Zidane nie potrafił, Ancelotti dał radę. Tak Vinicius dąży do perfekcji. Nowy król Madrytu w drodze

Zidane nie potrafił, Ancelotti dał radę. Tak Vinicius dąży do perfekcji. Nowy król Madrytu w drodze
Fabrizio Carabelli/Pressfocus
Jeszcze młoda gwiazda, już filar Realu Madryt. Viniciusowi Juniorowi od dawna pisano wielką przyszłość w światowym futbolu. Dziś to już nie jest nieopierzony młokos, który minie pięciu rywali, zaserwuje mały pokaz Joga Bonito, po czym wyśle piłkę na orbitę okołoziemską. W ostatnich miesiącach Brazylijczyk stał się piłkarzem ocierającym o perfekcję.
“Vini” od momentu przybycia na Santiago Bernabeu uchodził za jednego z najbardziej utalentowanych zawodników młodego pokolenia. W jego grze zawsze brakowało jednak aspektów, które oddzielają graczy dobrych od wybitnych - skuteczności, opanowania i zimnej krwi w decydujących momentach. Na boisku potrafił przygotować piękny tort, w którym brakowało przysłowiowej wisienki, truskawki czy jakiegokolwiek innego owoca wieńczącego dzieło. Pod okiem Zinedine’a Zidane 21-latek był jedynie perłą z potencjałem. Dziś to piłkarz przez wielkie “P”.
Dalsza część tekstu pod wideo

Takiego trenera potrzebował

Wielki wpływ na znakomity dorobek strzelecki Viniciusa miało przybycie do Madrytu Carlo Ancelottiego. Włoch, odkąd z powrotem postawił stopę w stolicy w Hiszpanii, zapewniał, że reprezentant “Canarinhos” będzie kluczowym elementem jego układanki. Nawet kiedy media nieustannie żyły tematem bombowego transferu Kyliana Mbappe, a Florentino Perez licytował w przegranej aukcji z Nasserem Al-Khelaifim, szkoleniowiec “Los Blancos” zachował spokój. Mbappe przyjdzie? Świetne wzmocnienie. Nie przyjdzie? Mamy Viniciusa. Tego typu podejście pozwoliło odbudować mentalnie zawodnika, który dokładnie takiego trenera potrzebował.
Liczby jasno pokazują, że Zinedine Zidane, mimo swojego niepodważalnego warsztatu, nie potrafił wydobyć z “Viniego” pełni potencjału. Francuz regularnie wstawiał skrzydłowego do składu, jednak nie miał pomysłu na zwalczenie największej bolączki wychowanka Flamengo. Dwa poprzednie sezony ligowe Vinicius zakończył z łącznym dorobkiem sześciu goli. Poziom Luuka de Jonga, a nie podstawowego członka ofensywy Realu Madryt.
Podbramkowa gehenna trwała trzy lata. Zamiast zbudować pewność siebie i doszlifować instynkt napastnika, nieudolnie próbowano ukryć jego mankamenty. Przed rokiem Brazylijczyk oddawał średnio 1.4 strzału we wszystkich rozgrywkach. Teraz próbuje zaskakiwać bramkarzy rywali minimum trzy razy w każdym meczu. Już nie musi się chować. Już nie boi się, jeśli nie wpadnie za pierwszym razem. W dwóch kolejnych akcjach nadrobi to z nawiązką.
- Powiedziałem mu, że żeby strzelać gole, musi dotknąć piłkę raz albo dwa. Trudno trafić do siatki, kiedy wcześniej notujesz pięć czy sześć kontaktów. Bardzo podoba mi się, że zdobył już trzy bramki w ciągu praktycznie godziny. Rok temu strzelił tyle samo przez cały sezon w La Liga. Myślę, że może w tym roku zdobyć dużo bramek, nawet jeśli nie będzie grał jako środkowy napastnik - przyznał Carlo Ancelotti na jednej z sierpniowych konferencji prasowych.
Na pierwszy rzut oka widać znakomite relacje łączące Włocha z Viniciusem. Szczególne metody szkoleniowca stanowiły doskonałą motywację dla zawodnika, który potrzebował tego, aby w niego uwierzyć, a nie oddelegować do innych zadań. W poprzednim sezonie doszło przecież nawet do tak kuriozalnych sytuacji, jak odesłanie Brazylijczyka na pozycję wahadłowego w kluczowym meczu przeciwko Chelsea na Stamford Bridge. Ancelotti, kolokwialnie mówiąc, nie szuka kwadratowych jaj. Wiedząc o problemach młodziana ze skutecznością, każe mu strzelać, strzelać i jeszcze raz strzelać. Praktyka czyni mistrza. Najwyżej skrzydłowy zostanie zdjęty z boiska. Od kilku tygodni jednak nie ma ku temu powodów, bo Vinicius praktycznie nie zawodzi.
- To naturalne, że będę się mylił, ale też próbował dalej. Jestem bardzo zadowolony z dobrego początku sezonu. Strzeliłem już więcej goli niż w całym poprzednim, ale chcę iść dalej, ciągle mam miejsce na rozwój - zapewnił Vinicius po wybitnym spotkaniu z Szachtarem Donieck.

