Super-Szczęsny, niedosyt w SSC Napoli, nowi na plus i kilka dramatów. Oceniamy sezon Polaków w Serie A

Super-Szczęsny, niedosyt w Napoli, nowi na plus i kilka dramatów. Oceniamy sezon Polaków w Serie A
sbonsi/Shutterstock
To był jego sezon. Wojciech Szczęsny miał spory wkład w dziewiąte z rzędu Scudetto dla Juventusu i udowodnił, że należy do światowej czołówki bramkarskiej. Golkiper jest jednym z kilku reprezentantów licznej polskiej kolonii w Serie A, którzy mogą być w pełni zadowoleni z rozgrywek 2019/20. U pozostałych w większości powinno jednak panować poczucie przynajmniej niedosytu.
Miniony sezon na boiskach Serie A dokończyło szesnastu “Biało-Czerwonych”. We Włoszech, jak nigdzie indziej, działa termin “polska szkoła bramkarska”.To właśnie fachowcy od bronienia stanowili nasza najlepszą reklamę na Półwyspie Apenińskim. Na słowa uznania zasłużyli też piłkarze z drugiego albo nawet trzeciego szeregu, którzy wyróżnili się in plus, z biegiem czasu odgrywając coraz to ważniejszą rolę w swoich drużynach. Mieszane uczucia mamy z kolei do duetu z Napoli, a dla kilku zawodników był to prawdopodobnie ostatni sezon na tak wysokim szczeblu w Italii.
Dalsza część tekstu pod wideo
***

Wojciech Szczęsny (Juventus)

Ostoja, opoka, ściana, mur. Wybaczcie ten strzał epitetami niczym z karabinu maszynowego, ale o Wojciechu Szczęsnym naprawdę trzeba wypowiadać się w samych superlatywach. Jeśli rok temu ktokolwiek jeszcze wątpił, czy Polak jest właściwym następcą Gianluigiego Buffona, to teraz powinien z pokorą zwrócić honor golkiperowi Juventusu. 30-latka śmiało można uznać za trzeciego najlepszego zawodnika “Starej Damy” w tym sezonie, zaraz za duetem Ronaldo-Dybala.
Bez Szczęsnego mistrzostwo Włoch nie przyszłoby turyńczykom tak łatwo. Bronił fantastycznie w kluczowych spotkaniach. Błyszczał przeciwko Lazio, Interowi, Milanowi czy Atalancie. W jednej z ostatnich kolejek wpuścił trzy gole z Sassuolo, a i tak wyglądał jak w transie, zasłużenie odbierając nagrodę piłkarza meczu. Takie interwencja jak ta poniższa, z niedawnego meczu z właśnie Lazio, stały się znakiem firmowym “Szczeny”.
Skuteczność interwencji na poziomie prawie 80%. Klasa światowa przez cały rok. Czapki z głów.

Arkadiusz Milik (Napoli)

Do wymuszonej pandemią koronawirusa przerwy Milik zasługiwał na pozytywne recenzje za ten sezon. Choć tradycyjnie nie omijały go problemy zdrowotne, to i tak imponował naprawdę dobrą skutecznością. Potrafił mieć serię kilku meczów z rzędu ze strzelonym golem. Ufali mu i Carlo Ancelotti, i Gennaro Gattuso. Od wznowienia rozgrywek w czerwcu to był jednak zupełnie inny napastnik. Słabszy, bardziej niezdecydowany, z gorszą skutecznością. Bez charakterystycznego dla niego zacięcia, bez naturalnego instynktu do polowania na bramki, które zdobył tylko dwie w dziesięciu meczach.
Mentalnie Milik wydaje się być poza Neapolem. Częściej media pisały o jego zbliżającym się transferze do Juventusu, a nie kolejnych dobrych występach. Tych jest zresztą coraz mniej. Po porażce z Interem i fatalnej postawie wychowanka Rozwoju Katowice, na publiczną krytykę snajpera odważył się nawet trener Gattuso. Reprezentant Polski pożegna się z ekipą “Azzurrich” bez fajerwerków. I taki był też sezon 2019/20 w jego wykonaniu. Szkoda.

