Byli w strefie spadkowej, skończyli z Pucharem Europy. Tak powoli rodził się "Galaktyczny" Real Madryt

Byli w strefie spadkowej, skończyli z Pucharem Europy. Tak powoli rodził się "Galaktyczny" Real
realmadrid.com
Sezon rozpoczęli z wielkimi nadziejami i jeszcze większymi transferami. Jesienią pałętali się w ogonie ligowej tabeli. Zimą o mało nie odpadli w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Aż tu nagle wiosną Fernando Redondo ośmieszył Henninga Berga, Nicolas Anelka naraz przypomniał sobie, jak zdobywa się bramki i… poszło. Vicente del Bosque poprowadził Real Madryt do ósmego w historii klubu Pucharu Europy. I położył podwaliny pod galaktyczną erę.
- Mogę umrzeć szczęśliwy - powiedział zmarły w marcu tego roku były prezes Realu Madryt, Lorenzo Sanz, prawie… 22 lata wcześniej w Amsterdamie. Dokładnie 20 maja 1998 roku najbardziej utytułowany europejski klub na arenie międzynarodowej znowu, po długich 32 lata od poprzedniego triumfu, sięgnął po Puchar Europy. Gol Predraga Mijatovicia okazał się wystarczający, by “Królewscy” pokonali w finałowym meczu Juventus, a Sanz na zawsze przeszedł do historii jako człowiek, który odzyskał Puchar Europy dla Realu Madryt.
Dalsza część tekstu pod wideo

Hiszpański finał

Dwa lata później, jeszcze za prezesury Sanza, Madryt znowu był zwycięski. W pierwszym finale Pucharu Europy, w którym zagrały dwa zespoły z tego samego kraju, Real pewnie pokonał Valencię, zdobywając tym samym swój ósmy, najcenniejszy europejski tytuł. Bramki Fernando Morientesa, Steve’a McManamana i Raula sprawiły, że położony na paryskich przedmieściach Stade de France stał się areną kolejnego wielkiego sukcesu “Królewskich”.
Mimo przekonującego zwycięstwa nad krajowym rywalem - który, co ciekawe, ukończył w tamtym sezonie rozgrywki ligowe dwa miejsca w tabeli wyżej - po latach można odnieść wrażenie, że triumf z 2000 roku jest najmniej wspominanym triumfem Realu Madryt w Lidze Mistrzów z okresu przełomu tysiącleci. Nie był bowiem tym pierwszym po 32 latach z 1998 roku. Ani okraszonym kosmicznym golem Zinedine’a Zidane’a na Hampden Park w 2002 roku.
Być może wynika to również z faktu, że równo 20 lat temu klub ze stolicy Hiszpanii - jakkolwiek to zabrzmi - wcale nie notował szczególnie… dobrego sezonu. Delikatnie rzecz ujmując.

Wielkie transfery

Latem 1999 roku ówczesny wicemistrz Hiszpanii i ćwierćfinalista minionej edycji Ligi Mistrzów przystąpił do transferowej ofensywy. Na Estadio Santiago Bernabeu sprowadzono - na zasadzie wolnego transferu - McManamana oraz - za niemałe pieniądze - Ivana Helguerę i Michela Salgado, a także - za ogromną kwotę - 20-letniego wtedy Nicolasa Anelkę. Cała czwórka rozpoczęła wieńczący całe rozgrywki finał Champions League w podstawowym składzie. Salgado asystował przy pierwszej bramce, zdobytej przez Morientesa. McManaman sam strzelił w efektownym stylu drugiego gola.
Anelka też miał swój udział przy premierowym trafieniu, choć rola bohatera przypadła mu wcześniej, w półfinałowym dwumeczu przeciwko Bayernowi Monachium. W rozegranym w Madrycie pierwszym spotkaniu Francuz otworzył wynik już w czwartej minucie gry (drugą bramkę wypracował później Salgado). W rewanżu strzelił zaś głową kluczowego gola przesądzającego o awansie do finału.

Sezon ligowy

Dlaczego sezon 1999/2000 długo zapowiadał się zatem dla Realu Madryt jako totalne fiasko? Tym bardziej, skoro po wygranych w dwóch pierwszych spotkaniach “Królewscy” prowadzili w ligowej tabeli?
Aż trudno w to uwierzyć, ale “Los Blancos” nie zwyciężyli następnie w żadnym z kolejnych ośmiu meczów w La Liga, zanim nie pokonali na wyjeździe Rayo Vallecano. Po czym… zaliczyli następne cztery spotkania bez zwycięstwa! W sumie po 15 kolejkach mieli na swoim koncie jedynie trzy wygrane. Po 14. serii gier zajmowali natomiast siedemnaste miejsce w tabeli!
Do fazy pucharowej Madrytowi nie wiodło się również specjalnie rewelacyjnie w rozgrywkach Ligi Mistrzów. O ile pierwszą fazę grupową “Królewscy” ukończyli na czele, choć przegrali wyjazdowe spotkanie z FC Porto, o tyle w drugiej fazie grupowej dwukrotnie musieli uznać wyższość Bayernu, tracąc w obu meczach po cztery gole. Do ostatniego spotkania drżeli o awans do ćwierćfinału.
Ostatecznie Real Madryt zakończył tamten sezon na piątym miejscu w ligowej tabeli i gdyby nie zwyciężył w finale Champions League Valencii, w ogóle nie zagrałby w kolejnej edycji LM.). Tymczasem Anelka zdobył w tamtych rozgrywkach całe siedem bramek - z czego wspomniane dwie przeciwko Bayernowi i aż dwie kolejne w lidze.

Dotknięcie Redondo

Na szczęście dla “Królewskich” zwycięzców się nie sądzi. I wspomina za sprawą zdobytych trofeów, wielkich meczów i niesamowitych zagrań. Rozgrywek 1999/2000 w wykonaniu Realu Madryt nikt nie zapamiętał zatem przez pryzmat fatalnych wyników w lidze, półfinałowego blamażu w Pucharze Króla (przegrana w dwumeczu z Espanyolem) ani dotkliwych porażek przeciwko Bayernowi Monachium w fazie grupowej Champions League.
Liczy się tylko to, co najcenniejsze. Wygrany finał. Pamiętny półfinał z tym samym Bayernem. Niezapomniane “dotknięcie” piłki przez Fernando Redondo w ćwierćfinałowym spotkaniu z Manchesterem United na Old Trafford, które niejako zapoczątkowało drogę zespołu po ósmy Puchar Europy.

Początek del Bosque

Tamten sezon stanowił też - a może przede wszystkim - jednak początek “czegoś większego”. Za fatalne wyniki w pierwszej połowie ligowych rozgrywek przypłacił posadą walijski trener John Toshack, którego w listopadzie 1999 roku zastąpił na stanowisku Vicente del Bosque. Przez kolejne trzy i pół roku późniejszy selekcjoner hiszpańskich mistrzów świata poprowadził Real Madryt do dwóch Pucharów Europy, dwóch tytułów mistrza Hiszpanii, krajowego Superpucharu, Superpucharu Europy i Pucharu Interkontynentalnego. A wszystko w niesamowitej “erze Galacticos”.
Wszystko poza niesamowitą końcówką sezonu 1999/2000. Kiedy dołujący w La Liga Madryt po kolei rozprawił się w Lidze Mistrzów z oboma finalistami poprzedniej edycji rozgrywek oraz rewelacyjnym, finałowym debiutantem. I utorował drogę pod nowy, prawdziwie “królewski” Real. Sanz zrobił swoje. Nadszedł czas Florentino Pereza.
Wojciech Falenta

Przeczytaj również