Złota Piłka dla Jorginho? Jeśli Włochy zwyciężą, nie można tego wykluczyć. On wygrywał już trudniejsze bitwy

Tak jak w filmach, tak i na boisku reżyserów można łatwo pominąć, w swoich zachwytach skupiając się nad rolami pierwszoplanowymi i efektami specjalnymi. Choć przecież to od reżysera zależy cały zamysł na film lub grę drużyny, pozostają oni często w cieniu, czekając na moment, kiedy rozbłysną. Tak jak zrobił to Jorginho w 2021 roku.
Piłka nożna na poziomie kibicowskim często ogranicza się do bramek. Największymi herosami zostają ci, którzy je strzelają lub chociaż popisują się asystami. Czasem na piedestał wynoszeni są obrońcy i bramkarze, a więc ludzie, którzy potrafią powstrzymać największe gwiazdy przed pokazywaniem tego, co potrafią. Od czasu do czasu ulubieńcami trybun stają się też zawodnicy, którzy harują za trzech i nie odpuszczają żadnej piłki. Rzadziej zdarza się to z pomocnikami, którzy nadają grze swojego zespołu rytm, dyktują, kiedy drużyna ma przyspieszyć, kiedy zwolnić i którymi korytarzami nadgryzać defensywę rywali.
Nawet absolutnie wybitni, pokoleniowi rozgrywający pokroju Sergio Busquetsa czy Andrei Pirlo bywali krytykowani. Nazywano ich hamulcowymi, ludźmi grającymi tylko do tyłu i boku, podważano ich wpływ na wyniki meczów i grę drużyn. Często o pomocnikach skupiających się na niestrudzonym bieganiu i destrukcji mówi się, że są ludźmi od “czarnej roboty”, ale mam czasem wątpliwości, czy to nie rozgrywającym bardziej należało by się to miano. Mam wrażenie, że ich rola i wpływ na ostateczny wynik meczu są jeszcze częściej bagatelizowane i niezauważane w trakcie spotkania.
Z reguły bywa tak, że największymi fanami głęboko ustawionych rozgrywających są ich trenerzy, traktując tychże zawodników jako przedłużenie własnego wpływu na boisko. Tacy piłkarze są ludźmi posiadającymi wielką piłkarską inteligencję, rozumiejącymi kwestie taktyczne aż po ostatnie detale. I często to właśnie oni po zakończeniu kariery piłkarskiej sami zostają trenerami.
W przypadku Jorginho jego zdecydowany fan numer jeden to Maurizio Sarri, choć w tym wypadku określenie “fan” to niedopowiedzenie. Świeżo upieczony trener Lazio jest w swoim wieloletnim “regiście” wręcz zakochany, choć jak zdradził sam pomocnik, potrafią nie rozmawiać przez wiele miesięcy. To miłość czysto boiskowa, która adekwatnie narodziła się w Weronie, mieście Romea i Julii.
- W szatni Chelsea mamy niezły ubaw z relacji, które łączą Sarriego oraz Jorginho, zachowują się jak ojciec synem, ciągle są razem - opowiadał Eden Hazard.
W 2008 roku Sarri prowadził Hellas, choć długo to nie potrwało, bo został zwolniony po niecałych trzech miesiącach, jednak dostrzegł w Weronie prawdziwy diament. Przesunął do treningów z drużyną seniorów nikomu nieznanego młodego pomocnika, który rok wcześniej został sprowadzony z Brazylii. - Mogę odejść, ale proszę was, nie zapominajcie o tym, jaki macie skarb w klubie. Na imię mu Jorginho - miał przed zwolnieniem apelować do władz klubu Maurizio Sarri.
W Weronie nikt się jednak tą poradą nie przejął i wiele nie brakowało, a obecna gwiazda reprezentacji Włoch nigdy nie otarłaby się nawet o lokalną sławę.
- W 2010 roku byłem graczem Hellasu, ale nie mogli znaleźć dla mnie miejsca, więc wysłali mnie do grającego w czwartej lidze Sambonifacese - wspomina Jorginho. - Było fajnie, ale po powrocie do Werony nadal nie grałem, chciałem odejść. Potem w meczu z Bari dzięki kontuzji jednego pomocnika dostałem szansę i zagrałem dobrze, wygraliśmy. Tydzień później byłem zawodnikiem meczu z Empoli, strzeliłem gola i zaliczyłem asystę. To zmieniło moje życie - podsumowuje Włoch.
W życiu piłkarza szczęście odgrywa ogromne znaczenie, a to tylko kolejny przykład na potwierdzenie tej tezy. Jorginho przebił się dzięki kontuzji kolegi z drużyny, w momencie kiedy wątpił już, że zdoła zrobić jakąkolwiek karierę, choć co do swojego potencjału był przekonany.
- Trzeba zawsze wierzyć i nigdy się nie poddawać. Zdarzają się ciemne dni, kiedy łatwiej jest przestać wierzyć i zostawić wszystko za sobą - mówi pomocnik “Azzurrich”. - Nigdy jednak nie wątpiłem w swoją wartość. Teraz chwalą mnie za to jak gram, za wygranie Ligi Mistrzów, jednak ja biegam po 12 kilometrów na mecz i nie zacząłem tego robić wczoraj - zaznacza piłkarz Chelsea.
I powtarza, że trzeba pamiętać o swoich początkach. A te nie były łatwe. Codziennie rano zaczynał treningi ze swoją mamą, która na plaży uczyła go kontroli nad piłką i techniki podań.
- Całe godziny spędzaliśmy ćwicząc technikę na piasku. W kółko powtarzała, że w futbolu najważniejsza jest kontrola nad piłką - wspomina Jorginho.
