Real Madryt nie może powtórzyć tego kardynalnego błędu. "To kosztowało ich ten sezon"

Real Madryt nie może powtórzyć tego kardynalnego błędu. "To kosztowało ich ten sezon"
pressinphoto / PressFocus
Władze Realu Madryt niedługo podejmą i przypieczętują kluczowe w kontekście przyszłości drużyny decyzje. Nadchodzące ruchy wywrą wpływ na kilka następnych sezonów “Królewskich”. Klub tym razem nie może powtórzyć błędów, które w ostatnim czasie kosztowały bardzo dużo.
Kończący się sezon nie jest łatwy do oceny z perspektywy Realu Madryt. “Los Blancos” oczywiście w swoim stylu dołożyli do gabloty kilka nowych eksponatów. Superpuchar Europy, Klubowe Mistrzostwa Świata i Copa del Rey to pakiet, który dla większości klubów byłby spełnieniem marzeń. Ale “Królewscy” przyzwyczaili nas do takiego poziomu, że w ich przypadku trzeba mówić o pewnego rodzaju niedosycie. Podopieczni Carlo Ancelottiego nie wykonali planu A, nie udało im się obronić Ligi Mistrzów i La Ligi. Drugie miejsce w tabeli czy porażka na rzecz Manchesteru City nie są naturalnie żadną ujmą na honorze. Te wyniki pokazują jednak, że na Santiago Bernabeu musi dojść do pewnych zmian. Tylko one pozwolą nie tyle, co utrzymać poziom konkurencyjności, ale wznieść zespół na jeszcze wyższy, galaktyczny pułap.
Dalsza część tekstu pod wideo

Otrzeźwienie

Podsumowując sezon Realu Madryt, można sprowadzić go do dwumeczu z Manchesterem City. Nie ulega wątpliwości, że kilka ostatnich miesięcy na Santiago Bernabeu podporządkowano jedynie pod próbę zdobycia 15. Pucharu Europy. W rozgrywkach na krajowym podwórku “Królewscy” momentami wyglądali nieco tak, jakby grali na zaciągniętym hamulcu. Zdarzały im się mecze lepsze i gorsze, ale na dłuższą metę brakowało regularności, która pozwoliłaby rzucić wyzwanie Barcelonie. Wszystkie siły rzucono zatem na arenę międzynarodową. I okazały się one zbyt małe. Półfinałowa rywalizacja przeciwko mistrzom Anglii uwypukliła wiele mankamentów w ekipie Carlo Ancelottiego. Jeszcze w pierwszym meczu Real przetrwał trudne momenty, pokazał, że może krwawić, ale to jeszcze nie oznacza jego końca i sportowej agonii. Rewanż był jednak swoistym przejęciem palmy pierwszeństwa w europejskiej piłce. Pretendent zdeklasował mistrza, wygrał wysoko i zasłużenie.
- Oczywiście, że ta kadra nadal może walczyć o triumf w Lidze Mistrzów. Rok temu wygraliśmy te rozgrywki, teraz Manchester City był od nas lepszy. Ale skupiamy się już tylko na kolejnej edycji Champions League, ten zespół dobrze radził sobie w obecnym sezonie i tak samo będzie za rok - mówił Ancelotti po przegranym dwumeczu z "The Citizens".
Włoch w swoim stylu wziął wówczas w obronę wszystkich piłkarzy. Nie zamierzał punktować słabości zespołu, wytykać błędów jednostkom. Wygrał z tą grupą zbyt wiele, aby po jednym niepowodzeniu wydawać wyroki. Oficjalnie podtrzymał zatem wersję o silnej ekipie, która najzwyczajniej w świecie natrafiła na jeszcze mocniejszego rywala. Możemy być jednak przekonani, że wewnątrz klubu reakcja na tak dotkliwą porażkę musiała być zupełnie inna. Real pokazał, że jest drużyną, który wymaga usprawnień, ponieważ stara gwardia nie jest nieskazitelna.

