Tajna broń Realu Madryt. Na Santiago Bernabeu nawiązują do najlepszych czasów. Tak rodzi się wielki zespół?

Tajna broń Realu Madryt. Na Santiago Bernabeu nawiązują do najlepszych czasów. Tak rodzi się wielki zespół?
Xinhua / PressFocus
Dramatyczne końcówki i umiejętność wygrania spotkań “wymęczonych” to coś, co charakteryzuje w tym sezonie Real Madryt. Zespół z Santiago Bernabeu znajduje się obecnie w fazie wymiany pokoleniowej, ale dotychczasowe spotkania dają podstawy do optymizmu. Pokazują mentalność, charakteryzującą wielkie zespoły - a przynajmniej jej zalążki.
Dla kibica nie ma chyba lepszego uczucia, niż przekonanie, że jego ukochany klub zawsze jest w stanie “wcisnąć” gola w końcówce. Umiejętność odwracania losów spotkania, wyciskania maksa z meczów pełnych walki i męczarni oraz odrabiania strat to coś, co charakteryzuje największe zespoły. Właśnie z tego słynął Manchester United Sir Alexa Fergusona oraz dominujący w ostatniej dekadzie na europejskiej scenie Real Madryt.
Dalsza część tekstu pod wideo
Teraz fani “Królewskich” mogą powoli nabierać przeświadczenia, że ich ulubieńcom, cytując klasyka “coś przeskoczyło w głowie”. Tak, to dopiero początek sezonu, tak, mają za sobą zaledwie kilka spotkań, ale “Los Blancos” pokazali już, że potrafią uciec spod topora w starym dobrym stylu. I właśnie takie sytuacje mogą znamionować narodziny kolejnej wielkiej ekipy na Bernabeu.

“Niezłomny duch”

Spotkanie piątej kolejki przeciwko Valencii ekipa Ancelottiego nie pierwszy raz w tym sezonie wygrała w dramatycznych okolicznościach. Gra nie układała się po myśli wicemistrzów Hiszpanii. To gospodarze mieli więcej dogodnych okazji, lecz ostatecznie udało się wyszarpać trzy punkty. Kolejny już raz świetną formę potwierdzili Vinicius oraz Karim Benzema, którzy trafili do siatki Giorgiego Mamardaszwiliego odpowiednio w 86. i 88. minucie.
Takie spotkania budują odpowiednią mentalność, dają piłkarzom przekonanie, że zawsze są w stanie wykrzesać z siebie dodatkowe 20 procent i nawet najlepiej zorganizowany przeciwnik w końcu przed nimi pęknie. Właśnie ten mentalny aspekt komplementował po starciu na Mestalla Carlo Ancelotti.
- Mam zespół, który walczy niezależnie od tego, czy gra dobrze, czy źle. Nie pokonaliśmy ich dzięki naszej jakości, a dzięki niezłomnemu duchowi. Cisnęliśmy do samego końca - mówił po meczu.
Doświadczony menedżer świetnie wie, jak ważna jest właśnie taka mentalność. W końcu to za jego kadencji Real Madryt sięgnął po “decimę” w dramatycznych okolicznościach, doprowadzając do dogrywki w doliczonym czasie gry szalenie wymagającej konfrontacji z Atletico Madryt. W dodatkowych 30 minutach rozpędzeni “Królewscy” wbili podłamanym rywalom jeszcze trzy bramki, wygrywając ostatecznie 4:1.
Od tamtej pory “Los Blancos” niejednokrotnie pokazywali, że odwracanie losów spotkań lub rozstrzyganie ich w ostatnich minutach to dla nich nic nowego. Pomimo odejścia niekwestionowanego lidera szatni, Sergio Ramosa, prawdziwego mentalnego giganta, słynącego wręcz z ratowania drużyny z opałów w dramatycznych okolicznościach, w ostatnich tygodniach znowu oglądamy Real groźny do samego końcowego gwizdka niezależnie od okoliczności.
Z Levante przegrywali dwukrotnie, ale i tak ugrali jedno oczko, zapewnił je w samej końcówce Vinicius. W starciu Celtą słaba pierwsza połowa poskutkowała zejściem do szatni przy stanie 1:2. Druga część meczu okazała się jednak zupełnie inna, podopieczni “Carletto” wyszli na nią napakowani jak kabanosy i wygrali ją wynikiem 4:0. Przeciwko Interowi oba zespoły długo trzymały się w szachu, lecz minutę przed końcem regulaminowego czasu gry bramkę zdobył Rodrygo. Do tego dodajemy jeszcze wygraną z Valencią. Real w czterech z sześciu spotkań w obecnych rozgrywkach pokazywał charakter, o którym mówił Ancelotti. Aż 38% swoich bramek zdobywa po 85. minucie.

