Ustawienie, którym pewnie już nie zagramy, narażanie Roberta Lewandowskiego. Czy warto było szaleć tak?

Po co było narażać Lewandowskiego? Inni rotowali, my założyliśmy galowy garnitur na fatalną Andorę
Tomasz Kudała / PressFocus
Polska bez większych problemów pokonała Andorę (3:0), bo zwyczajnie pokonać ją musiała. Problem w tym, że mecz ten przyniósł nam przede wszystkim problemy, których można było uniknąć. Czy Robert Lewandowski w ogóle powinien grać w tym spotkaniu? Czy warto było - biorąc pod uwagę małą liczbę “testów” przed Euro - stawiać na ustawienie, którego raczej nie zobaczymy w żadnym z ważniejszych spotkań? Można mieć spore wątpliwości.
Zanim “Biało-Czerwoni” wyszli na murawę stadionu Legii, odbyło się kilka innych spotkań eliminacji do mistrzostw świata. Dania u siebie mierzyła się z Mołdawią. Trener skandynawskiej reprezentacji, mając na uwadze konieczność rozegrania trzech spotkań w ciągu kilku dni, w najłatwiejszym z nich zdecydował się na oszczędzanie kluczowych zawodników. Już za dwa dni Duńczyków czeka bowiem bardzo trudny i jednocześnie niezwykle ważny mecz z Austrią. Domowe starcie przeciwko Mołdawii na ławce zaczęli więc m.in. Christian Eriksen, Yussuf Poulsen, Martin Braithwaite, Pierre-Emile Hojbjerg, Thomas Delaney, Simon Kjaer czy Andreas Christensen.
Dalsza część tekstu pod wideo
Jak poradzili sobie zmiennicy? Wygrali 8:0. Z zespołem - nie ma wątpliwości - nawet nieco lepszym niż Andora. Pewne zwycięstwo i regeneracja gwiazd.
Francja, mimo wpadki w pierwszym spotkaniu, drugie rozpoczęła m.in. z Kylianem Mbappe na ławce. Nasz najbliższy rywal - Anglia - kilku kluczowych graczy oszczędził podczas meczu z San Marino. A my musieliśmy na Andorę, która reprezentuje zdecydowanie najniższą europejską półkę, wyjść niemal w galowym garniturze. Choćby z Robertem Lewandowskim, który trzy dni wcześniej grał 90 minut z Węgrami, a zaraz miał stanąć w szranki z Anglikami. “Lewy” to maszyna, ale też potrzebuje regeneracji. Trudno wyobrazić sobie do niej lepszą okazję, niż domowe starcie z fatalną Andorą.
Mądry człowiek po szkodzie, ale efekt tej decyzji mamy teraz. Lewandowski z powodu urazu kolana może nie zagrać w spotkaniu z Anglią. Nawet jeśli Paulo Sousa koniecznie chciał wystawić snajpera Bayernu w podstawowym składzie, to czy nie można było zdjąć go w przerwie, gdy było już pozamiatane, a on sam miał na swoim koncie gola?
Posłanie w bój kluczowych zawodników w takim spotkaniu miałoby jeszcze jakiś sens, gdybyśmy w ten sposób chcieli złapać niezbędne szlify przed Euro. Przetestować ustawienie, zgrać się, zobaczyć funkcjonowanie pewnych automatyzmów między piłkarzami, którzy zapewne wystąpią też w najważniejszych spotkaniach.
My jednak zdecydowaliśmy się na słabego rywala rzucić trzech napastników. Chociaż - po pierwsze - spokojnie wygralibyśmy ten mecz nawet i jednym. Jakimkolwiek. Zaryzykuję, że choćby Karolem Świderskim. Po drugie - nie oszukujmy się - nie wyszlibyśmy na Anglię, Hiszpanię, a pewnie też Szwecję czy Słowację, właśnie trójką snajperów. Nawet jeśli Paulo Sousa w dyplomatycznych słowach mówił po meczu, że tak przecież mogłoby być.
Wygraliśmy, ale możemy mieć po tym zwycięstwie pewnego kaca. Wydaje się, że wiele rzeczy można było tu rozegrać lepiej. Pozostaje jednak wierzyć w to, że nasz nowy selekcjoner wie, co robi. I obroni się, gdy przyjdzie pora prawdziwego testu.

Przeczytaj również