We wtorek rozmowa Kulesza-Sousa. Selekcjoner jak kamień w bucie PZPN. Rozważane różne scenariusze [NASZ NEWS]

We wtorek rozmowa Kulesza-Sousa. Selekcjoner jak kamień w bucie PZPN. Rozważane różne scenariusze [NASZ NEWS]
Rafal Oleksiewicz / PressFocus
Paulo Sousa przyleci do Polski w przyszłym tygodniu. Selekcjoner reprezentacji Polski spotka się we wtorek z prezesem PZPN, Cezarym Kuleszą, aby podsumować rok, ale nie tylko. Choć kurz po porażce z Węgrami opadł, napięcie wokół Portugalczyka wciąż jest duże. Rozmowa z szefem federacji ma choć trochę poprawić stosunki pomiędzy stronami, aby w pełni skupić się na zadaniu: przyszłorocznych barażach o mundial w Katarze. Co dalej? Po cichu analizowane są różne scenariusze.
Gdy reprezentacja Polski wracała ze zgrupowania w Hiszpanii selekcjoner i prezes PZPN nie zamienili ze sobą ani słowa choć siedzieli w samolocie w jednym rzędzie. Brak chemii pomiędzy Sousą i Kuleszą nie jest żadną tajemnicą, a nakłada się na to kilka czynników. Szef federacji nie mówi po angielsku, co jest podstawową barierą w bezpośredniej komunikacji. Selekcjoner to spadek po poprzedniku, Zbigniewie Bońku, co jest nie bez znaczenia. Boniek nie zdecydował się na zwolnienie Sousy po zawalonych mistrzostwach Europy. Tę decyzję zostawił swojemu następcy. Tylko, że na zmianę nie było czasu, bo tuż po EURO reprezentacja wznawiała grę w el. MŚ. Zainstalowanie swojego trenera wiązałoby się z ogromnym ryzykiem. Było właściwie niemożliwe, a pamiętajmy, że nominacja selekcjonera jest zawsze dla prezesa PZPN jedną z najważniejszych, autorskich i wizerunkowych decyzji. Takiej Kulesza nie mógł podjąć w swoich pierwszych stu dniach pracy, którymi niczym premier rządu chwalił się w ostatnim czasie. I teraz ma ból głowy.
Dalsza część tekstu pod wideo

Trudne relacje

Mimo wszystko prezes starał się nie wtrącać. Zostawił po staremu i podziałało, bo Biało-Czerwoni zaczęli punktować, wygrywając wszystkie mecze poza zremisowanym, rozegranym na dobrym poziomie starciem z Anglikami. Kadra obrała kurs na spokojną zimę, z którego zboczyła na ostatniej prostej.
Na przestrzeni ostatnich miesięcy trwała mała wojna podjazdowa, bo Sousa co chwilę musiał słuchać, że za mało go w Polsce, nie ogląda meczów PKO BP Ekstraklasy, zarabia krocie, i jest trudny do koordynowania. Gdy w przestrzeni publicznej pojawiła się informacja, że ma wylądować u prezesa na dywaniku - taki był przekaz na zewnątrz, choć potem go tonowano, że to zwykłe spotkanie robocze - wściekł się, że o takich rzeczach dowiaduje się z internetu, a nie z bezpośredniej komunikacji. Ta już trudna z powodu bariery językowej relacja tylko się pogarszała i właściwie zupełnie rozpadła. Jej pozytywnym akcentem można uznać granie do jednej bramki w sprawie Matty'ego Casha.
Wina nie leży po jednej stronie, bo selekcjoner z racji otrzymania nowego zwierzchnika też stał się bardziej „elektryczny”. Być może uznał, że po wymianie ludzi w gabinetach jest ciałem obcym, dlatego do minimum ograniczył wizyty w Warszawie. Czuł się bezpodstawnie atakowany. Kulminacją trudnych relacji było wszystko to, co stało się wokół meczu z Węgrami. Zamiast zamknąć rok zwycięstwem na PGE Narodowym, była porażka na boisku i ciąg decyzji, których nie przedyskutowano wewnętrznie, a które stały się w następnych dniach problemem reprezentacji, PZPN i najważniejszych ludzi w polskiej piłce – Kuleszy, Sousy czy Roberta Lewandowskiego.
Znów rozgorzała dyskusja, co zrobić z portugalskim szkoleniowcem. Część działaczy, rozgrzana atmosferą na VIP-ach podczas spotkania młodzieżówki w Krakowie, domagała się natychmiastowej dymisji. Jako kubeł zimnej wody ponownie zastosowano gigantyczne zarobki Sousy i odprawę, jaką trzeba by wypłacić jemu oraz jego sztabowi. Grzmiano, ile milionów straciła federacja przez brak organizacji barażu na własnym terenie. W niektórych publikacjach zaprezentowano liczby napompowane do absurdalnych kwot - wliczających już awans na mundial, a nawet wyjście z grupy!

