"Wielu kibiców ucieszyłoby się ze spadku". Słynny klub coraz bliżej klęski. Fani mają dość właściciela

"Wielu kibiców ucieszyłoby się ze spadku". Słynny klub coraz bliżej klęski. Fani mają dość właściciela
Alter Photos/SIPA USA/PressFocus
Jest jednym z najbardziej utytułowanych hiszpańskich klubów, ale od dłuższego czasu znajduje się ogromnym kryzysie. Kolejne zmiany trenerskie, chaos w pionie sportowym, a przede wszystkim niechęć kibiców wobec właściciela - to największe problemy Valencii. W jej oczy realnie zagląda widmo spadku.
W tabeli wszech czasów Primera Division Valencia ustępuje tylko trzem zespołom - Realowi, Barcelonie i Atletico. Latami dobrze sobie też radziła na arenie międzynarodowej. Wprawdzie wraz z nadejściem napędzanych petrodolarami drużyn pozycja “Los Che” w europejskiej hierarchii oczywiście nieco osłabła, ale wydawało się, że po przejęciu klubu przez Petera Lima na Mestalla powrócą sukcesy. Nic z tego. Niedługo minie dekada, od kiedy Singapurczyk został właścicielem Valencii. Dziś zdecydowana większość kibiców najchętniej chciałaby jego jak najszybszego odejścia. To on w głównej mierze obarczany jest za kryzys, w który “Nietoperze” popadły już kilka sezonów temu. Przez moment wydawało się, że być może wrócą na właściwe tory za sprawą Gennaro Gattuso. Tak się jednak nie stało. Teraz misji uratowania zespołu zajmującego 18. miejsce w ligowej tabeli podjęła się legenda VCF, Ruben Baraja.
Dalsza część tekstu pod wideo

Zabrakło wsparcia

To miał być związek na lata. Gennaro Gattuso trafił na Mestalla latem ubiegłego roku z jednym, głównym celem - wskrzeszenia w drużynie iskry, z której sam znany był na boisku. 45-latek nie dostał jednak właściwego wsparcia. Klub mocno zacisnął pasa, latem wydał na transfery ledwie nieco ponad 12 milionów euro. Do zespołu dołączyli Andre Almeida, Hugo Duro i Cenk Ozkacar, a także w ramach wolnych transferów Edinson Cavani i Samu Castillejo.
Od początku wydawało się, że włoskiemu szkoleniowcowi trudno będzie zastąpić sprzedanych w tym samym okienku Goncalo Guedesa, Carlosa Solera i Maxi Gomeza. “Nietoperze” w nowy sezon wkroczyły solidnym krokiem, wygrywając na inaugurację 1:0 z Gironą. Valencia do połowy października, jeśli już przegrywała, to raczej z rywalami z podobnej lub niższej półki. Były to zresztą zwykle porażki minimalne - po 0:1 z Atletico, Athletikiem czy Barceloną.
Największe problemy zaczęły się już w nowym roku. W styczniu, co prawda, piłkarze z Mestalla zdołali przedrzeć się przez dwie rundy Pucharu Króla, ale w lidze zdobyli w tym czasie zaledwie punkt. Poza tym w półfinale superpucharu przegrali po rzutach karnych z Realem Madryt, a z Copa del Rey rozstali się po porażce z Athletikiem. Ostateczny koniec Gattuso nastąpił, gdy 29 stycznia jego zespół uległ 0:1 Realowi Valladolid.
- Gattuso świetnie rozpoczął karierę w Valencii. Włoch bardzo szybko zaraził drużynę swoim charakterem i energią. Kibice na Mestalla byli zadowoleni z tego, co prezentował zespół, ale ten płomień Gattuso stopniowo niestety gasł. Brak dobrych wyników i fakt, że klub nie pozyskał nikogo w styczniowym okienku, doprowadziły do tego, że Włoch rozstał się z klubem za porozumieniem stron - mówi w rozmowie z nami David Esteve, dziennikarz “Diario AS”.

