Wielkie wyzwanie przed Realem Madryt. 4 powody, dla których "Królewscy" mogą nie obronić mistrzowskiego tytułu

Wielkie wyzwanie przed Realem Madryt. 4 powody, dla których "Królewscy" mogą nie obronić mistrzowskiego tytułu
Cordon Press / PressFocus
Czy Real Madryt utrzyma się na hiszpańskim szczycie? Obrona mistrzostwa kraju to dla “Królewskich” nie lada wyzwanie. A chociaż podopieczni Zinedine’a Zidane’a wydają się być na pole position tego wyścigu, to historia, która przecież uwielbia się powtarzać, nie jest ich sprzymierzeńcem. Rywale też z pewnością nie oddadzą im tytułu bez walki.
Ostatni raz “Los Blancos” zdobyli dwa mistrzostwa z rzędu w latach 2007-2008. Kawał czasu temu. Szczególnie patrząc na to, że mówimy o najbardziej utytułowanej drużynie na Półwyspie Iberyjskim. Często po sukcesach ligowych w Realu przychodziło pewne rozprzężenie, zbytnie samozadowolenie, czasem zmęczenie materiału. Przeciwnicy - głównie Barcelona - znajdowali sposób na niedawnych mistrzów. Tym razem może być podobnie. Znaleźliśmy kilka powodów, które mogą uniemożliwić, albo przynajmniej utrudnić madrytczykom utrzymanie palmy pierwszeństwa w La Liga.
Dalsza część tekstu pod wideo

1. Apatia transferowa

W ostatnich latach Florentino Perez zdecydowanie dojrzał w roli prezydenta klubu. Minęła era “Galacticos” i hitowych transakcji na hurra, które kosztowały klub dziesiątki milionów. Postawiono na skauting i wyławianie młodych perełek, zamiast uczestniczenia w transferowym wyścigu szczurów. Sęk w tym, że tego lata prezes “Królewskich” przesadził w drugą stronę. Jak na razie kadra nie została wzmocniona ani jednym zawodnikiem. Wrócił tylko Martin Odegaard. A tak to ruch odbywa się wyłącznie na zewnątrz drużyny..
Jak dobrze wiemy, rozgrywki ligowe to maraton, gdzie decyduje solidność, konsekwencja, równa, skuteczna gra. Niełatwo będzie o sukces z tak stosunkowo wąskim składem. Kołderka, którą ma do dyspozycji “Zizou”, staje się coraz krótsza. Odkrywa zbyt dużo mankamentów. Dotyczy to szczególnie linii ataku, będącej małą piętą achillesową ekipyz Madrytu. Strzelecki sukces w poprzednim sezonie zapewniali Karim Benzema i Sergio Ramos. Raz się udało, ale czy znów opłaci się opieranie ofensywy na środkowym obrońcy?
Nawet w najlepszych drużynach potrzeba regularnej dostawy świeżej krwi. Utytułowani zawodnicy muszą mieć konkurentów, czuć ich oddech na plecach. W przeciwnym razie rozpędzone byki zamieniają się w święte krowy. Dziwić może zatem postawa “Los Blancos”, którzy bez żalu spieniężyli Achrafa Hakimiego i oddali na wypożyczenie Reiniera oraz fantastycznie rokującego Takefusę Kubo. Przecież sytuacja w bocznych sektorach Realu nie prezentuje się zbyt kolorowo. Przy okazji ostatniego sparingu gotowi do gry byli tylko Rodrygo i Vinicius. Gareth Bale siedzi na walizkach, zaraz wyniesie się do Londynu, a Eden Hazard nadal nie odkrył praw rządzących ludzkim metabolizmem.
Nie oznacza to oczywiście, że “Królewscy” powinni rzucić się w wir zakupów. Jednak zdecydowanie przydałoby się chociaż jedno wzmocnienie drużyny “Zizou”. W celu zaostrzenia rywalizacji i utrzymaniu głodu wygrywania.