Kadra z wyrwami

W dwumeczu z Manchesterem City widać było, że Real potrzebuje świeżej krwi choćby w linii pomocy. Toni Kroos i Luka Modrić są żywymi legendami, nadal potrafią wejść na wybitny poziom, ale potrzebują alternatywy. Nie zawsze weterani będą w stanie grać jak za najlepszych lat. Obaj mają pozostać w Madrycie na jeszcze jeden sezon, ale wszystko wskazuje na to, że dołączy do nich epokowy talent. Transfer Jude’a Bellinghama powinien dopełnić proces przemiany pokoleniowej, która następuje w środku pola “Los Blancos”.
Jeśli nie dojdzie do żadnych zwrotów akcji, Real niedługo powinien potwierdzić zakup Bellinghama oraz prolongaty Kroosa, Modricia i niewykluczone, że również Daniego Ceballosa. Tym samym “Królewscy” skompletują prawdopodobnie najmocniejszą pomoc spośród wszystkich drużyn świata. Trudno wyobrazić sobie lepszą mieszankę młodości i doświadczenia, potencjału i czystej jakości. Carlo Ancelotti może mieć w kolejnym sezonie pozytywny ból głowy przy zestawieniu środka pola na konkretne spotkania. Czasem Włoch zostanie zmuszony do podjęcia trudnej decyzji, ale raczej każdy trener będzie mu zazdrościł tak dużego komfortu.
Włodarze powinni również zadbać o to, aby “Carletto” miał z kogo wybierać w linii ataku. Wiemy już, że wbrew wcześniejszym doniesieniom w klubie raczej pozostanie Karim Benzema. Francuz ponoć finalnie zdecydował się na odrzucenie astronomicznej oferty z Arabii Saudyjskiej, aby dograć prawdopodobnie ostatni sezon na Bernabeu. Decyzja kapitana nie może jednak odciągnąć klubu od idei wzmocnienia ofensywy. Na obecną chwilę najbliżej dołączenia do Realu jest Joselu. Nie ulega wątpliwości, że Hiszpan raczej będzie jedynie opcją rezerwową podczas spotkań o mniejszym ciężarze gatunkowym. Tyle że “Królewscy” potrzebują jeszcze jednego napastnika, który byłby w stanie wejść w buty Benzemy. Pamiętajmy bowiem, że mówimy o graczu zmagającym się z ogromnymi i przede wszystkim przewlekłymi problemami zdrowotnymi. Różnorakie kontuzje sprawiły, że w tym sezonie “Benz” opuścił aż 17 spotkań. Bardzo wymowne były obrazki z niedawnego meczu przeciwko Rayo Vallecano, kiedy triumfator Złotej Piłki strzelił gola, ale grał z wyraźnym dyskomfortem. Wyglądało to tak, jakby nawet chodzenie sprawiało mu ogromny ból.
Ciągłe urazy mogą być wypadkową opieszałości włodarzy Realu Madryt. W poprzednich latach klub bowiem traktował po macoszemu kwestię wzmocnienia ataku. Brak jakościowej alternatywy sprawił, że Benzema musiał tuż po wyleczeniu kontuzji od razu wskakiwać do pierwszego składu. To kosztowało “Królewskich” sezon, ponieważ Francuz ani razu nie otrzymał możliwości całkowitego zwalczenia kłopotów zdrowotnych. Grał wszystko, co mógł, dopóki jego organizm nie stawiał weta. Tymczasem działacze odkładali transfer napastnika, czekając na Kyliana Mbappe czy Erlinga Haalanda. Nawet teraz pojawiają się doniesienia o tym, że “Los Blancos” znów myślą o tym, aby skupić się na przyszłorocznej ofensywie po gwiazdę PSG lub Manchesteru City.
Być może działacze jednak wyciągną wnioski i dostrzegą faktyczne potrzeby drużyny. Nie można w nieskończoność wierzyć, że Benzema będzie w stanie rozegrać 60 spotkań, z czego 55 na topowym poziomie. 35-latek potrzebuje konkurenta, który za rok docelowo zająłby jego miejsce w składzie. Można marzyć o Haalandzie i Mbappe na dachu, ale trzeba też złapać jakiegokolwiek gołębia w garść. W przeciwnym razie pod koniec kolejnego sezonu znów istnieje ryzyko, że Francuz będzie albo kontuzjowany, albo zmuszony do walki z bólem na boisku. Nic dziwnego, że w prasie pojawia się sporo doniesień o możliwym transferze snajpera. Opcją wymarzoną, ale jednocześnie kosztowną byłby Harry Kane. Alternatywą jest z kolei Kai Havertz, który rzekomo przekonuje zarówno Ancelottiego, jak i Juniego Calafata, szefa skautingu Realu. Niemiec może notować słabszy okres w karierze, ale raczej nie przez przypadek tak doświadczeni specjaliści widzą w nim coś wyjątkowego.

