Tego Świątek jeszcze brakuje. Na drodze bardzo trudne rywalki. "Przystąpią go gry z wiarą, że mogą ją pokonać"

Tego Świątek jeszcze brakuje. Na drodze bardzo trudne rywalki. "Przystąpią go gry z wiarą, że mogą ją pokonać"
Tomasz Kudala / press focus
Po raz pierwszy w karierze Iga Świątek otwiera sezon w roli liderki światowego rankingu. W Australian Open zagra nie tylko jako najwyżej rozstawiona, ale też - co oczywiste - jako największa faworytka. Losowanie dla Polki nie było jednak najbardziej łaskawe.
Turniej w Melbourne to jeden z dwóch Wielkich Szlemów, obok Wimbledonu, w których dotąd nie triumfowała. Najlepszy wynik osiągnęła w poprzednim sezonie, kiedy dotarła do półfinału, w którym przegrała z Danielle Collins. Od tego czasu sporo się jednak w kobiecym tenisie pozmieniało. Przede wszystkim nie ma już w stawce zwyciężczyni z 2021 roku, Ashleigh Barty, która kilka tygodni później ogłosiła zakończenie kariery, a niedawno poinformowała, że spodziewa się dziecka. Collins natomiast ma za sobą przeciętne miesiące, finał w Australii był jej najlepszym osiągnięciem na przestrzeni całego sezonu.
Dalsza część tekstu pod wideo
W kobiecej drabince generalnie brakuje tenisistek, które w przeszłości w Melbourne wygrywały. Większość ostatnich triumfatorek zakończyła już kariery albo zrobiła sobie przerwę na macierzyństwo. Jedyne dwie zwyciężczynie w stawce, Wiktoria Azarenka i Sofia Kenin, wpadły na siebie w pierwszej rundzie.

Niekorzystne losowanie

To jednak prawdopodobnie nie one będą głównymi rywalkami dla Świątek. Polka już w pierwszej rundzie, biorąc pod uwagę, że była rozstawiona, trafiła niezbyt korzystnie. Zagra z Jule Niemeier, potężnie zbudowaną niemiecką tenisistką, z którą miała okazję rywalizować w US Open. Wówczas do wygranej potrzebowała aż trzech setów. Teraz oczywiście będzie faworytką, szczególnie, że Niemeier słabo weszła w sezon, przegrała oba mecze podczas United Cup, szybko odpadła też z turnieju w Adelajdzie.
Spoglądając w drabinkę nieco szerzej, kolejne rundy też nie zapowiadają się na spacerek. W sekcji Świątek, z której jedna tenisistka awansuje do finału są: Jelena Rybakina, Collins, Coco Gauff i Jessika Pegula. Warto zwrócić uwagę przede wszystkim na Rybakinę i Pegulę. Obie są zawodniczkami, które potrafią grać mocno, przejmować inicjatywę, o czym Polka przekonała się w ostatnich tygodniach. Zarówno z Rybakiną, jak i Pegulą przegrała dość gładko. Z tą pierwszą podczas pokazowego turnieju w Dubaju (3:6, 1:6), a z Amerykanką w United Cup (2:6, 2:6). Nawet nie tyle same porażki, co ich rozmiar, może nie tyle powinien niepokoić, co sprawiać, że obie przystąpią do rywalizacji ze sporą wiarą w końcowy sukces, czego czasem przeciwniczkom Polki można było odnieść wrażenie brakowało.

Najgroźniejsza Sabalenka

W drugiej części drabinki, czyli wśród zawodniczek, z którymi Świątek może zagrać dopiero w finale, są Aryna Sabelenka, Ons Jabeur i Caroline Garcia. Ciekawym przypadkiem jest Białorusinka, która sprawia wrażenie coraz bardziej stabilnej, równej, ale cały czas ciągnie się też za nią brak choćby jednego awansu do wielkoszlemowego finału. W 2022 roku osiągnęła swoje najlepsze indywidualne wyniki, w Nowym Jorku była w półfinale i wydaje się, że kwestią czasu jest awans do bezpośredniej gry o tytuł. W tym sezonie zdążyła już wygrać turniej WTA w Adelajdzie.
Świątek po porażce z Pegulą w United Cup wycofała się z ostatniej imprezy WTA poprzedzającej Australian Open. Oficjalnym powodem była kontuzja ramienia, ale przy okazji drobnego urazu sztab chciał pewnie wykorzystać czas na trening na Antypodach. Zdrowotnie nie ma się o co martwić, Polka regularnie pojawia się na korcie, ostatnio trenowała choćby z Garbine Muguruzą. W United Cup oprócz porażki z Amerykanką zaliczyła trzy zwycięstwa. Pokonała Julię Putincewą, Belindę Bencic i Martinę Trevisan.

Przełamać złą serię

W zupełnie innej roli do Australian Open przystąpi Hubert Hurkacz. On cały czas musi poradzić sobie z łatką tenisisty, któremu w Wielkich Szlemach nie idzie za dobrze. Wystrzelił w zasadzie tylko raz, w Wimbledonie, kiedy dotarł do półfinału, a po drodze ograł Rogera Federera, dla którego był to ostatni mecz w zawodowej karierze.
W Melbourne jest rozstawiony z „10” i rozpocznie rywalizację od meczu z Hiszpanem Pedro Martinezem. Będzie w nim oczywiście faworytem, później może się spotkać z Włochem Lorenzo Sonego bądź Nuno Borgesem z Portugalii. Pierwszym rywalem na podobnym poziomie może być w trzeciej rundzie Denis Shapovalov, z którym ma dodatni bilans. Realnym celem wydaje się awans do najlepszej szesnastki turnieju, w której rywalem może być Danił Miedwiediew. Za wiele optymizmu po United Cup mieć jednak nie można. W starciach z rywalami z czołówki, Matteo Berrettinim i Taylorem Fritzem, Hurkacz schodził z kortu pokonany.
W męskim turnieju główna uwaga będzie oczywiście skupiona na Rafaelu Nadalu i Novaku Djokoviciu. Serb wraca do Melbourne po rocznej przerwie, tym razem wjechał na Antypody bez żadnych problemów. Dla Nadala natomiast początek sezonu jest trudny. U United Cup przegrał dwa pojedynki z rzędu. Dwaj najbardziej utytułowani tenisiści są po dwóch różnych stronach drabinki więc najwcześniej mogą się spotkać w finale. Obecność Serba nie byłaby tam żadnym zaskoczeniem, kiedy tylko jest w Australii, to masowo kolekcjonuje tytuły, ma obecnie 34 z rzędu wygrane spotkania na Antypodach. Natomiast dla Nadala już spotkanie pierwszej rundy z Jackiem Draperem może być sporym wyzwaniem. W czwartek Hiszpan przegrał sparingowy pojedynek z Hurkaczem.

Przeczytaj również