Tam FC Barcelona pilnie musi załatać dziurę w składzie. Jest mocny kandydat. "Może być strzałem w 10"

Tam Barcelona pilnie musi załatać dziurę w składzie. Jest mocny kandydat. "Może być strzałem w 10"
Pressinphoto/Pressfocus
Kandydatów było wielu, ale żaden nie sprostał oczekiwaniom. FC Barcelona od lat czeka na następcę Daniego Alvesa. Być może znajdzie go latem, i to w osobie… swojego wychowanka.
Barcelona jest drużyną, w której skrzydła i boki obrony od zawsze odgrywały kluczową rolę. Przez dekady w tej strefie boiska pojawiali się szybcy, dynamiczni zawodnicy. Jeśli jednak szukać jakiejś wyrwy jakościowej w składzie ekipy z Camp Nou w ostatnich latach, to byłaby nią pozycja prawego obrońcy. Zdaniem wielu kibiców od dłuższego czasu panuje na niej wręcz wakat. Często narzekają oni, że tak naprawdę ostatnim prawym defensorem z krwi i kości był Dani Alves. Od momentu jego odejścia z 2016 r. "Barca" dość usilnie poszukiwała piłkarza, który mógłby go zastąpić. Ale skoro doszło do tego, że w pewnym momencie sam Alves na chwilę wrócił, to znaczy, że plan znalezienia mu następcy nie wypalił.
Dalsza część tekstu pod wideo

Pozycja przeklęta

Aleix Vidal, Sergino Dest, Emerson, Nelson Semedo. To tylko te najgłośniejsze nazwiska, które miały zastąpić Alvesa w szeregach “Dumy Katalonii”. Oprócz Vidala, który trafił na Camp Nou już w miarę dojrzałym wieku, a poza tym przez większość kariery był skrzydłowym, resztę łączy sporo wspólnych cech. Kiedy przychodzili do Barcelony, byli młodzi, gniewni, wybiegani, czyli krótko mówiąc - idealni na prawy bok obrony w zespole, który chciał nieco odmłodzić kadrę.
Niestety, wszyscy prędzej czy później polegli i okazali się dla Barcelony większymi lub mniejszymi wpadkami transferowymi. Nawet pomysł sprowadzenia do siebie Hectora Bellerina, który jako młody zawodnik dorastał w środowisku “Blaugrany” i doskonale wiedział, z czym to się je, okazał się przestrzelony. Oczywiście gdzieś w odwodzie zawsze czaił się Sergi Roberto, jednak nawet on sam częściej określał się mianem środkowego pomocnika. Nic więc dziwnego, że obecnie Xavi musi czasem mocno się nagimnastykować, by wystawić kogoś na prawej flance defensywy.
- Zawodnicy, którzy przewinęli się przez klub w tym czasie, jak Nelson Semedo, Sergino Dest czy ostatnio Hector Bellerin, zdecydowanie nie mieli poziomu FC Barcelony. Xaviemu udaje się obecnie łatać dziurę na tej pozycji poprzez wystawianie na niej Julesa Kounde, a czasem także Ronalda Araujo, jednak brak jest obecnie w klubie nie tyle klasowego, ile wręcz jakiegokolwiek nominalnego prawego obrońcy - mówi w rozmowie z nami Michał Gajdek, redaktor naczelny “FCBarca.com”.

Wielu kandydatów

Mimo że Barcelona w ostatnich latach raczej nie narzekała na nadmiar gotówki do wydania na transfery, wydaje się, że teraz w klubie wreszcie zdali sobie sprawę z powagi problemu. Według doniesień hiszpańskiej prasy latem to właśnie pozyskanie nowego prawego obrońcy ma być dla “Dumy Katalonii” prawdziwym priorytetem. Wszyscy głośno zastanawiają się jednak, na co pozwolą wspomniane fundusze, a raczej ich brak.
Sama lista tych, którymi Barcelona się interesuje, jest naprawdę imponująca i znajduje się na niej kilka ciekawych nazwisk. Arnau Martinez, Juan Foyth, Joao Cancelo, Thomas Meunier, Diogo Dalot, Benjamin Pavard i Jeremie Frimpong to główni kandydaci, przewijający się w kolejnych doniesieniach prasowych. Zgodnie z panującym obecnie trendem, Barcelona chce szukać defensora, który nie będzie trzymał się sztywno boku boiska. Xavi widzi na tej pozycji zawodnika mogącego czasem zejść do środka, podłączającego się pod rozegranie. W skrócie: kogoś podobnego do Daniego Alvesa.
- Spośród tych nazwisk do tej roli na pewno pasują najlepiej pierwsze trzy. Cancelo i Foyth to jednak spore inwestycje i trudno sobie wyobrazić, żeby Barcelonę było na nich stać. Naturalnym kandydatem wydaje się Arnau Martinez, wychowanek Barcelony, który aktualnie występuje w Gironie. Jestem wręcz zaskoczony, że o jego transferze mówi się stosunkowo mało - dla mnie wydaje się strzałem w dziesiątkę - uważa Gajdek.

