Wzmocniona FC Barcelona pręży muskuły. Zwycięstwo nad Realem Madryt zwiastunem nowego otwarcia na Camp Nou

Wzmocniona Barcelona pręży muskuły. Zwycięstwo nad Realem Madryt zwiastunem nowego otwarcia na Camp Nou
PRESSINPHOTO/Pressfocus
FC Barcelona pokonała Real Madryt w "El Clasico". Drugie zwycięstwo drużyny prowadzonej przez Xaviego Hernandeza nad "Los Blancos" może posłużyć za dowód odpowiedniej drogi, jaką obrali Katalończycy. Towarzyski triumf jest zapowiedzią nowej nadziei na Camp Nou.
Ktoś mógłby powiedzieć, że dzisiejszy "Klasyk" to tylko przedsezonowy sparing zorganizowany jedynie po to, aby kluby zarobiły kilka dodatkowych milionów ku uciesze fanów z Ameryki. Tego typu tezy szybko zostały jednak obalone boiskowymi zdarzeniami. Piłkarze obu ekip udowodnili, że w przypadku “El Clasico” nie istnieje taki termin, jak mecz towarzyski. Kiedy Barcelona gra z Realem, to na 200% i vice versa. Emocje, przepychanki, temperament i przy okazji futbol na wysokim poziomie. To wszystko zostało zapewnione w Las Vegas w nadmiarowych ilościach przez “Królewskich” i “Dumę Katalonii”.
Dalsza część tekstu pod wideo

Na warunkach Barcelony

Przebieg meczu pokazał, że Barcelona może podejść do sezonu z podniesioną głową, nie bacząc na to, że Real nie tak dawno przecież wygrał mistrzostwo Hiszpanii i Ligę Mistrzów. Porażka w sparingu nie przekreśla żadnego z sukcesów “Los Blancos”, ani nie dyskwalifikuje ich z walki o kolejne trofea, jednak z pewnością może posłużyć za małe ostrzeżenie przed startem rywalizacji “na poważnie”.
Dziś Katalończycy byli na innym poziomie przygotowania niż rywale ze stolicy Hiszpanii. “Barca” grała swoje, podczas gdy “Królewscy” dopiero co budzili się ze snu nocy letniej. Oczywiście, podopieczni Carlo Ancelottiego mieli swoje okazje, jednak zwłaszcza w pierwszej połowie dali się zdominować. Ich pojedyncze wypady za linię środkową były tylko antraktami między kolejnymi aktami ofensywnych akcji “Dumy Katalonii”. Rodrygo czy Vinicius próbowali rozruszać kolegów, ale poza brazylijskimi skrzydłowymi mało kto w Realu chciał pokazać “joga bonito”. Dość powiedzieć, że na bramkę Barcelony nie został dziś oddany ani jeden celny strzał. Marc-Andre ter Stegen i Inaki Pena mogli poprosić o dodatkowy dzień urlopu.
- Antonio Pintus powiedział, że wróciliśmy do klubu w dobrej formie, co pomogło w przygotowaniu planów treningowych i zgadzam się z nim. Z Barceloną damy z siebie wszystko, przygotujemy się do tego meczu najlepiej, jak umiemy. To "El Clasico", mecze z Barceloną zawsze są niezwykle intensywne i dlatego musimy zagrać dobre spotkanie - mówił Luka Modrić przed meczem.
Pintus z pewnością nie był zachwycony, kiedy zabrzmiał pierwszy gwizdek i piłkarze Realu nieco odstawali od swoich rywali. Małym podsumowaniem tego meczu mógł być pojedynek Ronalda Araujo z Antonio Ruedigerem, w którym Urugwajczyk po prostu zdewastował swojego przeciwnika. Naturalnie, ustawienie Niemca na boku obrony udowodniło, że Carlo Ancelotti traktuje ten mecz jako okazję do pewnego rodzaju eksperymentów. Araujo jednak również nie jest stworzony do gry bliżej linii, a jednak pokazał się ze znacznie lepszej strony.
W Realu na największe słowa uznania po tym meczu zasłużył Thibaut Courtois. Tylko postawie bramkarza “Los Blancos” zawdzięczają porażkę różnicą tylko jednego gola. Już w zeszłym sezonie zdarzały się spotkania, w których rywale ekipy z Santiago Bernabeu mogli zastanawiać się, co jeszcze muszą zrobić, aby skruszyć belgijski mur. Rozpoczynają się kolejne rozgrywki i 30-latek pozostaje aniołem stróżem między słupkami madrytczyków.

