Problem z bandytami na stadionach. Przemoc goni przemoc. "Na edukację już za późno"

Problem z bandytami na stadionach. Przemoc goni przemoc. "Na edukację już za późno"
Adil Benayache / Sipa / PressFocus
Bijatyki, wyzwiska, grożenie prezesom czy nawet własnym zawodnikom. To nie obraz polskiej piłki przełomu wieków, a współczesnej Francji. Nad Sekwaną od dłuższego czasu na trybunach pojawia się coraz więcej przemocy, a tamtejsze władze nie wyglądają, jakby wiedziały, jak się z tym uporać.
O tym, że na trybunach bywa różnie, wiadomo nie od dzisiaj. W czasie meczu żywiołowa atmosfera niejednokrotnie zamienia się w nawet naprawdę niebezpieczne sytuacje. W Polsce swego czasu wśród pewnej grupy polityków, piłkarskich ekspertów czy nawet samych kibiców utarło się słynne stwierdzenie, że “na Zachodzie sobie poradzili”, odnoszące się do rzekomo skutecznych metod powstrzymywania niesfornych fanów i chuliganów przed robieniem zadym na stadionach.
Dalsza część tekstu pod wideo
Niedawne wydarzenia z Francji pokazują jednak, że maksyma ta nie do końca jest zgodna z prawdą. Burdy mają tam miejsce przed, w trakcie i po spotkaniach, zarówno na ulicach, jak i również samych stadionach. Celem są już nie tylko kibice przeciwnych zespołów, ale też pracownicy klubów, w tym również zawodnicy i włodarze… których w teorii dany kibic powinien wspierać. Choć z podobnymi sytuacjami spotykamy się nadal tak naprawdę w całej Europie, minione miesiące są dla Ligue 1 naprawdę alarmujące.

Inne podejście

Ostatnie dwa sezony ze względu na koronawirusa były naprawdę bardzo specyficzne. Francja w pewnym momencie rozpoczęła dość ostrą walkę z pandemią, dokładając spore obostrzenia. Nie ominęły one nawet futbolu - sezon 2019/2020 nie został dograny do końca, a przerwany i ostatecznie zakończony po 28 (lub w przypadku dwóch zespołów 27) spotkaniach. Powrót na trybuny okazał się więc dla wielu kibiców pewną gwiazdką z nieba. Niestety, z wielkiego święta futbolu szybko przeszliśmy do porządku dziennego.
- Lens, Montpellier, Angers, Nicea, Saint-Etienne czy Marsylia to tylko część miejsc, gdzie ostatnio widzieliśmy obrazki, które nie powinny iść w świat. Moim zdaniem “Zachód” ma trochę inne podejście do kibiców niż to co widzimy w Polsce. We Francji spokojnie możemy zobaczyć w transmisji telewizyjnej odpalone race czy kibiców z mocnym przekazem na trybunach. Niestety faktem jest, że Francja nie radzi sobie ze złym wizerunkiem, który tworzy garstka osób. Jak to powiedział Dimitri Payet o osobach rzucających przedmioty na boisko po zremisowanym klasyku z PSG: “To nie są kibice OM” - mówi w rozmowie z nami Stanisław Botella, dzielący swoje życie między Warszawą i Marsylią kibic OM.
To właśnie zadymy w trakcie derbowego meczu pomiędzy Niceą i Marsylią z końca sierpnia odbiły się chyba najszerszym echem. Awantura rozpoczęła się, gdy na kwadrans przed końcem spotkania wspomniany Payet został trafiony przez jednego z kibiców gospodarzy szklaną butelką. Gwiazdor marsylczyków postanowił odrzucić ją w trybuny, co skutkowało z kolei wtargnięciem kibiców Nicei na boisko. Mecz został przerwany i ostatecznie rozegrany od nowa na neutralnym terenie w Troyes. Dodatkowo “Les Aiglons” odjęto dwa punkty, w tym jeden w zawieszeniu.

Wszędzie przemoc

Choć w tej sytuacji to piłkarze Marsylii ucierpieli, jej kibice również mają swoje za uszami. Stade Velodrome znany jest ze wspaniałej atmosfery, ale fani Olympique potrafią naprawdę mocno narozrabiać. To oni w zeszłym sezonie wtargnęli na jeden z treningów pierwszego zespołu, by zaprotestować przeciwko braku ambicji ze strony klubu. W lutym udało im się zresztą nawet postawić na swoim po tym, jak ówczesny prezydent Jacques-Henri Eyraud zdecydował się odejść ze stanowiska i został zastąpiony przez “gościa od Football Managera i PlayStation”, Pablo Longorię, o którego niesamowitej historii więcej dowiesz się W TYM MIEJSCU.
- Akurat te najpoważniejsze występki w tegorocznych rozgrywkach nie były spowodowane przez kibiców Marsylii, ale temperamentu zdecydowanie nie można im odmówić. Dla marsylczyków OM to styl życia, religia - stąd jedna z najwyższych frekwencji w Europie. W zeszłym sezonie ich występki były związane z chęcią pozbycia się znienawidzonego prezesa i fatalnymi występami w Lidze Mistrzów i w pewnym momencie również w Ligue 1. Aktualne incydenty bardziej bym połączył z poczuciem braku konsekwencji, bo LFP [Ligue de Football Professionnel, czyli organizator francuskiej Ligue 1 - przyp. red.] swoimi decyzjami nie zniechęca kibiców do takich działań - tłumaczy nam Michał Bojanowski z “Piłki Nożnej” i “Canal+”.
Derby du Nord, czyli starcie Lens i Lille - przerwane na godzinę po tym, jak kibice przedarli się przez odgradzające ich ogrodzenie. Mecz Marsylii z Angers - wtargnięcie fanów z obu stron na boisko w celu regularnej bijatyki. Spotkanie Ligue 2 Le Havre z Toulouse - kłótnia pomiędzy jednym z kibiców gospodarzy i… piłkarzem tego samego zespołu, Khalidem Boutaibem. Jak widać, problemy nie dotyczą jedynie nienawiści do przeciwnych zespołów, ani nawet nie dochodzi do nich jedynie w trakcie meczów najwyższej klasy rozgrywkowej. Stały się one po prostu powszechne.