Ma wszystko

Martinez pochodzi z okolic stolicy Katalonii i to właśnie w La Masii uczył się futbolu. Przed sezonem 2015/2016 klub poinformował go, że nie wiąże z nim planów. Choć samym zawodnikiem to wówczas wstrząsnęło, nie poddał się. Poprzez Hospitalet dostał się do Girony, w której odpalił na dobre. Jest najmłodszym strzelcem klubu w historii jego występów zarówno w drugiej, jak i pierwszej lidze. Był też jednym z bohaterów finału play-offów z Tenerife (3:1), po którego wygranej kataloński zespół powrócił do Primera Division. Na Estadi Montilivi zdają sobie sprawę, że mają w swoich szeregach prawdziwą perełkę.
- Arnau Martínez jest gotowy na grę w wielkim klubie. W ciągu ostatnich miesięcy poczynił ogromny i błyskawiczny postęp, więc jestem przekonany, że nie będzie w przyszłym sezonie kontynuował kariery w Gironie. Biorąc pod uwagę, że jego klauzula odstępnego wynosi “zaledwie” 20 milionów euro, po prostu zgłosi się po niego jakiś większy zespół i go do siebie ściągnie. Na razie wydaje się, że w tym wyścigu faworytem może być jednak Atletico, które dość mocno o niego zabiega - tłumaczy Alex Biescas, dziennikarz zajmujący się Gironą w “Diario AS”.
Arnau wielokrotnie powtarzał, że sam marzy o powrocie na Camp Nou. Nic dziwnego, to w końcu rodowity Katalończyk, który spędził w tym klubie osiem lat. Jego kolega z zespołów młodzieżowych “Blaugrany”, Alejandro Balde, bardzo obiecująco wprowadził się do pierwszej drużyny “Barcy”. W przeszłości obaj panowie grali na bokach obrony w La Masii, a być możewkrótce spotkają się w jednych barwach już na poziomie La Ligi.
- Żeby grać jako boczny obrońca w Barcelonie, musisz mieć odpowiednie inklinacje do gry w ofensywie, bo większość czasu będziesz spędzał na połowie przeciwnika. I faktycznie Arnau idealnie wpisuje się w taki profil. Do tego nie zapominajmy o tym, że to wychowanek “Barcy”, więc doskonale zna system, jaki preferuje “Blaugrana”. Do tego wszystkiego jest Katalończykiem. Nie sądzę, by miał jakiekolwiek problemy z grą dla takiego zespołu jak Barcelona. Jest już odpowiednio dojrzały pod względem taktycznym i ma świetną kontrolę nad piłką - dodaje Biescas.

Plan B

Jeśli jednak Martinez ostatecznie trafi do Atletico lub do Premier League, skąd kluby również bacznie obserwują jego poczynania, wówczas Barcelona będzie musiała poszukać planu B. Szczególnie w sytuacji, w której koniec końców nie znajdzie odpowiednich funduszy na pozyskanie innego prawego obrońcy o odpowiednim poziomie. Skoro jednak udało się rozwinąć Balde na lewej stronie, może to samo mogłoby teraz nastąpić na prawej?
- W młodzieżowych drużynach trudno obecnie znaleźć kogoś z podobnym potencjałem. W ostatnią zimę Barcelona sprowadziła jednak z LA Galaxy Juliana Araujo. Przez to, że nie zarejestrowała go w terminie, nie może on póki co grać w meczach, ale według najnowszych informacji sztab wyraża się o nim pozytywnie. Może to on zatem w kolejnym sezonie będzie niskokosztowym "wybrańcem" na pozycję prawego obrońcy - sugeruje Gajdek.
Jeśli jednak Julian Araujo okaże się ostatecznie tylko ciut młodszą wersją Sergino Desta, wówczas Barcelona po raz kolejny obudzi się z ręką w nocniku. I albo dalej prawą obronę będą z konieczności łatać Araujo (tyle że Ronald) i Kounde, albo będzie trzeba naprawdę głęboko sięgnąć do dość pustej przecież kieszeni. Dlatego właśnie opcja Arnau Martineza wydaje się obecnie najodpowiedniejsza dla “Dumy Katalonii”.

Przeczytaj również