Osłabiona ławka

Saga z udziałem Benzemy przez kilka dni skradła zainteresowanie całego piłkarskiego świata. W efekcie nieco bez echa przeszły informacje o odejściu Marco Asensio i niepewnej przyszłości Nacho Fernandeza. Niewykluczone, że stoper niedługo pójdzie w ślady skrzydłowego i obaj opuszczą Bernabeu jako wolni zawodnicy. I chociaż żaden z nich nie jest pierwszoplanową postacią Realu, znalezienie godnych następców będzie bardzo trudne.
- Czy chciałbym zostać? Oczywiście, że tak. Mam nadzieję, że będę mógł grać na Santiago Bernabeu jeszcze przez 10 lat. Po mistrzostwach świata porozmawiam z klubem i wspólnie podejmiemy decyzję - mówił Asensio w listopadzie ubiegłego roku na antenie "Radio Marca".
Od tego czasu skrzydłowy chyba zrozumiał, że nie może liczyć na pewne miejsce w składzie “Królewskich”. Chociaż notował on momentami bardzo udane występy, w najważniejszych meczach i tak był odsyłany na ławkę rezerwowych. W sześciu spotkaniach fazy pucharowej Ligi Mistrzów rozegrał raptem 66 minut. W prestiżowym dwumeczu z Barceloną w Pucharze Króla spędził na murawie 17 minut. W finale z Osasuną pojawił się w doliczonym czasie gry. Nie wspinał się w hierarchii, chociaż wykorzystywał pojedyncze szanse. W sumie zaliczył przecież sezon z udziałem przy aż 20 bramkach. To świetny wynik, który ciężko będzie powtórzyć Brahimowi Diazowi. Wszystkie hiszpańskie media zgodnie podają bowiem, że to właśnie gracz przebywający jeszcze na wypożyczeniu w Milanie zajmie miejsce Asensio. Czy będzie to wzmocnienie kadry? Niekoniecznie.
Podobnie sprawa następcy Nacho może zakończyć się delikatnym osłabieniem siły ognia z ławki rezerwowych. “Marca” informowała już, że po prawdopodobnym odejściu 33-latka jego miejsce w kadrze ma zająć Rafa Marin. Młody wychowanek z pewnością ma potencjał, aby kiedyś stać się ważnym elementem Realu. Pytanie brzmi, czy będzie on w stanie zastąpić zawodnika, który był jednym z najbardziej niedocenianych elementów “Los Blancos”. Fernandez przez lata pełnił rolę wymarzonego rezerwowego, potrafiącego załatać dosłownie każdą lukę. Nawet w tym sezonie czasem zastępował Edera Militao lub Antonio Ruedigera na środku obrony, żeby po chwili zagrać bliżej lewej strony i wyłączyć z gry np. Mohameda Salaha. Nacho był skarbem, a jego ewentualna strata może się okazać niepowetowana.

Profesjonalizm

Z perspektywy Realu pozytywem jest, że już na początku czerwca powoli klaruje się kadra na kolejne rozgrywki. Celem każdego poważnego klubu powinno być skompletowanie zespołu jeszcze przed presezonem. Bez długich sag, męczących plotek i niepotrzebnych nerwów w okolicach końcówki okienka. Tylko szybkie działania, oficjalne komunikaty i pewne ruchy na rynku. Tak prawdopodobnie chce działać dyrekcja sportowa “Królewskich”. Już w sobotę 3 czerwca przewietrzono szatnię, żegnając się oficjalnie z Asensio, Mariano Diazem i Edenem Hazardem. Według niektórych doniesień w najbliższych dniach madrytczycy planują też głosić transfer Jude’a Bellinghama oraz prolongaty kontraktów z ważnymi piłkarzami. Tym samym władze Realu zapewnią sobie sporo czasu na drobne poprawki, które w dłuższej perspektywie mogą okazać się kluczowe. Klub z Madrytu nie powinien ponownie przekładać okazji na zakup nowego napastnika, czekając w nieskończoność na Mbappe czy Haalanda. Jeśli na Bernabeu już teraz trafi poważny konkurent dla Benzemy, drużyna będzie kompletna. W tym sezonie “Los Blancos” byli bardzo mocni, ale następna kampania w ich wykonaniu może być jeszcze lepsza.

Przeczytaj również