Spotkanie naprawcze

Po porażce z Węgrami dzień później miało dojść do spotkania na szczycie z selekcjonerem, ale Kulesza ostatecznie je odwołał - podobnie jak inne spotkania dzień po upadku Twierdzy Narodowy. Wyjechał do Białegostoku, a Sousa w środę wrócił do domu. Od tego czasu panowie nie rozmawiali, choć jeszcze kilka razy musieli zabierać głos, przez oświadczenia i wywiady, jak to było z odpoczynkiem kapitana.
Początek kadencji Kuleszy oceniany jest raczej pozytywnie. Jednak wyniki reprezentacji są najważniejsze w odbiorze jego pracy wśród opinii publicznej, a z tą jego sztab mocno się liczy. Nikt tego nie powie głośno, ale dla nowego prezesa Sousa jest jak kamień w bucie. Uwiera go. To nie jego człowiek. Jest trudny do nadzorowania. Irytuje decyzjami bez nawet nieformalnego porozumienia, bo do tej pory nie wypracowano działającej komunikacji.
Po wyborach nowe władze od początku starają się mocno zaznaczyć swoją obecność, a w najważniejszym obszarze nie mogą. Hamulcem jest głównie kalendarz, bo nawet gdyby szef federacji chciał dokonać zmiany, bez względu na koszta, czas znów jest niefortunny. Nowy trener nie miałby ani chwili, żeby poznać piłkarzy i wdrożyć swoje plany przed potencjalnie najważniejszym meczem 2022 roku. A to mogłoby skończyć się katastrofą i plamą na wizerunku prezesa.
Dlatego spotkanie, które odbędzie się w najbliższy wtorek, ma być nie tylko podsumowaniem ostatnich miesięcy, ale przede wszystkim normalizacją stosunków na najbliższe cztery miesiące, kiedy reprezentacja potrzebuje spokoju i gry do jednej bramki. Na szczęście losowanie baraży, mimo że bez rozstawienia, było dla Polski łaskawe i samo rozładowało atmosferę. Ścieżka B, w której po ewentualnym wyeliminowaniu Rosji, możemy trafić w finale na Szwecję lub Czechy, daje nadzieje na grę w Katarze.

Sousa wyleci nawet po awansie?

Co jeśli się nie uda? Sousa na sto procent pożegna się z kadrą. A jeśli awansujemy? To już analiza mocno do przodu, ale jak słyszymy taki scenariusz wcale nie musi oznaczać, że selekcjoner na sto procent zostanie z kadrą.
Po cichu analizowane są różne scenariusze. Łącznie z takim, żeby jednak wybrać swojego człowieka, który miałby przygotować zespół na mundial. Kulesza dużo o tym myśli, radzi się swoich ludzi, ale wie, że taka decyzja znów byłaby mocno ryzykowna, o czym przekonaliśmy się, gdy Boniek niespodziewanie wymienił Jerzego Brzęczka na Sousę na kilka miesięcy przed mistrzostwami Europy.
Jeśli reprezentacji udałoby się przejść trudne baraże, prezes tak odważną zmianą naraziłby się na krytykę i ogólnonarodową dyskusję. Porażka kadry oznacza więc łatwy wybór. Natomiast sukces to na 99 procent przełknięcie faktu, że Portugalczyk zostanie jego niepokornym pracownikiem na kolejny rok.

Przeczytaj również