Powrót zapomnianego mistrza świata. Postawiono na nim krzyżyk, powoli wraca do formy. "Bardzo nam pomaga"

Powrót zapomnianego mistrza świata. Postawiono na nim krzyżyk, powoli wraca do formy. "Bardzo nam pomaga"
LiveMedia/SIPA USA/PressFocus
W pewnym momencie ta kariera powoli chyliła się ku upadkowi. Mistrz świata i jeden z bardziej uzdolnionych obrońców nagle popadł w przeciętność i piłkarskie zatracenie. Samuel Umtiti stąpał po równi pochyłej, ale wreszcie obrał inny kierunek. 29-latek powoli wraca do dawno utraconej formy.
W ostatnich latach Samuel Umtiti pozwolił, aby zapomniano o jego talencie. Dawny filar FC Barcelony i reprezentacji Francji stał się piłkarzem bardziej w sensie teoretycznym niż praktycznym. W żadnym z czterech poprzednich sezonów nie dobił do bariery 20 rozegranych spotkań. W efekcie “Duma Katalonii” przez wiele miesięcy bezskutecznie próbowała znaleźć dla niego nowego pracodawcę. Ze względu na przewlekłe problemy zdrowotne i bardzo długą listę kontuzji 29-latka zadanie to nie należało do najłatwiejszych. W końcu jednak pojawił się klub, który uwierzył w możliwość powrotu Umtitiego do formy. Pod koniec letniego okienka mistrz świata z 2018 r. trafił na roczne wypożyczenie do Lecce. We Włoszech przeżywa długo wyczekiwany renesans. Piłkarz, na którym wielu postawiło już krzyżyk, krok po kroku wraca do żywych.
Dalsza część tekstu pod wideo

Leccenie doraźne

Dalszy byt Umtitiego w Barcelonie nie miał większego sensu. Seria urazów sprawiła, że stracił on zaufanie klubu, trenerów i przede wszystkim kibiców. Wymownym, a zarazem bardzo bolesnym obrazkiem były wydarzenia z Pucharu Gampera w 2021 roku, kiedy Francuz został wygwizdany przez fanów. Stał się swego rodzaju wrogiem publicznym, chociaż niedługo potem pomógł drużynie z Camp Nou. W poprzednim sezonie zgodził się bowiem rozłożyć pensję na dodatkowe lata, aby zwolnić nieco miejsca w limicie płac. Ten gest pozwolił “Blaugranie” zarejestrować Ferrana Torresa. Umtiti wyciągnął do klubu pomocną dłoń, jednak wiadomo było, że to nie wystarczy, aby znaleziono dla niego miejsce w kadrze. Po sprowadzeniu Andreasa Christensena czy Julesa Kounde 29-latek prawdopodobnie spadłby na szóste albo i jeszcze dalsze miejsce w defensywnej hierarchii Xaviego Hernandeza. Nie istniało inne rozwiązanie niż jak najszybszy transfer.
Letnie poszukiwania nowej drużyny były długie i obfitujące w pewne nieścisłości. Swego czasu katalońska stacja “TV3” podawała, że Umtiti udał się na testy medyczne do Rennes, jednak ich nie przeszedł. Francuski klub zaprzeczył tym doniesieniom, ale w świadomości publicznej utrzymało się przekonanie, że “Big Sam” jest kompletnie niezdolny do gry. Mimo wszystko Barcelonie udało się tymczasowo wysłać 29-latka do włoskiego Lecce. Włosi niewiele ryzykowali, ponieważ całą pensję Umtitiego nadal opłaca “Barca”. Z perspektywy samego zawodnika to jednak nie pieniądze były najważniejsze, lecz sam fakt podjęcia się nowego wyzwania. Po bardzo trudnym okresie na Camp Nou trafił do środowiska, w którym od razu został pokochany. Fani wpadli w ekstazę, widząc, że do ich skromniutkiej ekipy dołącza tak wielkie nazwisko, były mistrz świata i człowiek, który swoje zagrał na topowym poziomie.
- Ostatnie lata były dla mnie skomplikowane. Chcę odzyskać radość i przyjemność z gry w piłkę. Najważniejsza jest dla mnie gra, życie futbolem. Mam nadzieję, że wraz z Lecce zanotujemy udany sezon - powiedział Umtiti na antenie "Sky Sports" po podpisaniu kontraktu z beniaminkiem.
- Po doświadczeniach w Barcelonie potrzebowałem spokoju, a Lecce było dla mnie najlepszą opcją. W trakcie okienka toczyły się rozmowy z innymi klubami, ale wiem, że dokonałem najlepszego możliwego wyboru - dodał już po kilku pierwszych meczach w nowych barwach.