2. Ciekawe okienko Barcelony

Zwłaszcza, że główni konkurenci “Los Blancos” są troszeczkę bardziej aktywni na rynku. W Barcelonie przeciętnego na boisku i niesubordynowanego poza nim Arthura zastąpiono Miralemem Pjaniciem, który jest gwarancją wysokiego poziomu grania. Bośniak powinien idealnie odnaleźć się w systemie 4-2-3-1 preferowanym przez Ronalda Koemana.
Zmurszały skład odmłodzono kilkoma perspektywicznymi graczami. 17-letni Pedri sprowadzony z Las Palmas był w ubiegłym sezonie wiodącą postacią na zapleczu La Liga. Równie dynamicznym i pełnym energii piłkarzem jest Francisco Trincao. Portugalczyk w debiucie udowodnił, że wchodzi do Barcelony bez strachu, z otwartym umysłem i wielkim talentem.
- Trincao posiada wszystko, aby odnieść sukces na Camp Nou. Ma przed sobą wielką przyszłość, potrafi strzelać, grać jeden na jeden, jest kreatywny - chwalił go jego rodak, Deco. - To świetny nabytek. Podobało mi się jak szuka przestrzeni, czasem trzyma się bliżej środka, czasem schodzi ze skrzydła - komplementował młokosa Ronald Koeman.
Ofensywa “Blaugrany” przejdzie największą rewolucję, jeśli weźmiemy pod uwagę powrót starych-nowych piłkarzy, czyli Philippe Coutinho i Ousmane Dembele. Gwiazdorzy ściągnięci za ponad 100 milionów wcześniej zawiedli, zapracowali na miano niewypałów, ale wraz z nadejściem nowej trenerskiej miotły liczą na przełom. W pierwszym sparingu obaj wpisali się na listę strzelców. Wiele wskazuje na to, że do stolicy Katalonii niedługo zawita też Memphis Depay, dobry znajomy Koemana. W reprezentacji Holandii napastnik zanotował 11 bramek i 11 asyst pod okiem nowego trenera Barcelony. Z drugiej strony, “Duma Katalonii” pożegna się najpewniej z Luisem Suarezem.
3. Messi? Se queda!
Gdyby Leo Messi postawił na swoim i odszedł do Manchesteru City, kibice Realu mogliby wyjmować szampany i przedwcześnie świętować zdobycie mistrzostwa. Nie oszukujmy się, Argentyńczyk to najlepszy strzelec, asystent, kreator i drybler na Camp Nou, a także w całej lidze. To jak gdyby wyjąć silnik, akumulator i kierownicę z Ferrari. Messi to Barcelona, a Barcelona to Messi. I tak pozostanie. Przynajmniej przez najbliższy rok.
Atmosfera na linii Messi-zarząd jest napięta jak nigdy dotąd. Wątpliwe jednak, aby wpłynęło to na sportową dyspozycję kapitana Barcelony. Lata lecą, trenerzy się zmieniają, a filigranowy atakujący nadal pozostaje jednym z najlepszych na świecie. Ostatni, bezowocny sezon może tylko napędzić formę króla strzelców poprzednich rozgrywek. Wystarczy przypomnieć, że gdy ostatni raz “Barca” nie zdobyła ani jednego trofeum (był to sezon 2013/14), rok później Leo poprowadził drużynę do potrójnej korony. I zgarnął przy okazji Złotą Piłkę. Real musi mieć się na baczności. Podrażniony Messi to najlepszy Messi.

4. Koniec duopolu

Nie tylko zespół Koemana ma chrapkę na detronizację “Królewskich”. Po latach ogólnego marazmu i nieprzerwanej dominacji katalońsko-kastylijskiego tandemu, w La Liga wreszcie może dojść do pewnych przetasowań. Barcelona i Real straciły status nieśmiertelnych. Niewykluczone, że nadszedł kres ich hegemonii, o czym szerzej pisaliśmy tutaj.
O czym mowa? A no na przykład Villarreal przeprowadził w teorii perfekcyjne okienko transferowe. Załatano wszystkie luki, a Unai Emery dysponuje odpowiednią głębią składu. Z kolei Sevilla straciła Sergio Reguilóna i Evera Banegę, ale ich następcy już przybyli do Andaluzji. W sparingowym meczu z Levante Ivan Rakitić zanotował pierwszego gola po powrocie do klubu z Estadio Ramon Sanchez Pinjuan, a na debiut czeka utalentowany Marcos Acuna. Gdyby “France Football” organizowało alternatywną galę Złotej Piłki dla dyrektorów sportowych, cudotwórca z Sewilli, Monchi, w cuglach wygrałby większość edycji.
Nie można również przedwcześnie skreślać Atletico Madryt. Niedawno Liverpool przekonał się o tym na własnej skórze. “Los Colchoneros” nie przeprowadzili (jeszcze?) spektakularnych transferów, jednak wszyscy wiemy, że liderem tego projektu jest Diego Simeone. Niezależnie od personaliów, trzeba uważać na “Bandę Cholo”.
***
Real podejdzie do startu rozgrywek z łatką faworyta, aczkolwiek powtórzenie wyniku z ostatniego sezonu będzie dla podopiecznych Zidane’a niezwykle wymagające. Konkurencja nie śpi. “Los Blancos” chyba znów muszą liczyć na długowieczność Sergio Ramosa, Karima Benzemy czy Luki Modricia. A o tym, jak wystartują w nowym sezonie, przekonamy się o 21:00 w trakcie meczu z zawsze groźnym Sociedad, wzmocnionym Davidem Silvą. Na relację na żywo z tego spotkania zapraszamy na naszą stronę pół godziny przed pierwszym gwizdkiem arbitra.

Przeczytaj również