Największe zagrożenie Rakowa Częstochowa? Niepokojące słowa właściciela. "To może zwiastować koniec"

Największe zagrożenie Rakowa? Niepokojące słowa właściciela. "To może zwiastować koniec"
Pawel Jaskolka / PressFocus
W letnim okienku transferowym Raków Częstochowa będzie dysponował budżetem w granicach 500 tysięcy euro. To kwota mniejsza niż większości zespołów z angielskiej czwartej ligi. To kwota równa z wydatkami Wisły Kraków na sprowadzenie Enisa Fazlagicia. Czy zatem możemy w ogóle jakkolwiek zakładać, że "Medaliki" awansują do Ligi Mistrzów?
Ostatnie tygodnie są absurdalnie intensywne dla Rakowa. Niemal absolutne przyklepanie mistrzostwa Ekstraklasy, finał Pucharu Polski, odejście Marka Papszuna po siedmiu latach współpracy, powierzenie drużyny niedoświadczonemu Dawidowi Szwardze. Stwierdzenie, że to dużo, byłoby pewnym niedopowiedzeniem. Działo się tam mniej więcej tyle, ile w oscarowym "Wszystko, wszędzie, na raz".
Dalsza część tekstu pod wideo
Niemniej przynajmniej połowa tych wydarzeń była dla "Medalików" niezwykle miła. Walka o obronę jednego tytułu, zgarnięcie drugiego - historycznego. W ten sposób ekipa z Częstochowy ugruntowała swoją pozycję na polskim rynku i piękną klamrą spięła dokonania wspomnianego Papszuna, który dźwignął drużynę z II ligi na najwyższy ze szczytów polskiej piłki. Wydawać by się zatem mogło, że teraz Raków czekają równie piękne czasy - zmagania w eliminacjach do Ligi Mistrzów, budowanie kolejnego wieloletniego projektu z utalentowanym szkoleniowcem na ławce. Problem w tym, że na tym najważniejszym etapie zaczyna brakować rzeczy, no cóż, najważniejszej, czyli po prostu pieniędzy. Latem 2023 roku Raków będzie łożył na transfery jeszcze mniej, chociaż już teraz nie należał do najbardziej rozrzutnych zespołów.
- Nie chciałbym, żebyśmy wydali więcej niż 500 tys. euro w oknie. Bardziej będziemy celować w darmowe transfery, wypożyczenia. […] Nie możemy sobie pozwolić na szastanie pieniędzmi - zapowiedział Michał Świerczewski w wywiadzie dla "Meczyków", który znajdziecie TUTAJ.
500 tysięcy euro, czyli w zasadzie nic. Z jednej strony trudno się właścicielowi drużyny spod Jasnej Góry dziwić - w końcu przez kilka lat regularnie dokładał do interesu i to naprawdę poważne sumy. Z drugiej jednak możemy być świadkami bardzo pesymistycznego obrazu - stopniowego zatracania się w przeciętności drużyny, która naprawdę dobrze prosperowała.

Częstochowski problem klubu

Częstochowa - sama w sobie - nie jest bogatym miastem. Jest też miastem małym, ze stosunkowo słabo rozwiniętą bazą kibicowską. To czynniki, które negatywnie odbijają się na Rakowie. Jeśli zaś dołożymy do tego decyzje lokalnych polityków, którzy wolą przeznaczać środki na inne zespoły (do czego mają pełne prawo), to zrozumiemy, że zarządzanie "Medalikami" jest po prostu bardzo kosztowne.
Brak własnego stadionu i konkretnych przychodów z tytułu dnia meczowego, brak potężnego sponsora, wreszcie brak historii w sprzedawaniu piłkarzy za duże pieniądze. Tylko jeden z zawodników, który opuścił drużynę Marka Papszuna, kosztował więcej niż milion euro. W 2021 roku Salzburg wyłożył pięć milionów euro za Kamila Piątkowskiego, ale to tyle. Pozostali piłkarze to zysk rzędu kilkuset tysięcy euro, ale i w tym wypadku lista nie jest długa - Iwo Kaczmarski, Oskar Zawada, Felicio Brown Forbes, Jakub Szumski. Kolejny - Jakub Łabojko - poszedł za śmieszne 90 tysięcy euro. Raków niechętnie sprzedaje i robi to nie najlepiej. Do tego wspomniany "problem" z miastem, którego istotę podkreślał sam Michał Świerczewski.
- Częstochowa nie jest bogata, ma swoje problemy infrastrukturalne, a na domiar złego przez dłuższy czas trwała w zapaści sportowej. Mam świadomość, że zdecydowanie prościej byłoby działać w Warszawie, w Krakowie, w Gdańsku czy w Poznaniu. Gdybyśmy prowadzili Raków w większym ośrodku miejskim, już znajdowalibyśmy się zdecydowanie dalej - ocenił w rozmowie z "Weszło.com".
W ostatnich dniach Częstochowa rozdzieliła dotacje dla klubów sportowych. Raków otrzymał 130 tysięcy złotych, czyli 870 tysięcy mniej niż Skra. Należy jednak podkreślić, że klub Świerczewskiego może przy tym liczyć na konkretne środki z tytułu promocji miasta (mówi się o około 2 mln złotych). Niemniej - przyszli mistrzowie ESA nie mają po drodze z miastem, a szczegóły dotyczące dystrybucji środków podatników tylko to potwierdzają.
Oczywiście warto przy tym zadać sobie pytanie - czy kluby powinny być jakkolwiek finansowane nie z kieszeni prywatnych przedsiębiorców. Może się bowiem skończyć tak, jak we Wrocławiu, gdzie zwierzęta w zoo okazały się mniej ważne od piłkarzy lub tak, jak w Chorzowie, gdzie Ruch otrzymał 100 milionów (!!!) od rządu, co opisywaliśmy TUTAJ.