Piotr Zieliński (Napoli)

Dwa gole i cztery asysty gracza, który opuścił tylko jeden ligowy mecz w całym sezonie. Pomocnika o inklinacjach ofensywnych, swego czasu typowanego na przyszłą gwiazdę Liverpoolu Juergena Kloppa. Zwolennicy talentu Piotra Zielińskiego bronią go, mówiąc o wielkim wpływie na grę Napoli i istotnych zagraniach, które nie mają przełożenia na główne statystyki. Ale nie da się ukryć, że tych “cyferek” jest zdecydowanie za mało.
Nie zaprzeczamy, że “Zielu” to bardzo ważny element układanki Gennaro Gattuso i ulubieniec charyzmatycznego szkoleniowca. Nie odmawiamy mu sporej jakości piłkarskiej. Z drugiej strony, nawet w liczbie kluczowych podań Polaka znajdziemy dopiero w ósmej dziesiątce zawodników Serie A. Kilka długości za Luisem Alberto, Lorenzo Insigne, Dejanem Kulusevskim czy duetem Papu Gomez-Josip Ilicić. 26-letni pomocnik grał chimerycznie, za często dostosowując się poziomem do kolegów. Dopiero siódme miejsce Napoli nie wzięło się znikąd. Zbyt wielu piłkarzy, włącznie z byłym graczem Empoli, miało wahania formy. Zieliński pewnie podpisze nowy kontrakt i zostanie w Neapolu na kolejne lata. Tylko czy w jego przypadku dobrym pomysłem nie byłaby zmiana otoczenia?

Bartłomiej Drągowski (Fiorentina)

Spora dawka optymizmu po słodko-gorzkim podsumowaniu gry duetu z Napoli. Bartłomiej Drągowski (więcej o nim przeczytasz w tym miejscu), który na początku kariery w Fiorentinie był, jak sam żartobliwie mówił, w kolejce do gry za masażystą, wreszcie zbiera obfite plony własnej ciężkiej pracy. Golkiper “Fiołków” należał w tym sezonie do czołowych bramkarzy ligi. Kilkukrotnie wyczyniał cuda pomiędzy słupkami, zapewniając drużynie z Florencji sporo ważnych punktów. Gdy miał “dzień konia”, pokonanie go stanowiło nie lada wyzwanie.
Można powiedzieć, że przybył, zobaczył i zwyciężył. Po powrocie z wypożyczenia do Empoli zasłużył na otrzymaną szansę i wykorzystał ją w dwustu procentach. Medialne informacje o zainteresowaniu “Drążkiem” ze strony większych klubów nie są żadnym zaskoczeniem.

Łukasz Skorupski (Bologna)

“Skorup” znajduje się nieco w cieniu młodszego kolegi z Florencji, ale to nie może dziwić, bo sezon 2019/20 nie był dla niego wybitnie udany. Wprawdzie Bologna spokojnie utrzymała się w lidze, jednak Polak niemal w każdym spotkaniu musiał wyciągać piłkę z siatki.
Z taką obroną żaden golkiper nie miałby łatwo, lecz Skorupski faktycznie trochę obniżył loty. O tyle dobrze, że trudno się go czepiać za konkretne babole czy spektakularne pomyłki. Kilka razy zdarzyło mu się błysnąć. Mamy za to wrażenie, że ekipa “Rossoblu” wydaje się idealnie skrojona na jego miarę, bo pewnego poziomu już nie przeskoczy. Z drugiej strony, za kolejny pełny sezon na poziomie Serie A należą się słowa pochwały.

Karol Linetty (Sampdoria)

To był najgorszy sezon Sampdorii od kilku lat, ale akurat Linetty na tle przeciętnych kolegów wyróżniał się zdecydowanie pozytywnie. Odkąd w końcówce listopada wrócił do składu po zwalczeniu problemów zdrowotnych, stał się jego niezwykle ważnym ogniwem. Wykonywał mrówczą pracę w środku pola i dołożył do tego naprawdę niezłe jak na piłkarza o jego profilu liczby: cztery gole i trzy asysty. Na spotkania z Juventusem i Lazio wychodził z opaską kapitana na ramieniu. Nie ma lepszego dowodu na to, jak bardzo jest w Genui ceniony.
Solidna forma byłego piłkarza Lecha Poznań nie umknęła uwadze innych klubów. Tylko czy zapowiadany przez nas prawdopodobny transfer do Cagliari byłby dla niego dobrym rozwiązaniem? Mamy spore wątpliwości. Jedno jest pewne - po minionym sezonie Linetty może chodzić z podniesioną głową.

Bartosz Bereszyński (Sampdoria)

Mniej powodów do zadowolenia ma Bartosz Bereszyński. Trudno mówić o udanym sezonie bocznego obrońcy, jeśli jego drużyna traci 65 goli, a dodatkowo po stronie asyst widnieje okrągłe zero. “Bereś” maczał palce przy niejednej traconej przez Sampdorię bramce. Grał nierówno, udane mecze przeplatał słabszymi i rzadko wchodził na wysoki poziom znany z poprzednich lat. Sama wydolność i ambicja nie wystarczyła, a reprezentantowi Polski przypałętała się jeszcze kontuzja kolana, eliminująca go z gry od połowy listopada do końca grudnia, a później koronawirus.
Co dalej z Bereszyńskim? Na dobrą sprawę, to raczej nic nowego. Każdemu może zdarzyć się słabszy sezon, a nie wydaje się, by nagle Sampdoria zasugerowała mu odejście z klubu. Wręcz przeciwnie. To dalej solidny defensor na poziom Serie A. A oczekiwana zwyżka formy będzie wyjątkowo istotna w kontekście przyszłorocznego Euro.