Dwunasty gniewny człowiek

Dzisiejszy mecz przejdzie do historii nie tylko Barcelony, ale również polskiej piłki głównie ze względu na debiut Roberta Lewandowskiego. Zaspani kibice, którzy nastawili budzik na 4:55 mogli odetchnąć z ulgą, kiedy zobaczyli, że nasz rodak już od pierwszej minuty zacznie spotkanie z Realem Madryt. Jedynym zgrzytem mógł być numer “12” widniejący na trykocie 33-latka, który pewnie czeka na zwolnienie "dziewiątki" przez Memphisa Depaya.
Pod względem sportowym “Lewy” zaprezentował się naprawdę solidnie. Ewidentnie czuć było, że chciałby uczcić swój debiut strzeleniem gola, ponieważ oddawał uderzenia z niemal każdej pozycji. W pierwszych dwóch kwadransach zdecydował się na cztery strzały, jedne obronione przez Thibaut Courtois, inne zablokowane przez Davida Alabę. Mimo braku produktu końcowego w postaci trafienia, już widać jednak, że Lewandowski ma być pierwszą strzelbą “Dumy Katalonii” w nadchodzącym sezonie. Przy takiej swobodzie w ofensywie i tylu kreatywnych piłkarzach wokół siebie kapitan reprezentacji Polski powinien czuć się w Barcelonie jak ryba w wodzie.

Wzmocnienia na piątkę z plusem

Przy okazji poprzedniego “El Clasico”, które zakończyło się zwycięstwem 4:0, Barcelona wyszła linią ofensywy złożoną z Ousmane’a Dembele, Pierre’a-Emericka Aubameyanga i Ferrana Torresa. Najlepszym dowodem na perfekcyjną pracę zarządu Katalończyków w letnim okienku transferowym jest fakt, że dziś żaden z tego tercetu nie znalazł się w pierwszym składzie. Nie musiał, gdyż poziom zagrożenia w ataku wcale nie zmalał.
Na razie Raphinha i Robert Lewandowski stawiają dopiero pierwsze kroki w nowych barwach, jednak już można dojść do wniosku, że “Barca” absolutnie nie popełniła błędu, wydając kilkadziesiąt milionów euro na ten duet. Sam Brazylijczyk pewnie nie mógł sobie wymarzyć lepszego startu po przenosinach do swojego wymarzonego klubu. W debiucie z Interem Miami 25-latek strzelił gola i dołożył do tego dwie asysty. Dziś w rywalizacji ze znacznie silniejszym rywalem dorzucił do swojego dorobku trafienie, które trudno opisać inaczej niż: “stadiony świata”.
Znakomity start Raphinhi w połączeniu z tym, jak dobrze dotychczas radził sobie Ousmane Dembele pod okiem Xaviego sprawiają, że prawa flanka może być najlepiej obsadzoną pozycją na Camp Nou. Posiadanie w drużynie dwóch tak utalentowanych skrzydłowych to luksus, na który mogą sobie pozwolić tylko nieliczni. Do niedawna można było spekulować, czy Raphinha i Dembele przypadkiem nie stworzą zabójczego tandemu, ale nie w słonecznej Katalonii, lecz na Stamford Bridge. Kibice Chelsea dwukrotnie musieli obejść się smakiem.

Zapowiedź

Zapewne w Realu Madryt nikt nie będzie drzeć białych szat z powodu przegranego meczu towarzyskiego z Barceloną. Niemniej jednak Katalończycy znów wypunktowali kilka mankamentów w ekipie Carlo Ancelottiego. W drugim “El Clasico” z rzędu nie zagrał Karim Benzema, co po raz kolejny sprawiło, że linia ataku “Królewskich” funkcjonowała tylko teoretycznie. Potwierdziło się także, że Fede Valverde, Eduardo Camavinga czy Aurelien Tchouameni są przyszłością Realu, jednak teraźniejszość nadal należy do starych wyjadaczy. Środek pola madrytczyków funkcjonował znacznie lepiej, kiedy na boisku pojawili się Casemiro, Toni Kroos i Luka Modrić. Nikogo nie powinno dziwić, jeśli ten tercet nadal będzie miał niepodważalne miejsce w once de gala mistrzów Hiszpanii.
Z kolei w Barcelonie mamy sytuację zupełnie odwrotną, bowiem nadal to przedstawiciele młodego pokolenia udowadniają, że mogą jeszcze przez długie lata, żeby nie powiedzieć dekady stanowić o sile zespołu. Ansu Fati, Pedri czy Gavi nadal są nastolatkami, jednak nie widać po nich żadnych oznak tremy, braku doświadczenia, nieopierzenia. Pedri spokojnie mógł zakończyć mecz z przynajmniej jedną asystą, podczas gdy Gavi nie bał się podostrzyć rywalizacji w środku pola.
Barcelona z pewnością nie może osiąść po tym zwycięstwie na laurach, sądząc że jest już idealnie przygotowana do sezonu. Z kolei Real nie powinien długo przełykać goryczy porażki, skupiając się już na kolejnych wyzwaniach. Pewnym jest, że dzisiejsze “El Clasico” stanowiło zapowiedź kapitalnego sezonu w Hiszpanii i na arenie europejskiej. W wyścigu po najcenniejsze trofea “Barca” już nie musi stać na straconej pozycji w stosunku do swojego odwiecznego wroga. Jeszcze przed rokiem tego typu słów nie wypowiedziałby nawet największy optymista w obozie Katalończyków.

Przeczytaj również