Poza Holandią magia przestała działać. Złota generacja Ajaksu popadła w przeciętność

Poza Holandią magia przestała działać. Złota generacja Ajaksu popadła w przeciętność
Xinhua / PressFocus
Ajax Amsterdam w CV dowolnego zawodnika pobudzał wyobraźnię trenerów i prezesów. Trzy lata temu wielu graczy ze słynnej ekipy Erika ten Haga mogło liczyć na zaszczytne miejsce w silnych europejskich klubach. I kiepsko na tym wyszło. Realia dość szybko zweryfikowały wielkie oczekiwania.
Cud krótkotrwały. Ajax z sezonu 2018/19 zadziwił wszystkich atrakcyjnym podejściem do atakującego, a zarazem kontrolowanego futbolu. Dyrygentem był Erik ten Hag, a na instrumentach grali Frenkie de Jong, Matthijs de Ligt, Donny van de Beek, Hakim Ziyech i spółka. Połączenie nie mogło być lepsze: młodzież chętna do zmierzenia się z Europą wraz z weteranami, którzy chcieli się sprawdzić z elitą. Wynik? Całkiem niezły. Mistrzostwo Eredivisie, triumf w Pucharze Holandii, a przede wszystkim półfinał Ligi Mistrzów.
Dalsza część tekstu pod wideo
W pewnym momencie stało się jasne, że wraz z końcem świetnej kampanii gwiazdy z Amsterdamu wyruszą do innych lig. Tak, jak to się działo przy każdej okazji, gdy Ajax docierał do nieba. Amsterdam dobrze pamięta wyprzedaż złotego pokolenia graczy po ekscytującej przygodzie “Ajacied” w Champions League niespełna 30 lat temu. Jeden za drugim odchodzili wtedy kolejni budowniczy tamtego sukcesu: Clarence Seedorf, Nwankwo Kanu, Edgar Davids, Michael Reiziger, Marc Overmars i Patrick Kluivert, aż w końcu Edwin van der Sar i bracia De Boer. Większość z nich robiło wielkie kariery w nowych klubach, decydowało o ich kształcie, poprawiało jakość, ratowało z opresji lub sięgało po następne laury. Tym się różniło od pokolenia Ajaksu 2018.
Trzy lata po odpadnięciu w ostatnich minutach półfinału LM z Tottenhamem amsterdamski narybek rozpierzchł się po Starym Kontynencie, ale nie robi takiej furory, na jaką był skazany. Żaden z młodych talentów nie zadomowił się w nowym miejscu, a przecież oczekiwania wskazywały, że będą liderami nowych projektów.

Niepotrzebny luksus

Z Josepem Marią Bartomeu u steru, “Barca” kupiła pomocnika, który miał być ich pomocnikiem odniesienia przez następną dekadę. Ustalone 75 mln euro plus 11 w zmiennych zwiastowały, że nadchodzi gwiazda. Oczy cules błyszczały na widok Frenkiego de Jonga.
Łatwość w grze pozycyjnej, pionowej, ze świetnym strzałem i umiejętnością odnajdywania kolegów w polu karnym. “Duma Katalonii” dodawała do swojego stylu kluczowego zawodnika. Metronoma od rozprowadzania piłek. Kibice wiązali z nim duże nadzieje, ale poza kilkoma konkretnymi występami, ważnymi golami, nie wyróżniał się nazbyt często. Jego silna pozycja osłabła w ciągu kilku ostatnich miesięcy, gdy z gwiazdy stał się pierwszym zawodnikiem do wytransferowania. Wiadomo, że główne powody są ekonomiczne, ale gdyby naprawdę był niezbędny, “Barca” nie wystawiłaby go na sprzedaż. Xavi Hernandez ceni go, będąc jednocześnie świadomym potrzeb wicemistrza Hiszpanii.
Jedną z kluczowych kwestii, dlaczego FDJ nie powiodło się na Camp Nou, jest system gry “Barcy”. W Ajaksie i w reprezentacji Holandii zawsze miał kogoś obok siebie. Obie ekipy wychodziły na boisko z dwoma cofniętymi środkowymi pomocnikami, a to pozwalało Frenkiemu na większą swobodę ruchów. Słynął ze swoich sprintów w pole karne przeciwnika. W Amsterdamie to Lasse Schoene odpowiadał za bardziej defensywną pracę, podczas gdy de Jong mógł skoncentrować się na napędzaniu akcji. W Barcelonie trenerzy wystawiali go głębiej, a przecież druga linia od dawna miała tylko jedną “szóstkę” - Sergio Busquetsa. Ostatni pomysł Xaviego, by przekonwertować go na środkowego obrońcę, to raczej policzek niż danie nowej szansy.