A to był tylko początek trudów. Gdy miał 14 lat, przeprowadził się sam do akademii prowadzonej przez Włocha, który posiadał kontakty z klubami z Półwyspu Apenińskiego. Mieszkał w jednym pokoju z kilkoma innymi kandydatami na piłkarzy. Żył w domu, który wyglądał jakby miał się zaraz zawalić, brakowało w nim elektryczności, a łazienki były zapuszczone i brudne. Tam jednak wyselekcjonowano go jako jednego z sensownych młodych graczy, których ostatecznie wysłano do Hellasu Werona. Co poprawiło jego stan życia, ale tylko nieznacznie. Żył w klasztorze, dostawał kilkanaście euro tygodniowo na przeżycie, a ludzie z klubu, którzy go tam umieścili, musieli wykłócać się z zakonnikami, by przynajmniej trochę go dokarmiali.
Otoczony wątpliwościami
Początki Jorginho miał zawsze trudne. W Hellasie wiele nie brakowało, a zupełnie by się nie przebił. W Napoli także nie zachwycał, do momentu gdy do klubu dołączył Maurizio Sarri i zrobił go główną osią całego projektu. Gdy w duecie przenieśli się do Chelsea, także podważano jego umiejętności i powszechnie twierdzono, że gra tylko dlatego, że jest synkiem trenera.
- Na początku trudno było go zrozumieć kibicom i dziennikarzom w Anglii, ale wydaje mi się, że jest już tam doceniany - wspomina były trener klubu z Londynu.
I twierdzi, że takich graczy trudno docenić.
- To bardzo wyrafinowany piłkarz, dlatego nie każdy potrafi go zrozumieć i dostrzec jego wartość. Często by to zrobić trzeba patrzeć przez cały mecz tylko na niego - twierdzi Sarri.
I faktycznie, wtedy odbiór jego występu jest zupełnie inny. Widać jak dosłownie dyryguje grą całej drużyny. Pokazuje obrońcom i pomocnikom gdzie mają podawać piłkę, w które strefy wbiegać, jak się poruszać. Nieustannie domaga się futbolówki a gdy ją dostaje, bez problemu jest w stanie ją opanować, niezależnie od tego jak bardzo się go naciska.
I widać, że gra w Anglii wiele mu dała, gdy tempo gry wzrasta
- To doświadczenie było mu potrzebne. Tam nie da się grać bez intensywności, trzeba doprowadzić podania do perfekcji, bardzo szybko myśleć. Poprawił też formę fizyczną. Jorginho zrobił ogromny postęp, jest dzisiaj znacznie lepszym piłkarzem niż w Napoli - twierdzi Antonio Conte.
Brazylijski Włoch
Nie było mu łatwo także w reprezentacji. Giampiero Ventura twierdził wprost, że nie ma dla niego miejsca i nie zamierza go powoływać, bo tego typu zawodnik nie jest i nie będzie mu potrzebny. I choć przez miesiące domagały się tego media, włoski trener zmiękł dopiero kiedy doszło do barażów ze Szwecją.
Można było się obawiać, że także Roberto Mancini będzie miał co do niego obiekcje. Jeszcze jako trener Interu Mediolan opowiadał we włoskiej prasie, że w reprezentacji powinni grać piłkarze urodzeni i wychowani we Włoszech, a nie tak zwani oriundi, obcokrajowcy głównie z Argentyny i Brazylii, którzy mają włoskie korzenie (więcej o oriundich przeczytasz TUTAJ).
Obawy okazały się jednak płonne, a urodzony w Brazylii pomocnik stał się dyrygentem całej Italii. Wystarczy wsłuchać się w głosy jego kolegów z boiska.
- Jorginho wprowadza porządek do naszej gry, zawsze podaje wtedy i tam, gdzie trzeba. On i Verratti to dwa fenomeny, kogokolwiek wystawi się do gry z nimi, zawsze dobrze wypadnie - chwalił go Nicolo Barella.
W podobne tony uderza Marco Verratti.
- Jorginho sprawia, że wszystko wydaje się proste, jest nie do zastąpienia ze względu na to jak gra, nie mamy nikogo kto by to potrafił robić. Sprawia, że cała drużyna funkcjonuje, nadaje jej idealne tempo - podkreśla Włoch.
To samo zresztą twierdzi Roberto Mancini, powtarzając wielokrotnie, jak kluczowym piłkarzem dla jego pomysłu na reprezentację jest Jorginho, bez którego wszystko mogłoby się posypać.
Nawet z reguły krytyczny Fabio Capello docenia rozgrywającego Chelsea.
- To główny człowiek Manciniego. Wcześniej mnie nie przekonywał, ale w meczach, które widziałem na żywo, skupiałem się na jego grze. Wie jak być ciągle w grze i w jaki sposób kierować drużynę, poza tym ma też duży udział w tym, że Włosi nie tracą wielu goli, inteligentnie interweniuje wtedy, kiedy trzeba - chwalił Jorginho włoski trener.
Jeśli Włosi wygrają z Anglią, to jedną z twarzy tego zwycięstwa będzie właśnie Jorginho. Człowiek, który zawsze miał na początku pod górkę, ale za każdym razem potrafił się na nią wspiąć. Jego rola i miejsce w pierwszej jedenastce Włoch nawet przez chwilę nie były podważane, a jeśli do wygrania Ligi Mistrzów dołoży także zwycięstwo w mistrzostwach Europy - kto wie, czy nie zasłuży nawet na Złotą Piłkę?
Z pewnością nie oburzyłby się na taki wybór Lorenzo Insigne. - Ja o tym nie decyduję, ale mam nadzieję, że przynajmniej będzie w czołówce, w pełni na to zasługuje. To wielki piłkarz, nazywam go profesorem.