Na Zwolińskim do Ligi Mistrzów

Sedno historii pozostaje przy tym niezmienne - Raków po prostu nie ma pieniędzy. Z wypowiedzi Michała Świerczewskiego wynika, że skończyły się tłuste lata dla jego drużyny. Sam właściciel ma świadomość, że drużyna może zostać zdegradowana do innej rangi. Potwierdził to w wywiadzie przeprowadzonym przez naszego dziennikarza Dawida Dobrasza.
- Kibice muszą sobie zdawać z tego sprawę, że ten obecny sezon jest absolutnie wyciśnięciem maksa z tego klubu. Nie zakładam np. czegoś takiego, że powinie nam się noga i będziemy walczyć o utrzymanie. Ciężko będzie powtórzyć taki sezon jak obecny, co nie znaczy, że nie zrobimy wszystkiego, żeby zaprzeczyć tej teorii - przyznał.
Dowodem na nadchodzące problemy Rakowa może być nowa polityka transferowa. Jako się wcześniej rzekło, klub zamierza wydać około 500 tysięcy euro. Wobec tego wszystkie cele "Medalików" będą dotyczyły albo wolnych piłkarzy, albo zawodników, których można wypożyczyć. Na ten moment na radarze jest kilkadziesiąt nazwisk, coraz głośniej mówi się o Johnie Yeboahu oraz Łukaszu Zwolińskim. Aby jednak sprowadzić przynajmniej jednego z nich, Śląsk Wrocław lub Lechia Gdańsk muszą, co pewnie w obu przypadkach nastąpi, spaść z Ekstraklasy. Mistrz Polski trzyma zatem kciuki za niepowodzenie innej drużyny, żeby się wzmocnić - oto spełnienie obaw dotyczących kondycji naszego futbolu.
Warto przy tym zwrócić uwagę na klasę wspomnianych graczy. Nie ujmując niczego Yeboahowi lub Zwolińskiemu, to niekoniecznie są to postaci, które - na pierwszy rzut oka - mogłyby realnie pomóc w walce o Ligę Mistrzów. Jasne, mówimy o wyróżniających się ligowcach, ale nic ponad to. Takich piłkarzy w Rakowie prawdopodobnie będzie jednak więcej, bo chociaż skauting klubu jest dobry, to trudno wierzyć, że uda się upolować jedną okazję za drugą. Tym bardziej, że niełatwo kusić mistrzowskimi aspiracjami. Te zostały zaspokojone i, obawiam się, zatracone.
Jestem przy tym zafrapowany wcześniejszymi działaniami "Medalików", które doprowadziły do tego, że budżet będzie naprawdę nikły. Raków sam pozbawił się około 3 milionów złotych, ponieważ nie wypełni limitu zawartego w przepisie o młodzieżowcu. Jakkolwiek by nie podchodzić do tych reguł, to w ciągu mistrzowskiego sezonu klub prawdopodobnie straci więcej niż będzie mógł wydać przed startem następnych rozgrywek.
Dziwaczna praktyka, tym bardziej, że przecież drużynę - siłą rzeczy - trzeba będzie oprzeć na młodszych zawodnikach. Jakby tego było mało, za kilka miesięcy przepis o młodzieżowcu zniknie z Ekstraklasy, za co odpowiada między innymi Wojciech Cygan, czyli prezes klubu spod Jasnej Góry.

