Mecz prawdy dla dwóch reprezentantów Polski. Jest jeden minus ich wspólnej gry

Mecz prawdy dla dwóch reprezentantów Polski. Jest jeden minus ich wspólnej gry
Rafal Oleksiewicz / PressFocus
Jak zagramy z Anglią w obronie? Żeby było szczelnie, trzeba korzystać ze znanych metod. Dlatego rozwiązanie widzimy tylko jedno i jest to ustawienie z czwórką obrońców, na bokach z Bartoszem Bereszyńskim i Maciejem Rybusem, ale przede wszystkim z dwójką stoperów, którą znamy i która zna siebie. Kamil Glik i Jan Bednarek mają przed sobą trudny mecz na Wembley.
Dziś nie ma co kombinować. Kamil Glik i Jan Bednarek są zgrani, znają swoje zachowania boiskowe i dobrze się komunikują. A na pewno przejrzyście - jeden dla drugiego i nawzajem. Co chcemy uzyskać w Anglii? Wynik (ale z tym będzie niełatwo, nie czarujmy się) i wrażenie, że z reprezentacją Polski dzieje się coś dobrego.
Dalsza część tekstu pod wideo
Jan Bednarek ma duże uznanie do swojego etatowego partnera, to przy nim zaczynał przygodę z orzełkiem na piersi i kiedy tylko w składzie brakowało jego starszego kolegi, to podkreślał, że to piłkarz nie do zastąpienia. A jednocześnie, że Kamil Glik to Kamil Glik, a on jest Jan Bednarek. Za to Glik dobrze czuje się z Bednarkiem, bo z jakim początkującym u boku miałby więcej pewności? Sam Janek podchodzi do meczu z Anglią bardzo, aż dziwnie... optymistycznie.
- Anglia to zespół z ogromną jakością w ataku. Jeśli jednak jesteś agresywny, wywierasz presję, bywasz nieprzyjemny, to jest to trudne dla każdego jednakowo. Tak zamierzamy grać, agresywnie, ale także kreować okazje bramkowe. Koncentrujemy się głównie na sobie. Przyjeżdżamy na Wembley, myśląc nie tylko o bronieniu. Chcemy zepchnąć ich do defensywy - powiedział Polak.
Ustawienie z trójką obrońców nie zostanie raczej jedynie eksperymentem, a projektem do doskonalenia. Zobaczymy, jak będzie układała się sytuacja klubowa Pawła Dawidowicza, Sebastiana Walukiewicza oraz czy w Sampdorii Bartek Bereszyński nadal będzie wystawiany na identycznej pozycji, czyli w bloku trzech obrońców. Natomiast materiał ludzki do dalszych prób mamy.
Jednak dziś gramy z rywalem bardzo poważnym. I z dwóch powodów systemami 3-5-2 ani 3-4-3 grać nie powinniśmy. W końcu reprezentanci Polski nie mają jeszcze opanowanego nowego ustawienia. Jesteśmy w fazie nauki, przywyknięcia do pomysłu, że tak to w kadrze będzie wyglądało na stałe.
Po pierwsze Paulo Sousa chce dostosowywać formację pod spotkanie z konkretnym rywalem. Jest elastyczny taktycznie, myślący, starający się wyciągać wnioski przed, a nie po danym meczu. A przy rzetelnym przeanalizowaniu gry Anglików wiadomo, że to rywal, z którym bardzo trudno byłoby piłkarzom realizować założenia taktyczne, którymi jest nacechowany system 3-5-2. Zwłaszcza, że podopieczni Garetha Southgate’a sami grają trójką z tyłu.
Po drugie reprezentacja nie ma przed sobą masy jednostek treningowych przed Mistrzostwami Europy. Za to zgrupowania mają służyć budowaniu nie tylko pojęcia taktycznego, ale także atmosfery w ekipie, ważne się morale zespołu. A te zawsze na końcu ustawia mecz. Dlatego naiwne, ofensywne wyjście na Anglię swoją ’’husarią” raczej dobrze na drużynę nie wpłynie. Można dostać czwórkę i do kolejnego zgrupowania mieć w głowie ten blamaż.
Jaki jest minus wystawienia duetu Glik - Bednarek? Ano taki oczywisty. To nie ich sezon. Obrońca Benevento powrotu do swojej Serie A nie może nazwać lekkim, łatwym i przyjemnym. Choć jest ważną postacią w klubie, to także jego nierówna forma przekłada się na wiele traconych bramek.
Zamieniamy nazwisko Glika na Bednarka, Benevento na Southampton, a Serie A na Premier League i mamy dokładnie to samo. Polski obrońca nie jest najgorszym piłkarzem swojego klubu, absolutnie. Ale dostosował się do słabego poziomu kolegów, czego potwierdzeniem był przede wszystkim mecz z Manchesterem United i przyjęte 9 goli.
Glik i Bednarek stracili łącznie 104 bramki w tym sezonie klubowym. Są pechowi i grają z kolegami, których wielkim wsparciem nazwać nie można. Ale razem mogą znowu pokazać siłę. A nawet jeśli nie jesteśmy o tym przekonani, warto to sprawdzić. Gdzie ma się o tym przekonać Paulo Sousa, jak nie na Wembley?

Przeczytaj również