Wielkie święto Lecha Poznań. Piękne chwile przy Bułgarskiej. "Na to trzeba sobie zasłużyć"

Wielkie święto Lecha Poznań. Piękne chwile przy Bułgarskiej. "Na to trzeba sobie zasłużyć"
własne
Setne urodziny ma się tylko raz. Z takiego założenia wyszedł Lech Poznań przygotowując się do obchodów okrągłego jubileuszu swojego powstania. W minioną sobotę osobiście się przekonaliśmy, że mecz “Kolejorza” z Jagiellonią Białystok był ważny nie tylko ze sportowego punktu widzenia.
Według danych z 2020 roku w Polsce żyje mniej więcej 4,4 tysiąca stulatków, co stanowi malutki odsetek całego społeczeństwa. W przypadku klubów piłkarskich ten procent rozkłada się nieco bardziej okazale. W Ekstraklasie aktualnie występuje dziewięć z tak pokaźnym rodowodem: Cracovia, Wisła, Radomiak, Warta, Raków, Legia, Jagiellonia, oraz dwa zespoły obchodzące swoje stulecie w tym tym roku - Bruk-Bet Termalica Nieciecza (choć oczywiście pod obecną nazwą funkcjonuje on znacznie krócej) oraz właśnie Lech Poznań.
Dalsza część tekstu pod wideo
Kibice w stolicy Wielkopolski wcześniej narzekali na brak atmosfery stulecia w tym jakże ważnym dla klubu sezonie. Już jednak same przygotowania do jubileuszowego spotkania z Jagiellonią mogły wskazywać, że 19 marca klub z nawiązką nadrobi zaległości związane z urodzinami. Jeśli ktoś nie poczuł wyjątkowości sobotniego spotkania na Bułgarskiej, to już chyba nie uda się go w żaden sposób przekonać. Mecz 26. kolejki PKO BP Ekstraklasy był bowiem prawdziwym piłkarskim świętem.

Kontrolerów nie spotkasz

Ten urodzinowy dzień zaczynam w okolicach ronda Starołęka w południowo-wschodniej części miasta. Do meczu mniej więcej dwie godziny. Na przystanku czeka już spora grupa kibiców odzianych w niebiesko-białe szale i inne akcesoria. Wśród nich jest choćby Andrzej, rocznik 58. Wiem to, bo na koszulce meczowej “Kolejorza” sprzed dwóch sezonów widnieje w formie numeru ciekawe stylizowana… dokładna data urodzin (z dniem i miesiącem). Czuć, że to już doświadczony fan, bo nie wsiada do pierwszego lepszego tramwaju. W przeciwieństwie do reszty wiary (czyli po poznańsku ludzi) zgromadzonej wokół niego. Ci niecierpliwią się, wsiadają do tramwaju linii nr 13., choć on pojedzie na stadion dookoła miasta. To nie jest jednak dla nich ważne - kluczowe jest po prostu dostać się na Bułgarską.
Chcę zagaić Andrzeja o jego przywiązanie do klubowych barw i dość ciekawą kompozycję nazwiskowo-numerową na jego koszulce, ale zaraz po odjeździe “trzynastki” na torach melduje się “jedynka”, która - tak, jak myślałem - jest już dość zatłoczona. Nie dziwi mnie to, wszak do pierwszego gwizdka zostało już teraz tylko półtorej godziny, a klub radził być tego dnia nieco wcześniej na stadionie. Niewielu kibiców odbija swoje PEKI (Poznańska Elektroniczna Karta Aglomeracyjna). Być może większość z nich ma po prostu bilety okresowe. Niewykluczone jednak, że korzystają z dobroci pewnej niepisanej zasady, że akurat w tramwajach prowadzących na stadion w dniu meczu zwykle kontrolerów po prostu nie ujrzymy - a już na pewno nie takich starających się wykonywać swoje obowiązki służbowe.
Między pasażerami trwają debaty na najróżniejsze tematy. Ktoś narzeka na kolejną podwyżkę cen masła, ktoś inny wspomina, jak kiedyś w Poznaniu istniały trzy kluby w najwyższej klasie rozgrywkowej. Oczywiście nie brakuje też opowieści związanych z legendarnymi dla kibiców "Kolejorza" meczami, na których mieli okazję dopingować Lecha w przeszłości. Można usłyszeć charakterystyczny brzdęk otwierania puszki. Obecność piwka w czasie podróży na stadion nie jest niczym niezwykłym. Co jednak ważne, wszystkiemu towarzyszy pełna kultura. Nikt nie jest pijany, nikt nie zachowuje się niestosownie.