Jasny plan, niejasna przyszłość

Znamiennym jest fakt, że w tym historycznym dla Rakowa dniu więcej mówi się z jednej strony o gigantycznym sukcesie ekipy Marek Papszuna, z drugiej zaś o niepewności względem drużyny Dawida Szwargi. 32-latek wkracza na grząski teren - musi zmierzyć się z miejscową legendą. Z człowiekiem, który, do spółki z Michałem Świerczewskim, zbudował najlepszy zespół w Polsce. Rodzi to pewne obawy, których nie kryje także sam właściciel "Medalików".
Świerczewski wie, że sporo ryzykuje. Szwarga nie ma bowiem żadnego doświadczenia w samodzielnej pracy w klubie. Do tej pory był tylko asystentem - w Rakowie i GKS-ie Katowice, skąd niedługo wyciągnie sobie asystenta, Tomasza Włodarka. Nie jest to imponujące CV, a przecież przed młodym szkoleniowcem stoją wyzwania, z którymi nie poradzili sobie bardziej zaprawieni w bojach koledzy po fachu. Wystarczy tylko spojrzeć na historię pucharowych debiutów kilku uznanych trenerów:
  • Maciej Skorża - Amica Wronki 2004/05 - play-off eliminacji Pucharu UEFA, 1:1 z JFK Ventspils,
  • Jan Urban - Legia Warszawa 2007/08 - 2. runda eliminacji Pucharu Intertoto, 0:3 z Vertą Wilno,
  • Adam Nawałka - Zagłębie Lubin 2002/03 - 1. runda eliminacji Pucharu Intertoto, 1:1 z Dinaburgiem,
  • Michał Probierz - Jagiellonia 2010/11 - 3. runda eliminacji Ligi Europy, 1:2 z Arisem Saloniki,
  • Waldemar Fornalik - Ruch Chorzów 2010/11 - 1. runda eliminacji Ligi Europy, 2:1 z Szachtiorem Karagandą.
Pięciu trenerów, pięć różnych klubów, jedno zwycięstwo, wywalczone w starciu z Kazachami. To martwiący prognostyk, a przecież każdy z wymienionych wyżej szkoleniowców miał już za sobą pewien okres indywidualnej pracy. Można bronić Szwargi, że będzie kontynuatorem myśli Papszuna, że przecież, jako asystent, zna tę drużynę od podszewki. Ale to nie do końca jest to samo.
- Brak doświadczenia, jeśli chodzi o pracę jako samodzielny trener. To jest pewien problem. Gdyby Dawid to doświadczenie miał, to byłoby mu zdecydowanie łatwiej. Padło w środę na konferencji takie pytanie, czy zatrudniłbym Dawida Szwargę, gdyby był asystentem w innym klubie. Nie. W takiej sytuacji nie mogłoby to mieć miejsca. To byłoby zbyt duże ryzyko - zauważył sam Świerczewski w "Meczykach".
Właściciel Rakowa uchylił również rąbka tajemnicy w sprawie odejścia Marka Papszuna. W "TVP Sport" przyznał bowiem, że nie mógł dogadać się ze szkoleniowcem w kwestii finansów. Doskonale koreluje to ze słowami samego 48-latka, który wcale nie wykluczył, że bardzo szybko wróci na ławkę trenerską. Być może nie chodzi więc o to, że Papszun potrzebuje przerwy, chce oddać się rodzinie (w taki scenariusz sam usilnie wierzyłem). Być może jeden z najlepszych polskich trenerów zauważył, że kolejny sezon z "Medalikami" wiązałby się z nieuniknionym spadkiem jakości, bo klub sam zaciąga hamulec ręczny i nie zamierza wykonywać kolejnego skoku do przodu.
Pod Jasną Górą zmieni się więc wszystko. Chociaż Szwarga zarzeka się, że zamierza rozwijać dotychczasowe schematy, a nie przeprowadzać autorską rewolucję, to trudno wierzyć, że Raków zagra kolejny tak wybitny sezon. Już samo założenie stawiania na młodzież to zapowiedź zmian kadrowych. Do tego należy pamiętać o potencjalnych transferach z klubu - wciąż głośno jest o ofertach za Vladana Kovacevicia. "Medaliki" mają przeistoczyć się w klub w większym stopniu samowystarczalny, który dostarcza kolejne produkty na wielką giełdę młodych talentów. Szkopuł w tym, że trudno to połączyć z walką o najwyższe cele. Chociaż zatem plan na dalsze funkcjonowanie jednego z największych polskich zespołów wydaje się jasny, to zarazem zwiastuje koniec pewnej epoki w Częstochowie. I to na kilka miesięcy przed startem walki o Ligę Mistrzów.
Oby nie skończyło się tak, że kiedy Raków już będzie mógł, to wtedy nie będzie mógł się ruszyć.

Przeczytaj również