Tak Real Madryt dotarł na szczyt. Najważniejsze etapy mistrzowskiej szarży "Królewskich"

Tak Real Madryt dotarł na szczyt. Najważniejsze etapy mistrzowskiej szarży "Królewskich"
Cordone Press / PressFocus
Istnieje prosta recepta na sukces. Wystarczy wygrywać. Lub przynajmniej - jak w przypadku nowego mistrza Hiszpanii - przede wszystkim nie przegrywać najważniejszych spotkań. Z przodu i tak zazwyczaj przecież coś wpadnie. Właśnie w taki sposób Real Madryt odzyskał najcenniejszy krajowy tytuł.
Real Madryt sięgnął dopiero po trzecie w ostatnich dwunastu sezonach mistrzostwo Hiszpanii. I zrobił to w zupełnie nie swoim stylu. "Królewscy" byli w mijających rozgrywkach niezwykle solidni w grze obronnej oraz bardziej efektywni aniżeli efektowni w ataku. Przypomnijmy sobie wybrane, kluczowe mecze zespołu Zinedine'a Zidane'a na drodze do tytułu.
Dalsza część tekstu pod wideo

Solidnie i skutecznie

Real Madryt nie rozpoczął kończących się rozgrywek najlepiej. Pod koniec lipca “Królewscy” przegrali w rozegranym w Stanach Zjednoczonych przedsezonowym sparingu z Atletico Madryt aż 3:7. Następnie zremisowali dwa spośród pierwszych trzech meczów ligowych - przeciwko Realowi Valladolid (1:1 u siebie) oraz Villarreal (2:2 na wyjeździe). Wreszcie, na inaugurację zmagań w fazie grupowej Ligi Mistrzów zostali rozgromieni w Paryżu przez Paris Saint-Germain (0:3).
Nie powinno zatem dziwić, że kiedy podopieczni Zidane’a wybierali się w piątej kolejce do nieoczekiwanie liderującej wtedy w tabeli Sevilli, w hiszpańskiej prasie można było przeczytać, że Real Madryt znajduje się “w przedpokoju kryzysu”. Szkoleniowiec “Królewskich” sam domagał się zresztą od zespołu gry na większej intensywności.
Doczekał się. Na Estadio Ramon Sanchez Pizjuan przyszły mistrz kraju zagrał tak, jak przyzwyczaił do tego w późniejszej fazie sezonu: solidnie i skutecznie. Nie pozwolił rywalom rozwinąć skrzydeł na gorącym terenie oraz sam wyprowadzał groźne ataki. Decydujący cios zadał w drugiej połowie - po składnej akcji zakończonej dośrodkowaniem Daniego Carvajala - Karim Benzema.
Jak się miało później okazać, “Królewscy” przez całe rozgrywki nie przegrali ani jednego spotkania z przeciwnikiem z górnej połowy tabeli La Liga! Na Camp Nou i Estadio Wanda Metropolitano również nie stracili choćby gola.

Z rozmachem

Kiedy jeszcze na dobre nie zażegnano jednego kryzysu, na Estadio Santiago Bernabeu pojawił się kolejny. Real Madryt ledwo odrobił straty w meczu Ligi Mistrzów przeciwko Club Brugge. Po październikowej przerwie reprezentację sensacyjnie zaś poległ na wyjeździe z Realem Mallorca.
Kibiców “Królewskich” nie przekonały efektowne zwycięstwa nad Leganes (5-0), Galatasaray (6-0) oraz Eibarem (4-0). Zrobiło to na dobre dopiero odprawienie z kwitkiem rewelacji ligowych rozgrywek - Realu Sociedad. Ekipie z Andaluzji nie pomógł na Bernabeu nawet gol strzelony już w drugiej minucie spotkania, kiedy Willian Jose wykorzystał za krótkie podanie Sergio Ramosa do Thibaut Courtois.
To był taki mecz, w którym ani przez chwilę nie było wątpliwości, kto okaże się zwycięzcą. Real Madryt zagrał z rozmachem i polotem. Do wyrównania doprowadził przed przerwą Benzema, tuż po niej trafił do siatki Federico Valverde, a wynik ustalił Luka Modrić, który wcześniej asystował przy dwóch pierwszychb bramkach. Świetną zmianę dał nawet wygwizdywany przez trybuny Gareth Bale (miał udział przy bramce Modricia). I to zaledwie kilka dni po tym, jak cały świat dowiedział się, na którym miejscu na liście priorytetów Walijczyka, znajdują się dla niego występy w białej koszulce. Fani nie pozostali mu dłużni.

