Transferowy zawód Barcelony. Niewielkie oczekiwania, słaba forma. "Zadaniowiec bez rytmu"

Transferowy zawód Barcelony. Niewielkie oczekiwania, słaba forma. "Zadaniowiec bez rytmu"
Mateusz Porzucek/Pressfocus
Do Barcelony trafił, żeby wypełnić lukę po jednej z klubowych legend. Nikt nigdy nie oczekiwał, że Oriol Romeu zbawi “Blaugranę”. Niestety, jego początek jest bardzo mizerny. ostatnio gra coraz mniej i nic dziwnego, że wszyscy powoli zaczynają zastanawiać się nad przyszłością pomocnika.
Kiedy latem ogłoszono, że Sergio Busquets ostatecznie dołączy do Leo Messiego i zasili szeregi Interu Miami, stało się jasne, że FC Barcelona będzie potrzebowała jego następcy.

“Dumie Katalonii” ciężko było jednak znaleźć piłkarza, który godnie wejdzie w buty jednego z najlepszych defensywnych pomocników w historii futbolu. Wyzwanie stało się jeszcze większe, biorąc pod uwagę problemy finansowe “Barcy”. Ostatecznie zdecydowano się więc na opcję niskobudżetową i tak oto do klubu po ponad dekadzie powrócił Oriol Romeu. 32-latek jest wychowankiem “Dumy Katalonii”, ale przez lata dojrzewał piłkarsko poza Camp Nou. W czasie niemal dekady spędzonej w Anglii wypracował swoją markę i zyskał miano solidnego ligowca. Nie ulega jednak wątpliwości, że jeszcze kilkanaście miesięcy temu nikt o zdrowych zmysłach nie postawiłby choćby euro na to, że Hiszpan wróci kiedykolwiek do “Blaugrany” w roli piłkarza pierwszego zespołu. I jak dotąd okazuje się, że obawy towarzyszące temu transferowi mogły być słuszne.
Dalsza część tekstu pod wideo

Cień Busquetsa

15 maja 2011 roku. To właśnie tego dnia Oriol Romeu po raz pierwszy zagrał w meczu ligowym jako piłkarz Barcelony. Pep Guardiola dał mu dziesięć minut w zakończonym bezbramkowym remisem starciu z Deportivo La Coruna. Całe to spotkanie na ławce rezerwowych przesiedział z kolei Xavi. Podobnie jak kilku innych kluczowych piłkarzy “Dumy Katalonii”, obecny szkoleniowiec klubu był już wtedy oszczędzany przed zbliżającym się wielkimi krokami finałem Ligi Mistrzów przeciwko Manchesterowi United (3:1).
W nim miejsca dla Romeu już jednak zabrakło. Podobnie zresztą jak w kadrze Barcelony na kolejny sezon. Latem tego samego roku wówczas młody i obiecujący pomocnik odszedł bowiem do Chelsea. Choć “Barca” zachowała sobie wtedy prawo do odkupu zawodnika w przyszłości, nigdy z niego nie skorzystała. Z kolei Katalończyk, pomijając dwie krótsze przerwy, pozostał w Anglii w sumie na ponad dekadę. Grał dla Chelsea i Southampton, w międzyczasie zanotował też epizody w Valencii i Stuttgarcie.
W Premier League był cenioną postacią, dobrze zbudowanym i silnym defensywnym pomocnikiem, piłkarzem idealnie skrojonym pod twardą angielską grę. Xavi doskonale znał Romeu ze wspólnych treningów w Barcelonie, a po raz pierwszy chciał z nim współpracować jeszcze jako opiekun Al-Sadd, które swego czasu mocno kusiło wychowanka. Ten jednak wtedy z opcji wyjazdu do Kataru nie skorzystał, a latem zeszłego roku, chcąc być bliżej rodzinnych stron, wrócił do La Ligi i zasilił szeregi Girony. Tam jego forma eksplodowała. W ostatnim sezonie był bezsprzecznie jednym z najlepszych zawodników na swojej pozycji. Nic więc dziwnego, że szukająca następcy “Busiego” Barcelona ostatecznie zdecydowała się wyłożyć na stół niecałe cztery miliony euro i wybrała właśnie Romeu.
- Powrócił do stolicy Katalonii, ponieważ Barcelona nie miała zbyt dużego pola manewru i po prostu brakowało jej pieniędzy na większe transfery. Sprowadzenie swojego wychowanka okazało się łatwe i bardzo dobre pod względem ekonomicznym. Cień Busquetsa jest jednak długi. Ktokolwiek by został wtedy namaszczony na jego następcę, to i tak takiemu piłkarzowi byłoby trudno wskoczyć na choćby porównywalny poziom gry - mówi nam Alberto Martinez, korespondent “Relevo” w Barcelonie.

