Tak gwiazdy karciły... swoje własne kluby. Cierpiał nawet "galaktyczny" Real. "Musiałem opuścić Madryt"

Tak gwiazdy karciły... swoje własne kluby. Cierpiał nawet "galaktyczny" Real. "Musiałem opuścić Madryt"
COLORSPORT / PRESSFOCUS
Nie ma nic lepszego od… pokonania własnej drużyny? Mogą tak myśleć piłkarze wypożyczeni, którzy w starciach z macierzystym klubem zawsze mają najwięcej do udowodnienia. I potrafią pokazać, jak wielkim błędem było oddanie ich gdzie indziej.
Żaden klub nie chce oczywiście być karcony przez swojego zawodnika, więc przy wypożyczeniach często stosuje się tzw. klauzule strachu. Sprawiają one, że wypożyczony gracz nie może zagrać w meczach z macierzystą drużyną. Bohaterów tego tekstu nie obowiązywały jednak żadne zapisy w umowie. Jedyny strach, z jakim się zetknęli, to nie w klauzuli, a w oczach pracodawców, którzy oddali ich zbyt lekką ręką.
Dalsza część tekstu pod wideo

Galaktyczny na wylocie

Na początku wieku na Santiago Bernabeu panowała era “Galacticos”. W składzie Realu Madryt znajdowało się tyle gwiazd, że brakowało tam miejsca dla tak znamienitego napastnika, jak Fernando Morientes. W sezonie 2002/03 Hiszpan przegrywał rywalizację ze świeżo kupionym Ronaldo i budującym swoją legendę Raulem Gonzalezem. Snajper, sfrustrowany brakiem gry, zdecydował się na odejście. “Królewscy” oddali go na roczne wypożyczenie do AS Monaco. Morientes wrócił jednak do stolicy Hiszpanii szybciej niż zakładano, bowiem obie drużyny zmierzyły się w ćwierćfinale Ligi Mistrzów. Pierwszy mecz Real wygrał 4:2. Drugą bramkę dla Monaco zdobył wtedy właśnie Morientes, utrzymując zespół z Ligue 1 w rywalizacji przed rewanżem. Rewanżem, w którym Hiszpan dołożył kolejne trafienie oraz asystę przy golu Ludovica Giuly’ego. Faworyt z Madrytu sensacyjnie odpadł z Ligi Mistrzów, przegrywając dwumecz 5:5 ze względu na zasadę premiowania bramek wyjazdowych. “Królewscy” mieli Ronaldo, Raula, Luisa Figo, Zinedine’a Zidane’a i Davida Beckhama, ale awans wywalczyło Monaco, a wśród nich zawodnik, którego oddano na wypożyczenie bez większego żalu. Tej decyzji szybko pożałowano.
- Moje serce należy do Realu Madryt, ale jego część już jest w AS Monaco. W ostatnim roku cierpiałem, kiedy nie grałem zbyt dużo. Teraz znów jestem ważnym piłkarzem i to dodaje mi pewności siebie. Musiałem opuścić Madryt, żeby znów poczuć się szczęśliwym - podkreślał Morientes w rozmowie ze stroną "UEFA".
Po wyeliminowaniu Realu Hiszpan utrzymał wysoką formę. W półfinałowym dwumeczu przeciwko Chelsea strzelił dwa gole i tym samym osobiście wprowadził ekipę z Księstwa do finału. Tam górą było jednak FC Porto prowadzone przez Jose Mourinho.

Pieniądze to nie wszystko

W 2011 roku Chelsea pozyskała obiecującego bramkarza z KRC Genk. “The Blues” nie mogli jednak od razu postawić na młokosa, ponieważ pewne miejsce między słupkami wciąż miał doświadczony Petr Cech. W efekcie początkujący golkiper trafił na trzyletnie wypożyczenie do Atletico Madryt. Tam zbudował swoją renomę, którą utrzymuje do dzisiaj. Mowa oczywiście o Thibaut Courtois.
W sezonie 2013/14 Belg walnie przyczynił się do ogromnych sukcesów “Los Colchoneros”. Zdobył wówczas Trofeo Zamora dla najlepszego bramkarza ligi hiszpańskiej, puszczając tylko 26 goli w 38 kolejkach. Umiejętnościami imponował również na arenie europejskiej. Tam w półfinale Ligi Mistrzów Atletico trafiło na Chelsea. Udział golkipera w dwumeczu do samego końca stał pod znakiem zapytania. Hiszpańskie media informowały wówczas, że “The Blues” podczas konstruowania umowy wzięli pod uwagę możliwą konfrontację z Courtois i mieli umieścić klauzulę blokującą jego występ przeciwko Chelsea. “Atleti” w zamian otrzymałoby 5 mln euro. I wszystko by się udało, gdyby nie ta wścibska UEFA. Kiedy wspomniane porozumienie wyszło na jaw, federacja wydała oświadczenie, w którym jasno stwierdzono, że Anglicy nie mogą skorzystać z takiej furtki i zabronić gry wypożyczonemu zawodnikowi. W efekcie reprezentant Belgii wystąpił w obu meczach półfinałowych, puszczając tylko jednego gola. Podopieczni Diego SImeone wygrali 3:1 i awansowali do finału Champions League.
- Courtois jest jednym z najlepszych bramkarzy świata. Z takim zawodnikiem między słupkami wszyscy piłkarze czują się bezpieczniej - mówił Diego Costa, wtedy najlepszy snajper “Rojiblancos”. O ironio, obaj w następnym sezonie reprezentowali już barwy Chelsea.

