"Duński Liverpool FC" najbardziej innowacyjnym klubem na świecie. To oni są przyszłością nowoczesnego futbolu

"Duński Liverpool" najbardziej innowacyjnym klubem na świecie. To oni są przyszłością nowoczesnego futbolu
ricochet64/shutterstock.com
W dzisiejszym meczu Ligi Mistrzów na Anfield spotkają się dwie najlepiej wykonujące wrzuty piłki z autu drużyny w Europie. To już dawno przestało być śmieszne. Futbolowa rewolucja danych ostatecznie dotarła na najwyższy poziom.
Midtjylland nie miało szczęścia. Kiedy po raz pierwszy w historii awansujesz do fazy grupowej Ligi Mistrzów, niekoniecznie od razu chcesz wylosować rewelację poprzednich rozgrywek (Atalantę), niedawnego zwycięzcę turnieju (Liverpoolu) oraz inną europejską solidną firmę (Ajax). Zaczęło się zresztą zgodnie z potencjalnymi obawami. Na inaugurację Atalanta po prostu nie miała dla mistrzów Danii litości. A na Anfield wyzwanie będzie jeszcze większe.
Dalsza część tekstu pod wideo

Początki innowacji

Zanim przejdziemy do tego, co łączy - tak, to nie pomyłka - Liverpool i Midtjylland, warto zwrócić uwagę na to, co mają ze sobą wspólnego jeden z czterech debiutantów tegorocznej edycji (pozostali to Basaksehir, Krasnodar i Rennes) oraz RB Lipsk. Otóż powstanie FC Midtjylland również datuje się na najnowszą historię.
Trwające ponad dekadę negocjacje zakończyły się dokładnie 6 kwietnia 1999 roku. To wtedy oficjalnie ogłoszono, że dwaj lokalni rywale: Ikast FS oraz Herning Fremad będą tworzyć od tamtej pory jeden klub. FC Midtjylland miało dwóch ojców-założycieli. Pierwszym był przedsiębiorca Johnny Rune. Drugi to autoryzowany dealer Mercedes-Benz, Steen Hessel.
Klub z miasteczka Herning, położonego na dzielonym z Niemcami Półwyspie Jutlandzkim, natychmiast wywalczył awans do duńskiej Superligi, a w kolejnym sezonie od razu zakwalifikował się do rozgrywek Pucharu UEFA. Niedługo później zaczął być też utożsamiany z innowacją. Na początek jeszcze tylko w kraju, kiedy w 2004 roku sprzedał prawa do nazwy swojego nowego stadionu oraz założył pierwszą w Danii profesjonalną akademię piłkarską. Dziś ma ona ponad 100 klubów partnerskich, z czego jeden w Nigerii. To z niej wyszli sprzedani następnie za siedmiocyfrowe sumy (oczywiście w euro) tacy piłkarze, jak Simon Kjaer, Winston Reid czy Pione Sisto.
Wkrótce o Midtjylland usłyszano również na całym kontynencie.

Trendsetterzy

Kolejny etap w rozwoju klubu rozpoczął się sześć lat temu, kiedy jego większościowym udziałowcem został będący już wówczas zarazem właścicielem angielskiego Brentford - Matthew Benham. Podobnie jak jego odpowiednik z Brighton & Hove Albion, Tony Bloom, o którym pisaliśmy niedawno tutaj, Benham dorobił się fortuny jako zawodowy hazardzista. To, co przyniosło mu sukces w tamtej branży, postanowił spróbować przenieść do futbolu.
- Zawodowy hazardzista szuka przewagi nad rynkiem - tłumaczył w tym tygodniu na łamach “The Guardian” prezes FC Midtjylland, Rasmus Ankersen, w Polsce najlepiej znany jako autor książki pt. “Kopalnie talentów”. - Nie zawsze będzie miał rację, ale szuka wartości. Niestety, w piłce nożnej występuje wiele mechanizmów opartych na emocjach, które prowadzą ludzi do podejmowania nierozsądnych decyzji. To wiele utrudnia.
W Midtjylland już w 2014 roku zaczęto wykorzystać takie dane, jak współczynnik goli oczekiwanych xG czy tzw. “asysty drugiego stopnia”. Zatrudniono trenerów od techniki uderzenia piłki (choćby Polaka Bartka Sylwestrzaka) czy wrzutów piłki z autu. Wszystko po to, żeby móc lepiej oceniać występy zawodników, znaleźć “okazje” na rynku transferowym i wreszcie obalić szereg piłkarskich mitów.
Dotychczasowy efekt? Trzy tytuły mistrza Danii, zwycięstwo nad Manchesterem United w pierwszym meczu fazy pucharowej Ligi Europy (“Czerwone Diabły” potrzebowały trzech bramek w końcówce rewanżu, by awansować do kolejnej rundy) i pierwszy w historii udział w Lidze Mistrzów. W tegorocznych kwalifikacjach do najbardziej prestiżowych rozgrywek w Europie Midtjylland pozostawiło w pokonanym polu trzech uczestników poprzednich edycji: Łudogorec Razgrad, Young Boys Berno oraz Slavię Praga.

