt dowodzony przez portugalskiego selekcjonera wciąż dostarcza więcej niepokojących pytań niż klarownych odpowiedzi.
Cztery strzały celne, cztery gole. Chcielibyśmy, aby nasi reprezentanci zawsze byli w takiej formie pod bramką rywali. Wszyscy jednak wiemy, że tego typu statystyka to czysta aberracja, błąd w piłkarskim Matrixie, który akurat tego wieczoru to nam przyniósł korzyści. Zdobyte bramki i punkty nie mogą przesłonić faktu, że reprezentacja Paulo Sousy nie spełniła dzisiaj oczekiwań, jeśli te wykraczały poza puste dopisanie trzech oczek w tabeli.
Projekt wciąż nieukończony
- Chcemy trenować, grać i wygrywać z Paulo Sousą. Dalej wierzę w drużynę, sztab i trenera. Brakuje jednego elementu, który sprawi, że to wszystko zatrybi. Czekam na moment, kiedy to zacznie funkcjonować tak, jak sobie wymarzyliśmy - stwierdził Robert Lewandowski na konferencji prasowej.
Kapitan reprezentacji, podobnie jak wcześniej wszyscy inni członkowie kadry, stanął murem za Paulo Sousą. Piłkarze z pewnością dysponują większą wiedzą od przeciętnego kibica, oni są w środku tego całego zamieszania, więc znają metodykę pracy selekcjonera. Tylko, że płomienne słowa wstawiennictwa mogły mieć sens po meczu nr 1, 2 czy 3 pod wodzą Portugalczyka. Tymczasem biało-czerwoni rozegrali dziewiąte spotkanie za kadencji Sousy i nadal nie da się stwierdzić, że wszystko zatrybiło. Bo przecież nie można tworzyć laurek dla szkoleniowca za to, że “Lewy” wziął piłkę i pokazał innym miejscu w szeregu. Snajper Bayernu Monachium przeprowadził akcję meczu, ale kilka sekund geniuszu nie przysłania kilkudziesięciu minut marazmu.
Naprawdę przez długi okres przykro patrzyło się na mecz reprezentacji Polski na Stadionie Narodowym, w którym to rywale dyktują tempo, dominują nie pod względem wybiegania czy motoryki, ale kultury gry. I to w sytuacji, kiedy nie mierzymy się z wicemistrzami Europy z Anglii - na to przyjdzie jeszcze czas - lecz z Albanią. Lewandowski i inni reprezentanci mogą w nieskończoność bronić Sousy, jednak po takim czasie spędzonym z drużyną można oczekiwać, że kunszt trenera ukaże się w boiskowych poczynaniach jego podopiecznych. I to nie poprzez indywidualne zrywy lidera, ale kolektywną pracę całego organizmu.
Wynik lepszy od gry
Można powtarzać frazesy o tym, że w Europie nie ma już słabych rywali i futbol w Albanii poczynił ogromne postępy, ale bądźmy poważni. To wręcz niedopuszczalne, żeby przez prawie całą pierwszą połowę Polska musiała grać pod dyktando podopiecznych Edoardo Rejy. Cieszmy się, że Jakub Moder znów błysnął formą, że Adam Buksa zanotował wymarzony debiut w drużynie narodowej, że Lewandowski to Lewandowski, jednak wymagajmy więcej w takich spotkaniach. Problemów w funkcjonowaniu naszego zespołu było zbyt dużo, żeby zakryła je kliniczna skuteczność.
Tak, mamy to szczęście, że o sile naszej linii ataku stanowi najlepszy środkowy napastnik świata, a Stadion Narodowy od lat pozostaje twierdzą nie do zdobycia. Aczkolwiek po meczu z rywalem na poziomie Albanii każdy kibic chciałby, żeby jedynym pozytywem nie był tylko okazały wynik, być może nawet zbyt okazały. Paulo Sousa przy prawie każdej możliwej okazji powtarza, że za wszelką cenę pragnie wdrożyć odpowiedni styl, prezentować się efektywnie i efektownie, sprawić, aby kadrę oglądało się z przyjemnością. Tymczasem po ponad pół roku pracy jego zespół wraca do swojego domu w Warszawie i miewa jedynie ulotne momenty faktycznie dobrej gry.
Zaliczenie ze znakiem zapytania
Naturalnie, w eliminacjach punkty były, są i zawsze będą najważniejsze. Zdobyte trzy oczka sprawiają, że wciąż możemy poważnie myśleć o grze na mundialu bez konieczności odwoływania się do słynnych matematycznych szans. Tylko, że kiedy reprezentacja Sousy notowała serię remisów i porażek, to znajdowano wiele argumentów przemawiających za 51-latkiem. Dziś trzeba postąpić odwrotnie. Nie można bezmyślnie spojrzeć na wynik i popaść w zachwyt. Rezultat cieszy, martwi sposób, w jaki biało-czerwoni go osiągnęli.
Gdy Paulo Sousa podpisał kontrakt do 2022 roku, zostały przed nim postawione dwa zadania. Pierwszy test na mistrzostwach Europy zakończył się kardynalnym błędem. Jedyną szansą na poprawkę jest awans na mundial z przekonaniem, że kadra pojedzie tam, by o coś powalczyć. Wbrew pozorom, po meczu z Albanią niełatwo pozostać optymistą. Dziś reprezentacja Polski odniosła dość wysokie zwycięstwo. Trudno jednak uznać, że jest w pełni gotowa, aby przystąpić do poważniejszych egzaminów.