Storia di un grande amore

Real zdecydowanie nie miał szczęścia do wypożyczania napastników. W 2004 roku madrytczyków z Ligi Mistrzów wyrzucił “ich” Fernando Morientes, a dekadę później historia zatoczyła koło. Tym razem główną rolę odegrał Alvaro Morata, dla którego nie było miejsca w ekipie Carlo Ancelottiego Wychowanek “Los Blancos” odszedł do Juventusu, w którym ostatecznie na różnego rodzaju wypożyczeniach spędził niemal połowę kariery. Nigdy później nie grał jednak na tak wysokim poziomie, jak podczas pierwszego sezonu w stolicy Piemontu. Wtedy stworzył zabójczy duet z Carlosem Tevezem, prowadząc “Starą Damę” do dubletu. Korona mogła być nawet potrójna, gdyby “Bianconeri” w finale Ligi Mistrzów pokonali Barcelonę. Wcześniej jednak, aby zagrać z “Barcą”, “Juve” najpierw musiało wyeliminować z rozgrywek Real Madryt. Wtedy do akcji wkroczył napastnik wypchnięty z Bernabeu tylnymi drzwiami. Morata dwukrotnie odwdzięczył się “Los Blancos”. W Turynie otworzył wynik rywalizacji, a w Madrycie go zamknął. Jego gol pogrzebał marzenia “Królewskich” o obronie Pucharu Europy.
- To było słodko-gorzkie uczucie. Trudno było mi nie celebrować takiego gola, czułem się dziwnie. Wolałbym trafić przeciwko każdej innej drużynie, ale takie jest życie. Na pewno będę czuł się inaczej, jeśli strzelę Barcelonie - przyznawał Morata na antenie "Canal+".
Hiszpan w finale Ligi Mistrzów faktycznie zdobył bramkę przeciwko “Dumie Katalonii”, ale ta i tak triumfowala 3:1. Rok później Morata wrócił do Madrytu, ale od tego czasu znacznie więcej czasu spędził nie po białej, a po biało-czerwonej stronie miasta.

Agent 007

Real zdecydowanie nie ma problemu z wypożyczeniem zawodników, którzy nie odgrywają ważnych ról w zespole. Tak było również w przypadku Jamesa Rodrigueza. W sezonie 2016/17 Kolumbijczyk stanowił część tzw. drużyny B “Królewskich”, która grała głównie w spotkaniach ligowych. Dzięki temu największe gwiazdy mogły odpocząć przed decydującymi starciami w Europie, co zaowocowało kolejnym triumfem w Lidze Mistrzów w erze Zinedine’a Zidane’a. Sam James pomógł drużynie wygrać dublet, jednak później nie w smak mu było akceptować rolę rezerwowego. Został zatem oddany na dwa lata do Bayernu.
Bez cienia złośliwości, ale z perspektywy czasu można uznać, że wypożyczenie to było ostatnimi podrygami Jamesa na topowym poziomie. W sumie w 67 spotkaniach dla Bawarczyków zanotował on 20 asyst i 15 bramek. Jedną z nich w rywalizacji z Realem Madryt w półfinale Ligi Mistrzów. Rodriguez wyglądał wtedy fenomenalnie. Był bardzo aktywny, wygrywał pojedynki, robił przewagę, rządził w środku pola wraz z Thiago Alcantarą i Corentinem Tolisso. Bayern stworzył wówczas mnóstwo okazji, oddał aż 22 strzały przy tylko dziewięciu próbach “Królewskich”. Nikogo jednak nie zaskoczyło, że do finału i tak awansowali nieprzejednani królowie Europy.
- Nie sądzę, że zasłużyliśmy na odpadnięcie. Graliśmy na dobrym poziomie, żeby awansować, ale czasem taki już jest futbol - podsumował później James cytowany przez oficjalną stronę Bundesligi.

