Ważny ruch UEFA. To może mieć wielki wpływ na futbol w najbliższych latach. "Tego chcieli uniknąć"

Ważny ruch UEFA. To może mieć wielki wpływ na futbol w najbliższych latach. "Tego chcieli uniknąć"
screen youtube
UEFA zdecydowała się na rewolucję w europejskich pucharach. Nieco ponad rok po upadku Superligi, to piłkarska centrala postanowiła “zamieszać” w dotychczasowym układzie. Czy to właśnie bunt klubów przyspieszył zmiany? Jeśli tak, to “inspiracją” dla działań UEFA mogła być… koszykówka.
UEFA zmienia zasady europejskich pucharów. Powiększona Liga Mistrzów (a także LE i LK), kompletnie zmieniony system rozgrywek, który wypiera m.in. dotychczasową rywalizację w fazie grupowej. Czy w ten sposób europejska centrala chce uprzedzić pomysły, jakie mogłyby narodzić się w głowach niektórych działaczy? W końcu nieco ponad rok temu nad europejskimi rozgrywkami piłkarskimi wisiało widmo Superligi.
Dalsza część tekstu pod wideo
Wtedy nie brakowało choćby porównań do sytuacji z koszykarskich parkietów. To właśnie w koszykówce swego czasu doszło do przewrotu, w wyniku którego sprawy w swoje ręce wzięły największe kluby. Jak pokazuje teraźniejszość, wyszedł z tego spory chaos, którego UEFA na pewno chciała uniknąć. Choć wybrała drogę bardzo wyboistą.

Koszykarski galimatias

Zacznijmy od początku. Do rozłamu w europejskiej koszykówce doszło na początku XXI wieku, w wyniku konfliktu na linii kluby - FIBA. Czołowe zespoły postanowiły powołać do życia własne rozgrywki, które przejęły dotychczasową nazwę najważniejszych, klubowych zmagań na starym kontynencie. Tak powstała “nowa Euroliga”, rozgrywana od sezonu 2000/01. Dwa lata później narodził się drugi puchar, nazwany Pucharem ULEB, który obecnie funkcjonuje jako EuroCup.
Gdzie szukać źródła konfliktu? Jeśli nie wiadomo o co chodzi, to zawsze chodzi o jedno. Pieniądze. Największe kluby nie godziły się na dotychczasowy podział zysków z europejskich pucharów, przede wszystkim z praw telewizyjnych, i postanowiły zbojkotować organizowane przez FIBA zmagania. Federacja chciała się postawić i przez rok tworzyła rozgrywki FIBA Suproliga. Rozgrywki szybko jednak upadły, a kryzys w europejskich pucharach zaczął się pogłębiać.
Z czasem doszło do tego, że Euroliga i EuroCup stały się prywatnymi tworami zarządzanymi przez akcjonariuszy, a największe kluby mają praktycznie nieograniczoną władzę. W teorii, obok stałych uczestników, na awans do Euroligi mogą liczyć najlepsze zespoły z EuroCupu, po spełnieniu warunków finansowych. Zasady udziału w drugim z pucharów ponownie nie są takie oczywiste. Dużo jest polityki i dogadywania się, a mniej sportowych szans na kwalifikację do - jakby na to nie spojrzeć - zamkniętych rozgrywek.
Od pewnego czasu “swoje” puchary organizuje ponownie FIBA. Liga Mistrzów (BCL) i FIBA Europe Cup to rozgrywki bardziej dostępne dla średnich i mniejszych klubów, ale jednocześnie dużo mniej prestiżowe. Patrząc na przykładzie polskich drużyn, do BCL pewny awans ma mistrz kraju, wicemistrz może zagrać w eliminacjach. Dwie lub trzy drużyny mogą wystąpić w FIBA Europe Cup. I tu znowu mamy jedno “ale”. Miejsce na koniec sezonu ligowego ma znaczenie, lecz także nie jest wyznacznikiem kluczowym. Zespoły zgłaszają chęć udziału w pucharach, ważne jednak, by w lidze nie znalazły się “zbyt nisko”. Niekoniecznie muszą jednak zająć określone miejsce.
Co za tym idzie, nawet rozgrywki pod “oficjalną” banderą federacji nie są prowadzone w klarowny sposób, bazując na wyłącznie sportowych wynikach. To jednak nie dziwi aż tak bardzo. Kluby, które dobrze radzą sobie w krajowych ligach, mają chrapkę, aby grać w EuroCupie, a marzeniem pozostaje Euroliga. BCL czy FIBA Europe Cup? Fajna to przygoda, ale wielu drużynom szkoda “przepalać” pieniądze na rozgrywki o niskich statusie. UEFA, póki co, tego problemu nie ma. Jest jedynym organizatorem zmagań pucharowych. I to chce utrzymać.
Koszykarska struktura pucharów wprowadza spory chaos i przekłada się na wiele więcej niż tylko rozgrywki klubowe. Najlepsze zespoły europejskiego “basketu” są praktycznie wyjęte spod działań FIBA, a same niechętnie respektują np. terminy oficjalnych meczów międzypaństwowych. Co już nie raz doprowadziło do sytuacji, w której najlepsi zawodnicy musieli rezygnować z gry w narodowych barwach. Dodatkowo brak czołowych ekip w zmaganiach FIBA, to spory cios finansowy i wizerunkowy dla federacji. Takiego rozwiązania mogła obawiać się UEFA, gdy na wojnę z nią poszły kluby Superligi.

