Pół dekady temu przepowiadano im wielką, bogatą karierę. Gdzie są dziś najlepsze talenty z tamtych lat?

Pół dekady temu przepowiadano im wielką, bogatą karierę. Gdzie są dziś najlepsze talenty z tamtych lat?
Russell Hart / PressFocus
Równo pięć lat temu uważano ich za najbardziej utalentowanych młodych piłkarzy swojego pokolenia na świecie. Dziś, jak to w życiu, jeden jest jak Trent Alexander-Arnold i spełnił oczekiwania z nawiązką. Drugiemu znacznie bliżej z kolei do Hachima Mastoura (kogo?!), i wszyscy o nim zapomnieli.
Od 2014 roku, zawsze na początku października, dziennikarze brytyjskiego “The Guardian” publikują dwie listy zawodników w ramach cyklu zatytułowanego “Next Generation”. Na pierwszej z nich, lokalnej, figurują nazwiska po jednym 16- lub 17-letnim piłkarzu z akademii każdego z klubów Premier League. Druga, globalna, składa się z kilkudziesięciu najbardziej utalentowanych 17-latków z całego świata. Pięć lat później przychodzi czas na podsumowania.
Dalsza część tekstu pod wideo

Namaszczony

Dayot Upamecano, Martin Odegaard, Dani Olmo, Christian Pulisic, Federico Valverde - oto najbardziej dziś znani spośród 50 graczy z rocznika 1998, którzy pięć lat temu zostali wskazani przez “Guardiana” jako przyszłe gwiazdy światowego futbolu. Trent Alexander-Arnold jest z kolei najbardziej rzucającym się w oczy nazwiskiem z ówczesnej, krajowej listy brytyjskiego dziennika.
- To był mój sposób powiedzenia Trentowi, że wierzę, że może zostać pewnego dnia piłkarzem pierwszego zespołu Liverpoolu - cytował przed pięcioma laty kończącego wtedy karierę Stevena Gerrarda dziennikarz Andy Hunter. Klubowa legenda namaściła właśnie Alexandra-Arnolda na kolejnego wychowanka akademii, który zrobi na Anfield wielką karierę. Kiedy obecny menedżer Rangers zdobywał uprawnienia szkoleniowe, zawsze prosił trenerów akademii, by nastoletni Trent koniecznie znalazł się w prowadzonej przez niego grupie zawodników. Gdy dochodziło do wyboru kapitana przed meczem, nie mógł wskazać na nikogo innego.
Od kilku dni 22-letni Alexander-Arnold ma obecnie blisko 100 rozegranych meczów na poziomie Premier League i 12 w reprezentacji Anglii. Z Liverpoolem sięgnął już po mistrzostwo Anglii, Puchar Europy, Superpuchar Europy oraz klubowe mistrzostwo świata. Dwóch spośród wymienionych czterech trofeów nigdy nie zdobył sam Gerrard.

Niespełnieni

Z tamtej krajowej listy łącznie siedmiu piłkarzy występuje dziś w najwyższych klasach rozgrywkowych rozmaitych krajów. Ale już obok Alexandra-Arnolda tylko Tyler Roberts (wychowanek West Bromu, obecnie Leeds) gra w tym sezonie w Premier League. A pozostała piątka?
  • Reece Oxford (wtedy West Ham) -> dziś Augsburg
  • Josh Maja (Sunderland) -> Bordeaux
  • Trevoh Chalobah (Chelsea) -> Lorient [wypożyczenie, formalnie to nadal gracz “The Blues”]
  • Marcus Edwards (Tottenham) -> Vitoria Guimaraes
  • James Finnerty (Aston Villa) -> Bohemians Dublin
Dziennikarze “Guardiana” uważają taki wskaźnik (35%) za bardzo wysoki, biorąc pod uwagę, jak trudno jest się przebić z akademii do seniorskiego zespołu. Z drugiej strony, można go również uznać za zatrważająco niski. Mowa przecież o grupie zawodników, spośród której każdy pojedynczy gracz był uważany w swoim klubie za absolutnie najlepszego nastolatka w danej grupie wiekowej. Ta statystyka dobitnie pokazuje, jak długa droga potrafi dzielić “talent” od “zawodowego piłkarza”.
Na każdego Alexandra-Arnolda przypada Marcus McGuane. Wytypowany przed pięcioma laty na najlepiej zapowiadającego się zawodnika w akademii Arsenalu zdążył zadebiutować nawet w dorosłej drużynie londyńczyków, zanim ściągnęła go do siebie Barcelona. Tam grał jednak tylko w drugim zespole. W tym roku nie przebił się z kolei do seniorów walczącego o awans do Premier League Nottingham Forest, po czym “zszedł” ligę niżej - na wypożyczenie do Oxfordu United.