Żywa legenda

W Walentynki klub oficjalnie ogłosił, że Włocha na stanowisku pierwszego trenera zastąpi Ruben Baraja. To decyzja o tyle odważna, że 47-latek nigdy nie prowadził drużyny w najwyższej lidze. Hiszpan sporo osiągnął z “Nietoperzami” jako zawodnik, zdobył z nimi w sumie pięć trofeów, w tym dwa mistrzostwa kraju. Jego doświadczenie trenerskie jest jednak dość skromne i ogranicza się głównie do Segunda Division. Nie ulega jednak wątpliwości, że z wizerunkowego punktu widzenia zatrudnienie Barajy może okazać się strzałem w dziesiątkę.
- Baraja jako piłkarz jest żywą legendą klubu, jednym z najbardziej utytułowanych zawodników w historii Valencii. Teraz przed nim pierwsze wyzwanie na poziomie La Ligi. Przychodzi tu z doświadczeniem na niższym poziomie, które zdobył pracując w Sportingu Gijon, Realu Saragossa, Elche czy Tenerife. Wydaje się być dobrze przygotowany do tego zadania, jego celem będzie wydobycie Valencii z dolnej części tabeli. Ponadto fani bardzo go lubią i będą po jego stronie - zauważa Esteve.
Baraja nie będzie miał więc problemu z przekonaniem do siebie trybun Mestalla. Szczególnie, że wraz z nim do drużyny w roli asystenta dołączył inny były ulubieniec kibiców, Carlos Marchena. Główne pytanie brzmi jednak, jak długo Baraja wytrzyma na stanowisku, bo pozycja trenera w Valencii w ostatnich latach jest pracą niemal tymczasową. Dość powiedzieć, że od momentu wejścia do klubu Petera Lima, przez szatnię “Los Che” przewinęło się - łącznie z Barają - już 16 różnych szkoleniowców. Dla porównania, w tym samym czasie Athletic miał ich pięciu, Real Sociedad czterech, a Atletico tylko jednego. Brak stabilizacji mocno rzutuje na wyniki zespołu, a właściwie ich brak.
- Valencia przeżywa jeden z najgorszych momentów w historii. Kryzys sportowy mocno się zaostrzył, doszło też do pęknięcia w społeczności kibicowskiej, która ma serdecznie dość Petera Lima. Zdecydowana większość fanów chce, aby Lim sprzedał swoje akcje. Niemal co tydzień odbywają się demonstracje, a podczas niedawnego meczu z Athletikiem około ośmiu tysięcy kibiców w ramach protestu weszło na stadion dopiero w 19. minucie - dodaje Esteve.

Paradoksalna szansa

Choć do końca sezonu pozostało jeszcze kilkanaście kolejek, sytuacja Valencii jest naprawdę trudna. W klubie po odpadnięciu z Pucharu Króla nikt już nie marzy o europejskich pucharach. Po zwolnieniu Gattuso drużynę w trzech meczach poprowadził etatowy tymczasowy trener, Voro. Valencia przegrała jednak wszystkie te spotkania. Na Mestalla poważnie zagląda widmo spadku.
la liga tabela 20.02
własne
Paradoksalnie wielu kibiców ucieszyłoby się z chwilowej banicji w Segunda Division. Niektórzy wierzą bowiem, że spadek doprowadziłby do odejścia z klubu Petera Lima. Sam Singapurczyk jednak raczej nie pali się do sprzedaży "Nietoperzy". Piłka nożna jest malutką częścią jego biznesowych aktywności. I mimo że podczas tej dekady od czasu do czasu potrafił on zainwestować spore pieniądze w zespół, to kibice w Walencji traktują jego erę jako kompletnie stracony czas.
- Drużyna jest w bardzo trudnej sytuacji, ponieważ wciąż czeka na pierwszą wygraną w tym roku i ma przed sobą cięzki terminarz. Valencia to jednak na tyle ważny klub w Hiszpanii, że będzie miała wsparcie fanów do samego końca. Czuję, że “Nietoperze” ostatecznie się utrzymają. Ale ich przyszłość jest nieznana, ponieważ jeśli ten projekt będzie słabł z każdym kolejnym rokiem, będzie mu bardzo trudno konkurować z najlepszymi w kraju - podsumowuje David Esteve.

Przeczytaj również