Superliga upadła, UEFA wyprzedza ruchy

Dlaczego to, co udało się przeforsować największym klubom koszykarskim, nie przeszło w futbolu? Mimo wszystko UEFA ma więcej argumentów niż FIBA. Przede wszystkim w piłce nożnej wciąż spore znaczenie mają rozgrywki reprezentacji narodowych, a najlepsi piłkarze chcą w nich występować. W koszykówce nie zawsze jest to priorytetem. I to nie tylko z powodu sytuacji w Europie, ale także przez wzgląd na politykę ligi NBA, która stawia własną ligę ponad mecze międzynarodowe.
Stąd też UEFA - a także np. FIFA - mogą pogrozić palcem tym, którzy planują wystąpić przeciwko obecnemu układowi sił w światowej piłce. Ewentualne wykluczenie piłkarzy z gry w rozgrywkach reprezentacyjnych, czy wyrzucenie klubów z lig, to spory straszak, a krajowe federacje już pokazały, że gotowe są wspierać obecny układ sił. Co zresztą pozwoliło dość szybko spacyfikować zapędy Superligi. FIBA na wojnie z klubami została praktycznie bez wsparcia i poległa.
UEFA przy okazji Superligi mogła liczyć nawet na wstawiennictwo ze strony wysoko postawionych dygnitarzy Unii Europejskiej, co także pokazuje siłę instytucji. Naiwnym byłoby jednak myślenie, że nikt już nie będzie chciał dokonać rewolucji w europejskiej piłce. I dlatego to UEFA pierwsza wytoczyła działa.
Zmiany w Lidze Mistrzów aby uprzedzić “bogaczy”?

