Dwóch nieoczywistych bohaterów Chelsea. "To może być recepta na kryzys"

Dwóch nieoczywistych bohaterów Chelsea. "To może być recepta na kryzys"
fot. Li Ying/Pressfocus.pl
Wtorkowe zwycięstwo nad Borussią Dortmund mogło być najważniejszym w dotychczasowej kadencji Grahama Pottera na Stamford Bridge. Sam awans do ćwierćfinału Ligi Mistrzów już jest dużym sukcesem, ale dla angielskiego szkoleniowca liczy się przede wszystkim wyprowadzanie swojego zespołu na prostą. Nie byłoby to możliwe bez rewelacyjnych występów Marca Cucurelli oraz Bena Chilwella, którzy, zamiast rywalizować o miejsce w składzie, znakomicie się uzupełnili.
Chelsea nie była faworytem do awansu. Pierwszy mecz z Borussią Dortmund zakończył się gorzką porażką, a do rewanżu podchodzono w nastrojach dalekich od optymistycznych. Owszem, w międzyczasie udało się koniec końców pokonać Leeds United (1:0), lecz wymęczone zwycięstwo nie rekompensowało wcześniejszych porażek przeciwko Tottenhamowi (0:2), a przede wszystkim Southampton (0:1). W gruncie rzeczy prognozowano, że z Niemcami Graham Potter gra o swoją posadę.
Dalsza część tekstu pod wideo
Tego, czy perspektywa zwolnienia angielskiego szkoleniowca była realna, nigdy się nie dowiemy. Niemniej należy przyznać, że 47-latek wyszedł z tej arcytrudnej sytuacji obronną ręką. Jego zespół otrząsnął się po początkowym falstarcie i stopniowo narzucał swoje warunki gry. Ostatecznie zaś wygrał 2:0, co zapewniło awans do ćwierćfinału Ligi Mistrzów. Nietrudno było przy tym odnieść wrażenie, że Chelsea to zwycięstwo się po prostu należało, bo gdyby nie bardzo dobra postawa Alexandera Meyera, worek z bramkami mógłby być jeszcze cięższy.
To pewnego rodzaju nowość, jeśli idzie o pracę Pottera na Stamford Bridge. Znamienny jest przy tym fakt, że być może największą niespodzianką nie był sam triumf lub przełamanie Kaia Havertza, lecz postawa Bena Chilwella i Marca Cucurelli. Zawodnicy, którzy w teorii powinni rywalizować o miejsce w podstawowym składzie, wystąpili de facto obok siebie. Okazało się to znakomitym wyjściem z sytuacji, bo Hiszpan i Anglik należeli do najlepszych graczy na boisku. To miła odmiana, bo przecież dotychczasowe recenzje byłego zawodnika Brighton jednoznacznie głosiły krytykę.