Bez fajerwerków

Lider musi prowadzić swoich towarzyszy do zwycięstw. Tylko nieliczni są kapitanami i to normalne, że weterani, poprzez doświadczenie, przejmują tę rolę. Matthijs de Ligt przeszedł do opaski krótszą ścieżką. W wieku zaledwie 19 lat, mając przed sobą półfinał Ligi Mistrzów, kierował z tylnego miejsca Ajaksem. Ani jego koledzy, ani trener, ani razu nie zwątpili, że to najlepszy kandydat na kapitana.
Przewidujący, szybki, świetny w walce o górne piłki. Wszystkie kluby Europy chciały jego usług, a śp. Mino Raiola przemierzał tysiące kilometrów, by wysłuchać ofert za Holendra. “Barca” ponownie przejawiała największe zainteresowanie, ale Matthijs wolał udać się do miejsca narodzin catenaccio, aby rozwijać swoje defensywne talenty. Ostatecznie Juventus zapłacił 85 mln euro, kompletując obronę z młodą gwiazdą oraz dwoma mistrzami i legendami: Giorgio Chiellinim oraz Leonardo Bonuccim.
Po trzech sezonach występy de Ligta można ocenić jako dobre, ale nie wybitne. A już na pewno nie warte takiej ceny. Holender nie przekroczył 42 gier dla Juventusu w jednej kampanii. W koszulce “Bianconerich” zdobył osiem bramek, raz zdobył mistrzostwo, a na początku irytował fanów tendencją do prokurowania rzutów karnych po dotknięciach piłki ręką. Tak go zapamięta turyńska publiczność. Teraz to Monachium będzie kolejnym przystankiem w jego karierze. Może tam spełni oczekiwania?

Ukryta perła

Jedną z ukrytych pereł składu ten Haga był Donny van de Beek. Może nie należał do tych, którzy świecili najjaśniej, ale trener nie wyobrażał sobie pierwszej jedenastki Ajaksu bez niego. Kradł piłki, dyktował tempo i odpowiadał za ostatnie podanie. Okazjonalnie strzelał gole. Ważna praca. Błyski pozostawił jednak w Amsterdamie. Został w Holandii sezon dłużej niż de Ligt i de Jong. Do czasu, aż w końcu z okowów Eredivisie wyrwał go Manchester United. Pozyskany za 40 mln euro ofensywny pomocnik bardzo chciał pokazać, na co go stać, ale nie dał rady. Nawet pod wodzą Ole Gunnarem Solskjaerem, który generalnie lubił stawiać na nowe nazwiska. Niemniej, ani Norweg, ani jego następca Ralf Rangnick nie zaufali mu na tyle, by dać upragnione minuty.
36 występów w pierwszym sezonie, a następnie 21 w drugim, podzielonych między Old Trafford i Goodison Park, gdyż Donny, nie mając miejsca w zespole “Czerwonych Diabłów”, udał się na wypożyczenie do Evertonu. Tam z kolei opuściło go zdrowie i w ciągu niespełna pół roku pauzował z powodu kontuzji w ośmiu grach.
Szczęście może się uśmiechnąć do niego w nowym sezonie. Jego wielki mentor przejął stery United. Jedną z wielu misji ten Haga będzie właśnie odzyskanie najlepszej wersji van de Beeka, którego czeka rywalizacja o miejsce w składzie m.in. z Christianem Eriksenem.

Dwunasty

Podobnie jak van de Beek, również i Hakim Ziyech wybrał Anglię jako kierunek dalszej kariery. Skrzydłowy ze złotą lewą nogą, technicznie doskonały, szybki i kreatywny. Co z tego, skoro Marokańczyk nie pokazał w Chelsea tej samej klasy, co w Amsterdamie. 39 meczów w pierwszej kampanii, 44 w następnej - liczby, które nie wyglądają źle, ale jeśli spojrzymy na minuty, to okaże się, że przy wielu okazjach wchodził z ławki.
Dla Thomasa Tuchela w pewnym momencie był 12. zawodnikiem, pierwszym do wejścia, zapewniając 14 goli i dziesięć asyst oraz godną do pozazdroszczenia listę sukcesów: Ligę Mistrzów, Superpuchar Europy, Klubowe Mistrzostwo Świata. Niestety przy okazji dał o sobie znać jego trudny charakter. Postanowił zerwać swój 12-letni związek z agencją menedżerską, a jednocześnie zrezygnował z reprezentowania drużyny narodowej po konflikcie z selekcjonerem Vahidem Halilhodziciem.
Jego dni w Chelsea wydają się być policzone, zwłaszcza po transferze Raheema Sterlinga, który zabierze kolejne miejsce na skrzydle. W środku pola również konkurentów nie brakuje, a trudno przypuszczać, by Ziyech kolejny rok mógł zaakceptować rolę rezerwowego. Na horyzoncie jawi się perspektywa gry dla Milanu lub… dołączenie do van de Beeka i ten Haga w Manchesterze. Swoiste zjednoczenie się jądra dawnego Ajaxu w nowym United byłoby gratką dla fanów obu klubów.

Przeczytaj również