Od sezonu 2024/25 w rozgrywkach Ligi Mistrzów ma występować 36 zespołów, w miejsce dotychczasowych 32. Tyle samo ekip zagra także w Lidze Europy i Lidze Konferencji. Zespoły będą grać tzw. systemem szwajcarskim, znanym choćby z rozgrywek szachowych. Więcej o tym piszemy TUTAJ.
Co istotne, w “nowej” Champions League dodatkowe cztery miejsca zgarną:
  • Trzecia drużyna z piątej ligi w Europie (obecnie Francja)
  • Jeden zespół z tzw. ścieżki mistrzowskiej
  • Dwa zespoły z federacji, których kluby osiągały najlepsze wyniki w sezonie poprzedzającym (na ten moment za sezon 2021/22 byłyby to Anglia i Holandia).
Patrząc na to, że zazwyczaj najlepiej punktują przedstawiciele czołowych lig: Anglii, Hiszpanii, Włoch czy Niemiec; dwa dodatkowe miejsca są w teorii do wzięcia przez krezusów. W końcu w samej Premier League chętnych do gry w Lidze Mistrzów jest co roku przynajmniej sześć drużyn, a miejsc “tylko” cztery.
Umocnienie pozycji ligi nr 5 w Europie także idzie w zgodzie z tym, co mogły chcieć bogatsze kluby. Dołożenie w tym przypadku jednego miejsca dla triumfatora ścieżki mistrzowskiej (z czterech do pięciu ekip awansujących) jest tylko w teorii zrównaniem szans dla mniejszych klubów.
UEFA jednocześnie zagrała cwanie pod kątem “pucharów drugiej kategorii”. Klubom z mocnych federacji będzie opłacało się walczyć o Lidze Europy i Lidze Konferencji, bowiem to może przekładać się na dodatkowe miejsca w kolejnym sezonie.
Tym samym UEFA nadal sporo pozostawia wynikom sportowym, ale zasady konstruuje w taki sposób, że trudno wierzyć w zniwelowanie dystansu między gigantami a średniakami. W białych rękawiczkach można więc ułatwić drogę klubom z mocniejszych lig, choć warto pamiętać, że pierwotnie dwa miejsca w Lidze Mistrzów miały otrzymać kluby z europejskiego rankingu, którym w krajowych rozgrywkach powinęła się noga.
Ten pomysł ostatecznie upadł. Czy jednak obecne zmiany to już koniec? Nie zdziwi, jeśli przez najbliższe lata UEFA będzie przesuwać front w stronę najbardziej wpływowych klubów. Wszystko, aby utrzymać w rękach władzę nad pucharami.

Czy UEFA wyciągnęła wnioski z koszykówki?

Tak dużego przewrotu w formacie rozgrywek piłkarskich nie było od dawna. UEFA zagrała va banque. Jeśli nowy format będzie odpowiadał możnym, którzy chcą więcej ciekawych meczów między sobą, wówczas śmiały ruch powinien się opłacić. A kibice? I tak w końcu się przyzwyczają.
Póki co, wciąż mamy więcej pytań niż odpowiedzi. Przykład z koszykarskich parkietów pokazuje, że nie ma nic gorszego dla centrali, niż kilka instytucji działających w organizacji pucharów na własną rękę. Aleksander Ceferin zapewne widzi, że stagnacja w futbolu mogła prowadzić do nowych pomysłów z zewnątrz, kolejnej próby rozłamu obecnego ładu i w konsekwencji utworzenia czegoś, co w koszykówce dzieje się od kilkunastu lat.
Nie bez powodu zresztą nazwa “Superliga” padała kilkukrotnie przy debatowaniu nad nowymi regułami Ligi Mistrzów. Z jednej strony jako groźba, z drugiej jako przestroga. Ostatecznie wypracowano pewien kompromis, który ma upiec dwie pieczenie na jednym ogniu.
Sam Ceferin podkreśla zresztą, jak ważne było dla niego zdanie ludzi piłki:
- Dzisiejsze decyzje kończą szeroko zakrojony proces konsultacji, podczas którego wysłuchaliśmy pomysłów kibiców, zawodników, trenerów, krajowych stowarzyszeń, klubów i lig, by wymienić tylko kilka, w celu znalezienia najlepszego rozwiązania dla rozwoju i sukcesu europejskiej piłki nożnej - stwierdził, cytowany na oficjalnej stronie UEFA.
Widać zatem, że w obliczu ubiegłorocznych wydarzeń, tym razem nie było mowy o autorytarnym podejmowaniu działań. Federacja, nawet jeśli tylko z potrzeby poklasku, szukała pomysłu trzymającego w ryzach zapędy “buntowników”.
Nadal pozostaje pytanie - czy nowy format będzie bardziej atrakcyjny? Czy spowoduje, że kibice staną murem za działaniami federacji, gdyby narodził się pomysł Superligi 2.0? Tego nie można być pewnym. Od minionego roku temat Superligi ucichł, ale część z klubów założycieli (Real Madryt, Barcelona, Juventus) nadal trwa w tym projekcie i tym samym straszy wizją przewrotu na miarę koszykarskiej Euroligi.
Na ten moment integralność futbolu w Europie zdaje się być uratowana. Przynajmniej do czasu sprawdzenia nowego formatu w warunkach bojowych.

Przeczytaj również