Pomoc w anihilacji

Kolumbijski as nie był jedynym piłkarzem na hiszpańskim zakręcie, do którego Bayern wyciągnął pomocną dłoń. Tuż po odejściu Rodrigueza “Die Roten” sprowadzili w 2019 r. na zasadzie wypożyczenia Philippe Coutinho. Barcelona wierzyła, że jej najdroższy nabytek w historii wróci do formy po zmianie środowiska. Ostatecznie wiemy, że Brazylijczyk już nigdy nie nawiązał do szczytowej dyspozycji. Miewał jedynie przebłyski, z których najsłynniejszym był ten w konfrontacji Bayernu z “Barcą”. Rywalizacja miernej ekipy Quique Setiena z walcem Hansiego Flicka przeszła do historii europejskich pucharów. Bayern na kwadrans przed końcem tamtego ćwierćfinału Ligi Mistrzów prowadził 5:2. Miał rywala na deskach, a ten został jeszcze dobity przez swojego piłkarza. Coutinho po wejściu z ławki strzelił dwa gole i zanotował asystę. Kilka dni później został ostatnim zawodnikiem Barcelony, który wygrał Champions League. I niewiele wskazuje na to, że sytuacja ta w najbliższych latach ulegnie jakiejkolwiek zmianie.
- Mecz z Barceloną był ważny nie tylko dla mnie, ale dla całej drużyny. Bardzo nam zależało na awansie i cieszę się, że mogę być częścią zespołu, który ten awans wywalczył. Jestem zawodnikiem Barcelony, ale aktualnie wiąże mnie umowa z Bayernem i skupiam się w stu procentach na grze dla tego klubu. Wszyscy w Bayernie jesteśmy bardzo zdeterminowani i skupieni na osiągnięciu celu. To podejście zaowocowało tak dobrym meczem w naszym wykonaniu - tłumaczył latem 2020 r. Coutinho w rozmowie z Szymonem Rojkiem na antenie "Polsatu Sport".

Starcie charakterów

Już dziś kolejny zawodnik oddany na wypożyczenie stanie przed szansą, aby zagrać na nosie swoim pracodawcom. Pod koniec zimowego okienka Joao Cancelo dość niespodziewanie zamienił Manchester City na Bayern. 28-latek ewidentnie nie chciał dłużej pozostać w zespole, gdzie stracił status pierwszoplanowego piłkarza. Media sugerowały również, że boczny obrońca niezbyt dobrze dogadywał się z Pepem Guardiolą. Żaden z nich otwarcie nie potwierdził jakiegokolwiek konfliktu, jednak mocne charaktery Portugalczyka i Katalończyka pozwalają łatwo uwierzyć w istnienie pewnego napięcia. Zbyt dużego, by boss i jego piłkarz nadal mogli dzielić szatnię na Etihad.
- Kocham Joao, wiele razy moje drużyny grały przeciwko niemu i wiem, że to piłkarz na najwyższym poziomie. Ma ogromną jakość, jest bardzo wszechstronny - chwalił Portugalczyka nowy trener Bayernu, Thomas Tuchel, na jednej z konferencji prasowej.
- Trochę dziwnie będzie rywalizować z Joao, bo łączą nas dobre relacje. Ale w momencie rozpoczęcia spotkania zapomnę o tym, że się znamy i każdy z nas będzie walczył dla swojej drużyny - przyznał z kolei stoper City, Ruben Dias.
Po zmianie barw Cancelo zanotował kilka udanych spotkań, chociaż jeszcze nie zdołał ugruntować pozycji w pierwszym składzie Bayernu. Niewykluczone jednak, że przełomowy okaże się właśnie dwumecz z Manchesterem City. Trudno nie spodziewać się po obrońcy potrójnej dawki motywacji w rywalizacji z klubem, w którym dopiero co pokazano mu drzwi wyjściowe. Historia udowodniła już, że to właśnie piłkarze wypożyczeni mogą okazać się najgroźniejsi, kiedy przychodzi im mierzyć się ze swoją jednocześnie byłą i obecną drużyną. Miejcie oko na Cancelo. Relacja LIVE z wtorkowych meczów Ligi Mistrzów już od 20:00 na Meczyki.pl.

Przeczytaj również