Lecce, bo chcę

Jego początki w Apulii nie należały do najłatwiejszych. Przez kilka tygodni czekał na możliwość oficjalnego debiutu. W mediach przebąkiwano o nawrocie kontuzji, jednak prawdopodobnie Umtiti po prostu potrzebował czasu, aby poznać zespół i wrócić do odpowiedniego rytmu treningowego. Cały poprzedni sezon stracił przecież z powodu urazów mięśniowych i złamanego palca u nogi. W końcu pojawił się na boisku w październikowym spotkaniu z AS Romą. Lecce przegrało tamten mecz różnicą tylko jednej bramki, a sam Francuz pokazał się z solidnej strony. Wystarczyło kilka tygodni, aby na stałe wskoczył do pierwszego składu, który wywalczył sobie dzięki dobrym występom, a nie znanemu nazwisku.
- To było ekscytujące widzieć, że taki piłkarz trafia do Lecce. Mistrz świata mógłby uznać, że jest lepszy od klubu, ale Samu jest zupełnie inny, to skromny człowiek, bardzo sumienny. Przybył tu, żeby ciężko pracować, odzyskać rytm i to właśnie robi. Pomaga całej drużynie, daje nam wskazówki, ponieważ jest niezwykle doświadczonym piłkarzem. Posiada też ogromną jakość, można bez strachu podać mu piłkę, bo wie, co z nią zrobić, do tego jest świetnym obrońcą - komplementował Joan Gonzalez, pomocnik Lecce, w rozmowie z dziennikiem "AS".
Pomiędzy listopadem i początkiem lutego Umtiti po raz pierwszy od ponad pięciu lat rozegrał dziesięć gier z rzędu, z czego aż siedem w pełnym wymiarze czasowym. Pomógł on drużynie osiągać naprawdę okazałe wyniki w postaci czterech zwycięstw i czterech remisów. Tym samym murowany kandydat do spadku zadomowił się w środku tabeli Serie A bez konieczności panicznego spoglądania na dół. I duży w tym udział zawodnika wypożyczonego z Barcelony.
W ostatnich tygodniach Umtiti zaczyna przypominać samego siebie z dobrych czasów gry dla Lyonu czy Barcelony. Świadczą o tym zarówno eye-test, jak i liczby. W tym sezonie zanotował już ponad 60 interwencji obronnych, średnio na mecz wykonuje 2,67 wślizgu, wygrywa 62% pojedynków, a do tego podaje ze skutecznością na poziomie 82%. To solidne liczby na tle ligowców we Włoszech i wybitne, jeśli weźmiemy pod uwagę klasę drużyny, w której gra. Wizytówką Francuza był niedawny mecz z AS Romą, który zakończył się wynikiem 1:1. Wygrał wówczas 14 pojedynków - to absolutnie najlepszy wynik spośród wszystkich zawodników na murawie. Jose Mourinho musiał z uznaniem patrzeć na defensywne popisy zawodnika, który powstrzymywał jego podopiecznych.
- Samuel wyróżnia się pokorą i chęcią ciężkiej pracy. Bardzo nam pomaga ze względu na umiejętności i doświadczenia. Dziś zagrał kolejny dobry mecz - chwalił Francuza trener Marco Baroni.

Jedyna zadra

Na obecną chwilę pobyt 29-latka we Włoszech można uznać za prawie idealny. Perfekcję zaburzają jedynie skandaliczne wydarzenia z meczu przeciwko Lazio. Rzymscy kibice niestety postanowili pokazać całemu światu swoją głupotę i podczas spotkania zaczęli atakować na tle rasowym Umtitiego oraz Lamecka Bandę. Wielką klasą wykazali się za to fani Lecce, którzy w odpowiedzi głośno skandowali nazwisko środkowego obrońcy. Mecz musiał zostać na kilka minut przerwany, ale sam zaatakowany poprosił, aby wznowić rywalizację. Umtiti chciał odpowiedzieć rasistom w najlepszy możliwy sposób, czyli poprzez zaprezentowanie swoich umiejętności. Udało się. Lecce wygrało 2:1, a Francuza po ostatnim gwizdku wybrano zawodnikiem meczu.
- Wspaniale było widzieć, jak nasi fani skandują nazwisko Umtitiego i zagłuszają te okropne, rasistowskie okrzyki. Kiedy sędzia przerwał grę, Samuel jako pierwszy poprosił o wznowienie, ponieważ chciał odpowiedzieć na rasizm swoją grą. Zachował się jak prawdziwy mistrz - mówił później Saverio Sticchi Damiani, prezes Lecce, na łamach "La Gazzetta dello Sport".

Bez powrotu

Umtiti gra ostatnio na tak dobrym poziomie, że zaczęły nawet pojawiać się pogłoski o możliwej drugiej szansie w Barcelonie. “Duma Katalonii” potrzebuje lewonożnego stopera, a jednocześnie nie dysponuje środkami pozwalającymi na transfer. Niektóre media sugerują, że włodarze z Camp Nou mogą skorzystać z opcji, którą mają pod nosem.
Teoretycznie Umtiti mógłby spędzić w stolicy Katalonii jeszcze kilka dobrych lat. Rozłożenie pensji sprawiło, że jego aktualna umowa z klubem obowiązuje aż do 2026 roku. Trudno jednak przypuszczać, aby faktycznie miał on na stałe wrócić do Barcelony. Piłkarz ewidentnie odżył w słabszym klubie, więc bezsensem byłaby skazana na przegraną walka o miejsce w kadrze, gdzie są już Araujo, Christensen, Kounde czy Garcia. Z perspektywy Francuza najlepszym rozwiązaniem jest pozostanie w Lecce lub znalezienie sobie zespołu z podobnej półki. Po latach spędzonych na trybunach i w gabinetach lekarskich stoper przede wszystkim potrzebuje regularnej gry. Umtiti na własnej skórze przekonuje się, że czasem lepiej jest być pierwszą opcją w słabszym klubie niż ostatnią u giganta.

Przeczytaj również