Słodkie w tramwaju

Dojeżdżamy do skrzyżowania Głogowska/Hetmańska, czyli jesteśmy mniej więcej w połowie drogi. Niedaleko stąd, w sierpniu 1920 roku w wówczas podpoznańskiej wsi Dębiec, stanowiącej dzisiaj jedną z dzielnic Poznania, założono zespół o nazwie Lutnia Dębiec. Pierwotnie to właśnie ta data była świętowana przez kibiców drużyny przy okazji różnego rodzaju rocznic. Dopiero po latach przyjęło się, że klub swoje urodziny świętuje w marcu, a jest to związane z przyjęciem właśnie w tym miesiącu, tyle że w roku 1922, do Poznańskiego Związku Okręgowego Piłki Nożnej.
Dzień przed meczem na terenie starego, nieistniejącego już stadionie Lecha na Dębcu przygotowano przepiękne racowisko - podobne wydarzenia miały miejsce również w innych miejscach w Poznaniu, w tym pod Stadionem Miejskim. Pokaz pirotechniczny, choć piękny, okazał się jednak kłopotliwy dla niektórych mieszkańców miasta. Wskazywali oni na zakłócanie ciszy nocnej czy też dość nieszczęśliwe okoliczności związane z trwającą inwazją na Ukrainę. Kibice odpierali jednak te zarzuty, twierdząc, że jeden weekend radości związany z urodzinami ich ukochanego klubu jest jednak tutaj właściwym powodem. A przepychanki miały miejsce głównie w Internecie i ciężko znaleźć odpowiednie ich rozwiązanie.
To właśnie też w okolicach skrzyżowania Głogowskiej z Hetmańską w bimbie (gwarowe określenie tramwaju) pojawiają się pierwsze przyśpiewki poznańskich fanatyków. Słychać charakterystyczne "W grodzie Przemysława...", padają pojedyncze zrywy mające na celu przekonanie się, kto wygra mecz. - Przesuwamy, przesuwamy, mamy tort na stulecie - wybrzmiewa żartobliwie z ust grupy kibiców, którzy próbują dostać się do tramwaju na kolejnym przystanku, gdy ten jest już tak właściwie zapchany, że nie ma gdzie wcisnąć szpilki. Czuć, że tego dnia przy Bułgarskiej padnie rekordowa w obecnym sezonie frekwencja.