Zadaniowiec bez rytmu

32-latek pewnie jakiś czas temu nie byłby nawet rozważany w kontekście gry w Barcelonie, ale “Blaugrana” była minionego lata na musiku. Nie mogła pozwolić sobie na sprowadzenie na pozycję pivota żadnego z głównych celów transferowych. Real Sociedad za Martina Zubimendiego zażyczył sobie ponad 60 milionów euro. Joshua Kimmich był nie do wyjęcia z Bayernu Monachium. Natomiast Marcelo Brozović ostatecznie zdecydował się na lukratywną ofertę z Al-Nassr.
- Wybór padł na Oriola Romeu, który przyszedł do Barcelony jako zadaniowiec i miał być przydatny w takich momentach meczu, w których drużyna pozostawała niezagrożona. Dzięki niemu Xavi miał pozwolić odpocząć swoim podstawowym pomocnikom. Uważam, że zawodnik o takiej roli jest niezbędny w tej drużynie. Tylko rzeczywiście musi ją należycie wypełniać - tłumaczy Michał Gajdek, redaktor naczelny “FCBarca.com” i współautor podcastu “9CAMPNOU”.
Romeu w czasie letnich przygotowań spisywał się całkiem solidnie, toteż Xavi dość chętnie korzystał z niego na początku nowego sezonu. W siedmiu pierwszych kolejkach La Ligi to właśnie urodzony w katalońskiej Ulldeconie zawodnik zaczynał mecze w wyjściowym składzie. Choć “Barca” żadnego z tych spotkań nie przegrała, a w trzech z nich zachowała czyste konto, Romeu ostatecznie stracił miejsce w składzie. Od końca września w lidze rozegrał zaledwie 165 minut i zaledwie raz wybiegł w niej od początku spotkania. Wszystko przez słabą formę i dołek, w którym w pewnym momencie wpadł nie tylko on, ale i cały zespół.
- Romeu zarzuca się brak odpowiedniego rytmu oraz jakości w grze z piłką przy nodze. I to wszystko pomimo tego, że dorastał przecież w La Masii. Na pewno nie pomaga mu jednak ogólna sytuacja panująca w Barcelonie. To zespół, który wciąż jest przecież w fazie przebudowy i dochodzi do wielu rotacji taktycznych. Przecież nawet Busquets w ostatnich latach u Koemana czy Xaviego spisywał się słabiej. I w tym przypadku nie chodziło tylko o wiek, ale również o zbyt częste zmiany systemów stosowanych przez obu tych szkoleniowców. Coraz częściej pomocnicy “Blaugrany” są bowiem dużo bardziej odsłonięci niż kiedyś - zauważa Martinez.