Traci cała liga

Pytanie jedynie, czy taka tendencja jest nad Sekwaną czymś nowym, czy jedynie podtrzymaniem pewnej niechlubnej tradycji. Chuliganizm we Francji często można łączyć z konfliktami społecznymi. Trzeba też mieć na uwadze, że mówimy tutaj o kraju - światowym prekursorze wszelkiego rodzaju protestów i działań oddolnych, z Wielką Rewolucją Francuską na czele. Zachowując odpowiednie proporcje i kontekst, podobnie długa jest tam również tradycja kibicowska.
- Ruch kibicowski we Francji od zawsze działał bardzo prężnie. Pasja ultrasów i niezwykła miłość do piłki jest spotykana na terenie całego “hexagone”. Niestety zachowania kilku osób wiążą się z częstymi problemami i negatywnym odbiorem całej Francji. Przykładem mogą być wspomniane już wydarzenia w Nicei, gdzie jedna osoba z impetem trafiła butelką w Payeta, co doprowadziło do reakcji łańcuchowej i strasznego obrazu, który obiegł cały świat. Przez takie zachowanie, swój wizerunek traci liga francuska, ale również tracą na tym wszystkie kluby - mówi Botella.
Ten wizerunek już teraz jest mocno nadszarpnięty. Aż strach pomyśleć, co może się stać, gdy zamieszki z udziałem kibiców będą miały jeszcze większe konsekwencje niż np. obicia i kontuzje piłkarzy Marsylii po starciu z fanatykami z Nicei. Ligue 1 dzięki ostatniemu okienku transferowym i coraz ciekawszej dla oka grze mogła naprawdę mocno zyskać marketingowo. Nawet jednak sprowadzanie piłkarzy z najwyższej półki nie pomoże lidze, jeśli w czasie meczów na trybunach wciąż będzie niebezpiecznie.

Władze odpuszczają

Póki co władze Ligue 1 nie potrafią znaleźć rozwiązania tego problemu. LFP stroni od ostrych kar, a odjęcie tego jednego punktu Nicei i tak zostało przyjęte ze sporym zaskoczeniem. Bo o ile we Francji łatwo jest spaść z ligi ze względu na kłopoty finansowe, o tyle akurat problem bezpieczeństwa na stadionach, sądząc po dotychczasowych decyzjach osób decyzyjnych we francuskim futbolu, dotąd nie wydawał się chyba dla nich kluczowy.
- Poczynania LFP są dalekie od określenia ich "twardymi". Jedynie Nicea została ukarana minusowym punktem, co jak pokazały kolejne tygodnie, w żaden sposób nie przełożyło się na mniejszą częstotliwość burd. Nie wiem, jak wysoka kara byłaby odpowiednia. Jedno jest pewne, kryzys istnieje, a dotychczasowe ruchy LFP nie przyniosły żadnych efektów - uważa Bojanowski.
Zamykanie stadionów czy ostatnio również incydentalne odbieranie punktów są na razie jedynymi karami, które spadają na kluby po kolejnych zamieszkach na trybunach. Metoda twardej ręki na razie nie przynosi zakładanego efektu. Wiele wskazuje na to, że Francja nie ma jednak dobrego wyjścia z tej sytuacji. Być może zamiast walki z kibicami tamtejsze władze powinni pójść w zupełnie drugą stronę i zająć się po prostu edukacją sprawiających kłopoty fanów. Pytanie tylko, na ile takie działania okazałyby się skuteczne.
- Uważam, że na tę edukację francuskich kibiców jest już jednak za późno. Niestety po wydarzeniach w meczu Nicei z Marsylią liga mogła powziąć radykalne kroki i dać wszystkim francuskim klubom wyraźny sygnał, że nie będzie tolerowała już jakiegokolwiek, najmniejszego wybryku. Jedynym rozwiązaniem była (i dalej jest) surowa i wręcz pokazowa kara. Do czasu kiedy LFP będzie tolerowała takie zachowania, dalej będziemy widzieć na francuskich boiskach takie smutne obrazki - podsumowuje Botella.

Przeczytaj również