Kibice niczym wierni

Wysiadanie z tramwaju trwa tego dnia przeraźliwie długo. Cały proces przypomina nieco kołowanie samolotu nad lotniskiem - każdy z pojazdów musi bowiem poczekać na swoją kolej. Gdy w końcu udaje się zaczerpnąć nieco świeżego powietrza, z miejsca uderza mnie ogrom tłumu człapiącego w okolicach stadionu. W czasach po wybuchu pandemii koronawirusa tylu osób jednocześnie w jednym miejscu w Poznaniu chyba jeszcze nie było. Wrażenie robią też lasery, które wyświetlają na membranie (ta niestety raczej ze względu na swoją czystość wrażenia robić nie może) stadionu między innymi przydomek klubu, “Kolejorz”, stylizowany na “Kole100rz”.
lech100
własne
Pod takim też napisem, tyle że w formie stojącej i podświetlonej instalacji przestrzennej widzę nie tylko krzątających się kibiców chcących zrobić sobie z nim “selfie”, ale także grupę filmowców. - Czuć atmosferę wielkiego piłkarskiego widowiska! - rzuca do mnie z uśmiechem postać, która okazuję się moim kolegą z cotygodniowego kopania piłki, Piotrem Czarnotą. Stoi wraz z Michałem Wiraszko, na co dzień wokalistą zespołu “Muchy”, który pięć lat temu wraz z Adamem Brzozowskim nagrali pieśń “Nie idziesz sam” z okazji 95. urodzin Lecha. Przy stadionie kręcą nową wersję teledysku do właśnie tego utworu.
- Podejmiemy się próby stworzenia zbiorowego portretu wszystkich ludzi emocjonalnie związanych z “Kolejorzem”. Jej efektem ma być wideo, w którym główną rolę grają ci, bez których nie istnieje żaden klub, czyli kibice, bo jak mawia porzekadło: “kościół to nie budynek, tylko wierni”. W mojej głowie ten klip jest pomostem kulturowym unifikującym mieszkańców Poznania, wokół setnej rocznicy powstania jego sportowego symbolu i ukazuje jego miłośników ze wszystkich grup wiekowych, społecznych i zawodowych naszego miasta - pisał Michał w piątek na swoim Facebooku.

Tylko wieloletnia wizja

Pod stojącą przed stadionem lokomotywą tłumy. W “lasku”, w którym przed spotkaniami można nieco zaspokoić swoje pragnienie, też roi się od fanów ubranych w niebieskie bądź białe stroje - w zależności od tego, czy ktoś zasiądzie tego dnia na górnej czy dolnej części trybun. Dwóch kibiców narzeka na wspomnianą już wcześniej membranę, jeden z nich uważa, że błędem było niezastosowanie na miejskim obiekcie rozwiązania a la Allianz Arena, który pozwoliłoby na bardziej efektowne wizualizacje na elewacji stadionu i przede wszystkim przepuszczałoby więcej światła na murawę.
- Tylko wieloletnia wizja, a nie krótkotrwały zryw. Zobaczcie, jak skończyła na przykład Polonia Warszawa Józefa Wojciechowskiego - pada z ust innej grupy fanów. Kibice Lecha doskonale pamiętają, jak w pewnym momencie już po tym, jak klub wpadł w ręce rodziny Rutkowskich, zachłyśnięto się sukcesami. To stąd Lech musiał później zacisnąć pasa, ale teraz jest jednym z najlepiej prowadzonych klubów w Polsce. Jego akademia produkuje kolejnych reprezentantów kraju, a “Kolejorz” bije kolejne rekordy transferowe.
lech100-2
wlasne
Fani w Poznaniu czekają jednak przede wszystkim na trofea. To bardzo wymagająca publiczność, której apetyt od lat pozostaje niezaspokojony. Klubowa gablota świeci pustkami od 2016 roku, kiedy Lech sięgnął po Superpuchar Polski. Ostatnie mistrzostwo zdobył z kolei sezon wcześniej. To dlatego Kacper, jeden z kibiców, zapytany przez ekipę telewizyjną o to, czego życzy “Dumie Wielkopolski” z okazji urodzin, odpowiada dość krótko - dubletu.