Przyrodni brat

Co to wszystko ma jednak wspólnego z Liverpoolem?
Znacznie więcej, niż można sądzić. Do tego stopnia, że na łamach cytowanego “Guardiana” spotkanie na Anfield określono mianem “derbów Moneyball”, a Liverpool nazwano “wysokobudżetowym, przyrodnim bratem” Midtjylland. Związki pomiędzy oboma klubami sięgają bowiem dalej niż osoby wspomnianego wyżej trenera od wrzutów piłki z autu, Thomasa Gronnemarka (nasz autorski wywiad z Gronnemarkiem znajdziesz tutaj).
Swoją cegiełkę do spektakularnych sukcesów zespołu Juergena Kloppa w ostatnich latach dołożył również klubowy dział researchu. Pracuje w nim m.in. analityk, który ukończył doktorat z fizyki na Uniwersytecie Harvarda. Cały dział miał odegrać istotną rolę w transferach szeregu kluczowych obecnie zawodników Liverpoolu. Mistrzowie Anglii postanowili poszukać przewagi nad rynkiem. Zupełnie niczym Benham.
Na boisku różnica jakości między Liverpoolem a Midtjyllandem może dzisiejszego wieczoru okazać się oczywiście ogromna. Najbardziej znanym nazwiskiem w drużynie prowadzonej przez trenera Briana Priske jest nie kto inny jak właśnie Pione Sisto, który powrócił tego lata do byłego klubu po czterech sezonach spędzonych w Hiszpanii. Spośród pozostałych graczy, którzy wystąpili przed tygodniem przeciwko Atalancie, aż sześciu ma rocznikowo mniej niż 23 lata. Dwóch to Duńczycy (Anders Dreyer i Nicolas Madsen). Pozostali pochodzą ze Szwecji (Jens Cajuste), Islandii (Mikael Anderson), Nigerii (Frank Onyeka) i Brazylii (Evander).
Jest jednak coś, czym mistrz Danii będzie z pewnością starał się zaskoczyć swojego przyrodniego brata.
- Kiedy spojrzysz w dane, 49% wszystkich naszych bramek w poprzednim sezonie zostało zdobytych po stałych fragmentach gry - zauważył kapitan i absolwent akademii FC Midtjylland, a także były środkowy obrońca Celtiku, Erik Sviatchenko.
W jaki sposób dzisiejsi rywale Liverpoolu odwrócili losy ostatniego ligowego meczu przeciwko Brondby? Oczywiście nie inaczej jak z wykorzystaniem rzutów wolnych i rożnych.

Z góry na dół

Niezależnie od tego, jak zakończy się debiutancka kampania Midtjylland w Lidze Mistrzów, klub z samego środka Jutlandii nie zamierza się zatrzymywać. Ani zdradzać swoich najnowszych sekretów.
- Nie sądzę, byśmy wymyślali “fizykę kwantową” - uważa jednak Ankersen. - To, gdzie nadal możemy mieć przewagę, wynika z tego, że u nas idzie to “z góry”. Nie jesteśmy dwoma stażystami, którzy w piwnicy pracują z danymi. Wiara w system pochodzi od Matthew i ode mnie, a następnie schodzi “niżej”.
Gdyby Midtjylland zdarzyło się dziś objąć na Anfield prowadzenie, nie należy spodziewać się, że mistrzowie Danii cofną się głęboko we własne pole karne. I to nie tylko dlatego, że ich szczegółowe analizy wykazały, że nie warto bronić bramkowej przewagi.
- To odpowiada również naszemu stylowi gry - wyjaśniał prezes klub. - Nasze nastawienie nie polega na cofnięciu się. Całe DNA klubu opiera się na osiąganiu rzeczy zamiast chronieniu tego, co już mamy.
Pierwszy etap rewolucji danych skoncentrował się na krajowym, duńskim podwórku. Drugi dotarł właśnie na europejskie salony. W Midtjylland pracują teraz nad trzecim. Z tego procesu nikt się już nie śmieje.

Przeczytaj również