Gwiazdy i bezrobotni

Podobnie wygląda podsumowanie globalnej listy “Guardiana”. Spośród 50 największych talentów sprzed lat urodzonych w 1998 roku, dokładnie 14 (28%) ma za sobą przynajmniej debiut w dorosłej reprezentacji narodowej. Równo połowa występuje zaś obecnie w najwyższych klasach rozgrywkowych, z czego 11 (22%) w jednej z pięciu największych lig w Europie.
Federico Valverde i Martin Odegaard rozpoczęli ten sezon jako podstawowi zawodnicy Realu Madryt. Wracający do zdrowia Christian Pulisic uchodzi już za gwiazdę Chelsea i wzór do naśladowania dla rosnącej liczby młodych Amerykanów robiących furorę w czołowych europejskich klubach. Dayot Upamecano i Dani Olmo zagrali w tym roku w półfinale Ligi Mistrzów oraz zadebiutowali w kadrach odpowiednio: Francji i Hiszpanii. Warto wspomnieć też o:
  • podopiecznym Stevena Gerrarda z Rangers, Ianisie Hagim
  • nowym skrzydłowym FC Koeln, Greku Dimitrisie Limniosie
  • byłym graczu Borussii Dortmund, Jacobie Bruunie Larsenie
Na drugim biegunie znajduje się czterech piłkarzy (8%), którzy pozostają aktualnie bez klubów. Dziennikarze “Guardiana” przywołują też historię Hachima Mastoura, czyli, jak piszą, najbardziej znanego nazwiska na liście w chwili jej publikacji w 2015 roku. Ówczesny zawodnik Milanu miał już wtedy miliony obserwujących w mediach społecznościowych. Na San Siro nigdy jednak nie zaistniał. Ostatnio - po epizodach w Hiszpanii, Holandii i Grecji - wylądował w grającej w Serie B Regginie.

Polskie akcenty

Warto odnotować, że światowa lista “Guardiana” ma charakter nieco “polityczny”. Nie chodzi w niej tylko o to, by wskazać kilkadziesiąt największych talentów, ale by zrobić to z uwzględnieniem młodych piłkarzy z możliwie jak największej liczby zakątków globu. W tym roku wśród “Next Generation” z rocznika 2003 - obok Jamala Musialy z Bayernu, Rayana Cherkiego z Lyonu czy Floriana Wirtza z Leverkusen - są też zatem gracze z takich krajów jak Indie, Peru czy Tanzania.
Co roku regularnie umieszczany jest tam również zawodnik z Polski. Pięć lat temu był nim Krystian Bielik, mający w dotychczasowym dorobku dwa występy w dorosłej reprezentacji naszego kraju i ostatnio sporego pecha do kontuzji. Rok wcześniej znalazł się tam Dawid Kownacki (rocznik 1997). W kolejnych latach tego samego zaszczytu dostąpili Kamil Grabara (1999) i Filip Marchwiński (2002), a w tym roku - Aleksander Buksa (2003).
Każdemu z nich wypada życzyć podążenia drogą bliższą tej, którą obrał Trent Alexander-Arnold, aniżeli Hachim Mastour.

Przeczytaj również