Sebastian Walukiewicz (Cagliari)

Kiedy Walukiewicz po zeszłym sezonie zamienił Pomorze Zachodnie na Sardynię i odszedł z Pogoni do Cagliari, mogliśmy mówić o sporej niewiadomej. Już w Ekstraklasie imponował wyjątkowym jak na stopera przeglądem pola i umiejętnością wyprowadzania piłki, ale było jasne, że na Serie A to będzie za mało. 20-latek dostał sporo czasu na oswojenie się z nowym otoczeniem. Murawę pierwszy raz powąchał dopiero w grudniu. Do momentu przerwania rozgrywek zagrał w kilku kolejnych meczach. Chrzest bojowy w lidze miał przeciwko rywalowi najsilniejszemu z możliwych - Juventusowi.
Ani ze “Starą Damą”, ani później m.in. przeciwko Interowi czy Napoli błędów się nie ustrzegł, ale jak na absolutnego debiutanta naprawdę wypadał całkiem przyzwoicie. Po wznowieniu sezonu w czerwcu Walukiewicz wystąpił w jedenastu z trzynastu spotkań w podstawowym składzie i zebrał dobre noty, szczególnie za świetną postawę w rewanżu z “Juve” w 37. kolejce.
Znikąd się to nie wzięło. W Cagliari dostrzegli poczynione przez niego postępy. Wiedzą, że mają w kadrze wyjątkowy talent. Krok po kroku środkowy obrońca powinien harmonijnie się rozwijać. A czy ktoś powiedziałby rok temu, że dobije w swoim pierwszy sezonie w Serie A do bariery prawie 1200 minut?

Filip Jagiełło (Genoa)

22-latek też trochę poczekał na swoją szansę w barwach Genoi. Jego drużynę prowadziło trzech trenerów, co na pewno nie pomogło mu w stabilizacji, ale gdy w końcu ostatni z nich, Davide Nicola, zagrzał stołek na dłużej, długo nie był chętny do stawiania na Jagiełłę. Zmienił zdanie dopiero w końcówce rozgrywek, dał mu szansę w pięciu ostatnich potyczkach, a Polak odwdzięczył się dwoma asystami, istotnymi w kontekście skutecznego utrzymania w lidze. Za naszym pomocnikiem poprawny sezon. Poznał ligę, zaznajomił się z włoskim klimatem, nabrał doświadczenia (553 minuty gry). Nieźle to rokuje na przyszłość. Oby w przyszłym sezonie pełnił jeszcze ważniejszą rolę w zespole.

Arkadiusz Reca (SPAL)

Wypożyczenie Recy z Atalanty do SPAL okazało się dobrym pomysłem. W fantastycznej ekipie z Bergamo zapewne podziwiałby grę kolegów z ławki, a tak zdołał rozegrać 27 spotkań w barwach drużyny z Ferrary. Gdyby nie kontuzje, byłoby ich jeszcze więcej. Może i jego zespół z hukiem spadł z ligi, ale dla 25-latka kluczowe były regularne występy. Kilka razy pokazał się z niezłej strony, zanotował przyzwoity sezon, jego nazwisko wbiło się w świadomość osób odpowiedzialnych w Italii za transfery. W Atalancie raczej nie ma czego szukać, ale z pewnością zasłużył na kolejną szansę w Serie A. Nie zdziwimy się, jeśli ją dostanie. W grę wchodzi też transfer zagraniczny.

Thiago Cionek (SPAL)

Za weteranem włoskich boisk sezon, w którym grał w większości spotkań, a jego zespół nie tylko był zdecydowanie najsłabszy, ale też “wykręcił” średnią ponad dwóch goli straconych na mecz. Thiago robił, co mógł, jednak pojedyncze udane występy tracą na znaczeniu przy ogólnym wrażeniu. A to nie może być pozytywne. Cionek to znana marka w Italii, lecz trudno powiedzieć, czy jeszcze znajdzie zatrudnienie w Serie A.