Użyj magii, Potter

Marc Cucurella bywał już sprawdzany na pozycji środkowego obrońcy w ustawieniu z pięcioma defensorami. Przed spotkaniem z Borussią Dortmund zaliczył pięć takich występów i "The Blues" układało się różnie. Było to tożsame z samym ustawieniem zespołu, bo Hiszpan, grając nie na nominalnej pozycji, miał po swojej stronie, zgodnie z danymi portalu "Transfermarkt", różnych partnerów.
  • Aston Villa - 2:0 - Ben Chilwell,
  • RB Salzburg - 2:1 - Christian Pulisic,
  • Manchester United - 1:1 - Cesar Azpilicueta,
  • Brighton - 1:4 - Christian Pulisic,
  • Manchester City - 0:2 - Ruben Loftus-Cheek.
Pięć spotkań, pięć różnych wyników i tylko jedno powtarzające się nazwisko. 24-latkowi trudno było nawiązać stałą współpracę i w gruncie rzeczy mało kto zwracał szczególną uwagę na jego występy na pozycji środkowego obrońcy. Jeden z najdroższych nabytków w historii Chelsea nie przekonywał pod wieloma względami - przede wszystkim jawił się jako gracz bojący się wziąć ciężar odpowiedzialności na swoje barki, a zagranie piłki do przodu stanowiło zadanie wymagające umiejętności potrzebnych do strzelenia gola w stylu Marcina Oleksego.
Cucurella był częściej wystawiany na lewym wahadle, ale czyniono to z konieczności, bo z kontuzjami długo zmagał się Ben Chilwell. Gdy więc Anglik wrócił do zdrowia, spodziewano się, że Hiszpan wyląduje na ławce rezerwowych. Tak też stało się w trzech kolejnych spotkaniach ligowych, gdzie Brytyjczyk łapał coraz więcej minut, zaś jego teoretyczny rywal coraz mocniej oddalał się od wyjściowego składu. Aż nagle przyszło starcie z BVB, Graham Potter postanowił użyć swojej magii i postawił na nietypowe rozwiązanie, które może okazać się receptą na kryzys zespołu z Londynu. Może nie uzdrowi go w całości, ale z pewnością działa jako częściowe remedium - okazało się bowiem, że Chilwell i Cucurella mogą grać razem. I mogą robić to znakomicie.
Hiszpan, wycofany do pierwszej linii defensywy, był wtorkowego wieczoru pewnym punktem Chelsea. Nie musiał zaprzątać sobie głowy napędzaniem akcji skrajem boiska, dzięki czemu poświęcił się obronie i wypadł bardzo dobrze, chociaż Niemcy atakowali głównie jego flanką, co wynikało z nieprzejednanej postawy Reece'a Jamesa, który głęboko w kieszeni schował Marco Reuesa. Były gracz Brighton musiał zatem toczyć prawdziwe boje z Marcusem Wolfem i Giovannim Reyną, ale obronił taktyczną niespodziankę od Pottera. Borussia miała nielichy problem ze stworzeniem groźnej akcji, a sama musiała nieustannie uważać, bo, jako się rzekło, wspierający Cucurellę Chilwell dał występ najwyższej jakości.

Reparo

Od początku lutego Anglik stopniowo wracał do gry. Najpierw dostał kilka minut przeciwko Fulham i West Hamowi United, później wyszedł w wyjściowym składzie na mecz z Borussią Dortmund. Do ideału było wówczas stosunkowo daleko, bo z jednej strony Chelsea dość regularnie zmieniała formację, z drugiej zaś Chilwell nie jest maszyną, aby po serii kontuzji od razu wskoczyć na najwyższe obroty. Niemniej i tak trybiki jego systemu zaskoczyły relatywnie szybko, bo już przeciwko Leeds United zaliczył kluczową asystę. Kibice londyńskiego klubu długo czekali na podobny występ w wykonaniu bocznego obrońcy, bo Cucurella w ofensywie grał tak słabo, że z jego nieudanej współpracy z Mychajło Mudrykiem zaczęto już po prostu żartować.
Brytyjczyk zaś zdołał rozbujać lewą flankę, nawiązując tym samym do swoich najlepszych lat. Występ przeciwko drużynie Javiego Gracii był jedynie przedsmakiem tego, co zobaczyliśmy przeciwko BVB. Drugie spotkanie z Niemcami było niemalże majstersztykiem w wykonaniu wychowanka Leicester City - 90 minut gry przełożyło się na asystę, kluczowe podanie, interwencję meczu, a także wywalczony rzut karny. Konkret za konkretem, samo gęste. 26-latek zrealizował wszystkie założenia, jakie można mieć wobec wahadłowych. W systemie z piątką defensorów często pełnią oni kluczową rolę po obu stronach boiska i w wypadku Chilwella naprawdę tak było.
To oczywiście pewne spłycenie całego spotkania w wykonaniu reprezentanta "Synów Albionu" i ograniczenie go do jedynie kluczowych momentów całych akcji. Szkopuł w tym, że "The Blues" często cierpieli właśnie z powodu braku ostatniego zagrania. Chilwell zdaje się taki nieprzyjemny scenariusz ograniczać do minimum, bo pod względem konkretu to jeden z najlepszych zawodników w obozie Grahama Pottera. Nieszczególnie odważnym będzie zatem stwierdzenie, że to właśnie 26-latek może być swoistym odpowiednikiem rowlingowskiego zaklęcia reparo i, do spółki z Cucurellą, początkiem odbudowy pozycji zespołu ze Stamford Bridge. Takiego występu dwójki niedoszłych rywali londyńczycy po prostu potrzebowali.

Przeczytaj również