Młodzież kształtuje mentalne fundamenty

Chociaż drużyna pod względem prezentowanego na boisku poziomu nie powalała, Włoch może cieszyć się z tego, jak wyszarpywała punkty przeciwnikom. Tym bardziej że 34-krotni mistrzowie Hiszpanii to drużyna, w której zachodzi aktualnie wymiana pokoleń. Najlepiej obrazuje to duet liderów ofensywy. Do znajdującego się od dłuższego czasu w życiowej formie Karima Benzemy dołączył Vinicius. Brazylijczyk zaskoczył swą postawą nie tylko kibiców, ale i ekspertów.
Jeden ma 33 lata, drugi 21. Francuz prędzej czy później będzie musiał zejść ze sceny, a Brazylijczyk wspina się na szczyt. W kadrze “Królewskich” widać duży “dysonans” wiekowy. Obok odchodzącego powoli w cień Marcelo, doświadczonych Luki Modricia i Toniego Kroosa, widzimy kreującą się przyszłość 13-krotnych zdobywców Pucharu Europy. Coraz głośniej daje o sobie znać rodak “Viniego”, Rodrygo, obiecująco wygląda również kupiony latem z Rennes 18-letni Eduardo Camavinga.
Fakt, że ta mieszanka teraźniejszości oraz tego, co ma nadejść, wypracowuje odpowiedni “mental grupy” - taki, jaki dał madrytczykom wspominane z rozrzewnieniem przez ich sympatyków sukcesy na kontynentalnej scenie, pozwala spoglądać w nadchodzące lata z optymizmem. Młodzież piłkarsko będzie się bowiem rozwijać, ale odpowiednią psychikę pomagają uformować właśnie bardziej doświadczeni, zaprawieni w bojach koledzy z szatni oraz trener. I chociaż drużynę opuścił Ramos, to mentorów nie brakuje. A każdy wyrwany przeciwnikom z gardła mecz to idealna okazja do zakorzenienia “niezłomnego ducha”, chwalonego przez Ancelottiego.

Mentalowi trzeba pomóc

Psychika to jednak nie wszystko. Trzeba zwrócić uwagę na fakt, iż piłkarze Realu Madryt wyglądają pod względem fizycznym lepiej, niż w poprzednim sezonie. W końcowych momentach spotkań są w stanie dać z siebie więcej od rywali, wygrać pojedynek fizyczny i tym samym zrobić różnicę. Widać to było z Valencią czy Interem.
Przyczyny takiego stanu rzeczy można upatrywać w sztabie szkoleniowym “Carletto”. Wraz z Włochem do Madrytu powrócił bowiem ceniony trener przygotowania fizycznego, Antonio Pintus. Włoch miał w przeszłości okazję pracować m.in. w Juventusie, Chelsea czy Olympique'u Marsylia. W latach 2016-19 pomógł “Królewskim” dwukrotnie wygrać Ligę Mistrzów. Ostatnio pracował w Interze Mediolan. Teraz, wraz z ponownym przybyciem Ancelottiego, powraca na stare śmieci i pierwsze spotkania w obecnej kampanii zdają się pokazywać jego wpływ na dyspozycję drużyny.
W tym oczywiście pomaga również szeroka kadra oraz fakt, że trener może dokonać pięciu zmian. To komfortowa sytuacja, pozwalająca odpowiednio reagować na boiskowe zwroty akcji oraz, oczywiście, rzucać nowe siły na rywala. Zresztą menedżer Realu również o tym opowiadał po wygranej z Valencią.
- Czasami kluczowa sprawa to możliwość przeprowadzenia pięciu roszad, w końcu mam bardzo jakościową ławkę. Ci, którzy nie znaleźli się w podstawowej jedenastce muszą rozumieć, że również mogą być ważni w każdym spotkaniu - tłumaczył.
Pomimo czysto “technicznych” aspektów, należy jednak zwrócić uwagę na to, jak pewni siebie i pełni przekonania o możliwości “przyszpilenia” przeciwników są “Królewscy”. Pokazali to w każdym meczu tego sezonu. Jak dobrze wiadomo - tytuły wygrywa się nie wygrywając spotkania, w których wszystko idealnie się układa, ale te, w których nic, albo mało co idzie po twojej myśli. To one charakteryzują wielkie zespoły. I właśnie mentalność takiego zespołu rodzi się pod wodzą Carlo Ancelottiego na Bernabeu.

Przeczytaj również