Świat zazdrości

Nikt nie oczekiwał jednak od Romeu jakichś przesadnych fajerwerków. Już w momencie jego powrotu było wiadomo, czego należy się po nim spodziewać. Prostej gry, pozbawionej wszelkich ozdobników, ale to wszystko miało być przy tym szalenie skuteczne. Tymczasem jest zupełnie przeciwnie. Były gracz Southampton momentami wygląda na boisku na zupełnie zagubionego i przestraszonego, co biorąc pod uwagę jego budowę ciała, prezentuje się dość mocno groteskowo.
To wszystko odbija się na samym zawodniku. Co prawda sam już dawno temu zrezygnował z portali społecznościowych, ponieważ uważa je za "świat zazdrości". Nie ulega jednak wątpliwości, że krytyczne słowa, które padają pod jego adresem w Internecie, z pewnością nie wpływają dobrze na formę 32-latka. W ostatnim czasie w mediach pojawiły się nawet spekulacje, że Romeu nie radzi sobie pod względem mentalnym i gra w takim klubie jak “Duma Katalonii” przysparza mu zbyt wiele niepokoju oraz stresu.
- Krytyka oczywiście jest słuszna, ale moim zdaniem jednak trochę pomija się przy tym kontekst, w którym Oriol Romeu funkcjonuje, czyli ogólny bałagan w drużynie. Ten był szczególnie duży podczas kontuzji Frenkiego de Jonga. Oriol został zmuszony do łatania dziur po nieskutecznie zakładanym przez kolegów pressingu, a o tym, że nie będzie nadążał za szybkimi kontratakami, wszyscy doskonale przecież wiedzieli. Przy czym nie wydaje mi się, by Hiszpan jakoś specjalnie “spalił się” jako zawodnik Barcelony. Dla niego to przede wszystkim powrót do domu. Chociaż można dostrzec, że zwłaszcza z piłką przy nodze brakuje mu pewności siebie - opowiada Gajdek.

Misja Xaviego

Chociaż przed sezonem wszyscy zdawali więc sobie sprawę, że Oriol Romeu to dla Barcelony “low cost option”, fani wciąż mają wobec niego jakieś oczekiwania. Może nikt nie spodziewa się, że nagle stanie się szefem w europejskich pucharach, w których przecież wcześniej po raz ostatni występował w sezonie 2016/2017, a w Lidze Mistrzów okrągłe dziesięć lat temu. W Barcelonie nadal jednak liczą na to, że w meczach ze słabszymi rywalami ze środka i dołu tabeli La Ligi, w której w minionych latach coraz większe znaczenie ma fizyczność, taki gracz jak Romeu okaże się bezcenny.
- Wszyscy są oczywiście świadomi, że poziom Romeu nie jest wystarczający na Barcelonę w jej najlepszej wersji. Jeśli jednak cały zespół poprawi swoją grę, powinniśmy zobaczyć lepszego Oriola. Trudno będzie mu jednak o przebicie się do wyjściowej jedenastki. Szczególnie że Xavi wciąż szuka rozwiązań i koncentruje się na szukaniu opcji dla Frenkiego de Jonga i Ilkaya Guendogana - mówi Martinez.
Na przełomie grudnia i stycznia Barcelonę czeka sporo meczów. Do spotkań ligowych dojdzie jeszcze Puchar Króla oraz Superpuchar Hiszpanii. Ekipę Xaviego czeka więc prawdziwy maraton, w którego czasie postać Oriola Romeu może okazać się kluczowa. Mimo że w mediach pojawiają się spekulacje na temat jego potencjalnego odejścia już w zimowym oknie, Xavi wciąż pokłada w nim ogromne nadzieje. Ostatnio “Mundo Deportivo” ogłosiło, że nie ma w ogóle tematu transferu pomocnika. Szkoleniowiec “Barcy” chce odbudować zawodnika, który po niezłym początku sezonu, w minionych spotkaniach zanotował spory regres formy.
- Mam nadzieję, że Romeu jest zawodnikiem, którego Xavi wciąż może odzyskać dla tego zespołu. Wystarczy spojrzeć na odwrotny przypadek, czyli Erica Garcię. W Barcelonie również nie spełnił oczekiwań, uwypuklone były jego braki fizyczne. Gdy jednak udał się do Girony, to Michel był w stanie je ukryć. Podobnie Oriol grał w ekipie z Montilivi na wysokim poziomie, a teraz jego wady są aż nadto widoczne. Oni nie są słabymi piłkarzami, natomiast z pewnością wymagają odpowiedniego kontekstu, w którym będą mogli funkcjonować - podsumowuje Gajdek.

Przeczytaj również