Mariusz Stępiński (Hellas)

Za Stępińskim niespełna 700 minut gry, 3 gole i większość sezonu spędzona na ławce rezerwowych. Choć Hellas wykręcił wynik w tabeli ponad stan, to polski napastnik miał w tym znikomy udział. Dwie bramki zdobył w dwóch meczach z rzędu na przełomie roku, po czym na stałe został relegowany do roli żelaznego rezerwowego. Więcej minut zaczął łapać dopiero po wznowieniu sezonu w czerwcu, gdy natłok meczów wymusił na trenerach rotację składem. Rok właściwie do spisania na straty, a i przyszłości w Hellasie raczej mu nie wróżymy. Może czas na zmianę ligi?

Paweł Dawidowicz (Hellas)

Drugi z polskich piłkarzy reprezentujący Veronę pewnie miałby więcej minut na koncie, ale nie pomogły mu w tym dwie głupio złapane czerwone kartki, w tym jedna podczas debiutu w Serie A. Dawidowicz zmagał się też z problemami zdrowotnymi, które nigdy nie są dobrym sprzymierzeńcem zawodników niepewnych miejsca w składzie. W ten sposób trudno ocenić 25-latka pozytywnie. Oczekiwania były znacznie wyższe, bo miał potencjał, by stać się etatowym zawodnikiem Hellasu.

Łukasz Teodorczyk (Udinese)

Drugi rok “Teo” w barwach Udinese i dalej tylko jeden strzelony gol na koncie. To kompromitujący bilans. 29-latek uzbierał łącznie ponad dwieście minut w czternastu występach. Zanotował jedną asystę i to by było na tyle. Lada chwila zapewne Teodorczyka w Udine nie będzie. Co dalej? Turcja, Grecja, Belgia, może Rosja? W Serie A na angaż nie ma co liczyć.

Bartosz Salamon (SPAL)

Pomyśleć, że nie tak dawno temu Salamon grał w kadrze Adama Nawałki, a wcześniej był nadzieją polskiej piłki po dziwnym transferze do Milanu. Minęło kilka lat, defensor zbliża się do trzydziestki, a tak naprawdę nigdy nie spełnił pokładanych w nim nadziei. W minionym sezonie pierwsze występy zaczął tak naprawdę łapać dopiero po przerwie w rozgrywkach. We Włoszech to rozpoznawalne nazwisko, spokojnie powinien odnaleźć się w którymś z klubów w Serie B, ale o ostatnim roku najlepiej mu chyba zapomnieć.

Jakub Iskra (SPAL)

Na kilka słów zasłużył też młodziutki Jakub Iskra, który dwa lata temu wyjechał do SPAL z Pogoni Szczecin. 18 lat skończy dopiero 13 sierpnia, a już zdołał zapracować na debiut w lidze. Prawy obrońca zagrał ostatnio 32 minuty w spotkaniu z Torino i jedną połowę przeciwko Hellasowi.
Bez wątpienia można go zaliczyć do grona tych najbardziej szczęśliwych reprezentantów biało-czerwonej kolonii w Italii. Liczymy, że w Serie B na stałe wejdzie do pierwszej drużyny ekipy z Ferrary.
***

Wszystkich wymienionych wyżej polskich przedstawicieli w Serie A podzieliliśmy na trzy grupy. Do pierwszej trafili piłkarze, którzy powinni być mniej lub bardziej zadowoleni z minionego sezonu. W drugiej znajdują się gracze z zapiskami w rubryce i plusów, i minusów, powiedzmy, że mający za sobą neutralny lub choćby przyzwoity rok. Trzecia to zaś ci najbardziej zawodzący, mogący mówić o niezbyt udanych lub wręcz fatalnych rozgrywkach w ich wykonaniu.
Grupa I: Szczęsny, Drągowski, Linetty, Walukiewicz + Iskra
Grupa II: Milik, Zieliński, Skorupski, Jagiełło, Reca, Bereszyński
Grupa III: Cionek, Stępiński, Dawidowicz, Salamon, Teodorczyk
***
Pół roku w Serie A spędzili też Krzysztof Piątek i Szymon Żurkowski, z czego pierwszy grał dużo i kiepsko, a drugi nie występował właściwie wcale. Szansą dla byłego pomocnika Górnika Zabrze okazało się wypożyczenie do Empoli, gdzie po wznowieniu rozgrywek w czerwcu zaczął wreszcie regularnie wychodzić na boisko. Na tym poziomie grali także: Patryk Dziczek, Paweł Jaroszyński, Tomasz Kupisz, Przemysław Szymiński i Filip Piszczek. Pierwszy z wymienionych zbierał na tyle dobre recenzje, że nie zdziwimy się, jeśli w przyszłym sezonie Lazio odda go na wypożyczenie do którejś z ekip z dołu tabeli Serie A.

Przeczytaj również