Nokaut Viniciusa

Życie jest pełne paradoksów. Gdyby wziąć pod uwagę samą grę, Real mógłby dołączyć do listy najlepszych meczów grudniowe potyczki z Valencią oraz Bilbao. Kompletu punktów nie zdobyli jednak w żadnym z nich. Podopieczni Zidane’a nie potrafili przekuć intensywności, przewagi i stworzonych okazji na gole. Inaczej było w rozegranym w pierwszą sobotę 2020 roku meczu na trudnym terenie w Getafe. “Królewscy” zwyciężyli pewnie (3:0), choć wcale nie rozegrali szczególnie imponującego spotkania. To właśnie triumf nad zespołem prowadzonym przez Jose Bordalasa zapoczątkował passę pięciu kolejnych wygranych.
“Los Blancos” sięgnęli też w styczniu po Superpuchar Hiszpanii, ogrywając w finale Atletico. Zwyciężyli z lokalnymi rywalami także 1 lutego, co stanowiło milowy krok w dobrą, mistrzowską stronę. Ligowe derby stolicy Hiszpanii na Bernabeu lepiej rozpoczęli goście. Angel Correa trafił nawet w dogodnej sytuacji piłką w słupek. Im dłużej trwał jednak tamten mecz, tym większą przewagę osiągał Real. Klucz do “odblokowania” zaciętej rywalizacji znalazł Vinicius, który świetnie podał do Ferlanda Mendy’ego, a ten zanotował asystę przy golu Benzemy. To był prawdziwy nokaut. Drużyna Diego Simeone już się nie pozbierała.

Bogowie za Realem

W drugiej połowie lutego na Bernabeu znowu rozgościł się kryzys. Punkt “Królewskim” zabrała Celta Vigo, trzy wzięło Levante, na fotel lidera wskoczył rywal z Katalonii. Do tego Real odpadł z Pucharu Hiszpanii po dramatycznym meczu z Sociedad (3:4) i poległ u siebie z Manchesterem City w Lidze Mistrzów.
Marcowe starcie z Barceloną było zatem dla “Królewskich” prawdziwym meczem strachu. Gdyby “Blaugrana” zwyciężyła, odskoczyłaby odwiecznemu rywalowi w tabeli aż na pięć punktów. I miała ku temu swoje szanse. Bogowie futbolu byli jednak tamtego wieczoru z gospodarzami. A konkretnie z Viniciusem, który - z pomocą rykoszetu od nogi Gerarda Pique - tym razem samodzielnie przesądził o losach spotkania. Na 2:0 podwyższył jeszcze w samej końcówce rezerwowy Mariano Diaz. Walka o tytuł nabrała rumieńców.

Nie ma przebacz

Po tamtym meczu zastanawialiśmy się, czy nie mamy przypadkiem do czynienia z najmniej interesującym wyścigiem o mistrzostwo Hiszpanii od wielu lat. Obu ekipom było daleko do najlepszych zespołów z minionej dekady. Jakby na potwierdzenie naszych słów, w ostatnim spotkaniu przed wybuchem pandemii koronawirusa, “Królewscy” ponieśli swoją trzecią ligową porażkę w tych rozgrywkach. Trzecią na boisku przeciwnika z dolnej połowy tabeli. Na fotel lidera przywrócił Barcelonę jej były zawodnik Cristian Tello, który zdobył zwycięskiego gola dla Betisu w starciu z Realem.
Przed wznowieniem rozgrywek, na 11 kolejek przed końcem sezonu, chyba nikt nie spodziewał się, że tak nierówna drużyna z Madrytu może wygrać wszystkie pozostałe spotkania. A jednak. Zanim Sergio Ramos zaczął rozstrzygać kolejne mecze bezbłędnymi uderzeniami z rzutów karnych, “Królewscy” dali nie tak częsty w tym sezonie popis ofensywnej siły w konfrontacji z Valencią. Dwa razy trafił, dla odmiany, Benzema (i to jak!), a raz - w swoim pierwszym kontakcie z piłką po powrocie na boisko po długiej kontuzji - Marco Asensio.
Kolejkę później Real odzyskał prowadzenie w tabeli. Tym razem nie było już przebacz.
Kilka kryzysów, żelazna obrona, przebłyski w ataku, brutalna forma na finiszu - Real Madryt z sezonu 2019/2020 z pewnością nie przejdzie do historii jako najlepszy, ani nawet jeden z najwybitniejszych mistrzów Hiszpanii w ostatnich latach. “Królewscy” wygrali za to tytuł w wyjątkowym - zwłaszcza dla siebie - stylu. Zinedine Zidane znalazł sposób, by z niepoukładanej drużyny uczynić zespół trudny do pokonania, a przy tym sprawić, by praktycznie każdy zawodnik szerokiej kadry w którymś momencie odegrał na drodze do tytułu istotną rolę. Tak Benzema, Ramos oraz Courtois, jak i Vinicius, Asensio czy Mariano Diaz. A nawet Gareth Bale. Madryt może świętować. Zasłużenie.
TUTAJ zapoznasz się z mistrzowskim alfabetem Realu Madryt.

Przeczytaj również