Największy koncert w Polsce

Na stadionie melduję się jak na swoje standardy dość wcześniej, ponad pół godziny przed pierwszym gwizdkiem. Z potężnych głośników wybrzmiewa nietypowa, nieco bardziej oldschoolowa niż zwykle playlista. Mocny muzyczny akcent obecny jest też już tuż przed rozpoczęciem spotkania. Na murawę wychodzi Liber, który wykonuje inny rocznicowy utwór Lecha z przeszłości - “Czystą grę” - powstały na 85-lecie. Dotąd największym koncertem w historii polskiego rapu był ten z zeszłego roku, na którym Mata wystąpił przed 40 tysiącami osób na warszawskim lotnisku Bemowo. Na Twitterze padają stwierdzenia, że w takim razie Liber przebił chyba swojego młodego kolegę po fachu.
Inni śmieją się, że retro nie są jedynie stroje obu zespołów - zarówno piłkarze Lecha, jak i Jagiellonii wychodzą bowiem na ten mecz w strojach stylizowanych na te z przeszłości - ale też ich gra w pierwszej połowie. Rzeczywiście jest ona bowiem dość dyskretna. Gospodarze próbują, starają się kontrolować grę, ale wydaje się, jakby podopieczni Macieja Skorży grali na zaciągniętym ręcznym hamulcu. Nie jest to zresztą żadne zdziwienie, gdyż akurat w ostatnich latach, gdy już przy Bułgarskiej meldował się komplet lub prawie komplet widzów, to zwykle byliśmy świadkami bezbarwnych spotkań.
- Może w Lubinie ludzi było z 20 razy mniej, ale za to gra była proporcjonalnie lepsza niż ta tutaj - rzucam w przerwie na trybunie prasowej, pamiętając o mojej całkiem udanej wizycie dzień wcześniej na Dolnym Śląsku, gdzie Warta Poznań pokonała Zagłębie Lubin aż 4:0. Dużo ciekawsze od zakończonej połowy jest ogłoszenie “Złotej XI”, do której trafia m.in. Bartosz Bosacki czy nieobecny na tym meczu ze względu na spotkanie Bayernu Robert Lewandowski. Największe owacje i tak wywołuje jednak… Mirosław Okoński, jedna z największych legend w historii “Kolejorza”, któremu jako jednemu z nielicznych wybaczono w Poznaniu nawet chwilowy (i poniekąd przymusowy) mariaż z warszawską Legią.

Prezent urodzinowy

Gdy część kibiców stoi jeszcze w kolejkach do punktów gastronomicznych, na boisku wszystko zmienia się niemal z samym początkiem drugiej części spotkania. Nie mijają nawet dwie minuty od gwizdka sędziego Pawła Raczkowskiego, a Lech trafia do siatki po raz pierwszy tego wieczoru. Po dośrodkowaniu Joela Pereiry, Jesper Karlstroem zgrywa piłkę do Mikaela Ishaka, a kapitan gospodarzy bez problemów pokonuje Zlatana Alomerovicia.
W 53. minucie jest już 2:0, a tym razem gol pada po dwójkowej akcji Jakuba Kamińskiego i wprowadzonego w przerwie Joao Amarala. Wejście Portugalczyka na boisko jest zresztą jedną z kluczowych decyzji trenera Macieja Skorży w kontekście losów tego spotkania. 30-latek notuje bowiem asystę również przy trzecim trafieniu dla gospodarzy. Jego autorem jest już jednak inny z rezerwowych w tym meczu, Dawid Kownacki.
“Kownaś” swoją trzecią bramkę dla Lecha zdobywa nieco ponad minutę od zameldowania się na boisku. Na nie wchodzi wraz z innym wychowankiem “Dumy Wielkopolski”, Tomaszem Kędziorą, dla którego jest to pierwsze spotkanie od momentu powrotu do Poznania. Powrotu, który na pewno by się nie wydarzył tak szybko, gdyby nie atak Rosji na Ukrainę i wypożyczenie z Dynama Kijów.
lech100-3
własne
“Kendi” ma ogromne poparcie trybun, które skandują jego imię i nazwisko, a na to na Bułgarskiej trzeba naprawdę swoje zasłużyć. Kibice tego dnia honorują również prawdziwą klubową legendę Eugeniusza Głozińskiego, czyli pana Genia, zmarłego w 2020 roku byłego piłkarza i wieloletniego pracownika klubu, który pojawia się na ogromnej sektorówce. Później oczywiście jest też obowiązkowy pokaz pirotechniczny. Całemu procesowi towarzyszą odpowiednie transparenty, które w całości tworzą chyba najważniejsze przesłanie w tak szczególnym dla Lecha dniu:
“Kolejorzu, życzymy Tobie… Trofeów, wiernych kiboli, prawdziwych Lechitów… oraz hucznej zabawy”
I chyba o to w każdych urodzinach powinno chodzić!

Przeczytaj również