Tytan

Praca Carlo Ancelottiego oczywiście idzie w parze z zapałem samego piłkarza. Dziennikarze “Marki” przygotowali obszerny materiał o tym, jak wiele Vinicius inwestuje w samego siebie i w jak profesjonalny sposób podchodzi do swojego zawodu. Gdy w 2019 roku doznał kontuzji w starciu z Ajaksem Amsterdam zatrudnił Thiago Lobo, jednego z najbardziej renomowanych fizjoterapeutów i trenerów personalnych w świecie futbolu. Lobo wcześniej miał okazję współpracować z Neymarem czy Marquinhosem. Teraz dogląda, jak Vinicius zmienia się w fizycznego potwora.
Zwyczajem Viniciusa były dodatkowe treningi na siłowni po normalnych zajęciach w Valdebebas. Gdy wybuchła pandemia i piłkarze nie mogli odbywać wspólnych zajęć, Brazylijczyk postanowił jeszcze dokręcić sobie śrubę, stosując metody Cristiano Ronaldo. Jego zwyczajny dzień zawierał około osiem godzin treningu. Praca na pełen etat. Od momentu wdrożenia nowych zwyczajów przegapił on jeden mecz z powodu niedyspozycji - kiedy złapał grypę jelitową. Kontuzje, urazy? Nie do pomyślenia, kiedy zadbasz o każdy szczegół swojego życia.
Vinicius zatrudnia łącznie 39 osób, które dbają o poziom jego treningu, regenerację, dietę, a także finanse. Brazylijczyk jest jednym z najgorzej zarabiających piłkarzy w pierwszej kadrze Realu Madryt, jednak troszczy się jedynie o to, aby starczyło na inwestycję w samego siebie. W Madrycie kupił dom, gdzie stworzył prywatną siłownię dorównującą wyposażeniem najlepszym europejskim klubom. Kazał nawet zainstalować kriokomorę. Kucharz dba o jego zbilansowaną dietę opartą na białym mięsie. Dwa razy w tygodniu “Vini” pozwala sobie na małą ekstrawagancję żywieniową. Nie chodzi jednak o podwójny zestaw z fast-foodu, a ryż i fasolę. Detale tworzą całość.
- Nie martwi mnie, że z ligi hiszpańskiej odeszli Leo Messi czy Cristiano Ronaldo. Mamy młodych zawodników jak Vinicius - stwierdził przed startem rozgrywek Javier Tebas, prezes La Liga.
Vinicius wziął sobie także do serca słowa Ancelottiego o zminimalizowaniu liczby dotknięć piłki, by zmaksymalizować efekty bramkowe. W efekcie każdy z ligowych goli padł po co najwyżej dwóch wcześniejszych kontaktach z futbolówką. Portal "Statsbomb" wyliczył również, że o prawie trzy metry zmniejszył się przeciętny dystans od bramki, z którego 21-latek oddaje strzały. Koniec z uderzeniami na wiwat. Nieopierzony skrzydłowy transformuje się w snajpera wyborowego. Chociaż ostatni mecz pokazuje, że czasem "Vini" nadal może sobie pozwolić na małe holowanie piłki. Wystarczy, że po drodze minie kilku rywali i wszystko zakończy bramką.

Misja: Klasyk

Teraz przed Realem Madryt i Viniciusem najtrudniejsze dotychczas zadanie w tym sezonie - El Clasico. Chociaż Barcelona w ostatnim czasie, eufemistycznie mówiąc, nie zachwyca, historia tych spotkań pokazuje, że faworyt na papierze to jedno, boiskowa rzeczywistość drugie. Już przed pierwszym gwizdkiem można jednak zakładać, że 21-latek będzie dziś zawodnikiem, który przysporzy defensywie “Dumy Katalonii” mnóstwo problemów.
Pod wodzą Ronalda Koemana słowo “monolit” jest jednym z ostatnich, którymi można by określić linię obrony ekipy z Camp Nou. Obsada prawej strony prawej strony prezentuje się na tyle mizernie, że bez cienia ironii podpisanie kontraktu z 38-letnim Danim Alvesem wydaje się rozsądnym ruchem. Czy ustępuje on klasie Oscara Minguezy, Sergino Desta lub Sergiego Roberto? Niezależnie od tego, który z nich znajdzie się w wyjściowym składzie, już Vinicius zadba, aby przetestować jego umiejętności. Tak jak zrobił to przed rokiem.
- Vinicius to zawodnik, który sprawi kibicom Realu jeszcze wiele radości. Trzeba mu zaufać, może pokonać każdego rywala, bo posiada jedną ważną cechę - na boisku on nigdy się nie chowa, nie ukrywa. Jest stworzony do rozgrywania wielkich spotkań - przyznał Carlos Abrantes, skaut Flamengo, który pracował ze skrzydłowym “Królewskich”.
Siedem goli i pięć asyst w jedenastu spotkaniach. Średnia ponad trzech dryblingów, dwóch kluczowych podań na mecz i 40% oddanych strzałów, które są zamieniane na bramki. Sezon 2021/22 na razie bezsprzecznie należy do Viniciusa Juniora, który wreszcie dojrzał do seniorskiego futbolu. Z jeźdźca bez głowy zamienił się w jeźdźca apokalipsy zwiastującego rywalom klęskę. Jeśli utrzyma formę, po ostatnim gwizdku na Camp Nou będzie mógł powiedzieć: Vini, vidi, vici.

Przeczytaj również